[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conan ocenił odległość dzielącą go od czarownika i przygotował się do rzutu sztyletem. Miał
nadzieję, \e ostrze w sercu wystarczy do uśmiercenia czarnookiego diabła. Gdy napinał mięśnie
ramienia, mę\czyzna w magiczny sposób sprawił, \e Cymmerianin uniósł się w powietrze.
Yuzmek wyszeptał Skauraul, unosząc dłoń. Akmak.
Strona 81
Moore Sean U - Conan niezłomny
śelazne, zewnętrzne drzwi otworzyły się z łoskotem, a Conan poszybował z du\ą szybkością
w ich stronę. Mijając je, spróbował wczepić się dłonią we framugę. Nieudana próba uchwycenia
drzwi sprawiła, \e zawirował w powietrzu. Pod wpływem czaru Skauraula barbarzyńca minął
prowadzące do twierdzy schody i znalazł się nad pasem piasku naje\onym złowieszczymi
palami.
Azalmak delmek!
Gdy Mutare wypowiedział to słowo, Conan runął wprost na sterczący z piachu kolec. Przez
chwilę mógł obserwować jego lśniący szpic. Zaostrzony pręt przebił jego udo i otarł się o kość,
ale minął tułów. Stęknąwszy z potwornego bólu, Conan zacisnął dłonie na pręcie. Jedynie
stalowa wola i \ywotność sprawiły, \e barbarzyńca nie zemdlał. Czarnooki mag zatrzymał się w
progu, napawając jego cierpieniem.
Robaku! zawołał Skauraul. Nawet stu takich jak ty nie jest wstanie mi zaszkodzić!
Poznaj, jaki los spotyka tych, którym brak rozumu, by czuć przede mną strach! Mo\e do\yjesz
zachodu słońca, je\eli przegapią cię sępy!
Władca Mutare odwrócił się, i ruszył, by zniknąć we wnętrzu twierdzy. Do uszu Conana
dobiegło echo jego upiornego śmiechu.
Przed tysiącami lat, gdy imperium Skauraula prze\ywało swój największy rozkwit,
Cymmerianie stanowili rasę nieznaną cywilizowanemu światu. Władca Mutare nigdy dotąd nie
spotkał przedstawiciela tej barbarzyńskiej nacji, inaczej nie zostawiłby tak niebezpiecznego
przeciwnika samemu sobie.
Z rykiem zwierzęcej wściekłości Conan wło\ył wszystkie swe siły i wolę w rzut wcią\
trzymanym w dłoni sztyletem. Celność nie zawiodła go, a odwrócony Skauraul nie zauwa\ył
mknącego ku niemu pocisku. Szerokie, srebrzyste ostrze trafiło wskrzeszonego Mutare w bok i
utkwiło między \ebrami, wchodząc po samą rękojeść.
Atak Conana okazałby się ostatnim, daremnym gestem odwagi, poniewa\ \adne zwykłe ostrze
nie mogło wyrządzić szkody Mutare. Jednak\e przy wyborze broni w zbrojowni króla Eldrana,
przeznaczenie pokierowało dłonią Cymmerianina. Wybrany przez niego sztylet został wieki
wcześniej pokryty srebrem pochodzącym ze szpikulca, którym Deranassib z Pelishtii uśmiercił
Skauraula po raz pierwszy. Król Nathouk polecił ozdobić dar dla Maelcinisa Brythuńskiego
częścią relikwii przechowywanej w grobowcu świątobliwego mę\a.
Skauraul chwycił się za bok, zgiął w pół i łapczywie złapał oddech. Obracając się, wydał z
piersi przera\ający wrzask. Nim jego echo przetoczyło się po pustyni, Mutare rozsypał się w
kopiec piachu. Na wierzch upadło rozpalone do czerwoności ostrze. Przypadkowy powiew wiatru
zniósł pierwsze ziarenka piasku.
Zacisnąwszy zęby do bólu, Conan rzucił się naprzód. Przeszywający jego nogę metalowy pręt
nie wytrzymał obcią\enia i pękł. Cymmerianin wysunął go ze swego ciała kawałek po kawałku,
pokonując kolejne fale bólu. Przy pomocy pasa od miecza zatamował upływ krwi z rany i
kulejąc, ruszył w stronę twierdzy.
W przedsionku oderwał kilka pasów tkaniny z płaszcza Lamiciego i lepiej zabanda\ował
upiorną dziurę w swoim udzie. Potem ruszył szukać Kailasza. Tymczasem le\ący na kupie piasku
sztylet zaczął syczeć i dymić. Broń była zbyt rozpalona, by nawet zbli\yć do niej rękę. Po chwili
ostrze rozjarzyło się jeszcze bardziej jaskrawo, zmieniając barwę z czerwonej na \ółto
pomarańczową. Przedsionek wypełnił narastający gwałtownie nieznośny \ar. Cymmerianin
poczuł, \e musi zrezygnować z poszukiwań Kezankiańczyka. I tak nie wierzył, by ranny góral dał
sobie radę z czterema potworami. Gdy po raz ostatni słyszał Kailasza, był to krzyk umierającego
człowieka. W ka\dym razie udało mu się pomścić śmierć wielkiego wojownika oraz kapłana
Mitry i wypełnić misję.
Conan spiesznie wypadł z przedsionka twierdzy zamieniającego się ju\ we wnętrze pieca. Po
drodze zabrał bukłak z wodą. Kiedy jego stopa natrafiła na niewielki przedmiot, bez namysłu
podniósł go i pobiegł dalej. Pózniej długo zastanawiał się, skąd w jego dłoni wziął się amulet
Madesusa.
Sztylet rozjarzył się do białości, a piasek stopił. Twierdza zaczęła dygotać w posadach. Gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Conan ocenił odległość dzielącą go od czarownika i przygotował się do rzutu sztyletem. Miał
nadzieję, \e ostrze w sercu wystarczy do uśmiercenia czarnookiego diabła. Gdy napinał mięśnie
ramienia, mę\czyzna w magiczny sposób sprawił, \e Cymmerianin uniósł się w powietrze.
Yuzmek wyszeptał Skauraul, unosząc dłoń. Akmak.
Strona 81
Moore Sean U - Conan niezłomny
śelazne, zewnętrzne drzwi otworzyły się z łoskotem, a Conan poszybował z du\ą szybkością
w ich stronę. Mijając je, spróbował wczepić się dłonią we framugę. Nieudana próba uchwycenia
drzwi sprawiła, \e zawirował w powietrzu. Pod wpływem czaru Skauraula barbarzyńca minął
prowadzące do twierdzy schody i znalazł się nad pasem piasku naje\onym złowieszczymi
palami.
Azalmak delmek!
Gdy Mutare wypowiedział to słowo, Conan runął wprost na sterczący z piachu kolec. Przez
chwilę mógł obserwować jego lśniący szpic. Zaostrzony pręt przebił jego udo i otarł się o kość,
ale minął tułów. Stęknąwszy z potwornego bólu, Conan zacisnął dłonie na pręcie. Jedynie
stalowa wola i \ywotność sprawiły, \e barbarzyńca nie zemdlał. Czarnooki mag zatrzymał się w
progu, napawając jego cierpieniem.
Robaku! zawołał Skauraul. Nawet stu takich jak ty nie jest wstanie mi zaszkodzić!
Poznaj, jaki los spotyka tych, którym brak rozumu, by czuć przede mną strach! Mo\e do\yjesz
zachodu słońca, je\eli przegapią cię sępy!
Władca Mutare odwrócił się, i ruszył, by zniknąć we wnętrzu twierdzy. Do uszu Conana
dobiegło echo jego upiornego śmiechu.
Przed tysiącami lat, gdy imperium Skauraula prze\ywało swój największy rozkwit,
Cymmerianie stanowili rasę nieznaną cywilizowanemu światu. Władca Mutare nigdy dotąd nie
spotkał przedstawiciela tej barbarzyńskiej nacji, inaczej nie zostawiłby tak niebezpiecznego
przeciwnika samemu sobie.
Z rykiem zwierzęcej wściekłości Conan wło\ył wszystkie swe siły i wolę w rzut wcią\
trzymanym w dłoni sztyletem. Celność nie zawiodła go, a odwrócony Skauraul nie zauwa\ył
mknącego ku niemu pocisku. Szerokie, srebrzyste ostrze trafiło wskrzeszonego Mutare w bok i
utkwiło między \ebrami, wchodząc po samą rękojeść.
Atak Conana okazałby się ostatnim, daremnym gestem odwagi, poniewa\ \adne zwykłe ostrze
nie mogło wyrządzić szkody Mutare. Jednak\e przy wyborze broni w zbrojowni króla Eldrana,
przeznaczenie pokierowało dłonią Cymmerianina. Wybrany przez niego sztylet został wieki
wcześniej pokryty srebrem pochodzącym ze szpikulca, którym Deranassib z Pelishtii uśmiercił
Skauraula po raz pierwszy. Król Nathouk polecił ozdobić dar dla Maelcinisa Brythuńskiego
częścią relikwii przechowywanej w grobowcu świątobliwego mę\a.
Skauraul chwycił się za bok, zgiął w pół i łapczywie złapał oddech. Obracając się, wydał z
piersi przera\ający wrzask. Nim jego echo przetoczyło się po pustyni, Mutare rozsypał się w
kopiec piachu. Na wierzch upadło rozpalone do czerwoności ostrze. Przypadkowy powiew wiatru
zniósł pierwsze ziarenka piasku.
Zacisnąwszy zęby do bólu, Conan rzucił się naprzód. Przeszywający jego nogę metalowy pręt
nie wytrzymał obcią\enia i pękł. Cymmerianin wysunął go ze swego ciała kawałek po kawałku,
pokonując kolejne fale bólu. Przy pomocy pasa od miecza zatamował upływ krwi z rany i
kulejąc, ruszył w stronę twierdzy.
W przedsionku oderwał kilka pasów tkaniny z płaszcza Lamiciego i lepiej zabanda\ował
upiorną dziurę w swoim udzie. Potem ruszył szukać Kailasza. Tymczasem le\ący na kupie piasku
sztylet zaczął syczeć i dymić. Broń była zbyt rozpalona, by nawet zbli\yć do niej rękę. Po chwili
ostrze rozjarzyło się jeszcze bardziej jaskrawo, zmieniając barwę z czerwonej na \ółto
pomarańczową. Przedsionek wypełnił narastający gwałtownie nieznośny \ar. Cymmerianin
poczuł, \e musi zrezygnować z poszukiwań Kezankiańczyka. I tak nie wierzył, by ranny góral dał
sobie radę z czterema potworami. Gdy po raz ostatni słyszał Kailasza, był to krzyk umierającego
człowieka. W ka\dym razie udało mu się pomścić śmierć wielkiego wojownika oraz kapłana
Mitry i wypełnić misję.
Conan spiesznie wypadł z przedsionka twierdzy zamieniającego się ju\ we wnętrze pieca. Po
drodze zabrał bukłak z wodą. Kiedy jego stopa natrafiła na niewielki przedmiot, bez namysłu
podniósł go i pobiegł dalej. Pózniej długo zastanawiał się, skąd w jego dłoni wziął się amulet
Madesusa.
Sztylet rozjarzył się do białości, a piasek stopił. Twierdza zaczęła dygotać w posadach. Gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]