[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Młody lekarz spojrzał na nią niepewnie. Zignorowała go i weszła do sali,
gdzie piętnastomiesięczny Matthew stal w łóżeczku, uderzając plastikowym
młotkiem w barierkę. Ojciec usiłował mu czytać bajeczkę, a matka, Sara,
zbierała zabawki, które dziecko zrzuciło na podłogę.
Jane uśmiechnęła się.
Widzę, że Matthew czuje się dziś o wiele lepiej. Uśmiech na twarzy
Sary sprawił, że nie wyglądała
już na tak bardzo zmęczoną.
Czy to nie wspaniałe? Zachowuje się prawie tak jak zwykle.
Udało się państwu złapać trochę snu?
Bardzo niewiele.
Możemy dać mu dziś trochę więcej swobody. Szybko wraca do formy,
jeśli wezmiemy pod uwagę, że zaledwie trzy dni temu przeszedł operację.
A co z wynikami badań? Ojciec chłopca odłożył książeczkę z
obrazkami. Czy już nadeszły?
Większość. Potwierdziły wnioski, do których doszliśmy podczas
operacji. To neuroblastoma w pierwszym stopniu.
To dobrze, prawda? Sara wrzuciła zabawki do łóżeczka. Dziecko
podniosło rączki i zaszczebiotało, więc automatycznie wzięła je w ramiona.
Na nic lepszego nie mogliśmy mieć nadziei potwierdziła Jane.
Udało nam się całkowicie usunąć guz. Znalezliśmy bardzo niewiele
mikroskopijnych szczątkowych pozostałości. W węzłach limfatycznych nie
stwierdzono oznak choroby.
W oczach Sary zabłysły łzy.
Czy to znaczy, że wyzdrowieje?
35
RS
Ryzyko nawrotu choroby jest bardzo małe. Jane musiała
zasygnalizować taką możliwość. Mój udział w leczeniu na razie się kończy.
Wkrótce zjawi się tu zespół onkologów, żeby zbadać Matthew i porozmawiać z
państwem. To oni podejmą decyzję co do chemioterapii lub innej dalszej formy
leczenia.
A więc rak może wrócić. Ojciec Matthew stanął obok żony i syna.
Otoczył ramieniem Sarę. Chłopczyk roześmiał się i wyciągnął pulchną rączkę.
Tata, tata, tata! zawołał, dumny z siebie.
Pięcioletni okres przeżycia w przypadku dzieci w stadium pierwszym
tej choroby wynosi siedemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent odrzekła
Jane, starając się mówić optymistycznym tonem. Będziemy go uważnie
obserwować, ale szanse są duże. Bardzo duże.
Jednak niewystarczająco duże, sądząc po wyrazie oczu rodziców.
Ten strach widziała już wiele razy. Jane specjalizowała się w leczeniu
pacjentów w rodzaju małego Matthew, którym potrzebna była operacja dla
wyleczenia nowotworów wieku dziecięcego. Była w tym bardzo dobra i
wiedziała, że jej umiejętności zwiększają szanse małych pacjentów na
przeżycie. Czasami sama operacja wystarczyła do całkowitego zwalczenia
choroby.
Tak, przyzwyczaiła się do widoku tego strachu. Rozumiała go i starała się
go niwelować.
Ale tym razem było inaczej. Jane nie tylko zobaczyła i zrozumiała ten
strach. Dzisiaj również go poczuła, jakby należał do niej. Jakby przed nią stali
Izzy i Josh, trzymając na rękach Sophie, i jakby to im właśnie oznajmiła, jakie
są szanse na wyzdrowienie. A wcale nie brzmiały one tak optymistycznie, jeśli
spojrzeć na nie z innej perspektywy. Istniało dziesięć do trzydziestu procent
ryzyka, że dziecko nie przeżyje.
36
RS
Właśnie to się dziś zmieniło.
Jej życie stanęło na głowie, ponieważ zjawiło się w nim dziecko, z
którym jest nierozerwalnie związana, czy jej się to podobało, czy nie. Jane
patrzyła teraz na świat z zupełnie innej perspektywy.
Z perspektywy bardzo niebezpiecznej, której dotychczas za wszelką cenę
starała się unikać. Była dobrym chirurgiem i zamierzała zostać jeszcze
lepszym. Nie mogła sobie pozwolić na rozkojarzenie lub wypalenie zawodowe,
a jeśli zacznie podchodzić do pracy zbyt emocjonalnie, właśnie to ją czeka.
Nie znaczy to, że nie współczuła małym pacjentom i ich rodzinom. Musi
jednak podchodzić do swoich przypadków rozsądnie i naukowo, a więc z
odpowiednim dystansem. Musi myśleć jak lekarz, a nie rodzic.
%7łyła w przekonaniu, że jeśli zostanie matką, może to zaburzyć jej
trzezwy osąd. Wpływać na jej decyzje. Wyssać z niej więcej sił za każdym
razem, kiedy trzeba będzie podjąć trudną decyzję albo pogodzić się z
dramatycznym niepowodzeniem. Nie może zostać matką.
Sophie też to chyba wie, bo nie znosi jej widoku, co tak wyraznie,
zademonstrowała dzisiejszego ranka. No i bardzo dobrze. Aatwiej będzie
rozwikłać ten problem. Całe szczęście, że nadchodzi weekend; będzie można
się skupić wyłącznie na sprawie dziecka.
Przed wyjściem z pracy, tuż po jedenastej trzydzieści, Jane zajrzała do
dyżurki pielęgniarek.
Sally, bardzo ci dziękuję za wczorajszą pomoc.
Cała przyjemność po mojej stronie. Siostra przełożona uśmiechnęła
się do niej. Takie śliczne maleństwo. Zajmowanie się nią to przyjemność.
Sięgnęła po karty, które Jane odłożyła na kozetkę. Stale zapominamy, że
większość dzieci na świecie to zdrowe i wesołe bobasy, jak ona. Pracując w
tym miejscu, mamy nieco skrzywiony obraz rzeczywistości.
37
RS
No tak... Jane odniosła deprymujące wrażenie, że pielęgniarka
wyczuła jej dzisiejsze przemyślenia.
Czy miała na myśli to, że pediatrzy, będący jednocześnie rodzicami,
inaczej patrzą na swoją pracę? Bardziej realistycznie? Może doznają ulgi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Młody lekarz spojrzał na nią niepewnie. Zignorowała go i weszła do sali,
gdzie piętnastomiesięczny Matthew stal w łóżeczku, uderzając plastikowym
młotkiem w barierkę. Ojciec usiłował mu czytać bajeczkę, a matka, Sara,
zbierała zabawki, które dziecko zrzuciło na podłogę.
Jane uśmiechnęła się.
Widzę, że Matthew czuje się dziś o wiele lepiej. Uśmiech na twarzy
Sary sprawił, że nie wyglądała
już na tak bardzo zmęczoną.
Czy to nie wspaniałe? Zachowuje się prawie tak jak zwykle.
Udało się państwu złapać trochę snu?
Bardzo niewiele.
Możemy dać mu dziś trochę więcej swobody. Szybko wraca do formy,
jeśli wezmiemy pod uwagę, że zaledwie trzy dni temu przeszedł operację.
A co z wynikami badań? Ojciec chłopca odłożył książeczkę z
obrazkami. Czy już nadeszły?
Większość. Potwierdziły wnioski, do których doszliśmy podczas
operacji. To neuroblastoma w pierwszym stopniu.
To dobrze, prawda? Sara wrzuciła zabawki do łóżeczka. Dziecko
podniosło rączki i zaszczebiotało, więc automatycznie wzięła je w ramiona.
Na nic lepszego nie mogliśmy mieć nadziei potwierdziła Jane.
Udało nam się całkowicie usunąć guz. Znalezliśmy bardzo niewiele
mikroskopijnych szczątkowych pozostałości. W węzłach limfatycznych nie
stwierdzono oznak choroby.
W oczach Sary zabłysły łzy.
Czy to znaczy, że wyzdrowieje?
35
RS
Ryzyko nawrotu choroby jest bardzo małe. Jane musiała
zasygnalizować taką możliwość. Mój udział w leczeniu na razie się kończy.
Wkrótce zjawi się tu zespół onkologów, żeby zbadać Matthew i porozmawiać z
państwem. To oni podejmą decyzję co do chemioterapii lub innej dalszej formy
leczenia.
A więc rak może wrócić. Ojciec Matthew stanął obok żony i syna.
Otoczył ramieniem Sarę. Chłopczyk roześmiał się i wyciągnął pulchną rączkę.
Tata, tata, tata! zawołał, dumny z siebie.
Pięcioletni okres przeżycia w przypadku dzieci w stadium pierwszym
tej choroby wynosi siedemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent odrzekła
Jane, starając się mówić optymistycznym tonem. Będziemy go uważnie
obserwować, ale szanse są duże. Bardzo duże.
Jednak niewystarczająco duże, sądząc po wyrazie oczu rodziców.
Ten strach widziała już wiele razy. Jane specjalizowała się w leczeniu
pacjentów w rodzaju małego Matthew, którym potrzebna była operacja dla
wyleczenia nowotworów wieku dziecięcego. Była w tym bardzo dobra i
wiedziała, że jej umiejętności zwiększają szanse małych pacjentów na
przeżycie. Czasami sama operacja wystarczyła do całkowitego zwalczenia
choroby.
Tak, przyzwyczaiła się do widoku tego strachu. Rozumiała go i starała się
go niwelować.
Ale tym razem było inaczej. Jane nie tylko zobaczyła i zrozumiała ten
strach. Dzisiaj również go poczuła, jakby należał do niej. Jakby przed nią stali
Izzy i Josh, trzymając na rękach Sophie, i jakby to im właśnie oznajmiła, jakie
są szanse na wyzdrowienie. A wcale nie brzmiały one tak optymistycznie, jeśli
spojrzeć na nie z innej perspektywy. Istniało dziesięć do trzydziestu procent
ryzyka, że dziecko nie przeżyje.
36
RS
Właśnie to się dziś zmieniło.
Jej życie stanęło na głowie, ponieważ zjawiło się w nim dziecko, z
którym jest nierozerwalnie związana, czy jej się to podobało, czy nie. Jane
patrzyła teraz na świat z zupełnie innej perspektywy.
Z perspektywy bardzo niebezpiecznej, której dotychczas za wszelką cenę
starała się unikać. Była dobrym chirurgiem i zamierzała zostać jeszcze
lepszym. Nie mogła sobie pozwolić na rozkojarzenie lub wypalenie zawodowe,
a jeśli zacznie podchodzić do pracy zbyt emocjonalnie, właśnie to ją czeka.
Nie znaczy to, że nie współczuła małym pacjentom i ich rodzinom. Musi
jednak podchodzić do swoich przypadków rozsądnie i naukowo, a więc z
odpowiednim dystansem. Musi myśleć jak lekarz, a nie rodzic.
%7łyła w przekonaniu, że jeśli zostanie matką, może to zaburzyć jej
trzezwy osąd. Wpływać na jej decyzje. Wyssać z niej więcej sił za każdym
razem, kiedy trzeba będzie podjąć trudną decyzję albo pogodzić się z
dramatycznym niepowodzeniem. Nie może zostać matką.
Sophie też to chyba wie, bo nie znosi jej widoku, co tak wyraznie,
zademonstrowała dzisiejszego ranka. No i bardzo dobrze. Aatwiej będzie
rozwikłać ten problem. Całe szczęście, że nadchodzi weekend; będzie można
się skupić wyłącznie na sprawie dziecka.
Przed wyjściem z pracy, tuż po jedenastej trzydzieści, Jane zajrzała do
dyżurki pielęgniarek.
Sally, bardzo ci dziękuję za wczorajszą pomoc.
Cała przyjemność po mojej stronie. Siostra przełożona uśmiechnęła
się do niej. Takie śliczne maleństwo. Zajmowanie się nią to przyjemność.
Sięgnęła po karty, które Jane odłożyła na kozetkę. Stale zapominamy, że
większość dzieci na świecie to zdrowe i wesołe bobasy, jak ona. Pracując w
tym miejscu, mamy nieco skrzywiony obraz rzeczywistości.
37
RS
No tak... Jane odniosła deprymujące wrażenie, że pielęgniarka
wyczuła jej dzisiejsze przemyślenia.
Czy miała na myśli to, że pediatrzy, będący jednocześnie rodzicami,
inaczej patrzą na swoją pracę? Bardziej realistycznie? Może doznają ulgi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]