[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potę\nym susem na równe nogi i zaczął nas szukać po omacku. Wtedy rozbiegliśmy
się na wszystkie strony, gdy\ choć potwór był ślepy i nie mógł nas dojrzeć,
odczuwaliśmy jednak gwałtowny lęk przed nim i w chwili tej mieliśmy znów śmierć
przed oczyma, zwątpiwszy o naszym ocaleniu. Potwór odnalazł po omacku łapami
wrota i wybiegł przez nie, głośno rycząc, gdy my ciągle jeszcze pozostawaliśmy
między śmiertelną trwogą i nadzieją, a ziemia dr\ała w posadach od jego ryku.
Kiedy potwór opuścił zamek, wykradliśmy się po cichu za nim, a on biegał tam i z
powrotem szukając nas wszędzie. Wkrótce jednak powrócił wraz z olbrzymią samicą,
która była jeszcze większa i szpetniejsza od niego. A skoro tylko ujrzeliśmy
przy nim ową przera\ającą istotę, wielki strach znów nas obleciał, kiedy oba
potwory, szczękając zębami, jęły się do nas zbli\ać. Tedy odczepiliśmy szybko
łódz, którąśmy byli wybudowali, wsiedliśmy do niej i odbili od brzegu na pełne
morze. Ale oba potwory chwyciły w łapy po olbrzymim głazie i cisnęły je w nas,
tak \e przewa\ająca część moich towarzyszy poniosła śmierć pod tymi głazami.
Tylko trzech z nas zostało przy \yciu, ja i jeszcze dwóch innych. Aódz nasza
pomknęła chy\o i przybiła znów do jakiejś wyspy. Wędrowaliśmy po niej, a\ zapadł
zmierzch. A kiedy zrobiło się ju\ ciemno, poło\yliśmy się i mimo naszej
rozpaczy, usnęliśmy. Ale po krótkiej chwili ocknęliśmy się ze snu i ujrzeli
olbrzymiego wę\a potwornej długości i o spasionym cielsku. Zwinął się dookoła
nas w pierścień i rzucił się na jednego z mych towarzyszy połykając go a\ do
ramion. Po chwili połknął go całkowicie, a potem odpełzł sobie precz. Wszystko
to napełniło nas zdumieniem i przera\eniem. Opłakiwaliśmy naszego towarzysza i
baliśmy się o własne \ycie, mówiąc: - Na Allacha! Wielce to osobliwe, \e ka\da
nowa śmierć, która na nas czyha, jest jeszcze ohydniejsza od uprzedniej.
Cieszyliśmy się ju\ z naszego ocalenia przed czarnym ludo\ercą, ale radość nasza
okazała się przedwczesna. Na Allacha! Umknęliśmy czarnemu olbrzymowi oraz
śmierci od utonięcia. Ale w jaki sposób mo\emy uratować się od tego obrzydliwego
gada? Potem powstaliśmy z ziemi i wędrowaliśmy po wyspie, jedząc jej owoce i
pijąc z jej strumieni. Tak zeszło nam do wieczora, a wtedy wyszukaliśmy potę\ne
i wysokie drzewo. Wdrapaliśmy się na nie i poło\yliśmy się spać w jego koronie.
Ja zaś wspiąłem się na najwy\szy konar. Zaledwie jednak nastała noc i nadeszła
pora ciemności, wą\ znowu podpełzł, rozejrzał się na wszystkie strony i wspiął
na owo drzewo, w którego koronie myśmy się znajdowali. Dopełzł do góry do mojego
towarzysza, połknął go a\ do ramion i obwinął się wysoko wokoło drzewa. Potem
przełknął raz jeszcze i wchłonął nieszczęśnika całego, co widziałem na własne
oczy. W końcu wszak\e syty i najedzony zsunął się z drzewa i odpełzł precz.
Przez całą noc pozostałem na drzewie, ale skoro nadszedł dzień i zrobiło się
widno, zszedłem na ziemię na wpół martwy ze strachu i przera\enia. Chciałem się
rzucić do morza, aby wreszcie znalezć spokój od wszelkich doczesnych nieszczęść.
Ale \ycie było mi jednak zbyt miłe. śycie jest bowiem największym skarbem!
Przywiązałem sobie szeroki kawał drewna do stóp, drugi do mojego lewego boku,
trzeci do prawego, a czwarty do brzucha. Potem przymocowałem jeszcze nad moją
głową równie długie i szerokie drewno jak to, które miałem pod stopami. Wśród
tych drewien czułem się bezpieczny, gdy\ zewsząd mnie one chroniły. Wszystkie
kawałki drewna związałem mocno razem i rzuciłem się jak długi na ziemię. I
le\ałem tak bezpieczny w moim drewnianym pudle jak w zewsząd zamkniętym lochu.
Strona 11
13.txt
Kiedy zapadł wieczór, wą\ przybył jak zazwyczaj, ujrzał mnie i podpełzł blisko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.