[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to tak samo, jak sypiać z królikiem. Zula zerknęła z ukosa na Jehnnę. Dziewczyna poczuła,
jak na jej policzki wypływa rumieniec, a oczywiste rozbawienie czarnej kobiety pogłębiło go
jeszcze bardziej. Nie kłopocz się, dziecko. Nie będę próbowała ci go odebrać.
Jehnna spojrzała na nią z oszołomieniem w oczach.
Odebrać go& ale on nie jest& to znaczy& odetchnęła głęboko i poprawiła się w
siodle prostując władczo jak Taramis. Nie nazywaj mnie dzieckiem rzekła lodowato.
Jestem kobietą.
Oczywiście. Wybacz mi, Jehnno. Zula zamilkła na dłu\szą chwilę. Wśród mojego
ludu istnieje zwyczaj związany ze śmiercią ukochanego. Nie legnę z \adnym mę\czyzną
przez rok od śmierci T cara. On, gdybym to ja zginęła, te\ stroniłby od ło\a innych.
Teraz z kolei zamilkła Jehnna rozwa\ając w myślach to, co usłyszała. Zdawało się, \e
niewielki z tego po\ytek. Nie było kobiet, które mogłaby wyzwać do walki o Conana, nawet
gdyby umiała walczyć i nawet gdyby była pewna, \e tego chce. Co do reszty&
Zula, ju\ trzy razy mówiłaś o poło\eniu się z mę\czyzną. Co to znaczy?
Twarz czarnej kobiety wydłu\yła się ze zdumienia.
Na bogów! wysapała. Ty naprawdę jesteś dzieckiem.
Jehnna otworzyła usta, by odpowiedzieć ze złością i zamarła nie zamykając ich. Przed nimi
wznosiła się kolejna góra, czy raczej połowa góry, gdy\ jej szczyt zniknął dawno temu.
Nawet stąd było jasne, \e wysokie ściany kryją ogromny krater.
Conanie wyszeptała, potem krzyknęła: Conan! Klucz! Czuję, jak mnie ciągnie!
Klucz jest w tym kraterze! gwałtownie zmusiła konia do galopu.
XI
Jehnno, zaczekaj! zawołał po raz dziesiąty Conan, ale wiedział, \e jest ju\ za pózno.
Strona 34
Jordan Robert - Conan niszczyciel
Dziewczyna wyprzedziła ich znacznie i w chwili, gdy za nią krzyczał, minęła właśnie
krawędz krateru i zniknęła wewnątrz.
Miotając przekleństwa pocwałował za nią tak szybko, jak się dało. Inni rozciągnęli się za
nim w długą linię, ale nie mógł na nich czekać. Dotarł na krawędz i sapnął spojrzawszy w dół.
Dno rozległego krateru zajmowała nieruchoma tafla jeziora, którego ciemny błękit mówił
o wielkiej głębokości. Po obu stronach szklistej wody wznosiły się strome ściany, a od strony
Conana ciągnęła się wąska pla\a czarnego piasku. Na drugim brzegu jeziora wznosił się
kryształowy pałac niewiarygodna budowla, której widok sprawił, \e Conanowi włosy
zje\yły się na karku. Dziewczyna była ju\ w połowie drogi do wody.
Gdy zjechał na dół, zmęczony koń Jehnny pił chciwie z jeziora, a dziewczyna z napięciem
spoglądała na odległe kryształowe wie\e. Głębokość krateru sprawiała, \e nad wodą panował
ju\ zmierzch.
Klucz jest w tym pałacu? zapytał Conan.
Dziewczyna z podnieceniem pokiwała głową.
Tak. Czuję go, ciągnie mnie.
Wobec tego musimy wyjechać z krateru i okrą\yć go zboczami góry. Stąd nie ma innej
drogi, chyba \e wpław.
Zaczęli pojawiać się inni, najpierw Bombatta i Zula, potem Akiro, a na końcu Malak z
jucznym koniem.
Wszystko w porządku, dziecko? spytał Bombatta, a w tym samym czasie Zula
zawołała: Jehnno, nic ci się nie stało?! Mę\czyzna o poznaczonej bliznami twarzy i
kobieta o hebanowej skórze spojrzeli na siebie z gniewem.
To jest droga powiedziała stanowczo Jehnna. Właściwa.
Ale jak? zapytał Conan.
Nawet Bombatta patrzył z powątpiewaniem.
Mo\emy zrobić objazd, dziecko. To nie czyni ró\nicy.
To jest właściwa droga powtórzyła Jehnna.
Nagle Malak zsunął się z konia i pobiegł w kierunku kępy sitowia. Wychodząc wyciągnął
za sobą długie, wąskie czółno ze skór napiętych na drewniany szkielet. Pokazał pozostałym
garść linek i kościanych haczyków.
Wieśniacy dostarczyli nam sposób, co? wyszczerzył zęby. Rybak nie będzie miał
nic przeciwko, jeśli po\yczymy jego łódz. Są tu te\ wiosła.
Dobrze mruknął Akiro \e ją znalezliśmy. Mo\e a\ za dobrze.
O co ci chodzi? zapytał Conan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
to tak samo, jak sypiać z królikiem. Zula zerknęła z ukosa na Jehnnę. Dziewczyna poczuła,
jak na jej policzki wypływa rumieniec, a oczywiste rozbawienie czarnej kobiety pogłębiło go
jeszcze bardziej. Nie kłopocz się, dziecko. Nie będę próbowała ci go odebrać.
Jehnna spojrzała na nią z oszołomieniem w oczach.
Odebrać go& ale on nie jest& to znaczy& odetchnęła głęboko i poprawiła się w
siodle prostując władczo jak Taramis. Nie nazywaj mnie dzieckiem rzekła lodowato.
Jestem kobietą.
Oczywiście. Wybacz mi, Jehnno. Zula zamilkła na dłu\szą chwilę. Wśród mojego
ludu istnieje zwyczaj związany ze śmiercią ukochanego. Nie legnę z \adnym mę\czyzną
przez rok od śmierci T cara. On, gdybym to ja zginęła, te\ stroniłby od ło\a innych.
Teraz z kolei zamilkła Jehnna rozwa\ając w myślach to, co usłyszała. Zdawało się, \e
niewielki z tego po\ytek. Nie było kobiet, które mogłaby wyzwać do walki o Conana, nawet
gdyby umiała walczyć i nawet gdyby była pewna, \e tego chce. Co do reszty&
Zula, ju\ trzy razy mówiłaś o poło\eniu się z mę\czyzną. Co to znaczy?
Twarz czarnej kobiety wydłu\yła się ze zdumienia.
Na bogów! wysapała. Ty naprawdę jesteś dzieckiem.
Jehnna otworzyła usta, by odpowiedzieć ze złością i zamarła nie zamykając ich. Przed nimi
wznosiła się kolejna góra, czy raczej połowa góry, gdy\ jej szczyt zniknął dawno temu.
Nawet stąd było jasne, \e wysokie ściany kryją ogromny krater.
Conanie wyszeptała, potem krzyknęła: Conan! Klucz! Czuję, jak mnie ciągnie!
Klucz jest w tym kraterze! gwałtownie zmusiła konia do galopu.
XI
Jehnno, zaczekaj! zawołał po raz dziesiąty Conan, ale wiedział, \e jest ju\ za pózno.
Strona 34
Jordan Robert - Conan niszczyciel
Dziewczyna wyprzedziła ich znacznie i w chwili, gdy za nią krzyczał, minęła właśnie
krawędz krateru i zniknęła wewnątrz.
Miotając przekleństwa pocwałował za nią tak szybko, jak się dało. Inni rozciągnęli się za
nim w długą linię, ale nie mógł na nich czekać. Dotarł na krawędz i sapnął spojrzawszy w dół.
Dno rozległego krateru zajmowała nieruchoma tafla jeziora, którego ciemny błękit mówił
o wielkiej głębokości. Po obu stronach szklistej wody wznosiły się strome ściany, a od strony
Conana ciągnęła się wąska pla\a czarnego piasku. Na drugim brzegu jeziora wznosił się
kryształowy pałac niewiarygodna budowla, której widok sprawił, \e Conanowi włosy
zje\yły się na karku. Dziewczyna była ju\ w połowie drogi do wody.
Gdy zjechał na dół, zmęczony koń Jehnny pił chciwie z jeziora, a dziewczyna z napięciem
spoglądała na odległe kryształowe wie\e. Głębokość krateru sprawiała, \e nad wodą panował
ju\ zmierzch.
Klucz jest w tym pałacu? zapytał Conan.
Dziewczyna z podnieceniem pokiwała głową.
Tak. Czuję go, ciągnie mnie.
Wobec tego musimy wyjechać z krateru i okrą\yć go zboczami góry. Stąd nie ma innej
drogi, chyba \e wpław.
Zaczęli pojawiać się inni, najpierw Bombatta i Zula, potem Akiro, a na końcu Malak z
jucznym koniem.
Wszystko w porządku, dziecko? spytał Bombatta, a w tym samym czasie Zula
zawołała: Jehnno, nic ci się nie stało?! Mę\czyzna o poznaczonej bliznami twarzy i
kobieta o hebanowej skórze spojrzeli na siebie z gniewem.
To jest droga powiedziała stanowczo Jehnna. Właściwa.
Ale jak? zapytał Conan.
Nawet Bombatta patrzył z powątpiewaniem.
Mo\emy zrobić objazd, dziecko. To nie czyni ró\nicy.
To jest właściwa droga powtórzyła Jehnna.
Nagle Malak zsunął się z konia i pobiegł w kierunku kępy sitowia. Wychodząc wyciągnął
za sobą długie, wąskie czółno ze skór napiętych na drewniany szkielet. Pokazał pozostałym
garść linek i kościanych haczyków.
Wieśniacy dostarczyli nam sposób, co? wyszczerzył zęby. Rybak nie będzie miał
nic przeciwko, jeśli po\yczymy jego łódz. Są tu te\ wiosła.
Dobrze mruknął Akiro \e ją znalezliśmy. Mo\e a\ za dobrze.
O co ci chodzi? zapytał Conan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]