[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pod naciskiem ojca wyszła za mąż, gdy miała dziewiętnaście lat, za dzierżawcę pewnego majątku, odpychającego
człowieka, który, jak łatwo się domyślić nie pochwalał jej głodu wiedzy. Brat Elizabeth, którego nie interesowało
prowadzenie apteki i którego marzeniem było pływanie po morzach, oczywiście odziedziczył sklep ojca. Jednak
ostatnio doszły mnie słuchy, że już go stracił, głównie ze względu na swój pociąg do butelki. A Elizabeth - dodała
bezbarwnym głosem - zmarła rok temu przy narodzinach szóstego dziecka.
Thorne bezwiednie nakrył ręką zaciśnięte dłonie Hester. Natychmiast je wyrwała, by energicznym ruchem
obetrzeć łzy, jakie ukazały się w jej oczach.
- Nie rozumiesz? - prawie krzyknęła. - Historie takich Jennifer i Elizabeth powtarzają się tysiące razy w całym
kraju. To niesprawiedliwe, żeby kobieta miała tylko jeden wybór: albo ograniczenie aspiracji intelektualnych do
posłuszeństwa w małżeństwie, zwykle z przymusu, albo upokarzające ubóstwo przez resztę życia. - Odetchnęła
głęboko i mówiła dalej już spokojniejsza. - Poza tym, co często powtarzała Mary Wollstonecraft, w ten sposób
naród sam pozbawia się połowy swoich możliwości, co na pewno nie pomaga mu w rozwoju.
Wbrew sobie Thorne poczuł się poruszony jej słowami. Po raz pierwszy w życiu spojrzał na kobiety
zamieszkujące królestwo jak na pełnoprawnych obywateli, którzy jednak nigdy nie będą mogli swobodnie
kierować swym życiem. Gdyby dać kobietom wolny wybór, pewnie większość z nich wolałaby zostawić ciężar
zarabiania na życie i podejmowania ważnych decyzji na barkach mężczyzn. Ale dla niektórych, takich jak
nieustraszona Hester Blayne i podobne jej bojowniczki, które stać było na wiele więcej, takie ograniczenia były -
musiał przyznać - krzyczącą niesprawiedliwością.
- I tak Hester Blayne - powiedział łagodnym głosem - stanęła na podium, by zaprotestować przeciw złu tego
świata.
Hester zesztywniała.
- Zapewne doskonale się bawisz, milordzie, ale nie jestem w nastroju do drwin z pracy mojego życia.
Uczyniła gest, jakby chciała wstać, lecz Thorne powstrzymał ją, chwytając ją za rękę
- Przepraszam, Hester. Nie chciałem, by zabrzmiało to jak kpina. Naprawdę myślę, że trzeba było dużej odwagi,
by odwrócić się od rodziny i wygodnego, pozbawionego trosk życia, aby pozostać wierną swoim przekonaniom. -
Mówił to z niezwykłym dla niego skrępowaniem i Hester, wbrew swoim chęciom, poczuła się poruszona.
- Mhm, tak... - bąknęła równie skrępowana. - Rzeczywiście, nie było to łatwe, ale nie wyobrażałam sobie innego
życia. - Uśmiechnęła się. - Jestem wolna i to wystarczy, żeby wynagrodzić mi wieczne oszczędzanie na wszystkim,
upokorzenia, wrogość i... całą resztę.
Thorne odwzajemnił uśmiech.
- Zdaje się, że podjęłaś także kolejne wyzwanie. Nie zapominaj, że byłem przy twojej ostatniej rozmowie,
niezwykle pouczającej, z lordem Pickeringiem, gdy mówiłaś o skróceniu godzin pracy dla dzieci.... nie - podniósł
rękę - o całkowitym zakazie zatrudniania dzieci poniżej czternastu lat.
W oczach Hester pojawił się błysk, który zaczął sprawiać hrabiemu zagadkową przyjemność.
- Szybko się uczysz, jak na mężczyznę. To prawda - dodała, poważniejąc. - Nie ma końca niesprawiedliwości,
jaka dzieje się najbiedniejszym i najbardziej bezbronnym mieszkańcom Anglii. Chociaż, trzeba przyznać, że
powoli, bardzo powoli, sytuacja zaczyna się zmieniać na lepsze. Skończył się upokarzający handel ludzmi dzięki
wysiłkom pana Benneta. Harry Gray Bennet, musiałeś o nim słyszeć. Jest synem hrabiego Tankerville a i
najbardziej gorącym zwolennikiem zakazu wykorzystywania małych chłopców do prac na kominach. Byłam Parę
razy na obradach jego komisji w Parlamencie.
- Hm, tak, pan Bennet jest przewodniczącym komisji w Izbie, Prawda? Chyba próbował nawet przedstawić
odpowiednią ustawę w Parlamencie jeszcze w tym roku, ale nie zdążył. Może uda mu się w przyszłym roku.
Hester uniosła brwi.
- Nie wiedziałam, że interesujesz się ruchem reformatorów.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie mam do nich żadnych zastrzeżeń - wycedził Thorne. - Lecz nawet najbardziej
zdeklarowanego hedonistę musi poruszyć los małych chłopców zapędzanych dzień w dzień na dymiące kominy.
Zwłaszcza że istnieją inne sposoby ich czyszczenia, wcale nie bardziej kosztowne.
- Miło mi to słyszeć - powiedziała z uśmiechem Hester. - Może więc zechcesz mi towarzyszyć na spotkaniu z
panem Grayem w przyszłym miesiącu?
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Chciałbym jednak, jeśli tylko pozwolisz, uczestniczyć w spotkaniu, które
zamierzasz urządzić tutaj w przyszłym tygodniu.
Hester opuściła wzrok i poczęła pilnie obserwować swoje dłonie, które nerwowo skubały brzeg sukni. Nie
mówiła hrabiemu o swoich planach zaproszenia przyjaciół do domu Bythorne ów i pomyślała, że Thorne chce jej
dać do zrozumienia, iż nieco nadużywa jego gościnności.
- Nie chciałam... to znaczy ciocia Lavinia uznała, że...
- %7łe nie będę miał nic przeciwko temu - dokończył Thorne. - Oczywiście, że nie mam. Mówiłem od samego
początku, że zgadzam się, byś swobodnie podejmowała tu każdego, kogo tylko zechcesz zaprosić. Przypuszczam,
53
że wśród tych gości znajdzie się pan Bentham?
Z nie wyjaśnionych przyczyn zarumieniła się.
- Tak, przyjdzie też Robert Carver i lady Barbara, która wyraziła wielką chęć uczestniczenia w tym spotkaniu.
- Barbara? - Thorne spojrzał na nią szczerze zdumiony. - A to dopiero!
- Przyznaję, że sama trochę się zdziwiłam. Akurat mówiłam o moich planach z ciocią Lavinia w obecności lady
Barbary, więc wypadało ją zaprosić, choćby przez grzeczność. Ona tymczasem przyjęła zaproszenie z ogromną
radością i obiecała na pewno się pojawić.
- No, no.
- Mam jednak nadzieję, Thorne - dodała ze śmiechem Hester - że nie będziesz mnie winić, gdyby okazało się, że
wziąłeś sobie za żonę zwolenniczkę krucjaty.
- Co proszę?
Hrabia powiedział to tak lodowatym tonem, że Hester na chwilę zaniemówiła. Potem bąknęła:
- To znaczy tak zrozumiałam... twoja ciotka, właściwie obie ciotki mówiły, że ty i lady Barbara... że wy...
- Pozwól więc powiedzieć sobie, droga panno Blayne, że to, co łączy mnie i lady Barbarę Freemantle, nie
powinno obchodzić nikogo poza mną i oczywiście lady Barbarą.
Hester zastygła ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Naturalnie. Nie miałam zamiaru wtrącać się w twe prywatne sprawy, milordzie.
Thorne gwałtownym ruchem wyprostował się na krześle.
- Nie życzę sobie, by moja rodzina wypowiadała się w moim imieniu. Przypuszczam, że pewnego dnia istotnie
ożenię się z Barbarą, lecz nie mam zamiaru dawać się zakuć w kajdany, dopóki ten dzień nie nadejdzie.
- Nie chcesz więc się z nią żenić? - spytała Hester i natychmiast uświadomiwszy sobie niestosowność swego
pytania, zakryła dłonią usta. - Boże, przepraszam, nie powinnam...
- Nie chciałbym się z nikim żenić - odparł wymijająco - ale biorąc pod uwagę moją pozycję społeczną obawiam
się, że to nieuniknione. Barbara jest taką samą kandydatką jak każda inna i jestem pewien, że ona tak samo myśli o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Pod naciskiem ojca wyszła za mąż, gdy miała dziewiętnaście lat, za dzierżawcę pewnego majątku, odpychającego
człowieka, który, jak łatwo się domyślić nie pochwalał jej głodu wiedzy. Brat Elizabeth, którego nie interesowało
prowadzenie apteki i którego marzeniem było pływanie po morzach, oczywiście odziedziczył sklep ojca. Jednak
ostatnio doszły mnie słuchy, że już go stracił, głównie ze względu na swój pociąg do butelki. A Elizabeth - dodała
bezbarwnym głosem - zmarła rok temu przy narodzinach szóstego dziecka.
Thorne bezwiednie nakrył ręką zaciśnięte dłonie Hester. Natychmiast je wyrwała, by energicznym ruchem
obetrzeć łzy, jakie ukazały się w jej oczach.
- Nie rozumiesz? - prawie krzyknęła. - Historie takich Jennifer i Elizabeth powtarzają się tysiące razy w całym
kraju. To niesprawiedliwe, żeby kobieta miała tylko jeden wybór: albo ograniczenie aspiracji intelektualnych do
posłuszeństwa w małżeństwie, zwykle z przymusu, albo upokarzające ubóstwo przez resztę życia. - Odetchnęła
głęboko i mówiła dalej już spokojniejsza. - Poza tym, co często powtarzała Mary Wollstonecraft, w ten sposób
naród sam pozbawia się połowy swoich możliwości, co na pewno nie pomaga mu w rozwoju.
Wbrew sobie Thorne poczuł się poruszony jej słowami. Po raz pierwszy w życiu spojrzał na kobiety
zamieszkujące królestwo jak na pełnoprawnych obywateli, którzy jednak nigdy nie będą mogli swobodnie
kierować swym życiem. Gdyby dać kobietom wolny wybór, pewnie większość z nich wolałaby zostawić ciężar
zarabiania na życie i podejmowania ważnych decyzji na barkach mężczyzn. Ale dla niektórych, takich jak
nieustraszona Hester Blayne i podobne jej bojowniczki, które stać było na wiele więcej, takie ograniczenia były -
musiał przyznać - krzyczącą niesprawiedliwością.
- I tak Hester Blayne - powiedział łagodnym głosem - stanęła na podium, by zaprotestować przeciw złu tego
świata.
Hester zesztywniała.
- Zapewne doskonale się bawisz, milordzie, ale nie jestem w nastroju do drwin z pracy mojego życia.
Uczyniła gest, jakby chciała wstać, lecz Thorne powstrzymał ją, chwytając ją za rękę
- Przepraszam, Hester. Nie chciałem, by zabrzmiało to jak kpina. Naprawdę myślę, że trzeba było dużej odwagi,
by odwrócić się od rodziny i wygodnego, pozbawionego trosk życia, aby pozostać wierną swoim przekonaniom. -
Mówił to z niezwykłym dla niego skrępowaniem i Hester, wbrew swoim chęciom, poczuła się poruszona.
- Mhm, tak... - bąknęła równie skrępowana. - Rzeczywiście, nie było to łatwe, ale nie wyobrażałam sobie innego
życia. - Uśmiechnęła się. - Jestem wolna i to wystarczy, żeby wynagrodzić mi wieczne oszczędzanie na wszystkim,
upokorzenia, wrogość i... całą resztę.
Thorne odwzajemnił uśmiech.
- Zdaje się, że podjęłaś także kolejne wyzwanie. Nie zapominaj, że byłem przy twojej ostatniej rozmowie,
niezwykle pouczającej, z lordem Pickeringiem, gdy mówiłaś o skróceniu godzin pracy dla dzieci.... nie - podniósł
rękę - o całkowitym zakazie zatrudniania dzieci poniżej czternastu lat.
W oczach Hester pojawił się błysk, który zaczął sprawiać hrabiemu zagadkową przyjemność.
- Szybko się uczysz, jak na mężczyznę. To prawda - dodała, poważniejąc. - Nie ma końca niesprawiedliwości,
jaka dzieje się najbiedniejszym i najbardziej bezbronnym mieszkańcom Anglii. Chociaż, trzeba przyznać, że
powoli, bardzo powoli, sytuacja zaczyna się zmieniać na lepsze. Skończył się upokarzający handel ludzmi dzięki
wysiłkom pana Benneta. Harry Gray Bennet, musiałeś o nim słyszeć. Jest synem hrabiego Tankerville a i
najbardziej gorącym zwolennikiem zakazu wykorzystywania małych chłopców do prac na kominach. Byłam Parę
razy na obradach jego komisji w Parlamencie.
- Hm, tak, pan Bennet jest przewodniczącym komisji w Izbie, Prawda? Chyba próbował nawet przedstawić
odpowiednią ustawę w Parlamencie jeszcze w tym roku, ale nie zdążył. Może uda mu się w przyszłym roku.
Hester uniosła brwi.
- Nie wiedziałam, że interesujesz się ruchem reformatorów.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie mam do nich żadnych zastrzeżeń - wycedził Thorne. - Lecz nawet najbardziej
zdeklarowanego hedonistę musi poruszyć los małych chłopców zapędzanych dzień w dzień na dymiące kominy.
Zwłaszcza że istnieją inne sposoby ich czyszczenia, wcale nie bardziej kosztowne.
- Miło mi to słyszeć - powiedziała z uśmiechem Hester. - Może więc zechcesz mi towarzyszyć na spotkaniu z
panem Grayem w przyszłym miesiącu?
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Chciałbym jednak, jeśli tylko pozwolisz, uczestniczyć w spotkaniu, które
zamierzasz urządzić tutaj w przyszłym tygodniu.
Hester opuściła wzrok i poczęła pilnie obserwować swoje dłonie, które nerwowo skubały brzeg sukni. Nie
mówiła hrabiemu o swoich planach zaproszenia przyjaciół do domu Bythorne ów i pomyślała, że Thorne chce jej
dać do zrozumienia, iż nieco nadużywa jego gościnności.
- Nie chciałam... to znaczy ciocia Lavinia uznała, że...
- %7łe nie będę miał nic przeciwko temu - dokończył Thorne. - Oczywiście, że nie mam. Mówiłem od samego
początku, że zgadzam się, byś swobodnie podejmowała tu każdego, kogo tylko zechcesz zaprosić. Przypuszczam,
53
że wśród tych gości znajdzie się pan Bentham?
Z nie wyjaśnionych przyczyn zarumieniła się.
- Tak, przyjdzie też Robert Carver i lady Barbara, która wyraziła wielką chęć uczestniczenia w tym spotkaniu.
- Barbara? - Thorne spojrzał na nią szczerze zdumiony. - A to dopiero!
- Przyznaję, że sama trochę się zdziwiłam. Akurat mówiłam o moich planach z ciocią Lavinia w obecności lady
Barbary, więc wypadało ją zaprosić, choćby przez grzeczność. Ona tymczasem przyjęła zaproszenie z ogromną
radością i obiecała na pewno się pojawić.
- No, no.
- Mam jednak nadzieję, Thorne - dodała ze śmiechem Hester - że nie będziesz mnie winić, gdyby okazało się, że
wziąłeś sobie za żonę zwolenniczkę krucjaty.
- Co proszę?
Hrabia powiedział to tak lodowatym tonem, że Hester na chwilę zaniemówiła. Potem bąknęła:
- To znaczy tak zrozumiałam... twoja ciotka, właściwie obie ciotki mówiły, że ty i lady Barbara... że wy...
- Pozwól więc powiedzieć sobie, droga panno Blayne, że to, co łączy mnie i lady Barbarę Freemantle, nie
powinno obchodzić nikogo poza mną i oczywiście lady Barbarą.
Hester zastygła ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Naturalnie. Nie miałam zamiaru wtrącać się w twe prywatne sprawy, milordzie.
Thorne gwałtownym ruchem wyprostował się na krześle.
- Nie życzę sobie, by moja rodzina wypowiadała się w moim imieniu. Przypuszczam, że pewnego dnia istotnie
ożenię się z Barbarą, lecz nie mam zamiaru dawać się zakuć w kajdany, dopóki ten dzień nie nadejdzie.
- Nie chcesz więc się z nią żenić? - spytała Hester i natychmiast uświadomiwszy sobie niestosowność swego
pytania, zakryła dłonią usta. - Boże, przepraszam, nie powinnam...
- Nie chciałbym się z nikim żenić - odparł wymijająco - ale biorąc pod uwagę moją pozycję społeczną obawiam
się, że to nieuniknione. Barbara jest taką samą kandydatką jak każda inna i jestem pewien, że ona tak samo myśli o [ Pobierz całość w formacie PDF ]