[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chrześcijański pogrzeb, za który on sam czuje się w pełni odpowiedzialny.
Nie, nie ma najmniejszego pojęcia, kto może być ojcem dziecka, o ile nie
jest nim stangret.
Przesłuchiwany Timothy Ridley, stangret, zaprzeczył jakoby cokolwiek
było mu wiadomo odnośnie stanu tej kobiety. Przyszedł na podwórze owego
feralnego wieczoru, aby doglądnąć koni
58
RS
i usłyszał czyjś płacz. Poszedł sprawdzić, co się dzieje. Zobaczył, że
drzwi do lochu nie są zamknięte i zszedł na dół Kiedy znalazł kobietę i
dziecko, natychmiast powiadomił pana Blane'a.
Koroner uznał, że istnieje możliwość, iż dziewczyna, obawiając się
wstydu, zdecydowała się skończyć ze sobą; nie ma jednak na to żadnego
dowodu. Przyjęto więc wersję nieszczęśliwego wypadku.
W związku z tym jej pamiętnik nie został odczytany na rozprawie. O
nic nie obwiniono Blane'ów, którzy mieli zająć się pogrzebem. Tylko służba
we wsi plotkowała i dlatego o tej tragedii ludzie pamiętają aż do
dzisiejszych czasów.
Myślałam o Mary Dean skazanej na samotność w małym pokoiku na
poddaszu, przerażonej tajemnicami tego domu. Jakimi tajemnicami?
Dlaczego odesłano służbę, właśnie wówczas, kiedy rozwiązanie było już tak
bliskie? Co Stephen Blane planował zrobić?
Skończyłam pisać na maszynie i wróciłam do pamiętnika. Teraz
dopiero zauważyłam, że strony byty ponumerowane i kilku z nich brakuje.
Zostały wyrwane. Dwie ostatnie strony: 39 i 40 również zniknęły, a
pamiętnik skończył się na stronie 38.
Spojrzałam na zegar. Wpół do pierwszej. W ciągu ostatnich tygodni
Karol zabierał swoją pracę do jadalni, podczas gdy ja pisałam na maszynie
w gabinecie. Zwykle jednak o tej porze przychodził do gabinetu.
Teraz siedziałam, oczekując tego przybycia. Gdy się zjawił,
powiedziałam:
- Właśnie skończyłam przepisywanie.
- Co o tym myślisz?
59
RS
- Nie wiem. Ale w każdym razie niezbyt dobrze myślę o sposobie, w
jaki Blane'owie obeszli się z Mary Dean, zatajając prawdę w trakcie
przesłuchań.
- Prawdę o jej śmierci?
- Nie. Ale ten oczywisty dla nich fakt, że było to dziecko Roberta.
- Mówiłem ci przecież, że to nie jest jakaś zmyślona historia. Ale
musisz na to patrzeć przez pryzmat tamtych wiktoriańskich czasów i
moralności, kiedy prostytucja była bardziej powszechna niż dzisiaj, a
służące były z reguły kochankami swoich panów. Tyle tylko, że panowie
nigdy o tym nie mówili w obecności dam. Robert nie przyznałby się nigdy
do takiego związku.
- W sądzie też nie?
- Nie byłby potem tolerowany w towarzystwie, a jego małżeństwo
ległoby w gruzach.
- To było bardzo uprzejme ze strony Stephena, że miała chociaż
uczciwy pogrzeb - powiedziałam sarkastycznie.
- Szczególnie, jeśli to on zaprowadził ją wcześniej do lochu, aby tam
zginęła.
- Myślisz, że to zrobił?
- Zastanów się. Nie pozwolił jej pójść do lekarza, odesłał służbę. Miał
tylko pecha, że ten stangret się pojawił.
- No tak, ale jeśli faktycznie chciał ją zamordować, to dlaczego nie
zrobił tego od razu? Dlaczego czekał dziewięć miesięcy?
Rzeczywiście, dlaczego?
60
RS
- Co to były za dziwne wydarzenia, o których ona wspomina? -
zapytałam. - Czy dotyczy to książki o czarach, którą znalazła w pokoju
Stephena?
- Nie wiem.
- Pierwszy Blane wplątał się w czary z tą Cyganką. Zabawne, ale ja
zawsze myślę o czarownicach jako o starych, zgarbionych kobietach z
miotłą.
- Ależ skąd! Zawsze było tyluż czarowników, co czarownic. Wśród
nich także ludzie młodzi. Przypuszczam, że nasze wrażenie bierze się stąd,
że w czasie polowania na czarownice, w średniowieczu, tropiono także
stare, mądre wiejskie kobiety, zajmujące się ziołami. Jakże często
skazywano je na śmierć.
- A więc - powiedziałam - mogły istnieć jakieś powody, dla których
Mary Dean i jej nowo narodzone dziecko wtrącono do lochu?
I natychmiast ogarnęło mnie przerażenie, chociaż sama nie
wiedziałam, dlaczego? Powiało grozą - przed czymś nieznanym, czego nie
mogłam ani znieść, ani nazwać po imieniu.
- Nic nie wiadomo - odpowiedział po chwili milczenia Karol. -
Oczywiście nie znamy całej prawdy, ponieważ zginęło kilka stron. Czy
zauważyłaś to?
- Tak.
- A jak sądzisz, co się z nimi mogło stać?
- Zostały zniszczone. Kiedy przeczytałeś ten pamiętnik po raz
pierwszy, Karolu?
- Jakieś pięć lat temu. Ale wówczas również ich nie było...
- Czy one tu gdzieś są? Czy ktoś ich szukał?
61
RS
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Pomyślałam, że sama ich poszukam. Gdyby mi się udało, mogłoby to
rzucić trochę światła na te dziwne wydarzenia.
Mary Dean zakończyła swój pamiętnik pisząc, że zamierza podsłuchać
rozmowę Blane'ów. Co ona wtedy usłyszała? Wzdrygnęłam się. Muszę
bezwzględnie znalezć brakujące strony - jeśli oczywiście istnieją. Nic nie
powiem o tym Karolowi.
Udałam się do kuchni, aby zabrać tacę z moim i Ryszarda lunchem. Na
razie zostawiałam chłopca z ciotką Kitty, kiedy szłam pisać do gabinetu. Ale
jak tylko skończę tę pracę, postaram się namówić Karola, żeby pozwolił
przyprowadzić Ryszarda na dół. Nie chciałam spędzić całej zimy tam, na
poddaszu, jak Mary Dean.
Weszłam do pokoju Ryszarda. Spacerował wokół łóżka tak, jak tego
sobie życzyłam, więc uśmiechnęłam się na ten widok.
Ciotka Kitty odłożyła swą nigdy nie kończącą się robótkę i wstała.
- Nareszcie jesteś, dziewczyno! Spózniłaś się... Ciotka Kitty przy lada
okazji "wracała do przeszłości", bo tak to określałam, ale nie przejmowałam
się tym. Także i wtedy, gdy zwracała się do mnie, jak do kogoś ze służby,
kogoś, kto musi słuchać rozkazów. Po prostu śmiałam się z tego serdecznie.
Ale tym razem było inaczej. Tym razem odczułam strach przed panią tego
domu, strach, jaki musiała poznać Mary Dean.
Mgła ciągle wisiała za oknami, więc zaczęłam się zastanawiać, czy
wyjść z Ryszardem na spacer po lunchu.
Mglista pogoda nie jest wskazana na spacery, zwłaszcza z tak wątłym
dzieckiem.
62
RS
Chciałam jednak wyjść, bo gdzieś w środku czułam, jak kokon strachu
zaczyna mnie spowijać niczym mgła znad wrzosowiska.
- Chyba nie wychodzisz? - zapytała ciotka Kitty, kiedy zaczęłam
zbierać rzeczy Ryszarda.
- Tylko na krótko - powiedziałam.
Na dole włożyłam Ryszardowi na głowę wełniany kapturek, owinęłam
go szalikiem i założyłam mu kalosze.
- Wyglądasz jak Zwięty Mikołaj - powiedziałam.
Byłam bardzo zadowolona z postępów Ryszarda. W ciągu kilku
krótkich tygodni zmienił się z cichego, markotnego dziecka w pełnego
entuzjazmu, szczęśliwego chłopca. Uczył się chodzić i robił widoczne
postępy.
Wyszliśmy na zewnątrz. Trzymałam go mocno za rękę, bo mgła
otaczała nas gęstym puchem.
- Pozwól mi pochodzić samemu, Dee. Puściłam jego maleńką dłoń.
- Co za okropny dzień - powiedziałam. - Zaraz wrócimy do ciepłej
kuchni i napijemy się czegoś u pani Appleby.
Dreptał dotykając rączką muru, a ja szłam za nim, rozmyślając o
Alanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
chrześcijański pogrzeb, za który on sam czuje się w pełni odpowiedzialny.
Nie, nie ma najmniejszego pojęcia, kto może być ojcem dziecka, o ile nie
jest nim stangret.
Przesłuchiwany Timothy Ridley, stangret, zaprzeczył jakoby cokolwiek
było mu wiadomo odnośnie stanu tej kobiety. Przyszedł na podwórze owego
feralnego wieczoru, aby doglądnąć koni
58
RS
i usłyszał czyjś płacz. Poszedł sprawdzić, co się dzieje. Zobaczył, że
drzwi do lochu nie są zamknięte i zszedł na dół Kiedy znalazł kobietę i
dziecko, natychmiast powiadomił pana Blane'a.
Koroner uznał, że istnieje możliwość, iż dziewczyna, obawiając się
wstydu, zdecydowała się skończyć ze sobą; nie ma jednak na to żadnego
dowodu. Przyjęto więc wersję nieszczęśliwego wypadku.
W związku z tym jej pamiętnik nie został odczytany na rozprawie. O
nic nie obwiniono Blane'ów, którzy mieli zająć się pogrzebem. Tylko służba
we wsi plotkowała i dlatego o tej tragedii ludzie pamiętają aż do
dzisiejszych czasów.
Myślałam o Mary Dean skazanej na samotność w małym pokoiku na
poddaszu, przerażonej tajemnicami tego domu. Jakimi tajemnicami?
Dlaczego odesłano służbę, właśnie wówczas, kiedy rozwiązanie było już tak
bliskie? Co Stephen Blane planował zrobić?
Skończyłam pisać na maszynie i wróciłam do pamiętnika. Teraz
dopiero zauważyłam, że strony byty ponumerowane i kilku z nich brakuje.
Zostały wyrwane. Dwie ostatnie strony: 39 i 40 również zniknęły, a
pamiętnik skończył się na stronie 38.
Spojrzałam na zegar. Wpół do pierwszej. W ciągu ostatnich tygodni
Karol zabierał swoją pracę do jadalni, podczas gdy ja pisałam na maszynie
w gabinecie. Zwykle jednak o tej porze przychodził do gabinetu.
Teraz siedziałam, oczekując tego przybycia. Gdy się zjawił,
powiedziałam:
- Właśnie skończyłam przepisywanie.
- Co o tym myślisz?
59
RS
- Nie wiem. Ale w każdym razie niezbyt dobrze myślę o sposobie, w
jaki Blane'owie obeszli się z Mary Dean, zatajając prawdę w trakcie
przesłuchań.
- Prawdę o jej śmierci?
- Nie. Ale ten oczywisty dla nich fakt, że było to dziecko Roberta.
- Mówiłem ci przecież, że to nie jest jakaś zmyślona historia. Ale
musisz na to patrzeć przez pryzmat tamtych wiktoriańskich czasów i
moralności, kiedy prostytucja była bardziej powszechna niż dzisiaj, a
służące były z reguły kochankami swoich panów. Tyle tylko, że panowie
nigdy o tym nie mówili w obecności dam. Robert nie przyznałby się nigdy
do takiego związku.
- W sądzie też nie?
- Nie byłby potem tolerowany w towarzystwie, a jego małżeństwo
ległoby w gruzach.
- To było bardzo uprzejme ze strony Stephena, że miała chociaż
uczciwy pogrzeb - powiedziałam sarkastycznie.
- Szczególnie, jeśli to on zaprowadził ją wcześniej do lochu, aby tam
zginęła.
- Myślisz, że to zrobił?
- Zastanów się. Nie pozwolił jej pójść do lekarza, odesłał służbę. Miał
tylko pecha, że ten stangret się pojawił.
- No tak, ale jeśli faktycznie chciał ją zamordować, to dlaczego nie
zrobił tego od razu? Dlaczego czekał dziewięć miesięcy?
Rzeczywiście, dlaczego?
60
RS
- Co to były za dziwne wydarzenia, o których ona wspomina? -
zapytałam. - Czy dotyczy to książki o czarach, którą znalazła w pokoju
Stephena?
- Nie wiem.
- Pierwszy Blane wplątał się w czary z tą Cyganką. Zabawne, ale ja
zawsze myślę o czarownicach jako o starych, zgarbionych kobietach z
miotłą.
- Ależ skąd! Zawsze było tyluż czarowników, co czarownic. Wśród
nich także ludzie młodzi. Przypuszczam, że nasze wrażenie bierze się stąd,
że w czasie polowania na czarownice, w średniowieczu, tropiono także
stare, mądre wiejskie kobiety, zajmujące się ziołami. Jakże często
skazywano je na śmierć.
- A więc - powiedziałam - mogły istnieć jakieś powody, dla których
Mary Dean i jej nowo narodzone dziecko wtrącono do lochu?
I natychmiast ogarnęło mnie przerażenie, chociaż sama nie
wiedziałam, dlaczego? Powiało grozą - przed czymś nieznanym, czego nie
mogłam ani znieść, ani nazwać po imieniu.
- Nic nie wiadomo - odpowiedział po chwili milczenia Karol. -
Oczywiście nie znamy całej prawdy, ponieważ zginęło kilka stron. Czy
zauważyłaś to?
- Tak.
- A jak sądzisz, co się z nimi mogło stać?
- Zostały zniszczone. Kiedy przeczytałeś ten pamiętnik po raz
pierwszy, Karolu?
- Jakieś pięć lat temu. Ale wówczas również ich nie było...
- Czy one tu gdzieś są? Czy ktoś ich szukał?
61
RS
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Pomyślałam, że sama ich poszukam. Gdyby mi się udało, mogłoby to
rzucić trochę światła na te dziwne wydarzenia.
Mary Dean zakończyła swój pamiętnik pisząc, że zamierza podsłuchać
rozmowę Blane'ów. Co ona wtedy usłyszała? Wzdrygnęłam się. Muszę
bezwzględnie znalezć brakujące strony - jeśli oczywiście istnieją. Nic nie
powiem o tym Karolowi.
Udałam się do kuchni, aby zabrać tacę z moim i Ryszarda lunchem. Na
razie zostawiałam chłopca z ciotką Kitty, kiedy szłam pisać do gabinetu. Ale
jak tylko skończę tę pracę, postaram się namówić Karola, żeby pozwolił
przyprowadzić Ryszarda na dół. Nie chciałam spędzić całej zimy tam, na
poddaszu, jak Mary Dean.
Weszłam do pokoju Ryszarda. Spacerował wokół łóżka tak, jak tego
sobie życzyłam, więc uśmiechnęłam się na ten widok.
Ciotka Kitty odłożyła swą nigdy nie kończącą się robótkę i wstała.
- Nareszcie jesteś, dziewczyno! Spózniłaś się... Ciotka Kitty przy lada
okazji "wracała do przeszłości", bo tak to określałam, ale nie przejmowałam
się tym. Także i wtedy, gdy zwracała się do mnie, jak do kogoś ze służby,
kogoś, kto musi słuchać rozkazów. Po prostu śmiałam się z tego serdecznie.
Ale tym razem było inaczej. Tym razem odczułam strach przed panią tego
domu, strach, jaki musiała poznać Mary Dean.
Mgła ciągle wisiała za oknami, więc zaczęłam się zastanawiać, czy
wyjść z Ryszardem na spacer po lunchu.
Mglista pogoda nie jest wskazana na spacery, zwłaszcza z tak wątłym
dzieckiem.
62
RS
Chciałam jednak wyjść, bo gdzieś w środku czułam, jak kokon strachu
zaczyna mnie spowijać niczym mgła znad wrzosowiska.
- Chyba nie wychodzisz? - zapytała ciotka Kitty, kiedy zaczęłam
zbierać rzeczy Ryszarda.
- Tylko na krótko - powiedziałam.
Na dole włożyłam Ryszardowi na głowę wełniany kapturek, owinęłam
go szalikiem i założyłam mu kalosze.
- Wyglądasz jak Zwięty Mikołaj - powiedziałam.
Byłam bardzo zadowolona z postępów Ryszarda. W ciągu kilku
krótkich tygodni zmienił się z cichego, markotnego dziecka w pełnego
entuzjazmu, szczęśliwego chłopca. Uczył się chodzić i robił widoczne
postępy.
Wyszliśmy na zewnątrz. Trzymałam go mocno za rękę, bo mgła
otaczała nas gęstym puchem.
- Pozwól mi pochodzić samemu, Dee. Puściłam jego maleńką dłoń.
- Co za okropny dzień - powiedziałam. - Zaraz wrócimy do ciepłej
kuchni i napijemy się czegoś u pani Appleby.
Dreptał dotykając rączką muru, a ja szłam za nim, rozmyślając o
Alanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]