[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ła, że skoro nie może wyjść za niego, to nie wyjdzie za
nikogo.
Bruchard był tak poruszony, że nie był w stanie mówić.
Nie udawaÅ‚, Kellie dosÅ‚ownie czuÅ‚a jego cierpienie. On rze­
czywiście kochał Yvette. Spuściła głowę. Philippe'owi musi
być trudno słuchać tych zeznali. Raz jeszcze ujęła jego dłoń.
Tym razem już jej nie puścił.
- Yvette zerwała ze mną. Byłem załamany. Nigdy więcej
jej nie zobaczyłem. Kilka miesięcy pózniej znajomy powiedział
mi o jej śmierci. Nie miałem nawet okazji być na jej pogrzebie.
Gdy matka Yvette zadzwoniła i powiedziała mi o dziecku, od
razu do niej poszedłem. Wystarczyło, że spojrzałem na Jean-
-Luca, a już wiedziałem, że to moja krew. Wysoki Sądzie, chcę
wychować mojego syna.
Mężczyzna zaÅ‚amaÅ‚ siÄ™ i zaczÄ…Å‚ pÅ‚akać. Philippe mocno Å›ci­
skał dłoń Kellie. Nagle puścił ją, wyciągnął z kieszeni długopis
i napisał coś na kawałku papieru, który podał Honore'owi. Ten
przeczytaÅ‚ notatkÄ™, przyjrzaÅ‚ siÄ™ Philippe'owi i uÅ›miechnÄ…Å‚ nie­
mal niezauważalnie.
Gdy weterynarz usiadł już na swoje miejsce, Honore zapytał
sÄ™dziego, czy jego klient może powiedzieć kilka słów. Ten ski­
nął przyzwalająco głową.
- Wysoki SÄ…dzie, z caÅ‚ego serca pragnÄ…Å‚em prawa do opie­
ki nad dzieckiem Yvette, jednak po wysłuchaniu doktora Bru-
charda jestem przekonany, że to prawo należy się jemu.
Kellie czuÅ‚a, że Philippe to wÅ‚aÅ›nie powie. Bruchard pod­
niósł głowę i spojrzał na niego zaskoczony.
- ChciaÅ‚bym powiedzieć teraz coÅ›, czego nie byÅ‚o w pisem­
nych zeznaniach. Mam nadzieję, że do pewnego stopnia uspokoi
to doktora Brucharda. Tamtego dnia byliśmy z przyjacielem na
wspinaczce, gdy wracaliÅ›my, niedaleko nas zeszÅ‚a lawina. Pomo­
gliśmy narciarzom, których porwała. Wśród ofiar była Yvette.
Na sali rozległ się cichy okrzyk. Analise. Kellie spojrzała
na nią i zrozumiała, że Yvette nigdy nie powiedziała matce,
iż otarła się o śmierć.
 PoleciaÅ‚em z niÄ… helikopterem do szpitala. MiaÅ‚a szczÄ™­
ście, nie odniosła żadnych poważnych obrażeń, ale przeżyła
szok. BaÅ‚a siÄ™ zostać sama. OdwiozÅ‚em jÄ… do hotelu i przy­
niosłem kolację do pokoju. Opowiadam o tym, żeby wyjaśnić,
jak doszÅ‚o do tego, co siÄ™ pózniej staÅ‚o. Podobno z czÅ‚owie­
kiem, który uratował nam życie, jest się już w pewien sposób
na zawsze związanym. Yvette mnie nie kochała, ale była mi
bezgranicznie wdzięczna. Ja również jej nie kochałem, była
dla mnie obcÄ… osobÄ…. CieszyÅ‚em siÄ™ tylko, że opatrzność po­
zwoliła mi ją uratować. To prawdziwa tragedia, że choroba
tak wcześnie zakończyła jej życie. Yvette pozostawiła jednak
po sobie dziecko. To syn mężczyzny, który kochał Yvette
i chciał założyć z nią rodzinę. Dlatego przeciąganie tej sprawy
wydaje mi się niewłaściwe. Po konsultacji z moim prawnikiem
wycofujÄ™ wniosek o przyznanie mi opieki nad dzieckiem.
Kellie poczuÅ‚a wzruszenie. Och, Philippie. JesteÅ› wspania­
łym człowiekiem. Wiem, że robisz to z ciężkim sercem, ale
gdy tylko wyjdziemy z sÄ…du, powiem ci coÅ›, co na zawsze
odmieni twoje życie.
SÄ™dzia wezwaÅ‚ do siebie obu adwokatów, odbyli krótkÄ… na­
radę, potem wrócili na swoje miejsca. Sędzia zwrócił się do
Philippe'a.
- SÄ…d chce wyrazić wdziÄ™czność panu Didierowi za pod­
jęcie tej trudnej decyzji. Nie mam żadnych wątpliwości, że
chłopiec byłby szczęśliwy z panem i pana żoną. Doktorze Bru-
chard, w tej sytuacji sąd przyznaje panu pełne prawo do opieki
nad synem, Jean-Lukiem Bruchardem. GratulujÄ™ panu.
Chwilę pózniej Analise podbiegła i zarzuciła Philippe'owi
ręce na szyję. Jej twarz była mokra od łez.
- Nie wiedziaÅ‚am, że uratowaÅ‚eÅ› mojÄ… ukochanÄ… dziew­
czynkę. Nie wiedziałam. Wybacz, że byłam dla ciebie tak
okrutna.
Philippe wstał i objął ją.
- Nie mam ci nic do wybaczenia.
- Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi? - Analise
spojrzała pytająco na Philippe'a i Kellie.
- Oczywiście. - Kellie objęła starszą panią. - Dziękuję,
że pozwoliłaś mojemu mężowi spędzić trochę czasu z Jean-
-Lukiem - szepnęła. - DziÄ™ki temu wyszedÅ‚ z gÅ‚Ä™bokiej de­
presji. Zawsze będę ci za to wdzięczna.
Kątem oka zobaczyła, że Philippe podchodzi do doktora
Brucharda i ściska jego dłoń. Raz jeszcze jego szlachetność
wprawiła ją w podziw.
- Teraz już się z tobą nie rozwiedzie - powiedziała cicho
Analise. - Nie po tym wszystkim, co przeszłaś.
- Obawiam się, że naszego małżeństwa nic już nie uratuje.
- Ale to nie ma sensu. Twój mąż cię przecież kocha.
- Kiedyś mnie kochał, Analise.
- Nonsens. SpÄ™dziÅ‚am z wami caÅ‚y wieczór. Wiem, co wi­
działam. Nie mógł oderwać od ciebie oczu.
- Bo podejrzewaÅ‚, że miaÅ‚am coÅ› wspólnego z twojÄ… wi­
zytą. Obie wiemy, że te podejrzenia były uzasadnione.
- Więc wróć do domu i zrób coś! Są sposoby na mężczyzn,
jeśli wiesz, co mam na myśli. - Jej oczy rozbłysły.
Kellie wzięła głęboki oddech.
- Tak wÅ‚aÅ›nie zrobiÄ™. DziÄ™kujÄ™ za radÄ™. ZadzwoniÄ™ do cie­
bie wkrótce.
Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. To był Honore.
- Chodz. Niech Philippe jeszcze sobie porozmawia z do­
ktorem Bruchardem, ja odprowadzÄ™ ciÄ™ do limuzyny.
Wyszli z sali.
- Dziękuję, że pomogłeś Philippe'owi - powiedziała ze
Å‚zami w oczach. - Na pewno docenia wszystko, co dla niego
zrobiłeś.
- Zrobiłem to dla was obojga.
- Wiesz, co mam na myśli.
- Ale ty chyba nie wiesz, co ja mam na myśli.
- Nie rozumiem.
- Kellie, Philippe nigdy nie miał szansy wygrać tej sprawy.
Nie pomogłyby mu żadne pieniądze. Nawet kochająca żona
nie miała na to wpływu.
Kellie nie od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
- To znaczy, że...
- Jesteś inteligentną kobietą. Sama się domyśl. Wierzę
w ciebie, ma chere.
Pochylił się i pocałował ją w policzek, a potem wsiadł do
swego auta. Wciąż jeszcze oszoÅ‚omiona obserwowaÅ‚a zbliża­
jącego się szybkim krokiem męża. Zjawił się w samą porę.
ROZDZIAA DZIEWITY
Philippe robił wrażenie równie odprężonego jak na sali
sądowej, ale nie powiedział jeszcze ani słowa. Kellie wiedziała,
że oddanie chłopca biologicznemu ojcu złamało mu serce, nie
chce jednak, by dostrzegÅ‚a jego cierpienie. Co kryje siÄ™ za nie­
przeniknionym wyrazem jego twarzy? Zorientowała się, że nie
jadą do domu. Szkoda, chciała mu tam obwieścić nowinę, która
odmieniÅ‚aby jego życie. Kiedy znalezli siÄ™ przed bramÄ… do po­
siadłości Mertierów, pomyślała, że widać Lee i Raoul zaprosili [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siÅ‚y, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.