[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyzwyczajać.
Ból i poczucie utraty przeszyły ją na wylot. Wciągnęła gwałtownie powietrze.
Gryzący zapach podra\nił jej nozdrza. Natychmiast otworzyła oczy. Dym!
Boso pobiegła do tylnych drzwi i otworzyła je. Złowieszcza migocząca łuna
oświetlała szopę na sprzęt.
 O Bo\e!
Rzuciła się przed siebie.
Gabe wiedział, \e dzieje się coś złego, zanim zobaczył płomienie.
Przera\enie zatykało mu gardło jak gęsty dym, który snuł się nad posiadłością
Dempseyów niczym duszący całun. Koła d\ipa jeszcze się obracały, kiedy stopy
Gabe a dotknęły ziemi.
 Sarah Ann!  Wpadł przez frontowe drzwi i z ulgą stwierdził, \e dom jest
bezpieczny.
 Co, u diabła... ?  Zwiatło się zapaliło i na progu swego pokoju stanął Harlan,
mrugając oczami jak sowa.
 Po\ar. Dzwoń po stra\.  Z tymi słowami Gabe pchnął drzwi do sypialni
Sarah Ann. Pusto. Ogarnęła go panika.
 Gdzie ona jest?
Ale ju\ wiedział, z pewnością, która skręcała mu wnętrzności. Wypadł z domu.
Makabryczne pomarańczowe światło tańczyło wokół szopy na sprzęt, rzucając
grozne cienie. śarłoczny wróg lizał skrzynki na pomidory, papierowe pudełka z
nalepkami, butle z chemikaliami, zbli\ając się do pustych pojemników na paliwo i
maszyn stojących pod ścianą. Wygięty pod wpływem \aru blaszany dach zawodził
i jęczał jak \ywe stworzenie.
Włosy na głowie Gabe a zje\yły się, gdy usłyszał ten rozdzierający jęk.
Pochowane wspomnienia od\yły, makabryczne obrazy z innego miejsca i czasu.
Wilgotna d\ungla, magazyn z chemikaliami, misja zbawienia świata. Klęska.
Bezwład. Zmierć.
Jakiś ruch zwrócił uwagę Gabea i skupił jego myśli na terazniejszości.
 Sarah!
Rzucił się do szopy, osłaniając uniesionymi rękami twarz. Nie do wiary, przy
odległej ścianie mała, zdeterminowana kobieca figurka w cienkim szlafroku
taszczyła kapiący zielony wą\ w kierunku ściany płomieni zagra\ającej traktorowi.
Potem znikła w kłębach czarnego dymu.
Tylko nie to! Nie w ten sposób! Bo\e! Nie Sarah!
Płomienie przypiekały mu twarz i osmalały włosy na rękach. śar zatykał płuca.
Nie zwa\ając na nic, rzucił się przez duszącą zasłonę, bezradny i zrozpaczony.
To znów się działo. Ludzie liczyli na niego, a on ich zawiódł. W odległych
zakamarkach pamięci terkotały pociski i niósł się krzyk umierających. Dym i
płomienie, klęska i zniszczenie. I on te\ powinien zginąć, i zginąłby, gdyby nie...
Na moment dym się rozwiał i wszystko wokół ogarnęła jasna, prawie biała
poświata. Zdumiony Gabe uświadomił sobie, ze kiedyś ju\ ją widział, nie pamiętał
tylko, gdzie. Wyciągnął rękę.
I odnalazł Sarah Ann.
 Gabe, dzięki Bogu!  Kaszląc, z twarzą pokrytą sadzą przemieszaną z łzami,
zmagała się z wę\em.  Traktor... pomó\ mi!
Alabastrowa kurtyna opadła i znów znalazł się w świecie czarnych cieni,
szkarłatnych płomieni, duszącego powietrza i rzeczywistości pełnej
niebezpieczeństwa. Chwycił ramię Sarah Ann.
 Zapomnij o traktorze! Musimy się stąd wydostać!
 Nie, mo\emy go uratować. Ja...
Instynkt, praktyka, boskie przesłanie  coś zelektryzowało Gabea. Pociągnął
Sarah Ann do przodu. Tlące się drewniane krokwie załamały się z przerazliwym
jękiem i runęły z trzaskiem tu\ za nimi. Wymijając płomienie, ciągnął ją przez
gęste kłęby dymu do wyjścia z szopy.
 Sprzęt... będziemy zrujnowani! Puść mnie!  Zdezorientowana, zapłakana,
walczyła z nim, waląc go pięścią.
 Sarah, uspokój się...
Kula ognia, która wybuchła tu\ za nimi, przewróciła ich oboje na ziemię.
Wylądowali podrapani, potłuczeni i zdyszani pośrodku trawiastego podwórza.
Gabe przygarnął Sarah Ann do siebie, nakrywając ją swoim ciałem i osłaniając jej
głowę przed opadającymi na ziemię spopielałymi szczątkami szopy. W oddali wyła
syrena stra\y.
Kiedy Gabe uniósł głowę, szopa stała w ogniu. Sarah Ann przycisnęła dr\ącą
dłoń do jego piersi. Kiedy się nieco od niej odsunął, odetchnęła głęboko i szeroko
otwartymi, zamglonymi oczami wpatrywała się w jego twarz.
 Jesteś ranna?  spytał ochryple.
 Ja... nie, chyba nie. Co się stało?
 Pewnie zbiornik na paliwo eksplodował.  Spojrzał na nią groznie.  Jesteś
szalona! Jak zwykle chciałaś wszystko zrobić sama. Co się z tobą dzieje? Mogłaś
zginąć!
 Ty te\!.
 O, do diabła, nie ja.  Z gorzkim śmiechem poderwał się z ziemi i pomógł jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.