[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziemi. Pełnia lata - pełnia życia.
Dyszałam w bolesnej torturze i radowałam się świadomością, że jestem w
kwiecie lat kobiecych. Tak, dałam życie pierworodnemu synowi! Ai-ya, ale był mocny!
Jak twardo pchał się przez wrota życia na świat i jak potężnym krzykiem go powitał!
Obawiałam się, że umrę z męki, jaką mi sprawiała jego niecierpliwość. A potem
cieszyłam się jego siłą. Mój złoty chłopaczek!
Teraz zakwitło moje życie. Czy mam ci wszystko powiedzieć, abyś wiedziała,
jak pełne jest moje szczęście? Czemu bym nie miała powiedzieć ci także tego,
siostro?
Przecież obnażyłam przed tobą całe serce. Było tak:
Leżałam w łóżku, wyczerpana i tryumfująca. Syn spoczywał u mego boku.
Mój mąż wszedł do pokoju. Zbliżył się do łóżka i wyciągnął ręce. Serce zadrgało we
mnie z radości. Pragnął starego obrządku wręczenia mu syna.
Wzięłam dziecko i położyłam je ojcu w ramionach. Przedstawiłam go takimi
słowy:
- Mój drogi panie, spójrz na twego pierworodnego syna! Wez go, twoja żona
daje ci go!
Patrzył mi w oczy. Czułam, że słabnę pod palącym żarem jego spojrzenia.
Pochylił się nade mną i rzekł:
- Oddaję ci go. Należy do nas obojga. - Jego głos był cichy i słowa padały w
powietrzu jak srebrne krople. - Dzielę go z tobą. Jestem twoim mężem i kocham cię!
Płaczesz siostro? Ach tak, wiem - ja płaczę także! Jak mogłybyśmy znieść
inaczej tyle szczęścia? Patrz na mojego syna. On się śmieje!
X
Siostro, sądziłam, że teraz, odkąd mój syn jest tutaj, mówić będę do ciebie
zawsze tylko radosnymi słowy. Cieszyłam się i ufałam, że nic więcej nie potrafi mnie
dotknąć ani zmartwić. Jak się to dzieje, że dopóki istnieją więzy krwi, zawsze z nich
może wyrosnąć cierpienie?
Dziś serce moje dygoce i kuli się z niepokoju. Nie, nie, nie idzie o mojego
syna! On ma teraz już dziewięć miesięcy, jest śliczny i tęgi niczym prawdziwy Budda.
Nie widziałaś go jeszcze od czasu, kiedy chce stać na własnych nóżkach. Och, to
widok mogący mnicha pobudzić do śmiechu.
Odkąd zmiarkował, że może chodzić, zły jest, ilekroć ktoś chce, żeby siedział.
Nie mam już doprawdy sił na to, by go utrzymać w ramionach. Jego umysł jest pełen
rozkosznych psot, a oczy promienieją światłością. Jego ojciec zarzuca mi, że go
zbytnio pieszczę, ale pytam ciebie, siostro, czy mogę łajać dziecko, które swą
przekorą i urodą tak obezwładnia moje serce, że jednocześnie śmieję się i płaczę!
Ach, nie, to nie z jego powodu jestem smutna. Idzie o mego brata. Mówię dziś
o nim, o jedynym synu mojej matki, który trzy ostatnie lata spędził w Ameryce. Przez
niego krwawi serce matki i moje, a stało się to tak:
Pamiętasz, że opowiadałam ci o nim i o tym, jak bardzo kochałam go w
dzieciństwie. Teraz jednak nie widziałam go już sporo lat i słyszałam o nim bardzo
niewiele. Matka moja bowiem nie mogła nigdy zapomnieć, że wbrew jej woli porzucił
dom rodzinny i nie poddał się nawet wtedy, gdy mu kazała poślubić narzeczoną.
Jego imię z trudem przechodzi jej przez wargi. A teraz brat mój mąci znowu spokój
jej życia. Nie dość, że swego czasu okazał się nieposłuszny, jeszcze na domiar...
Ale czytaj, oto jej list! Przyniosła mi go onegdaj Wang Ta-ma, nasza stara
niańka, która wykarmiła nas oboje i zna każdą sprawę naszej rodziny. Gdy weszła,
skłoniła aż do ziemi głowę przed moim synem. Podała mi list, płacząc przy tym i
wzdychając trzykrotnie:
- Ai, ai, ai!
Wiedziałam, że jedynie jakieś wielkie nieszczęście może być przyczyną
podobnego zachowania się i czułam, że na mgnienie oka życie we mnie zamiera.
- Moja matka! Moja matka! - krzyknęłam.
Przypomniałam sobie, jak bezsilnie wspierała się na lasce podczas moich
ostatnich odwiedzin u niej. W głębi duszy czyniłam sobie wyrzuty, że od urodzenia
dziecka byłam u niej zaledwie dwa razy. Moje szczęście wypełniało mi cały czas.
- Twojej matce nie wydarzyło się nic złego, córko nader dostojnej pani -
odparła z ciężkim westchnieniem. - Bogowie przedłużyli jej żywot, aby i to
zmartwienie musiała dzwigać.
- Czy mój ojciec?... - spytałam i moje przerażenie przeszło w lęk.
- Również i ten Wzniosły nie pije jeszcze z %7łółtych yródeł - odparła z
ukłonem.
- W takim razie co zaszło? - spytałam i w tej chwili dostrzegłam list, który mi
położyła na kolanach.
Wskazała go.
- Młoda matka książęcego syna raczy przeczytać ten list - zaproponowała. -
W nim napisane jest wszystko.
Poleciłam służącej podać starej Wang Ta-ma herbatę w narożnym pokoju,
oddałam syna niańce i spojrzałam na list. Wypisane było na nim moje imię, a w
miejscu nadawcy - imię matki. Ogarnęło mnie zdumienie. Nigdy dotąd nie pisała do
mnie.
Gdy nieco ochłonęłam, otwarłam wąską kopertę i wyjęłam cienki list. Ujrzałam
delikatne, starannie wystudiowane litery matki. Prędko przebiegłam oczyma
początkowe, czysto formalne zdania, po czym mój wzrok padł na następujące słowa
stanowiące właściwą treść listu:
Twój brat, który od wielu miesięcy przebywa w dalekich krajach, pisze mi, że
chce pojąć za żonę cudzoziemkę .
Potem następowały znowu formułki grzecznościowe. To było wszystko. Ale, o
siostro, między tymi skąpymi słowami wyczułam, jak strasznie krwawi serce matki.
Zawołałam głośno:
- O, ty okrutny i szalony bracie, o, ty zły i okrutny synu! - I krzyczałam tak
długo, aż nie nadbiegły sługi, by mnie pocieszyć i przypomnieć, że gniew może
zatruć mleko w moich piersiach.
A gdy potem ujrzały, że zalewa mnie fala łez, których nie mogłam
pohamować, usiadły na podłodze i łkały głośno wraz ze mną, chcąc zwrócić mój
gniew w ich stronę.
Gdy wypłakałam się już do syta i zmęczył mnie hałas sług, nakazałam im
milczenie i wezwałam Wang Ta-ma. Rzekłam:
- Poczekaj jeszcze godzinę, aż wróci ojciec mojego syna; chcę mu pokazać
ów list i usłyszeć jego zdanie. Poproszę go, by mi pozwolił odwiedzić matkę.
Tymczasem pokrzep swe siły ryżem i mięsem.
Zgodziła się chętnie, wydałam przeto polecenie, aby poczęstowano ją jakimś
szczególnie smacznym kawałkiem wieprzowiny. W ten sposób chciałam pocieszyć tę
kobietę, która tak żywy brała udział w naszym nieszczęściu rodzinnym, i to
przyniosło mi ulgę.
Czekałam w swoim pokoju na powrót męża, samotna i pełna obawy.
Myślałam o bracie. Ale mimo usiłowań nie stawał mi przed oczyma taki, jaki z
pewnością był obecnie: dorosły mężczyzna w cudzoziemskich szatach, chodzący
bez lęku po dziwnych ulicach tych odległych krajów i może nawet mówiący z tymi
mężczyznami i kobietami. Nie, nie może, lecz na pewno; przecież kocha jedną z tych
cudzoziemek! Mogłam jedynie zajrzeć w głąb duszy i tam odnalezć go takim, jakim
go znałam najlepiej: małego, starszego brata z moich lat dziecięcych, z którym
bawiłam się na progu bram wiodących na podwórza.
Wówczas był o głowę wyższy ode mnie, prędki w ruchach, żwawy w mowie i
skory do śmiechu. Miał twarz naszej matki, owalną, z prostymi i wąskimi wargami, z
łukiem brwi wyraznie zarysowanym nad bystrymi oczyma. Starsze nałożnice były
zawsze zazdrosne, górował bowiem urodą nad ich synami. Ale czy mogło być
inaczej?
Wszak to były kobiety proste, dawne niewolnice, o pełnych i grubych
wargach, o brwiach nastroszonych niczym psia sierść. Nasza matka natomiast od
setek pokoleń była panią. Jej piękność była pięknością subtelnych i regularnych
rysów, opanowana w barwie i linii. I tę piękność przekazała synowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
ziemi. Pełnia lata - pełnia życia.
Dyszałam w bolesnej torturze i radowałam się świadomością, że jestem w
kwiecie lat kobiecych. Tak, dałam życie pierworodnemu synowi! Ai-ya, ale był mocny!
Jak twardo pchał się przez wrota życia na świat i jak potężnym krzykiem go powitał!
Obawiałam się, że umrę z męki, jaką mi sprawiała jego niecierpliwość. A potem
cieszyłam się jego siłą. Mój złoty chłopaczek!
Teraz zakwitło moje życie. Czy mam ci wszystko powiedzieć, abyś wiedziała,
jak pełne jest moje szczęście? Czemu bym nie miała powiedzieć ci także tego,
siostro?
Przecież obnażyłam przed tobą całe serce. Było tak:
Leżałam w łóżku, wyczerpana i tryumfująca. Syn spoczywał u mego boku.
Mój mąż wszedł do pokoju. Zbliżył się do łóżka i wyciągnął ręce. Serce zadrgało we
mnie z radości. Pragnął starego obrządku wręczenia mu syna.
Wzięłam dziecko i położyłam je ojcu w ramionach. Przedstawiłam go takimi
słowy:
- Mój drogi panie, spójrz na twego pierworodnego syna! Wez go, twoja żona
daje ci go!
Patrzył mi w oczy. Czułam, że słabnę pod palącym żarem jego spojrzenia.
Pochylił się nade mną i rzekł:
- Oddaję ci go. Należy do nas obojga. - Jego głos był cichy i słowa padały w
powietrzu jak srebrne krople. - Dzielę go z tobą. Jestem twoim mężem i kocham cię!
Płaczesz siostro? Ach tak, wiem - ja płaczę także! Jak mogłybyśmy znieść
inaczej tyle szczęścia? Patrz na mojego syna. On się śmieje!
X
Siostro, sądziłam, że teraz, odkąd mój syn jest tutaj, mówić będę do ciebie
zawsze tylko radosnymi słowy. Cieszyłam się i ufałam, że nic więcej nie potrafi mnie
dotknąć ani zmartwić. Jak się to dzieje, że dopóki istnieją więzy krwi, zawsze z nich
może wyrosnąć cierpienie?
Dziś serce moje dygoce i kuli się z niepokoju. Nie, nie, nie idzie o mojego
syna! On ma teraz już dziewięć miesięcy, jest śliczny i tęgi niczym prawdziwy Budda.
Nie widziałaś go jeszcze od czasu, kiedy chce stać na własnych nóżkach. Och, to
widok mogący mnicha pobudzić do śmiechu.
Odkąd zmiarkował, że może chodzić, zły jest, ilekroć ktoś chce, żeby siedział.
Nie mam już doprawdy sił na to, by go utrzymać w ramionach. Jego umysł jest pełen
rozkosznych psot, a oczy promienieją światłością. Jego ojciec zarzuca mi, że go
zbytnio pieszczę, ale pytam ciebie, siostro, czy mogę łajać dziecko, które swą
przekorą i urodą tak obezwładnia moje serce, że jednocześnie śmieję się i płaczę!
Ach, nie, to nie z jego powodu jestem smutna. Idzie o mego brata. Mówię dziś
o nim, o jedynym synu mojej matki, który trzy ostatnie lata spędził w Ameryce. Przez
niego krwawi serce matki i moje, a stało się to tak:
Pamiętasz, że opowiadałam ci o nim i o tym, jak bardzo kochałam go w
dzieciństwie. Teraz jednak nie widziałam go już sporo lat i słyszałam o nim bardzo
niewiele. Matka moja bowiem nie mogła nigdy zapomnieć, że wbrew jej woli porzucił
dom rodzinny i nie poddał się nawet wtedy, gdy mu kazała poślubić narzeczoną.
Jego imię z trudem przechodzi jej przez wargi. A teraz brat mój mąci znowu spokój
jej życia. Nie dość, że swego czasu okazał się nieposłuszny, jeszcze na domiar...
Ale czytaj, oto jej list! Przyniosła mi go onegdaj Wang Ta-ma, nasza stara
niańka, która wykarmiła nas oboje i zna każdą sprawę naszej rodziny. Gdy weszła,
skłoniła aż do ziemi głowę przed moim synem. Podała mi list, płacząc przy tym i
wzdychając trzykrotnie:
- Ai, ai, ai!
Wiedziałam, że jedynie jakieś wielkie nieszczęście może być przyczyną
podobnego zachowania się i czułam, że na mgnienie oka życie we mnie zamiera.
- Moja matka! Moja matka! - krzyknęłam.
Przypomniałam sobie, jak bezsilnie wspierała się na lasce podczas moich
ostatnich odwiedzin u niej. W głębi duszy czyniłam sobie wyrzuty, że od urodzenia
dziecka byłam u niej zaledwie dwa razy. Moje szczęście wypełniało mi cały czas.
- Twojej matce nie wydarzyło się nic złego, córko nader dostojnej pani -
odparła z ciężkim westchnieniem. - Bogowie przedłużyli jej żywot, aby i to
zmartwienie musiała dzwigać.
- Czy mój ojciec?... - spytałam i moje przerażenie przeszło w lęk.
- Również i ten Wzniosły nie pije jeszcze z %7łółtych yródeł - odparła z
ukłonem.
- W takim razie co zaszło? - spytałam i w tej chwili dostrzegłam list, który mi
położyła na kolanach.
Wskazała go.
- Młoda matka książęcego syna raczy przeczytać ten list - zaproponowała. -
W nim napisane jest wszystko.
Poleciłam służącej podać starej Wang Ta-ma herbatę w narożnym pokoju,
oddałam syna niańce i spojrzałam na list. Wypisane było na nim moje imię, a w
miejscu nadawcy - imię matki. Ogarnęło mnie zdumienie. Nigdy dotąd nie pisała do
mnie.
Gdy nieco ochłonęłam, otwarłam wąską kopertę i wyjęłam cienki list. Ujrzałam
delikatne, starannie wystudiowane litery matki. Prędko przebiegłam oczyma
początkowe, czysto formalne zdania, po czym mój wzrok padł na następujące słowa
stanowiące właściwą treść listu:
Twój brat, który od wielu miesięcy przebywa w dalekich krajach, pisze mi, że
chce pojąć za żonę cudzoziemkę .
Potem następowały znowu formułki grzecznościowe. To było wszystko. Ale, o
siostro, między tymi skąpymi słowami wyczułam, jak strasznie krwawi serce matki.
Zawołałam głośno:
- O, ty okrutny i szalony bracie, o, ty zły i okrutny synu! - I krzyczałam tak
długo, aż nie nadbiegły sługi, by mnie pocieszyć i przypomnieć, że gniew może
zatruć mleko w moich piersiach.
A gdy potem ujrzały, że zalewa mnie fala łez, których nie mogłam
pohamować, usiadły na podłodze i łkały głośno wraz ze mną, chcąc zwrócić mój
gniew w ich stronę.
Gdy wypłakałam się już do syta i zmęczył mnie hałas sług, nakazałam im
milczenie i wezwałam Wang Ta-ma. Rzekłam:
- Poczekaj jeszcze godzinę, aż wróci ojciec mojego syna; chcę mu pokazać
ów list i usłyszeć jego zdanie. Poproszę go, by mi pozwolił odwiedzić matkę.
Tymczasem pokrzep swe siły ryżem i mięsem.
Zgodziła się chętnie, wydałam przeto polecenie, aby poczęstowano ją jakimś
szczególnie smacznym kawałkiem wieprzowiny. W ten sposób chciałam pocieszyć tę
kobietę, która tak żywy brała udział w naszym nieszczęściu rodzinnym, i to
przyniosło mi ulgę.
Czekałam w swoim pokoju na powrót męża, samotna i pełna obawy.
Myślałam o bracie. Ale mimo usiłowań nie stawał mi przed oczyma taki, jaki z
pewnością był obecnie: dorosły mężczyzna w cudzoziemskich szatach, chodzący
bez lęku po dziwnych ulicach tych odległych krajów i może nawet mówiący z tymi
mężczyznami i kobietami. Nie, nie może, lecz na pewno; przecież kocha jedną z tych
cudzoziemek! Mogłam jedynie zajrzeć w głąb duszy i tam odnalezć go takim, jakim
go znałam najlepiej: małego, starszego brata z moich lat dziecięcych, z którym
bawiłam się na progu bram wiodących na podwórza.
Wówczas był o głowę wyższy ode mnie, prędki w ruchach, żwawy w mowie i
skory do śmiechu. Miał twarz naszej matki, owalną, z prostymi i wąskimi wargami, z
łukiem brwi wyraznie zarysowanym nad bystrymi oczyma. Starsze nałożnice były
zawsze zazdrosne, górował bowiem urodą nad ich synami. Ale czy mogło być
inaczej?
Wszak to były kobiety proste, dawne niewolnice, o pełnych i grubych
wargach, o brwiach nastroszonych niczym psia sierść. Nasza matka natomiast od
setek pokoleń była panią. Jej piękność była pięknością subtelnych i regularnych
rysów, opanowana w barwie i linii. I tę piękność przekazała synowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]