[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spodziewałem. Większość bierze pierwszą z brzegu dorożkę.
Większość ludzi pokroju Fulbrooka woli jezdzić własnym
powozem.
Dorożka jest szybsza.
I zapewnia anonimowość dodał Slater. Interesujące.
Podążyli za dorożką Fulbrooka przez gęstniejącą mgłę.
Mijana okolica powoli się zmieniała. Otaczały ich teraz większe i
bardziej okazałe domy oraz parki.
Jeśli ma kochankę w tej dzielnicy, to zapewnia jej życie na
wysokim poziomie zauważył Griffith.
Wątpię, by umieścił kochankę w którymś z tych domów
odezwał się Slater. Sądzę, że kieruje się raczej do domu
przyjaciela.
Cholernie pózno i daleko, jak na to, żeby wypić brandy z
przyjacielem stwierdził Griffith.
To zależy, kto nim jest.
Dorożka Fulbrooka zatrzymała się przed okazałą rezydencją.
Posiadłość otaczał wysoki mur z cegieł, więc nie było zbyt dobrze
widać ani dużego domu, ani ogrodu. Wstępu broniła żelazna
brama.
Przy bramie stała mała budka, z której wyłonił się człowiek z
latarnią. Oświetlił wnętrze dorożki Fulbrooka. Zamienili kilka
słów. Strażnik, najwyrazniej zadowolony z odpowiedzi, otworzył
bramę i pozwolił woznicy wjechać do środka.
Nie podjeżdżaj bliżej, Griffith poprosił Slater. Jeśli tu
zostaniemy i przykręcimy lampy, to strażnik nie zwróci na nas
uwagi. A wolę nie wzbudzać jego zainteresowania.
Griffith podjechał do krawężnika.
Dorożka Fulbrooka zniknęła za bramą. Strażnik zezwolił
jeszcze na wyjazd innego pojazdu, po czym zamknął wrota. Musiał
je otworzyć ponownie, kiedy przybył nowy powóz.
Duży tu ruch zauważył Slater. Widocznie znajomi
Fulbrooka urządzają bibkę. Wyskoczył z dorożki. Rozejrzę się
po okolicy.
Sądzi pan, że to rozsądne? spytał Griffith zaniepokojony.
Chyba tak postępują detektywi odparł Slater.
Włamywacze też tak robią i trafiają do aresztu.
Tylko niekompetentni, Griffith.
Slater zdjął okulary i schował je do kieszeni płaszcza. Miał
doskonały wzrok, a okulary służyły tylko za parawan, tak jak
woalka, którą nosiła Ursula. Ludzie spoglądali na okulary i nie
dostrzegali oczu. Gdy wrócił z Fever Island, ten drobny kamuflaż
okazał się bardzo przydatny w pracy. Z jakiegoś niepojętego
powodu ludzie zwykli myśleć, że człowiek w okularach nie może
być niebezpieczny.
Stopił się z ciemnością. Dobrze znany dreszcz rozgrzewał mu
krew, ale nie wiedział, czy ma się tym martwić, czy z tego cieszyć.
Doszedł jednak do wniosku, że powinien podziękować Ursuli za
to, że w jego życiu znowu dzieje się coś ekscytującego.
Ruszył wąską uliczką, która przylegała z jednej strony do
wysokiego muru rezydencji, skręcił za róg i znalazł boczne
wejście. Brama była zamknięta, ale nie pilnował jej strażnik ani nie
oświetlała uliczna latarnia.
Przez chwilę obserwował ogród przez żelazne pręty. Bogata
roślinność tonęła w ciemności i mgle, ale przy wejściu do labiryntu
utworzonego z żywopłotu umieszczono kolorowe lampiony, które
paliły się jasnym światłem. W pewnej chwili w zielonej plątaninie
ścieżek zniknęła elegancko ubrana para. Do jego uszu dobiegł
ochrypły z podniecenia śmiech pijanego mężczyzny.
Z okien na parterze dużego domu wylewało się jasne światło.
Na piętrach jarzyły się tylko ich krawędzie, a reszta była skryta za
zasłonami.
Slater stał przez chwilę bez ruchu, nasłuchując. Z ciemności
dobiegały przyciszone głosy. Ciszę przerwał zalotny kobiecy
śmiech. Mężczyzna mruczał coś tonem, który zapewne uważał za
uwodzicielski, ale nie sposób było rozróżnić słów. W roślinnym
labiryncie zniknęła kolejna para.
Slater cofnął się trochę i przyjrzał się miejscom, w których
brama była przytwierdzona zawiasami do ceglanej ściany.
Wyszukany wzór z kutego żelaza miał bronić dostępu intruzom,
ale dostarczał też wygodnego oparcia dla stóp. Cały problem w
tym, aby wejść do środka niepostrzeżenie. %7ładna z par, które od
czasu do czasu znikały w labiryncie bądz z niego wychodziły, nie
zwracała uwagi na bramę. Poza tym mgła gęstniała tak szybko, że
z każdą chwilą malało prawdopodobieństwo, aby ktoś z większej
odległości zobaczył mur albo wejście.
Przytrzymał się jednego z prętów i wyskoczył w górę.
Postawił stopę na dekoracyjnym elemencie bramy i oparł rękę
wyżej.
Wspinaczka po bramie okazała się dość łatwa, znacznie
prostsza niż wydostanie się z labiryntu jaskiń. Nadal panowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
spodziewałem. Większość bierze pierwszą z brzegu dorożkę.
Większość ludzi pokroju Fulbrooka woli jezdzić własnym
powozem.
Dorożka jest szybsza.
I zapewnia anonimowość dodał Slater. Interesujące.
Podążyli za dorożką Fulbrooka przez gęstniejącą mgłę.
Mijana okolica powoli się zmieniała. Otaczały ich teraz większe i
bardziej okazałe domy oraz parki.
Jeśli ma kochankę w tej dzielnicy, to zapewnia jej życie na
wysokim poziomie zauważył Griffith.
Wątpię, by umieścił kochankę w którymś z tych domów
odezwał się Slater. Sądzę, że kieruje się raczej do domu
przyjaciela.
Cholernie pózno i daleko, jak na to, żeby wypić brandy z
przyjacielem stwierdził Griffith.
To zależy, kto nim jest.
Dorożka Fulbrooka zatrzymała się przed okazałą rezydencją.
Posiadłość otaczał wysoki mur z cegieł, więc nie było zbyt dobrze
widać ani dużego domu, ani ogrodu. Wstępu broniła żelazna
brama.
Przy bramie stała mała budka, z której wyłonił się człowiek z
latarnią. Oświetlił wnętrze dorożki Fulbrooka. Zamienili kilka
słów. Strażnik, najwyrazniej zadowolony z odpowiedzi, otworzył
bramę i pozwolił woznicy wjechać do środka.
Nie podjeżdżaj bliżej, Griffith poprosił Slater. Jeśli tu
zostaniemy i przykręcimy lampy, to strażnik nie zwróci na nas
uwagi. A wolę nie wzbudzać jego zainteresowania.
Griffith podjechał do krawężnika.
Dorożka Fulbrooka zniknęła za bramą. Strażnik zezwolił
jeszcze na wyjazd innego pojazdu, po czym zamknął wrota. Musiał
je otworzyć ponownie, kiedy przybył nowy powóz.
Duży tu ruch zauważył Slater. Widocznie znajomi
Fulbrooka urządzają bibkę. Wyskoczył z dorożki. Rozejrzę się
po okolicy.
Sądzi pan, że to rozsądne? spytał Griffith zaniepokojony.
Chyba tak postępują detektywi odparł Slater.
Włamywacze też tak robią i trafiają do aresztu.
Tylko niekompetentni, Griffith.
Slater zdjął okulary i schował je do kieszeni płaszcza. Miał
doskonały wzrok, a okulary służyły tylko za parawan, tak jak
woalka, którą nosiła Ursula. Ludzie spoglądali na okulary i nie
dostrzegali oczu. Gdy wrócił z Fever Island, ten drobny kamuflaż
okazał się bardzo przydatny w pracy. Z jakiegoś niepojętego
powodu ludzie zwykli myśleć, że człowiek w okularach nie może
być niebezpieczny.
Stopił się z ciemnością. Dobrze znany dreszcz rozgrzewał mu
krew, ale nie wiedział, czy ma się tym martwić, czy z tego cieszyć.
Doszedł jednak do wniosku, że powinien podziękować Ursuli za
to, że w jego życiu znowu dzieje się coś ekscytującego.
Ruszył wąską uliczką, która przylegała z jednej strony do
wysokiego muru rezydencji, skręcił za róg i znalazł boczne
wejście. Brama była zamknięta, ale nie pilnował jej strażnik ani nie
oświetlała uliczna latarnia.
Przez chwilę obserwował ogród przez żelazne pręty. Bogata
roślinność tonęła w ciemności i mgle, ale przy wejściu do labiryntu
utworzonego z żywopłotu umieszczono kolorowe lampiony, które
paliły się jasnym światłem. W pewnej chwili w zielonej plątaninie
ścieżek zniknęła elegancko ubrana para. Do jego uszu dobiegł
ochrypły z podniecenia śmiech pijanego mężczyzny.
Z okien na parterze dużego domu wylewało się jasne światło.
Na piętrach jarzyły się tylko ich krawędzie, a reszta była skryta za
zasłonami.
Slater stał przez chwilę bez ruchu, nasłuchując. Z ciemności
dobiegały przyciszone głosy. Ciszę przerwał zalotny kobiecy
śmiech. Mężczyzna mruczał coś tonem, który zapewne uważał za
uwodzicielski, ale nie sposób było rozróżnić słów. W roślinnym
labiryncie zniknęła kolejna para.
Slater cofnął się trochę i przyjrzał się miejscom, w których
brama była przytwierdzona zawiasami do ceglanej ściany.
Wyszukany wzór z kutego żelaza miał bronić dostępu intruzom,
ale dostarczał też wygodnego oparcia dla stóp. Cały problem w
tym, aby wejść do środka niepostrzeżenie. %7ładna z par, które od
czasu do czasu znikały w labiryncie bądz z niego wychodziły, nie
zwracała uwagi na bramę. Poza tym mgła gęstniała tak szybko, że
z każdą chwilą malało prawdopodobieństwo, aby ktoś z większej
odległości zobaczył mur albo wejście.
Przytrzymał się jednego z prętów i wyskoczył w górę.
Postawił stopę na dekoracyjnym elemencie bramy i oparł rękę
wyżej.
Wspinaczka po bramie okazała się dość łatwa, znacznie
prostsza niż wydostanie się z labiryntu jaskiń. Nadal panowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]