[ Pobierz całość w formacie PDF ]
życie? Mieć z nim dzieci? Kochać go? Co można powiedzieć komuś, kto nigdy
cię nie kochał, lecz zamierzał się z tobą ożenić wyłącznie dla twojego
nazwiska i statusu towarzyskiego? Co się mówi komuś, kto ci złamał serce?
- Do widzenia - powiedziała spokojnie i odłożyła słuchawkę.
Zakończenie spraw będących w toku okazało się łatwe. Ponieważ nie
pracowała na etacie, w ciągu tygodnia oczyściła biurko z papierów, wynajęła
swoje mieszkanie i zapakowała w dwie walizki najpotrzebniejsze rzeczy.
Stefano przyjechał po nią w mglisty dzień w połowie września. Allegra
czekała na niego na zewnątrz. Kiedy dostrzegła luksusową limuzynę, ogarnął
ją spokój. Skoncentrowała się całkowicie na celu swojej podróży.
Wysiadł z samochodu z komórką przyciśniętą do ucha. Zachowywał się
tak bezceremonialnie i obojętnie, że niepewność, którą odczuwała od tamtego
niefortunnego pocałunku, znikła. W tej chwili wyglądał tak, jakby nie pamiętał
nawet o niej, nie mówiąc już o tamtym zdarzeniu.
- Przepraszam - powiedział, gdy skończył. - To była rozmowa służbowa.
- Na to wyglądało.
Uśmiechnął się, wyraznie był w dobrym humorze.
- Powiedziałem Biance o twoim przyjezdzie. Wypatruje cię z
niecierpliwością. Dajesz nam wszystkim nową nadzieję, Allegro.
S
R
- Pamiętaj tylko, że nie ma gwarancji. Nic nie obiecuję.
- A czy są w jakiejkolwiek dziedzinie życia? - zapytał lekko, ale ona
usłyszała nutę goryczy w jego głosie.
Wsiedli do prywatnego samolotu, którym mieli polecieć do Rzymu. Ten
ewidentny dowód zamożności i potęgi Stefana speszył Allegrę.
- Czy jesteś bogatszy niż siedem lat temu? - zapytała ciekawie, kiedy
zasiadła w ogromnym, pokrytym skórą fotelu.
Zerknął na nią znad gazety.
- Troszkę.
- W której dzielnicy masz mieszkanie w Rzymie? - zapytała.
- Parioli, niedaleko willi Borghese - odparł z uśmiechem.
- Nigdy nie byłam w tym mieście - oznajmiła zawstydzona swoim
brakiem obycia. %7łycie we Włoszech spędzała w domu, w szkole przyklasztor-
nej lub w ich letniej posiadłości nad jeziorem.
- Oprowadzę cię, jeśli będziemy mieli czas.
- Nie jedziemy prosto do Abruzzo?
- Jutro. Dziś wieczór mam kolację w interesach. - Zamilkł na chwilę. -
Może byś poszła ze mną?
Allegra zesztywniała.
- Po co?
Pytanie było bezceremonialne, ale konieczne. Stefano uniósł brwi.
- Dlaczego nie? Ludzie przychodzą ze swoimi partnerami, a ja nikogo
takiego nie mam.
- Nie jestem twoją partnerką.
- Rzeczywiście - przytaknął niezrażony. - Ale jesteś teraz ze mną i nie ma
sensu, żebyś siedziała sama w obcym domu, prawda? - przedstawił swój punkt
S
R
widzenia. - Podobno mieliśmy być przyjaciółmi - dodał.
- No tak - powiedziała szybko. - Ale...
Zdała sobie sprawę, że złapał ją w jej własną pułapkę. Tak, chciała, żeby
byli przyjaciółmi. Ale chociaż bardzo pragnęła zlekceważyć tamten pocałunek
i całą ich przeszłość, nie potrafiła.
- Dobrze. - Kiwnęła potakująco głową. - Dziękuję.
Nie rozmawiali więcej, dopóki nie wylądowali na rzymskim lotnisku
Fumicino. Powietrze otuliło ją niczym pled - suche, gorące. Poczuła się, jakby
wróciła do domu.
- Dawno cię tu nie było - stwierdził, obserwując ją uważnie.
- Sześć lat.
- Przyjechałaś na pogrzeb ojca.
- Tak.
Szli po płycie lotniska w stronę wyjścia. Pogrzeb jej ojca. Popełnił
samobójstwo. Jeszcze jedna rzecz, o której postanowiła nie myśleć.
- Przykro mi, że się zabił - powiedział Stefano po chwili spokojnym i
zbyt wyrozumiałym tonem.
- Dziękuję. To było dawno temu - odrzekła rzeczowo i zdecydowanie.
Na szczęście porzucił ten temat i następne kilka chwil spędzili na
odprawie paszportowej. Potem wsiedli do kolejnego wynajętego auta. Błękitny
ocean połyskiwał za nimi, za przednią szybą rozciągała się rozległa, szara
równina, a na horyzoncie rysowały się brązowe wzgórza Rzymu.
Allegra poczuła ogromne zmęczenie. Przez ostatnie tygodnie była bardzo
zajęta, a w sensie emocjonalnym żyła na najwyższych obrotach. Oparła głowę
o siedzenie i zamknęła oczy. Nie zdawała sobie sprawy, że drzemie, dopóki
Stefano nie obudził jej lekkim szturchnięciem. Zatrzymali się w wąskiej
uliczce przed szeregiem eleganckich domów.
S
R
- No to jesteśmy - oznajmił.
Weszła za nim do domu. Był elegancko urządzony, pełen antyków,
puszystych dywanów i bezcennych obrazów, a jednak brakowało w nim piętna
indywidualności właściciela.
Nie można nic powiedzieć - myślała Allegra, podziwiając obraz
wyglądający na oryginalne dzieło Picassa - o osobie, która tu mieszka, poza
tym, że jest nieprawdopodobnie zamożna. Zastanawiała się, czy Stefano
rzeczywiście chciał, żeby tak było. Coraz wyrazniej uświadamiała sobie, że nie
znała go dobrze w okresie zaręczyn, zanim podsłuchała tę jego straszną
rozmowę z jej ojcem. Myślała o tym ze smutkiem i żalem.
- Wiem, że jesteś zmęczona - powiedział. - Możesz odpocząć na górze,
jeśli chcesz. Poproszę kucharza o lekki lunch.
- Dziękuję. - Zawahała się. - Ta dzisiejsza kolacja... to oficjalna okazja?
- Tak.
- Chyba nie mam odpowiedniego stroju - mówiła lekko, chociaż czuła się
okropnie zażenowana. - Sukienki wieczorowe nie są mi niezbędne do pracy.
Kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Wyślę kogoś do sklepów, żeby ci czegoś poszukał. Chyba że wolisz iść
sama?
Potrząsnęła głową przecząco. Nie wiedziałaby, co wybrać, a myśl o
samotnej wędrówce po Rzymie nie wydała się jej zachęcająca.
- Zwietnie. Ja muszę zająć się pracą, ale Anna, moja gospodyni,
zaprowadzi cię do pokoju.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki miła siwowłosa kobieta
pojawiła się w korytarzu.
- Tędy, signorina - powiedziała po włosku.
- Grazie - mruknęła Allegra. Jej rodzimy język zabrzmiał jakoś dziwnie.
S
R
Przez kilka lat mówiła wyłącznie po angielsku.
Poszła za Anną po grubej wykładzinie dywanowej pokrywającej schody
do pięknie urządzonej sypialni, znacznie bardziej wykwintnej niż wnętrza,
które dotąd widziała. Nawet w swoim rodzinnym domu.
Uśmiechnęła się do gospodyni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
życie? Mieć z nim dzieci? Kochać go? Co można powiedzieć komuś, kto nigdy
cię nie kochał, lecz zamierzał się z tobą ożenić wyłącznie dla twojego
nazwiska i statusu towarzyskiego? Co się mówi komuś, kto ci złamał serce?
- Do widzenia - powiedziała spokojnie i odłożyła słuchawkę.
Zakończenie spraw będących w toku okazało się łatwe. Ponieważ nie
pracowała na etacie, w ciągu tygodnia oczyściła biurko z papierów, wynajęła
swoje mieszkanie i zapakowała w dwie walizki najpotrzebniejsze rzeczy.
Stefano przyjechał po nią w mglisty dzień w połowie września. Allegra
czekała na niego na zewnątrz. Kiedy dostrzegła luksusową limuzynę, ogarnął
ją spokój. Skoncentrowała się całkowicie na celu swojej podróży.
Wysiadł z samochodu z komórką przyciśniętą do ucha. Zachowywał się
tak bezceremonialnie i obojętnie, że niepewność, którą odczuwała od tamtego
niefortunnego pocałunku, znikła. W tej chwili wyglądał tak, jakby nie pamiętał
nawet o niej, nie mówiąc już o tamtym zdarzeniu.
- Przepraszam - powiedział, gdy skończył. - To była rozmowa służbowa.
- Na to wyglądało.
Uśmiechnął się, wyraznie był w dobrym humorze.
- Powiedziałem Biance o twoim przyjezdzie. Wypatruje cię z
niecierpliwością. Dajesz nam wszystkim nową nadzieję, Allegro.
S
R
- Pamiętaj tylko, że nie ma gwarancji. Nic nie obiecuję.
- A czy są w jakiejkolwiek dziedzinie życia? - zapytał lekko, ale ona
usłyszała nutę goryczy w jego głosie.
Wsiedli do prywatnego samolotu, którym mieli polecieć do Rzymu. Ten
ewidentny dowód zamożności i potęgi Stefana speszył Allegrę.
- Czy jesteś bogatszy niż siedem lat temu? - zapytała ciekawie, kiedy
zasiadła w ogromnym, pokrytym skórą fotelu.
Zerknął na nią znad gazety.
- Troszkę.
- W której dzielnicy masz mieszkanie w Rzymie? - zapytała.
- Parioli, niedaleko willi Borghese - odparł z uśmiechem.
- Nigdy nie byłam w tym mieście - oznajmiła zawstydzona swoim
brakiem obycia. %7łycie we Włoszech spędzała w domu, w szkole przyklasztor-
nej lub w ich letniej posiadłości nad jeziorem.
- Oprowadzę cię, jeśli będziemy mieli czas.
- Nie jedziemy prosto do Abruzzo?
- Jutro. Dziś wieczór mam kolację w interesach. - Zamilkł na chwilę. -
Może byś poszła ze mną?
Allegra zesztywniała.
- Po co?
Pytanie było bezceremonialne, ale konieczne. Stefano uniósł brwi.
- Dlaczego nie? Ludzie przychodzą ze swoimi partnerami, a ja nikogo
takiego nie mam.
- Nie jestem twoją partnerką.
- Rzeczywiście - przytaknął niezrażony. - Ale jesteś teraz ze mną i nie ma
sensu, żebyś siedziała sama w obcym domu, prawda? - przedstawił swój punkt
S
R
widzenia. - Podobno mieliśmy być przyjaciółmi - dodał.
- No tak - powiedziała szybko. - Ale...
Zdała sobie sprawę, że złapał ją w jej własną pułapkę. Tak, chciała, żeby
byli przyjaciółmi. Ale chociaż bardzo pragnęła zlekceważyć tamten pocałunek
i całą ich przeszłość, nie potrafiła.
- Dobrze. - Kiwnęła potakująco głową. - Dziękuję.
Nie rozmawiali więcej, dopóki nie wylądowali na rzymskim lotnisku
Fumicino. Powietrze otuliło ją niczym pled - suche, gorące. Poczuła się, jakby
wróciła do domu.
- Dawno cię tu nie było - stwierdził, obserwując ją uważnie.
- Sześć lat.
- Przyjechałaś na pogrzeb ojca.
- Tak.
Szli po płycie lotniska w stronę wyjścia. Pogrzeb jej ojca. Popełnił
samobójstwo. Jeszcze jedna rzecz, o której postanowiła nie myśleć.
- Przykro mi, że się zabił - powiedział Stefano po chwili spokojnym i
zbyt wyrozumiałym tonem.
- Dziękuję. To było dawno temu - odrzekła rzeczowo i zdecydowanie.
Na szczęście porzucił ten temat i następne kilka chwil spędzili na
odprawie paszportowej. Potem wsiedli do kolejnego wynajętego auta. Błękitny
ocean połyskiwał za nimi, za przednią szybą rozciągała się rozległa, szara
równina, a na horyzoncie rysowały się brązowe wzgórza Rzymu.
Allegra poczuła ogromne zmęczenie. Przez ostatnie tygodnie była bardzo
zajęta, a w sensie emocjonalnym żyła na najwyższych obrotach. Oparła głowę
o siedzenie i zamknęła oczy. Nie zdawała sobie sprawy, że drzemie, dopóki
Stefano nie obudził jej lekkim szturchnięciem. Zatrzymali się w wąskiej
uliczce przed szeregiem eleganckich domów.
S
R
- No to jesteśmy - oznajmił.
Weszła za nim do domu. Był elegancko urządzony, pełen antyków,
puszystych dywanów i bezcennych obrazów, a jednak brakowało w nim piętna
indywidualności właściciela.
Nie można nic powiedzieć - myślała Allegra, podziwiając obraz
wyglądający na oryginalne dzieło Picassa - o osobie, która tu mieszka, poza
tym, że jest nieprawdopodobnie zamożna. Zastanawiała się, czy Stefano
rzeczywiście chciał, żeby tak było. Coraz wyrazniej uświadamiała sobie, że nie
znała go dobrze w okresie zaręczyn, zanim podsłuchała tę jego straszną
rozmowę z jej ojcem. Myślała o tym ze smutkiem i żalem.
- Wiem, że jesteś zmęczona - powiedział. - Możesz odpocząć na górze,
jeśli chcesz. Poproszę kucharza o lekki lunch.
- Dziękuję. - Zawahała się. - Ta dzisiejsza kolacja... to oficjalna okazja?
- Tak.
- Chyba nie mam odpowiedniego stroju - mówiła lekko, chociaż czuła się
okropnie zażenowana. - Sukienki wieczorowe nie są mi niezbędne do pracy.
Kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Wyślę kogoś do sklepów, żeby ci czegoś poszukał. Chyba że wolisz iść
sama?
Potrząsnęła głową przecząco. Nie wiedziałaby, co wybrać, a myśl o
samotnej wędrówce po Rzymie nie wydała się jej zachęcająca.
- Zwietnie. Ja muszę zająć się pracą, ale Anna, moja gospodyni,
zaprowadzi cię do pokoju.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki miła siwowłosa kobieta
pojawiła się w korytarzu.
- Tędy, signorina - powiedziała po włosku.
- Grazie - mruknęła Allegra. Jej rodzimy język zabrzmiał jakoś dziwnie.
S
R
Przez kilka lat mówiła wyłącznie po angielsku.
Poszła za Anną po grubej wykładzinie dywanowej pokrywającej schody
do pięknie urządzonej sypialni, znacznie bardziej wykwintnej niż wnętrza,
które dotąd widziała. Nawet w swoim rodzinnym domu.
Uśmiechnęła się do gospodyni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]