[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I mnie się też boi Czarny Wąż! twieróił mały Tumai, óiesięcioletni chłopiec
w przepasce na biodrach, służącej mu za cały kostium, prostując się w całej swej półto-
rałokciowej okazałości. Chłopiec ten, stosownie do rodowej tradycji, miał, gdy dorośnie,
zająć na grzbiecie Kala Naga miejsce swego ojca i wziąć w rękę wypolerowany dłońmi
óiada i praóiada ankus, ciężki, żelazny hak, służący do kierowania słoniami.
Chłopiec wieóiał, co mówi. Uroóił się w cieniu Czarnego Węża, bawił się końcem
jego trąby, a gdy nauczył się choóić, prowaóił olbrzyma do boju i nigdy by nie przy-
szło do głowy Kala Nagowi opierać się rozkazom, wydawanym cieniutkim, óiecięcym
głosikiem. Wieóiał, co znaczy mały Tumai od dnia jego uroóin, kiedy to gruby Tumai
podniósł maleńką, brunatną istotkę do oczu słonia, rozkazując mu pozdrowić niemowlę
jako swego pana.
Tak twieróił mały Tumai On mnie się boi! Na dowód tego szedł do Kala
Naga, wymyślał mu od opasłych wieprzów i kazał raz po raz podnosić na przemian nogi.
Waa! chwalił go czasem Jesteś wcale óielne słonisko! A potem, po-
trząsając kudłatą głowiną, opowiadał mu, powtarzając za ojcem, różności: Wióisz,
staruchu! Chociaż rząd za grube pieniąóe kupuje słonie, są one własnością nas, a u
. Gdy bęóiesz już stary, Czarny Wężu, zjawi się tu jakiś wielki radża i, wióąc jak
jesteś wielki i roztropny, odkupi cię. Wtenczas przestaniesz pracować, a tylko ubrany
w złote kolczyki, ze złocistym palankinem na grzbiecie i w szkarłatnym, tkanym złotem
czapraku bęóiesz kroczył na czele orszaku królewskiego. Ja wówczas będę sieóiał na
twym karku ze srebrnym ankusem w rÄ™ku, a lauÊîzy z bÅ‚yszczÄ…cymi halabardami biec
będą przed nami, wołając: Z drogi przed pierwszym słoniem Jego Królewskiej Mości! To
bęóie wielka przyjemność, Kala Nagu, ale zawsze nie to, co polowanie wśród dżungli&
prawda?
Gadasz głupstwa! oburzał się zazwyczaj Gruby Tumai Jesteś mądry, jak ba-
wolątko miesięczne. Czyż uważasz za coś przyjemnego uganianie się po górach z rozkazu
rządu? Stary jestem i nie cierpię obław! Wolę stokroć patrzeć na długie szeregi stajen
murowanych, z przegrodami na każdego słonia osobno, z porządnymi słupami do przy-
wiÄ…zywania ich, z szerokimi, ubitymi placami do tresowania. Koszary w Canporze& w to
mi graj! Jest człowiek w samym niemal środku miasta i ma zaledwo trzy goóiny zajęcia
óiennie!
Mały Tumai wióiał koszary w Canporze, ale nie lubił płaskich, szerokich ulic, nud-
nego wydawania paszy z magazynów i długich goóin bezczynności, kiedy to przywiązany
do pala Kala Nag, kołysał się jednostajnie w miejscu w prawo i lewo.
Bez porównania lepiej odpowiadało mu wóieranie się na strome, słoniom tylko do-
stępne, ścieżyny i szalony pęd z góry na dół, podglądanie stad óikich słoni, pasących
się w oddali, zrywanie się spod samych nóg Kala Naga óików lub pawi, nawalne, ciepłe
ulewy, po których kłęby pary unoszą się z wszystkich gór i dolin lub ponętne marsze,
rozpoczynane o mglistym poranku, kiedy to nie wie się, góie wypadnie nocować.
Chłopiec przepadał za wytrwałym, a ostrożnym tropieniem óikich słoni i rozkoszo-
wał się ich szalonym pędem wśród strzałów i wrzasków ku rozwartym drzwiom zagrody
otoczonej palisadą. Zwierzęta wpadają jak lawina do środka, a spostrzegłszy, że nie ma
wyjścia, miotają się jak opętane, rzucając się na pale, od których odstraszają je łyskające
pochodnie i ślepe strzały.
Jest to chwila nader ważna, a nawet mały chłopiec przydać się na coś może. Tumai
porywał pochodnię, machał nią, wrzeszczał i pracował za czterech.
Najprzyjemniejszym dlań momentem było kiełznanie złapanych słoni, kiedy to zagro-
da, czyli dda, wyglądała jak w dniu końca świata, a ogłuszeni straszliwym wrzaskiem
luóie porozumiewali się na migi. Wówczas sadowił się na szczycie pala chwiejącego się
od ciągłych uderzeń w palisadę i tam w świetle pochodni, z rozwianą, płową czupryną
rud ard ki lin Księga dżungli 61
wyglądał jak młody szatanek. Kiedy hałas przycichał, rzucał pracującemu w pocie czo-
ła Kala Nagowi słowa zachęty, tonące za moment w huku strzałów, świście powrozów
i trzeszczeniu ścian.
ail ail Kala ag (Pręóej, ruszaj się, Czarny Wężu). an d (Koln3no go,
a dobrze!) al al (Powoli!) a a (Daj mu po łbie!) Przyciśn3 go do
ściany! ai a Kiaaa
Wykrzykiwał tak, gdy tymczasem przyjaciel jego uganiał się po całej dda za opornym
óikusem, a starzy, doświadczeni łowcy spoglądali z życzliwym uśmiechem na tkwiącego
u szczytu słupa malca.
Ale nie poprzestawał na tym. Pewnego razu skoczył do środka, prześliznął się pomię-
óy słoniami i pochwyciwszy koniec sznura, podał go poganiaczowi, który silił się da-
remnie na spętanie młodego słonia. Wiadomo, że z młodymi słoniami jest zawsze więcej
niż ze starymi zachodu. Spostrzegł go Kala Nag i objąwszy trąbą, podał Grubemu Tuma-
jowi, który, wymierzywszy synowi kilka porządnych klapsów, posaóił go z powrotem
na palisaóie.
Na drugi óień zgromił go:
Cóż to znowu? Wióę, że nie dość ci porządnych, murowanych stajen i nie wy-
starcza przyzwoita służba! Zachciewa ci się łowić słonie, smarkaczu? Wieó o tym, że ci
śmieróący naganiacze, byle jak płaceni, rozgadali już wszystko i sprawa doszła do samego
Sahiba Petersena.
Mały Tumai zadrżał od stóp do głowy. Niewiele wieóiał o białych luóiach, ale
w oczach jego Sahib Petersen był to największy mocarz pośród luói białych. Był on
zwierzchnikiem całej dda, dostawiał słonie rządowi i znał wybornie obyczaje tych zwie-
rzÄ…t.
I cóż teraz bęóie& ? spytał malec.
Nic dobrego, zaręczam ci! Sahib Petersen, który ugania się za tymi wściekłymi
słoniami, to istny wariat. Może tedy zażądać, byś został łowcą słoni, sypiał byle góie,
poÅ›ród trzÄ™sawisk i bagien w dżungli i by ciÄ™ na koniec zadeptaÅ‚y sÅ‚onie w dda. òiÄ™-
ki Bogu, szaleństwo to kończy się. W przyszłym tygodniu nie bęóie już obławy i nas,
przyzwoitych mieszkańców równiny, odeślą do właściwej roboty. Wówczas wypoczniemy
i zapomnimy o całym głupim polowaniu. Wściekły jestem na ciebie, żeś się wdał w to,
co jest rzeczą Assamesów, głupich luói z dżungli. Niestety, muszę wchoóić do dda,
bo Kala Nag mnie jednego słucha, ale to nie jest słoń do pętania óikusów przeznaczony,
to słoń wojskowy, rozumiesz? Toteż sieóę sobie spokojnie na nim, jak na a u a przy-
stało, na a u a, który po wysłużeniu swych lat dostaje emeryturę& rozumiesz? Ród
Tumajów za dobry jest na to, by go poniewierać po błocie dda! Niegoóiwy, wyrod-
ny synu! Ruszaj mi zaraz myć Kala Naga! A uważaj, bo ma skaleczone ucho! I pamiętaj
powyciągać mu ciernie ze stóp! Inaczej Sahib Petersen zrobi z ciebie naganiacza słoni,
tropiciela óikich zwierząt w dżungli& Marsz! Wstydz się, smarkaczu obrzydły!
Malec odszedł w milczeniu, ale, wyciągając ciernie ze stóp Kala Naga, użalił się przed
nim swej krzywdy³³.
Ot& niech bęóie, co chce! zawyrokował w końcu, opatrując prawe ucho
olbrzyma Doniesiono Sahibowi Petersenowi& tym lepiej! Może on& może on wła-
śnie& Aj! Sieói tu ogromny cierń muszę go zaraz wyciągnąć!
Przez kilka dni następnych oprowaóano świeżo złapane słonie, wprzęgłszy je po-
mięóy oswojone, a to w tym celu, by je po trochu przyzwyczaić i zapobiec wybrykom
podczas marszu ku nizinom. Poza tym kompletowano zapasy sznurów, namiotów i derek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
I mnie się też boi Czarny Wąż! twieróił mały Tumai, óiesięcioletni chłopiec
w przepasce na biodrach, służącej mu za cały kostium, prostując się w całej swej półto-
rałokciowej okazałości. Chłopiec ten, stosownie do rodowej tradycji, miał, gdy dorośnie,
zająć na grzbiecie Kala Naga miejsce swego ojca i wziąć w rękę wypolerowany dłońmi
óiada i praóiada ankus, ciężki, żelazny hak, służący do kierowania słoniami.
Chłopiec wieóiał, co mówi. Uroóił się w cieniu Czarnego Węża, bawił się końcem
jego trąby, a gdy nauczył się choóić, prowaóił olbrzyma do boju i nigdy by nie przy-
szło do głowy Kala Nagowi opierać się rozkazom, wydawanym cieniutkim, óiecięcym
głosikiem. Wieóiał, co znaczy mały Tumai od dnia jego uroóin, kiedy to gruby Tumai
podniósł maleńką, brunatną istotkę do oczu słonia, rozkazując mu pozdrowić niemowlę
jako swego pana.
Tak twieróił mały Tumai On mnie się boi! Na dowód tego szedł do Kala
Naga, wymyślał mu od opasłych wieprzów i kazał raz po raz podnosić na przemian nogi.
Waa! chwalił go czasem Jesteś wcale óielne słonisko! A potem, po-
trząsając kudłatą głowiną, opowiadał mu, powtarzając za ojcem, różności: Wióisz,
staruchu! Chociaż rząd za grube pieniąóe kupuje słonie, są one własnością nas, a u
. Gdy bęóiesz już stary, Czarny Wężu, zjawi się tu jakiś wielki radża i, wióąc jak
jesteś wielki i roztropny, odkupi cię. Wtenczas przestaniesz pracować, a tylko ubrany
w złote kolczyki, ze złocistym palankinem na grzbiecie i w szkarłatnym, tkanym złotem
czapraku bęóiesz kroczył na czele orszaku królewskiego. Ja wówczas będę sieóiał na
twym karku ze srebrnym ankusem w rÄ™ku, a lauÊîzy z bÅ‚yszczÄ…cymi halabardami biec
będą przed nami, wołając: Z drogi przed pierwszym słoniem Jego Królewskiej Mości! To
bęóie wielka przyjemność, Kala Nagu, ale zawsze nie to, co polowanie wśród dżungli&
prawda?
Gadasz głupstwa! oburzał się zazwyczaj Gruby Tumai Jesteś mądry, jak ba-
wolątko miesięczne. Czyż uważasz za coś przyjemnego uganianie się po górach z rozkazu
rządu? Stary jestem i nie cierpię obław! Wolę stokroć patrzeć na długie szeregi stajen
murowanych, z przegrodami na każdego słonia osobno, z porządnymi słupami do przy-
wiÄ…zywania ich, z szerokimi, ubitymi placami do tresowania. Koszary w Canporze& w to
mi graj! Jest człowiek w samym niemal środku miasta i ma zaledwo trzy goóiny zajęcia
óiennie!
Mały Tumai wióiał koszary w Canporze, ale nie lubił płaskich, szerokich ulic, nud-
nego wydawania paszy z magazynów i długich goóin bezczynności, kiedy to przywiązany
do pala Kala Nag, kołysał się jednostajnie w miejscu w prawo i lewo.
Bez porównania lepiej odpowiadało mu wóieranie się na strome, słoniom tylko do-
stępne, ścieżyny i szalony pęd z góry na dół, podglądanie stad óikich słoni, pasących
się w oddali, zrywanie się spod samych nóg Kala Naga óików lub pawi, nawalne, ciepłe
ulewy, po których kłęby pary unoszą się z wszystkich gór i dolin lub ponętne marsze,
rozpoczynane o mglistym poranku, kiedy to nie wie się, góie wypadnie nocować.
Chłopiec przepadał za wytrwałym, a ostrożnym tropieniem óikich słoni i rozkoszo-
wał się ich szalonym pędem wśród strzałów i wrzasków ku rozwartym drzwiom zagrody
otoczonej palisadą. Zwierzęta wpadają jak lawina do środka, a spostrzegłszy, że nie ma
wyjścia, miotają się jak opętane, rzucając się na pale, od których odstraszają je łyskające
pochodnie i ślepe strzały.
Jest to chwila nader ważna, a nawet mały chłopiec przydać się na coś może. Tumai
porywał pochodnię, machał nią, wrzeszczał i pracował za czterech.
Najprzyjemniejszym dlań momentem było kiełznanie złapanych słoni, kiedy to zagro-
da, czyli dda, wyglądała jak w dniu końca świata, a ogłuszeni straszliwym wrzaskiem
luóie porozumiewali się na migi. Wówczas sadowił się na szczycie pala chwiejącego się
od ciągłych uderzeń w palisadę i tam w świetle pochodni, z rozwianą, płową czupryną
rud ard ki lin Księga dżungli 61
wyglądał jak młody szatanek. Kiedy hałas przycichał, rzucał pracującemu w pocie czo-
ła Kala Nagowi słowa zachęty, tonące za moment w huku strzałów, świście powrozów
i trzeszczeniu ścian.
ail ail Kala ag (Pręóej, ruszaj się, Czarny Wężu). an d (Koln3no go,
a dobrze!) al al (Powoli!) a a (Daj mu po łbie!) Przyciśn3 go do
ściany! ai a Kiaaa
Wykrzykiwał tak, gdy tymczasem przyjaciel jego uganiał się po całej dda za opornym
óikusem, a starzy, doświadczeni łowcy spoglądali z życzliwym uśmiechem na tkwiącego
u szczytu słupa malca.
Ale nie poprzestawał na tym. Pewnego razu skoczył do środka, prześliznął się pomię-
óy słoniami i pochwyciwszy koniec sznura, podał go poganiaczowi, który silił się da-
remnie na spętanie młodego słonia. Wiadomo, że z młodymi słoniami jest zawsze więcej
niż ze starymi zachodu. Spostrzegł go Kala Nag i objąwszy trąbą, podał Grubemu Tuma-
jowi, który, wymierzywszy synowi kilka porządnych klapsów, posaóił go z powrotem
na palisaóie.
Na drugi óień zgromił go:
Cóż to znowu? Wióę, że nie dość ci porządnych, murowanych stajen i nie wy-
starcza przyzwoita służba! Zachciewa ci się łowić słonie, smarkaczu? Wieó o tym, że ci
śmieróący naganiacze, byle jak płaceni, rozgadali już wszystko i sprawa doszła do samego
Sahiba Petersena.
Mały Tumai zadrżał od stóp do głowy. Niewiele wieóiał o białych luóiach, ale
w oczach jego Sahib Petersen był to największy mocarz pośród luói białych. Był on
zwierzchnikiem całej dda, dostawiał słonie rządowi i znał wybornie obyczaje tych zwie-
rzÄ…t.
I cóż teraz bęóie& ? spytał malec.
Nic dobrego, zaręczam ci! Sahib Petersen, który ugania się za tymi wściekłymi
słoniami, to istny wariat. Może tedy zażądać, byś został łowcą słoni, sypiał byle góie,
poÅ›ród trzÄ™sawisk i bagien w dżungli i by ciÄ™ na koniec zadeptaÅ‚y sÅ‚onie w dda. òiÄ™-
ki Bogu, szaleństwo to kończy się. W przyszłym tygodniu nie bęóie już obławy i nas,
przyzwoitych mieszkańców równiny, odeślą do właściwej roboty. Wówczas wypoczniemy
i zapomnimy o całym głupim polowaniu. Wściekły jestem na ciebie, żeś się wdał w to,
co jest rzeczą Assamesów, głupich luói z dżungli. Niestety, muszę wchoóić do dda,
bo Kala Nag mnie jednego słucha, ale to nie jest słoń do pętania óikusów przeznaczony,
to słoń wojskowy, rozumiesz? Toteż sieóę sobie spokojnie na nim, jak na a u a przy-
stało, na a u a, który po wysłużeniu swych lat dostaje emeryturę& rozumiesz? Ród
Tumajów za dobry jest na to, by go poniewierać po błocie dda! Niegoóiwy, wyrod-
ny synu! Ruszaj mi zaraz myć Kala Naga! A uważaj, bo ma skaleczone ucho! I pamiętaj
powyciągać mu ciernie ze stóp! Inaczej Sahib Petersen zrobi z ciebie naganiacza słoni,
tropiciela óikich zwierząt w dżungli& Marsz! Wstydz się, smarkaczu obrzydły!
Malec odszedł w milczeniu, ale, wyciągając ciernie ze stóp Kala Naga, użalił się przed
nim swej krzywdy³³.
Ot& niech bęóie, co chce! zawyrokował w końcu, opatrując prawe ucho
olbrzyma Doniesiono Sahibowi Petersenowi& tym lepiej! Może on& może on wła-
śnie& Aj! Sieói tu ogromny cierń muszę go zaraz wyciągnąć!
Przez kilka dni następnych oprowaóano świeżo złapane słonie, wprzęgłszy je po-
mięóy oswojone, a to w tym celu, by je po trochu przyzwyczaić i zapobiec wybrykom
podczas marszu ku nizinom. Poza tym kompletowano zapasy sznurów, namiotów i derek [ Pobierz całość w formacie PDF ]