[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potykając się, ruszyła w stronę ogniska.
- Muszę się napić.
21
Rozwa\na Sowa ceni sobie kiełkującą miłość
Byli lak blisko siebie, \e Brandon czuł oddech Sage na swojej twarzy. Trzymał
zębami brzeg plastikowego kubka, ręce miał rozrzucone na boki i przechylał kubek, \eby
wypić łyk Jungle Juice. Sage się roześmiała, kiedy struga alkoholu spłynęła po jego policzku,
a Brandon uśmiechnął się na tyle, na ile mógł, \eby nie wypuścić kubka.
- Okej - wymamrotał przez zęby. - Twoja kolej.
Pochyliła się do przodu i chwyciła zębami plastikowy kubek. Brandon nie zauwa\ył
wcześniej, \e jej oczy są takie niebieskie. Jak niebo nad zatoką w długie lipcowe popołudnia.
Skórę miała idealnie gładką.
- Gotowa? - spytał przez zaciśnięte zęby.
- Gotowa - odparła, szeroko otwierając oczy obwiedzione ciemnoniebieską
konturówką. Mo\e dlatego wydawały się takie błyszczące.
Brandon się odchylił. - Tylko nie oszukuj.
Uśmiechnął się łobuzersko, kiedy przechylała kubek. Patrzył na jej szyję, gdy połykała
wielkie łyki pomarańczowej mikstury. Wydała z siebie piskliwy okrzyk i przechyliła się do
przodu. Trochę Jungle Juice wyciekło jej z buzi z powrotem do kubka.
- Och, co za ohyda - dokuczał jej. Czuł przyjemne buzowanie alkoholu i nie mógł się
powstrzymać od zerkania na piersi Sage opięte pomarańczowym T - shirtem OP.
- Mogę spróbować? - Sam pojawił się przed nimi zupełnie nagle.
- A dowód masz? - Brandon skrzy\ował ręce na piersi. Bawiło go odgrywanie
twardziela przed kandydatami. Mógłby to robić częściej.
- No co ty? Daj spokój. - Sam sięgnął po kubek, ale Sage odsunęła rękę, tak \e znalazł
się poza jego zasięgiem. Trzymała go nad głową, tak \e między d\insami a T - shirtem
pojawił się pasek nagiego ciała. Sam wskazał na litery ZM na swojej koszulce.
- Ta koszulka mnie gryzie - powiedział nie wiadomo do kogo.
- To ją zdejmij - zaproponował Brandon.
- Nie mogę. Jeszcze nie - odparł powa\nie Sam.
- Dlaczego? - zapylała Sage z ciekawością. Potrząsnęła głową, a długie, jedwabiste
Jasne włosy omiotły plecy.
- Bo to się jeszcze nie stało - odpowiedział szczerze Sam, jakby to było oczywiste.
Omiótł wzrokiem tłum i przejechał ręką po włosach ustawionych artystycznie na \el. Gest do
złudzenia przypominał Heatha. - Widzieliście Heatha? Miał mi dzisiaj pomóc kogoś
wyhaczyć. Obiecał.
Brandon rozejrzał się dookoła, jakby zapomniał, gdzie jest. Siedział z Sage przy
ognisku, rozmawiali o filmach. Miała okropny gust, ale przynajmniej o tym wiedziała, i nie
gniewała się, kiedy dokuczał jej z powodu miłości do takich filmów jak Wygrane marzenia
czy Legalna blondynka.
- Dziewczyny uwielbiają takie filmy - wyjaśniła.
Sage zadziwiała go tym. \e o nic się nie droczyła i łatwo się z nią rozmawiało. Jej
przednie dolne zęby były trochę krzywe, ale przez to reszta twarzy wydawała się jeszcze
bardziej idealna.
- Nie widziałem go. - Brandon wzruszył ramionami, wbijając wzrok z powrotem w
Sama. - Pewnie film mu się urwał i le\y w krzakach.
Sam wydawał się przera\ony, jak gdyby Brandon powiedział mu, \e jego rodzice
właśnie zginęli w wypadku samochodowym.
- Nie ma mowy, facet. - Spojrzał na Sage po\ądliwym wzrokiem, odwrócił się do
Brandona i powiedział nieco ni\szym głosem. - A mo\e ty mi pomo\esz kogoś wyhaczyć?
- Pochylił głowę w stronę Sage, która przycisnęła dłoń do jasnorózowych ust, by
stłumić śmiech.
- Sorki, chłopie. - Brandon miał nadzieję, \e na tym się skończy. Sam przyczepiał się
do niego, tylko gdy Heatha nie było w pobli\u, ale i tak Brandon miał tego dość. Wiedział, \e
musi poszukać Heatha, jeśli chce, \eby Sam zostawił ich w spokoju. - Zostań tutaj - polecił
Samowi. - Przyślemy go do ciebie. Nie odchodz.
- Okej, ale pospieszcie się. - Sam padł na siedzisko z kłody. Zerknął na swój
przesadnie du\y plastikowy zegarek.
- Postaramy się - obiecał uroczyście Brandon.
Wziął Sage za rękę - była ciepła - i pociągnął dziewczynę, przepychając się przez tłum
pijanych imprezowiczów. Nie obchodziło go, czy znajdzie Heatha. Chciał zostać sam na sam
z Sage.
- Biedny dzieciak - zauwa\yła Sage.
Trzymanie jej ciepłej dłoni burzyło mu krew, ale zastanawiał się, czy nie powinien jej
puścić.
- Lepiej, \eby sobie radził sam - przekonywał ją Brandon.
- Heath nabił mu głowę bzdetami, opowiedział, jak zaliczył numerek, kiedy był
kandydatem. - Na trzezwo nigdy nie u\yłby przy dziewczynie wyra\enia zaliczyć numerek",
zwłaszcza przy takiej, którą chciał oczarować, ale słowa wyszły z jego ust same, zanim zdą\ył
pomyśleć.
- Ohyda - odparła Sage.
Brandon nie wiedział, czy zniesmaczył ją Heath, czy jego język. Ale nie puściła jego
ręki, co wziął za dobry znak.
- I muszę z nim dzielić pokój - za\artował Brandon.
- Nie ma znaczenia, jeśli tylko nie przejmujesz jego złych nawyków. - Sage rzuciła mu
spojrzenie z ukosa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
potykając się, ruszyła w stronę ogniska.
- Muszę się napić.
21
Rozwa\na Sowa ceni sobie kiełkującą miłość
Byli lak blisko siebie, \e Brandon czuł oddech Sage na swojej twarzy. Trzymał
zębami brzeg plastikowego kubka, ręce miał rozrzucone na boki i przechylał kubek, \eby
wypić łyk Jungle Juice. Sage się roześmiała, kiedy struga alkoholu spłynęła po jego policzku,
a Brandon uśmiechnął się na tyle, na ile mógł, \eby nie wypuścić kubka.
- Okej - wymamrotał przez zęby. - Twoja kolej.
Pochyliła się do przodu i chwyciła zębami plastikowy kubek. Brandon nie zauwa\ył
wcześniej, \e jej oczy są takie niebieskie. Jak niebo nad zatoką w długie lipcowe popołudnia.
Skórę miała idealnie gładką.
- Gotowa? - spytał przez zaciśnięte zęby.
- Gotowa - odparła, szeroko otwierając oczy obwiedzione ciemnoniebieską
konturówką. Mo\e dlatego wydawały się takie błyszczące.
Brandon się odchylił. - Tylko nie oszukuj.
Uśmiechnął się łobuzersko, kiedy przechylała kubek. Patrzył na jej szyję, gdy połykała
wielkie łyki pomarańczowej mikstury. Wydała z siebie piskliwy okrzyk i przechyliła się do
przodu. Trochę Jungle Juice wyciekło jej z buzi z powrotem do kubka.
- Och, co za ohyda - dokuczał jej. Czuł przyjemne buzowanie alkoholu i nie mógł się
powstrzymać od zerkania na piersi Sage opięte pomarańczowym T - shirtem OP.
- Mogę spróbować? - Sam pojawił się przed nimi zupełnie nagle.
- A dowód masz? - Brandon skrzy\ował ręce na piersi. Bawiło go odgrywanie
twardziela przed kandydatami. Mógłby to robić częściej.
- No co ty? Daj spokój. - Sam sięgnął po kubek, ale Sage odsunęła rękę, tak \e znalazł
się poza jego zasięgiem. Trzymała go nad głową, tak \e między d\insami a T - shirtem
pojawił się pasek nagiego ciała. Sam wskazał na litery ZM na swojej koszulce.
- Ta koszulka mnie gryzie - powiedział nie wiadomo do kogo.
- To ją zdejmij - zaproponował Brandon.
- Nie mogę. Jeszcze nie - odparł powa\nie Sam.
- Dlaczego? - zapylała Sage z ciekawością. Potrząsnęła głową, a długie, jedwabiste
Jasne włosy omiotły plecy.
- Bo to się jeszcze nie stało - odpowiedział szczerze Sam, jakby to było oczywiste.
Omiótł wzrokiem tłum i przejechał ręką po włosach ustawionych artystycznie na \el. Gest do
złudzenia przypominał Heatha. - Widzieliście Heatha? Miał mi dzisiaj pomóc kogoś
wyhaczyć. Obiecał.
Brandon rozejrzał się dookoła, jakby zapomniał, gdzie jest. Siedział z Sage przy
ognisku, rozmawiali o filmach. Miała okropny gust, ale przynajmniej o tym wiedziała, i nie
gniewała się, kiedy dokuczał jej z powodu miłości do takich filmów jak Wygrane marzenia
czy Legalna blondynka.
- Dziewczyny uwielbiają takie filmy - wyjaśniła.
Sage zadziwiała go tym. \e o nic się nie droczyła i łatwo się z nią rozmawiało. Jej
przednie dolne zęby były trochę krzywe, ale przez to reszta twarzy wydawała się jeszcze
bardziej idealna.
- Nie widziałem go. - Brandon wzruszył ramionami, wbijając wzrok z powrotem w
Sama. - Pewnie film mu się urwał i le\y w krzakach.
Sam wydawał się przera\ony, jak gdyby Brandon powiedział mu, \e jego rodzice
właśnie zginęli w wypadku samochodowym.
- Nie ma mowy, facet. - Spojrzał na Sage po\ądliwym wzrokiem, odwrócił się do
Brandona i powiedział nieco ni\szym głosem. - A mo\e ty mi pomo\esz kogoś wyhaczyć?
- Pochylił głowę w stronę Sage, która przycisnęła dłoń do jasnorózowych ust, by
stłumić śmiech.
- Sorki, chłopie. - Brandon miał nadzieję, \e na tym się skończy. Sam przyczepiał się
do niego, tylko gdy Heatha nie było w pobli\u, ale i tak Brandon miał tego dość. Wiedział, \e
musi poszukać Heatha, jeśli chce, \eby Sam zostawił ich w spokoju. - Zostań tutaj - polecił
Samowi. - Przyślemy go do ciebie. Nie odchodz.
- Okej, ale pospieszcie się. - Sam padł na siedzisko z kłody. Zerknął na swój
przesadnie du\y plastikowy zegarek.
- Postaramy się - obiecał uroczyście Brandon.
Wziął Sage za rękę - była ciepła - i pociągnął dziewczynę, przepychając się przez tłum
pijanych imprezowiczów. Nie obchodziło go, czy znajdzie Heatha. Chciał zostać sam na sam
z Sage.
- Biedny dzieciak - zauwa\yła Sage.
Trzymanie jej ciepłej dłoni burzyło mu krew, ale zastanawiał się, czy nie powinien jej
puścić.
- Lepiej, \eby sobie radził sam - przekonywał ją Brandon.
- Heath nabił mu głowę bzdetami, opowiedział, jak zaliczył numerek, kiedy był
kandydatem. - Na trzezwo nigdy nie u\yłby przy dziewczynie wyra\enia zaliczyć numerek",
zwłaszcza przy takiej, którą chciał oczarować, ale słowa wyszły z jego ust same, zanim zdą\ył
pomyśleć.
- Ohyda - odparła Sage.
Brandon nie wiedział, czy zniesmaczył ją Heath, czy jego język. Ale nie puściła jego
ręki, co wziął za dobry znak.
- I muszę z nim dzielić pokój - za\artował Brandon.
- Nie ma znaczenia, jeśli tylko nie przejmujesz jego złych nawyków. - Sage rzuciła mu
spojrzenie z ukosa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]