[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Powinna pani powiesić ogłoszenie.
- Doskonały pomysł - odrzekła Alex.
W ciągu godziny na listę wpisało się jeszcze pięć osób. Kolejna para właśnie po-
chylała się nad kartką, kiedy za plecami Alex stanął Wyatt. Wyczuła jego obecność, jak-
R
L
T
by nagle w powietrzu pojawił się nadmiar ładunków elektrycznych. Odwróciła się. Pa-
trzył na nią tym swoim zdystansowanym spojrzeniem.
Potem przeniósł wzrok na ogłoszenie, a kiedy para gości się oddaliła, zapisał na li-
ście swoje nazwisko.
- Przecież ty tego nie potrzebujesz - stwierdziła.
- Nie, ale jestem ciekaw, co to będzie.
- Nic wielkiego, przynajmniej za pierwszym razem. Zanim poznam hotel od pod-
szewki.
- O ile cię znam, nic wielkiego to nie w twoim stylu. I przegapiłaś oranżerię. -
Wziął plan i długopisem zaznaczył na nim kółko. - Trudno ją znalezć, ale warto. Nie
chciałabyś też pominąć prywatnych sal jadalnych, idealnych dla mężczyzny, który szuka
miejsca, gdzie mógłby się oświadczyć kobiecie swoich marzeń. - Zniżył głos. - Prawda?
- Sama ich nie znajdę.
- To nie problem.
- Nie rozumiem. - Powoli pokręciła głową.
Wyatt wyglądał na zmieszanego.
- Ja znam swój hotel.
- Wiem, chodzi mi o to, że nie rozumiem, dlaczego zadbałeś o romantyczne jadal-
nie. Przecież nie wierzysz w szczęśliwe związki.
- Ale goście to doceniają, a ja staram się ich zadowolić. Spotkajmy się tu o piątej.
- Liczę na to. - Uniósł brwi. - Naprawdę będę potrzebowała pomocy. Nie wiem,
skąd mi to całe oprowadzanie w ogóle przyszło do głowy.
- Więc nie zapytam. Ale przyjdę.
Alex czuła się jak ćma, która stara się unikać kuszącego płomienia i przegrywa tę
walkę.
Nagle piąta po południu wydała jej się straszliwie odległa. Wyjęła z szuflady ka-
lendarz. Belinda dzwoniła z informacją, że po dwóch miesiącach nieobecności wróci do
pracy. Minęły już trzy dni, a więc zostało ich pięćdziesiąt siedem. Alex skreśliła kolejny
dzień.
R
L
T
Tak, znowu panuje nad swoim życiem. A jednak kiedy zegar wybił piątą, ogarnął
ją niepokój.
Wyatt bawił się o wiele lepiej, niż powinien. Alex wyznała, jak zrodził się pomysł
zorganizowania tej wycieczki. A teraz oczarowała gości.
- Błękitna Sala Balowa - powiedziała, pokazując ją szerokim gestem. - Nazwana
tak, zakładam, z oczywistego powodu. - Spojrzała na Wyatta, którego oczy mówiły: Hm.
- Może zatrudniłby pan kogoś, kto wybrałby bardziej oryginalną nazwę? Albo zorgani-
zował konkurs na nazwę tej sali, a nagrodą byłyby bilety na jakiś koncert.
- Zwietnie! Mam doskonały pomysł! Coś wspólnego z sercem czy biciem serca -
zawołała jedna z kobiet, a kilka osób jej przyklasnęło.
- Państwa entuzjazm jest nieoceniony - rzekła Alex. - A ponieważ to jest sala ba-
lowa, to jeśli ktoś ma ochotę potańczyć, zatrzymamy się tu na moment. Pete, włącz mu-
zykę i światła! - zawołała.
Z sufitu zjechały kryształowe żyrandole. Z głośników popłynęła zmysłowa melo-
dia. Alex wyciągnęła rękę.
- Przepraszam, ale chyba musimy dać przykład - szepnęła do Wyatta.
- Nie ma sprawy - skłamał.
Dotykanie Alex było jak żonglerka pochodniami. Ale co miał zrobić? Ta wyciecz-
ka to wielka improwizacja. Tylko ktoś bez serca opuściłby Alex w takim momencie.
Wydawało się, że on wciąż ma serce, w każdym razie coś podobnego. Skurczone, po-
nieważ go nie używał.
- Jak to się stało? Te głośniki i muzyka? - spytał, starając się skupić na tym, co się
dzieje.
Alex spojrzała na ich złączone dłonie, jakby nie zdawała sobie sprawy, że wzięła
go za rękę i teraz tego pożałowała.
- Zdałam się na łaskę i niełaskę Pete'a. Musiałam coś wymyślić - odparła. - Nawet
jeśli to wszystko stało się przypadkiem, goście zasługują na coś specjalnego.
- Zgadzam się. Więc tańczmy, Alexandro. - Kiedy położył rękę na jej talii, poczuł
ciepło jej ciała i jaśminowy zapach włosów.
Jej błękitne oczy patrzyły na niego, gdy wirowali na parkiecie.
R
L
T
- Nie zaplanowałam tego. Mówię o naszym tańcu - wyznała. - Przepraszam, po-
winnam była cię zapytać.
- Nie przepraszaj. Jestem szczęściarzem. Może po raz ostatni tańczę w Błękitnej
Sali Balowej, zanim stanie się Salą Balową Bijących Serc - rzekł zdumiony, że znów z
nią flirtuje. Co takiego ma w sobie Alex, że on zachowuje się tak nieracjonalnie?
- A jeśli wszystkie wymyślone przez gości nazwy okażą się okropne? - zapytała z
uśmiechem.
- Ogłosimy kolejny konkurs.
- Miło, że nie masz do mnie pretensji, chociaż cię w to wciągnęłam.
- To chyba ja wciągnąłem cię do tej pracy.
- Mogłam się nie zgodzić - szepnęła.
Niewiele myśląc, przyciągnął ją bliżej.
Tak, mogła go zostawić na lodzie. A jednak została, i teraz tańczyła w jego ramio-
nach, a jemu po głowie chodziło coś szalonego, na przykład, żeby ją przytulić na oczach
gości. Na szczęście melodia dobiegła końca. Alex podziękowała mu z uśmiechem.
- Nie ma za co. Było miło. - Lecz na tym koniec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
- Powinna pani powiesić ogłoszenie.
- Doskonały pomysł - odrzekła Alex.
W ciągu godziny na listę wpisało się jeszcze pięć osób. Kolejna para właśnie po-
chylała się nad kartką, kiedy za plecami Alex stanął Wyatt. Wyczuła jego obecność, jak-
R
L
T
by nagle w powietrzu pojawił się nadmiar ładunków elektrycznych. Odwróciła się. Pa-
trzył na nią tym swoim zdystansowanym spojrzeniem.
Potem przeniósł wzrok na ogłoszenie, a kiedy para gości się oddaliła, zapisał na li-
ście swoje nazwisko.
- Przecież ty tego nie potrzebujesz - stwierdziła.
- Nie, ale jestem ciekaw, co to będzie.
- Nic wielkiego, przynajmniej za pierwszym razem. Zanim poznam hotel od pod-
szewki.
- O ile cię znam, nic wielkiego to nie w twoim stylu. I przegapiłaś oranżerię. -
Wziął plan i długopisem zaznaczył na nim kółko. - Trudno ją znalezć, ale warto. Nie
chciałabyś też pominąć prywatnych sal jadalnych, idealnych dla mężczyzny, który szuka
miejsca, gdzie mógłby się oświadczyć kobiecie swoich marzeń. - Zniżył głos. - Prawda?
- Sama ich nie znajdę.
- To nie problem.
- Nie rozumiem. - Powoli pokręciła głową.
Wyatt wyglądał na zmieszanego.
- Ja znam swój hotel.
- Wiem, chodzi mi o to, że nie rozumiem, dlaczego zadbałeś o romantyczne jadal-
nie. Przecież nie wierzysz w szczęśliwe związki.
- Ale goście to doceniają, a ja staram się ich zadowolić. Spotkajmy się tu o piątej.
- Liczę na to. - Uniósł brwi. - Naprawdę będę potrzebowała pomocy. Nie wiem,
skąd mi to całe oprowadzanie w ogóle przyszło do głowy.
- Więc nie zapytam. Ale przyjdę.
Alex czuła się jak ćma, która stara się unikać kuszącego płomienia i przegrywa tę
walkę.
Nagle piąta po południu wydała jej się straszliwie odległa. Wyjęła z szuflady ka-
lendarz. Belinda dzwoniła z informacją, że po dwóch miesiącach nieobecności wróci do
pracy. Minęły już trzy dni, a więc zostało ich pięćdziesiąt siedem. Alex skreśliła kolejny
dzień.
R
L
T
Tak, znowu panuje nad swoim życiem. A jednak kiedy zegar wybił piątą, ogarnął
ją niepokój.
Wyatt bawił się o wiele lepiej, niż powinien. Alex wyznała, jak zrodził się pomysł
zorganizowania tej wycieczki. A teraz oczarowała gości.
- Błękitna Sala Balowa - powiedziała, pokazując ją szerokim gestem. - Nazwana
tak, zakładam, z oczywistego powodu. - Spojrzała na Wyatta, którego oczy mówiły: Hm.
- Może zatrudniłby pan kogoś, kto wybrałby bardziej oryginalną nazwę? Albo zorgani-
zował konkurs na nazwę tej sali, a nagrodą byłyby bilety na jakiś koncert.
- Zwietnie! Mam doskonały pomysł! Coś wspólnego z sercem czy biciem serca -
zawołała jedna z kobiet, a kilka osób jej przyklasnęło.
- Państwa entuzjazm jest nieoceniony - rzekła Alex. - A ponieważ to jest sala ba-
lowa, to jeśli ktoś ma ochotę potańczyć, zatrzymamy się tu na moment. Pete, włącz mu-
zykę i światła! - zawołała.
Z sufitu zjechały kryształowe żyrandole. Z głośników popłynęła zmysłowa melo-
dia. Alex wyciągnęła rękę.
- Przepraszam, ale chyba musimy dać przykład - szepnęła do Wyatta.
- Nie ma sprawy - skłamał.
Dotykanie Alex było jak żonglerka pochodniami. Ale co miał zrobić? Ta wyciecz-
ka to wielka improwizacja. Tylko ktoś bez serca opuściłby Alex w takim momencie.
Wydawało się, że on wciąż ma serce, w każdym razie coś podobnego. Skurczone, po-
nieważ go nie używał.
- Jak to się stało? Te głośniki i muzyka? - spytał, starając się skupić na tym, co się
dzieje.
Alex spojrzała na ich złączone dłonie, jakby nie zdawała sobie sprawy, że wzięła
go za rękę i teraz tego pożałowała.
- Zdałam się na łaskę i niełaskę Pete'a. Musiałam coś wymyślić - odparła. - Nawet
jeśli to wszystko stało się przypadkiem, goście zasługują na coś specjalnego.
- Zgadzam się. Więc tańczmy, Alexandro. - Kiedy położył rękę na jej talii, poczuł
ciepło jej ciała i jaśminowy zapach włosów.
Jej błękitne oczy patrzyły na niego, gdy wirowali na parkiecie.
R
L
T
- Nie zaplanowałam tego. Mówię o naszym tańcu - wyznała. - Przepraszam, po-
winnam była cię zapytać.
- Nie przepraszaj. Jestem szczęściarzem. Może po raz ostatni tańczę w Błękitnej
Sali Balowej, zanim stanie się Salą Balową Bijących Serc - rzekł zdumiony, że znów z
nią flirtuje. Co takiego ma w sobie Alex, że on zachowuje się tak nieracjonalnie?
- A jeśli wszystkie wymyślone przez gości nazwy okażą się okropne? - zapytała z
uśmiechem.
- Ogłosimy kolejny konkurs.
- Miło, że nie masz do mnie pretensji, chociaż cię w to wciągnęłam.
- To chyba ja wciągnąłem cię do tej pracy.
- Mogłam się nie zgodzić - szepnęła.
Niewiele myśląc, przyciągnął ją bliżej.
Tak, mogła go zostawić na lodzie. A jednak została, i teraz tańczyła w jego ramio-
nach, a jemu po głowie chodziło coś szalonego, na przykład, żeby ją przytulić na oczach
gości. Na szczęście melodia dobiegła końca. Alex podziękowała mu z uśmiechem.
- Nie ma za co. Było miło. - Lecz na tym koniec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]