[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanowisku przewodniczącego rady nadzorczej.
- A nie są?
- To coś znacznie więcej. Popatrz, na przykład, ta
korporacja kupiła w zeszłym tygodniu a\ dziewięć procent
akcji.
- Shallot, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością -
przeczytała Jillian.
- A teraz spójrz na to. - Dax wskazał inny akapit. - To są
dane z ostatnich dni września.
- Shalott, spółka handlowa. Kupiła siedem procent
udziałów. - Zdumiona Jillian podniosła głowę. - Nic nie
rozumiem! Dwie prawie identyczne nazwy.
- Tak. - Dax wskazał następny wykaz. - A tu masz
transakcje zawarte od początku tego tygodnia do dziś, do
południa. Jeszcze inna spółka, o nazwie Shalot, zakupiła
prawie pięć procent udziałów.
- Sądzisz, \e za tymi transakcjami stoi jedna firma lub
jeden człowiek?
- Dopiero dzisiaj zauwa\yłem tę dziwną zbie\ność - z
niepokojem w głosie powiedział Dax.
- A więc ktoś nabył ostatnio a\ dwadzieścia jeden procent
udziałów. Czyli \e w jego rękach znajduje się jedna piąta akcji
Zakładów Przemysłowych Piersalla.
- Nadal nie wiem, na czym polega problem. - Jillian
zamyśliła się na chwilę. - Przecie\ my mamy ciągle ponad
pięćdziesiąt procent udziałów. Dysponujemy pakietem
kontrolnym akcji.
- Niepokoi mnie chytry sposób, w jaki dokonano tych
transakcji. Ktoś nie chce, abyśmy się dowiedzieli, co
kombinuje.
- Wszyscy w firmie boją się ciebie. Sterroryzowałeś
pracowników.
- Gdyby firma nie miała kłopotów finansowych, nie
musiałbym wprowadzać drastycznych posunięć.
Jillian objęła Daksa za szyję.
- Nie martw się - szepnęła. - Pomyśl o czymś innym.
- Mam tylko pomyśleć? - zapytał z błyskiem w oku. - To
niemo\liwe.
Bez słowa podniósł się zza biurka i z Jillian na rękach
poszedł do sypialni. Postawił ją na podłodze. Pocałował
mocno i władczo.
- Nadal wydaje mi się, \e to tylko sen - wyszeptał. - Tyle
razy wyobra\ałem sobie, \e trzymam cię w objęciach...
- Istnieję na jawie - powiedziała cichym głosem.
Dax całował ją delikatnie i czule. Oddychała płytko i
nierówno.
- Wolałabym, abyś był tłusty i łysy - oświadczyła,
rozpinając mu koszulę.
- Ty te\ powinnaś być gruba. I pomarszczona - odparł,
ściągając z Jillian bluzkę i pomagając jej pozbyć się spódnicy.
- Niestety, jesteś śliczna. To piekielnie denerwujące.
- A nie podniecające? - spytała zalotnie.
- Kiedy zobaczyłem cię po latach, całkowicie nie
zmienioną, nie mogłem oderwać oczu od twoich nóg. To
doskonałe ćwiczenie woli. Nie wyciągnąć ręki i nie dotknąć.
- Moja dobra forma to zasługa stałego uprawiania
aeorobiku. Jestem za to wdzięczna instruktorce.
- Ja te\ - dodał Dax. Roześmieli się oboje.
Kochali się namiętnie i szaleńczo. Potem pocałował ją w
czoło.
- Jak mogłem \yć bez ciebie? - zapytał sam siebie.
- Ja nie \yłam - powiedziała Jillian. - Wegetowałam.
- Rozpoczniemy nowe \ycie. Chcę, abyś była szczęśliwa.
Jillian poczuła się niewyraznie. Przystała na ten związek,
nie licząc na nic, nawet na zainteresowanie ze strony Daksa.
Postanowiła zmienić temat rozmowy. Spojrzała na zegarek.
- Właśnie skończyły się lekcje. Za kwadrans Christine
wróci do domu. Musimy zaraz doprowadzić się do porządku.
- Za kwadrans? - powtórzył rozczarowany Dax, nie
wypuszczając Jillian z objęć.
- Ju\ tylko za dziesięć minut. W południe nic nie jadłam i
umieram z głodu.
Jak na zawołanie Jillian zaburczało w brzuchu.
Roześmiany Dax podniósł się i pomógł jej wstać.
- Jak widzę, nie nale\ysz do osób, które potrafią \yć tylko
miłością - zauwa\ył.
- Chyba nie.
Ostatnie słowa Daksa jeszcze bardziej zaniepokoiły Jillian.
Po raz pierwszy wspomniał o miłości. Była to zapewne figura
retoryczna, ale zbyt bliska zranionemu sercu Jillian, \eby
potrafiła \artować sobie na ten temat. Pozbierała z podłogi
porozrzucane części garderoby i ruszyła w stronę drzwi.
- Wezmę prysznic. Robiłam dziś spis sklepowego
inwentarza. Nie jest to czysta robota. Zejdę na dół za parę
minut.
Po upływie krótkiego czasu znalazła się w kuchni. W
piątki pani Bowley wychodziła o wpół do czwartej. Właśnie
wkładała \akiet.
- Zabrał się do sma\enia omletów - oznajmiła i mrugnęła
porozumiewawczo do Jillian. - Nie pozwól mu zapaskudzić
mojej kuchni.
- Nigdy nie zapaskudziłem niczyjej kuchni - oświadczył
Dax. - Zawsze sam musiałem po sobie sprzątać, więc
nauczyłem się nie robić zbytniego bałaganu.
Na chwilę wszyscy zamilkli. Pani Bowley wzięła swoją
robótkę i ksią\kę.
- Twoja matka byłaby zadowolona, gdyby mogła to
usłyszeć - powiedziała do Daksa. - Była przekonana, \e po
ślubie Jillian zrobi z ciebie człowieka. I chyba tak się stało.
- Podeszła do drzwi, otworzyła je i odwróciła się z
uśmiechem na twarzy. - Do zobaczenia w poniedziałek.
Miłego weekendu. Och, byłabym całkiem zapomniała. -
Wskazała kartkę le\ącą obok telefonu. - Jillian, dzwonił
niejaki Sulli - van. Chciał się dowiedzieć, czy pójdziesz z nim
na mecz. Prosi cię o telefon.
- Dziękuję. - Po wyjściu gospodyni Jillian sięgnęła po
słuchawkę. - Zadzwonię od razu, bo potem zapomnę.
- Nigdzie z nim nie pójdziesz.
- Co proszę? - Spojrzała na Daksa, zdumiona
agresywnym tonem jego głosu.
- Oświadczyłem, \e nigdzie nie...
- Słyszałam, co mówiłeś - odparła. - Ale chcę wiedzieć,
dlaczego się nie zgadzasz.
- Jesteś moją \oną. - Dax wziął do rąk stos talerzy. - Nie
nale\ę do tych nowoczesnych mę\czyzn, którzy przymykają
oko na romanse mał\onki.
- Na romanse? - powtórzyła Jillian. Zaczynała gotować
się ze złości. - Przecie\ zaproszenie Ronana i jego \ony
dotyczy nas obojga. Jest to, jak sądzę, przyjazny gest ze strony
Deirdre.
W kuchni zapanowała cisza. Atmosfera zrobiła się napięta.
- Do diabła z tym wszystkim! - po chwili warknął Dax.
- Czy powinienem cię przeprosić?
- Tak sądzę - odparła Jillian lodowatym tonem. Nadal
była na niego zła. - Nigdy nie umawiałam się z Ronanem.
Deirdre poznałam przed sześciu laty, na seminarium, w
którym uczestniczyłam. Jesteśmy zaprzyjaznione. Ronan
poznał przelotnie Deirdre, gdy była jeszcze \oną innego
mę\czyzny. Po jej rozwodzie ponownie się spotkali. Mniej
więcej dwa miesiące pózniej stali się mał\eństwem. - Jillian
odwróciła się i wyjrzała przez okno. Zła na siebie, stuknęła
obcasem o podłogę. - Właściwie dlaczego mówię ci to
wszystko?
- Ja... bardzo przepraszam.
W głosie Daksa brzmiała skrucha. Zdziwiona Jillian
odwróciła się w jego stronę. Miał minę winowajcy. Na ten
widok szybko stopniała jej złość.
- Byłeś o mnie zazdrosny? - spytała.
Postawił talerze na stole i podszedł bli\ej. Zatrzymał się
przed Jillian i wyciągnął ręce. Westchnął, bo nawet się nie
poruszyła. Objął ją i przyciągnął do siebie.
- Powiedzmy, \e nie lubię, gdy wokół ciebie kręcą się
jacyś faceci, z którymi miałaś do czynienia.
- Było ich niewielu. - Jillian uznała za wa\ne, \eby Dax o
tym wiedział i jej uwierzył. - Spotykałam się z nimi tylko
przelotnie.
- To dobrze.
Pocałował ją. Rozumiała desperację Daksa. Przecie\ ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
stanowisku przewodniczącego rady nadzorczej.
- A nie są?
- To coś znacznie więcej. Popatrz, na przykład, ta
korporacja kupiła w zeszłym tygodniu a\ dziewięć procent
akcji.
- Shallot, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością -
przeczytała Jillian.
- A teraz spójrz na to. - Dax wskazał inny akapit. - To są
dane z ostatnich dni września.
- Shalott, spółka handlowa. Kupiła siedem procent
udziałów. - Zdumiona Jillian podniosła głowę. - Nic nie
rozumiem! Dwie prawie identyczne nazwy.
- Tak. - Dax wskazał następny wykaz. - A tu masz
transakcje zawarte od początku tego tygodnia do dziś, do
południa. Jeszcze inna spółka, o nazwie Shalot, zakupiła
prawie pięć procent udziałów.
- Sądzisz, \e za tymi transakcjami stoi jedna firma lub
jeden człowiek?
- Dopiero dzisiaj zauwa\yłem tę dziwną zbie\ność - z
niepokojem w głosie powiedział Dax.
- A więc ktoś nabył ostatnio a\ dwadzieścia jeden procent
udziałów. Czyli \e w jego rękach znajduje się jedna piąta akcji
Zakładów Przemysłowych Piersalla.
- Nadal nie wiem, na czym polega problem. - Jillian
zamyśliła się na chwilę. - Przecie\ my mamy ciągle ponad
pięćdziesiąt procent udziałów. Dysponujemy pakietem
kontrolnym akcji.
- Niepokoi mnie chytry sposób, w jaki dokonano tych
transakcji. Ktoś nie chce, abyśmy się dowiedzieli, co
kombinuje.
- Wszyscy w firmie boją się ciebie. Sterroryzowałeś
pracowników.
- Gdyby firma nie miała kłopotów finansowych, nie
musiałbym wprowadzać drastycznych posunięć.
Jillian objęła Daksa za szyję.
- Nie martw się - szepnęła. - Pomyśl o czymś innym.
- Mam tylko pomyśleć? - zapytał z błyskiem w oku. - To
niemo\liwe.
Bez słowa podniósł się zza biurka i z Jillian na rękach
poszedł do sypialni. Postawił ją na podłodze. Pocałował
mocno i władczo.
- Nadal wydaje mi się, \e to tylko sen - wyszeptał. - Tyle
razy wyobra\ałem sobie, \e trzymam cię w objęciach...
- Istnieję na jawie - powiedziała cichym głosem.
Dax całował ją delikatnie i czule. Oddychała płytko i
nierówno.
- Wolałabym, abyś był tłusty i łysy - oświadczyła,
rozpinając mu koszulę.
- Ty te\ powinnaś być gruba. I pomarszczona - odparł,
ściągając z Jillian bluzkę i pomagając jej pozbyć się spódnicy.
- Niestety, jesteś śliczna. To piekielnie denerwujące.
- A nie podniecające? - spytała zalotnie.
- Kiedy zobaczyłem cię po latach, całkowicie nie
zmienioną, nie mogłem oderwać oczu od twoich nóg. To
doskonałe ćwiczenie woli. Nie wyciągnąć ręki i nie dotknąć.
- Moja dobra forma to zasługa stałego uprawiania
aeorobiku. Jestem za to wdzięczna instruktorce.
- Ja te\ - dodał Dax. Roześmieli się oboje.
Kochali się namiętnie i szaleńczo. Potem pocałował ją w
czoło.
- Jak mogłem \yć bez ciebie? - zapytał sam siebie.
- Ja nie \yłam - powiedziała Jillian. - Wegetowałam.
- Rozpoczniemy nowe \ycie. Chcę, abyś była szczęśliwa.
Jillian poczuła się niewyraznie. Przystała na ten związek,
nie licząc na nic, nawet na zainteresowanie ze strony Daksa.
Postanowiła zmienić temat rozmowy. Spojrzała na zegarek.
- Właśnie skończyły się lekcje. Za kwadrans Christine
wróci do domu. Musimy zaraz doprowadzić się do porządku.
- Za kwadrans? - powtórzył rozczarowany Dax, nie
wypuszczając Jillian z objęć.
- Ju\ tylko za dziesięć minut. W południe nic nie jadłam i
umieram z głodu.
Jak na zawołanie Jillian zaburczało w brzuchu.
Roześmiany Dax podniósł się i pomógł jej wstać.
- Jak widzę, nie nale\ysz do osób, które potrafią \yć tylko
miłością - zauwa\ył.
- Chyba nie.
Ostatnie słowa Daksa jeszcze bardziej zaniepokoiły Jillian.
Po raz pierwszy wspomniał o miłości. Była to zapewne figura
retoryczna, ale zbyt bliska zranionemu sercu Jillian, \eby
potrafiła \artować sobie na ten temat. Pozbierała z podłogi
porozrzucane części garderoby i ruszyła w stronę drzwi.
- Wezmę prysznic. Robiłam dziś spis sklepowego
inwentarza. Nie jest to czysta robota. Zejdę na dół za parę
minut.
Po upływie krótkiego czasu znalazła się w kuchni. W
piątki pani Bowley wychodziła o wpół do czwartej. Właśnie
wkładała \akiet.
- Zabrał się do sma\enia omletów - oznajmiła i mrugnęła
porozumiewawczo do Jillian. - Nie pozwól mu zapaskudzić
mojej kuchni.
- Nigdy nie zapaskudziłem niczyjej kuchni - oświadczył
Dax. - Zawsze sam musiałem po sobie sprzątać, więc
nauczyłem się nie robić zbytniego bałaganu.
Na chwilę wszyscy zamilkli. Pani Bowley wzięła swoją
robótkę i ksią\kę.
- Twoja matka byłaby zadowolona, gdyby mogła to
usłyszeć - powiedziała do Daksa. - Była przekonana, \e po
ślubie Jillian zrobi z ciebie człowieka. I chyba tak się stało.
- Podeszła do drzwi, otworzyła je i odwróciła się z
uśmiechem na twarzy. - Do zobaczenia w poniedziałek.
Miłego weekendu. Och, byłabym całkiem zapomniała. -
Wskazała kartkę le\ącą obok telefonu. - Jillian, dzwonił
niejaki Sulli - van. Chciał się dowiedzieć, czy pójdziesz z nim
na mecz. Prosi cię o telefon.
- Dziękuję. - Po wyjściu gospodyni Jillian sięgnęła po
słuchawkę. - Zadzwonię od razu, bo potem zapomnę.
- Nigdzie z nim nie pójdziesz.
- Co proszę? - Spojrzała na Daksa, zdumiona
agresywnym tonem jego głosu.
- Oświadczyłem, \e nigdzie nie...
- Słyszałam, co mówiłeś - odparła. - Ale chcę wiedzieć,
dlaczego się nie zgadzasz.
- Jesteś moją \oną. - Dax wziął do rąk stos talerzy. - Nie
nale\ę do tych nowoczesnych mę\czyzn, którzy przymykają
oko na romanse mał\onki.
- Na romanse? - powtórzyła Jillian. Zaczynała gotować
się ze złości. - Przecie\ zaproszenie Ronana i jego \ony
dotyczy nas obojga. Jest to, jak sądzę, przyjazny gest ze strony
Deirdre.
W kuchni zapanowała cisza. Atmosfera zrobiła się napięta.
- Do diabła z tym wszystkim! - po chwili warknął Dax.
- Czy powinienem cię przeprosić?
- Tak sądzę - odparła Jillian lodowatym tonem. Nadal
była na niego zła. - Nigdy nie umawiałam się z Ronanem.
Deirdre poznałam przed sześciu laty, na seminarium, w
którym uczestniczyłam. Jesteśmy zaprzyjaznione. Ronan
poznał przelotnie Deirdre, gdy była jeszcze \oną innego
mę\czyzny. Po jej rozwodzie ponownie się spotkali. Mniej
więcej dwa miesiące pózniej stali się mał\eństwem. - Jillian
odwróciła się i wyjrzała przez okno. Zła na siebie, stuknęła
obcasem o podłogę. - Właściwie dlaczego mówię ci to
wszystko?
- Ja... bardzo przepraszam.
W głosie Daksa brzmiała skrucha. Zdziwiona Jillian
odwróciła się w jego stronę. Miał minę winowajcy. Na ten
widok szybko stopniała jej złość.
- Byłeś o mnie zazdrosny? - spytała.
Postawił talerze na stole i podszedł bli\ej. Zatrzymał się
przed Jillian i wyciągnął ręce. Westchnął, bo nawet się nie
poruszyła. Objął ją i przyciągnął do siebie.
- Powiedzmy, \e nie lubię, gdy wokół ciebie kręcą się
jacyś faceci, z którymi miałaś do czynienia.
- Było ich niewielu. - Jillian uznała za wa\ne, \eby Dax o
tym wiedział i jej uwierzył. - Spotykałam się z nimi tylko
przelotnie.
- To dobrze.
Pocałował ją. Rozumiała desperację Daksa. Przecie\ ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]