[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie jesteś jeszcze w najlepszej formie - przypomniała mu Zoe.
- No i co z tego? - Przyciągnął ją do siebie, rozchlapując przy
tym wodę po całej łazience.
- Przestań - pisnęła. - Zalejesz mieszkanie.
- Potem wytrzemy to tym bardzo drogim prześcieradłem Grizza
- uspokoił ją Flynn.
- Myślę... - zaczęła, ale przerwał jej pocałunkiem.
124
RS
- Nie myśl - powiedział, kiedy dla zaczerpnięcia tchu i tak
musiał się od niej na chwilę oderwać. - Tylko czuj.
Gabriel Flynn przez większą część swego życia miał do
czynienia z sytuacjami będącymi dowodem na istnienie piekła. Ale
tym razem trafił mu się namacalny dowód na to, że wbrew jego
najgłębszym przekonaniom nie, bo także istnieje. Po raz pierwszy,
odkąd skończył dziesięć lat, całym sobą czuł, że przez kogoś jest
naprawdę mile widziany i że u boku tej właśnie osoby jest jego
miejsce.
- Straciłeś orientację, co? - zakpiła Zoe.
- Byłem komandosem. - Flynn zrobił obrażoną minę. -Umiem
określać strony świata na podstawie wszelkich dostępnych znaków na
niebie i ziemi. Na pewno nie zgubię się w centrum handlowym.
- Ach tak.- Zoe słodko się do niego uśmiechnęła. - Więc
powiedz mi, gdzie jest Gwiazda Polarna.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to Zoe już leżałaby martwa.
- Czas mija - kpiła z niego bezlitośnie.
- Tam - pokazał palcem Flynn.
- Błąd - roześmiała się Zoe.
- Dobrze, poczekaj. - Flynn chwilę się namyślał, po czym
pokazał palcem w przeciwnym kierunku. - Tam.
- Przegrałeś!
- Zoe...
- No, Flynn. Zostały ci jeszcze tylko dwie strony świata. Masz
pięćdziesiąt procent szans na trafienie.
Flynn skrzywił się i wskazał palcem w górę.
125
RS
- Prawie dobrze - roześmiała się Zoe.
Czas mijał nieubłaganie. Jeszcze tylko pięć dni im zostało. W
najbliższy piątek Flynn miał odlecieć do Paryża. Zoe obiecała sobie,
że zaraz po jego wyjezdzie przywróci ład w swoim uporządkowanym
przedtem życiu. Obiecała sobie, że niczego nie będzie żałować i nigdy
nie będzie się zastanawiać, co by było, gdyby...
- Cierpię na szok kulturowy - powiedział cicho Flynn, ruchem
głowy wskazując dwóch małolatów ze sterczącymi jak szczotka
ryżowa kolorowymi włosami.
- A może po prostu się starzejesz - zażartowała Zoe. - No wiesz,
postępująca skleroza...
- Uważaj, księżniczko - ostrzegł ją Flynn - bo przełożę cię przez
kolano.
- Obiecanki cacanki. - Zoe popatrzyła na niego zalotnie. Flynn
bez słowa przytulił ją do siebie.
W centrum handlowym pełno było ludzi. Flynn i Zoe mieli
zamiar zrobić zakupy i odebrać z naprawy perłowy naszyjnik, który
się Zoe rozsypał prawie dwa tygodnie temu.
Wisiorek z dzwoneczkiem też się zepsuł. Dwa dni po ich
pierwszym miłosnym zbliżeniu Flynn znalazł go pod łóżkiem
Grizza. Klejnocik był w opłakanym stanie. Na szczęście jedna z
Gracji potrafiła robić cuda ze wszystkim, co ma związek z biżuterią.
Zoe zadzwoniła do Peachy, która obiecała przywrócić wkrótce
dzwoneczkowi dawną świetność.
- O, to by się podobało Terry'emu. - Flynn zatrzymał się przed
wystawą z wieczorowymi sukniami.
126
RS
- Na pewno - potwierdziła Zoe, spoglądając na Flynna.
Zauważyła, że im mniej czasu zostawało do jego wyjazdu, tym ona
częściej mu się przyglądała. -I do tego koniecznie złote dodatki.
- Flynn? - rozległ się za ich plecami tubalny głos. -Flynn, czy to
naprawdę ty?
Właścicielem tego głosu był potężny mężczyzna około
czterdziestki, popychający przed sobą dziecięcy wózek. Obok niego
stała śliczna Azjatka z przepięknym niemowlęciem na rękach.
- Kincaid! - ucieszył się Flynn. - Skąd się tu wziąłeś, chłopie?
- To jest Zoe - powiedział Flynn, kiedy obaj mężczyzni
skończyli wreszcie poklepywać się po plecach. - Poznaj mojego
kolegę z armii. Przedstawiam ci sierżanta Kincaida Wintersa z
jednostki specjalnej sił powietrzno-desantowych armii Stanów
Zjednoczonych. Kincaid, to Zoe Armitage, moja przyjaciółka.
- Witam pana, sierżancie Winters - odrzekła Zoe.
- Proszę mi mówić po imieniu - powiedział Kincaid, ściskając jej
dłoń. - Bardzo się cieszę, że panią poznałem. A to moja żona, Tiana, i
córeczka DiDiRose.
- Miło znów cię widzieć, Tiano - uśmiechnął się do niej Flynn.
- Mnie także - żona Kincaida odwzajemniła uśmiech.
- Słyszałem fragment twojego przemówienia w parlamencie -
powiedział Kincaid. - Bardzo mi się podobało.
- Dzięki. - Flynn był wyraznie zażenowany niespodziewanym
komplementem.
Zoe w pełni zgadzała się z opinią Kincaida. Oglądała
wystąpienie Flynna przed parlamentarną Komisją Spraw
127
RS
Zagranicznych. Charyzma, prosty sposób wyrażania myśli i wielka
wiedza Flynna sprawiły, że wszyscy byli pod wrażeniem jego
wystąpienia.
- Szczególnie mi się podobało to, co im powiedziałeś...
- Pan! - zawołała wpatrzona we Flynna DiDiRose.
- Tak, maleńka - roześmiał się Kincaid, głaszcząc córeczkę po
tłuściutkim policzku.
- Pan. - Maleństwo wyciągnęło rączki do Flynna.
- DiDi - matka próbowała ją uspokoić, ale dziewczynka nie
dawała za wygraną.
- Pan! - wołała, spoglądając na Flynna.
- Ona chyba chce, żebyś ją wziął na ręce. - Tiana była
jednocześnie zakłopotana i bardzo zaskoczona.
- Pan! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.