[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejsc, w których się znajdowały Wrota Czasu. Mocował się z zamkiem
z siłą, jakiej nigdy wcześniej u siebie nawet nie podejrzewał.
Nerwowo, gniewnie otworzył zamek, po czym wyszedł do parku.
Odetchnął pełną piersią i od razu się uspokoił.
Ujrzał nad sobą niebo usiane gwiazdami. Ujrzał morze przywołujące
wspomnienia tego dnia. Ujrzał Kilmore Cove rozświetlone tysiącem
światełek elektrycznych. Ujrzał światła jakiegoś samochodu, który
pokonywał zakręty urwiska, by dojechać do Willi Argo.
- Ja jestem Rick Banner - powiedział sam do siebie. - Banner. Nie
jestem Moore. I wcale nie chcę nim być. - Obrócił się w stronę białej
powierzchni mauzoleum. - My, Ban-nerowie, jesteśmy prostymi ludzmi.
Ludzmi prawymi i szczerymi. Nie ukrywamy jakichś sekretów. Nie
opowiadamy kłamstw... - Wyciągnął palec w stronę mauzoleum, a
potem w stronę Willi Argo. - Chcę wiedzieć, gdzie jesteś, Ulyssesie!
Gdzie się ukrywasz? Powiedz mi! Musisz mi powiedzieć, kim jesteś!
Potrzebuję tego, nie rozumiesz? Nie możesz tego ciągnąć w
nieskończoność! Wierszyki, korytarze, mauzoleum, dzienniki, klucze...
dość tego! Muszę wiedzieć wszystko, wszystko! Teraz! Tam, w środku,
są Julia i Jason! I Obliwia i Manfred! Ulyssesie, czy zechcesz wyjść z
ukrycia raz na zawsze?
Mauzoleum trwało w milczeniu.
PITY
STRA%7łNICY CZASU
Projektant: j Rozdział:
PETER DEDALUg \ 29
immm&immmmmmm.mi&mma&m>
A w Wenecji Peter Dedalus przycumował przy brzegu kanału. Wysiadł
ze swojej dziwacznej gondoli na pedały, podszedł do bramy domu, nad
którą widniała tarcza herbowa w kształcie stylizowanej litery C.
Chwycił za kołatkę z brązu i mocno zastukał.
Po krótkim oczekiwaniu usłyszał radosny, młodzieńczy głos, pytujący
go, kim jest.
- Nazywam się Peter Dedalus... - przedstawił się, lecz ujadanie psa
zagłuszyło jego nazwisko.
- Diogo, spokój! Nic nie słyszę! - krzyknęła Rossella Caller.
Peter przedstawił się ponownie.
Drzwi otworzyły się i niczym rakieta wyskoczył z nich mały piesek,
skacząc dokoła zegarmistrza.
- Jaki Peter? - zapytała osłupiała pani Caller. - Ten z Wyspy Masek?
- Ten sam - odparł Peter z niskim pokłonem. - Przepraszam, że
pojawiam się u pani w taki sposób i z pustymi rękami...
- Kto to, Rossello? - spytał w tym momencie Albert Caller,
podchodząc do drzwi.
Peter raz jeszcze przywitał się i raz jeszcze się skłonił.
- Pan może szuka dzieci... - powiedziała Rossella, ściągając na
siebie surowe spojrzenie męża.
- Nie rozumiem, dlaczego zakłóca pan spokój mego domu - odezwał
się pan Caller. - Ani dlaczego pojawia się pan bez zapowiedzi, skoro
chciałby pan porozmawiać ze mną czy z moją żoną, czy z przyjaciółmi
rodziny.
Peter nerwowo potarł dłonie.
Z
- Proszę posłuchać. Nie ma potrzeby za wiele mówić. - Spojrzał
Albertowi prosto w oczy. - Pan ma zapewne w tym domu starą maszynę
drukarską.
Albert Caller zdrętwiał. W Wenecji ściśle kontrolowano wszystko, co
wychodziło drukiem, i przechowywanie maszyny drukarskiej w domu
było najlepszym sposobem, żeby zwrócić na siebie uwagę tajnej policji,
powołanej do tropienia książek zakazanych.
- Powtarzam, że pan... że pan się myli.
- Ja wiem, że ona tu jest - powiedział Peter. - To ja ją
skonstruowałem. I wyświadczyłby mi pan wielką grzeczność, gdyby mi
pan pozwolił z niej skorzystać.
Fred Zpiczuwa był umordowany po całym dniu. Przede wszystkim pracą
na stacji. Kiedy wpadł do urzędu miejskiego, żeby tylko sprawdzić, czy
nie było jakiejś pilnej sprawy do wykonania, znalazł na biurku wielki
stos zleceń z karteczką: Gdzie się do diabla podziewasz? Ja to muszę
mieć najutrol
Fred parsknął, doskonale wiedząc, że jest jedynym człowiekiem w
Kilmore Cove, który potrafi korzystać ze Starej Sowy, maszyny
drukującej wszystkie dokumenty i pozwolenia w miasteczku. Sprawdził
zlecenia i zakasał rękawy, zdecydowany stanowczo zakończyć dzień
pracy możliwie jak najszybciej. Otworzył .szufladę z perforowanymi
fiszka-mi i wybrawszy te, które jego zdaniem najlepiej się nadawały,
wszedł do archiwum. Wsunął fiszki w szparę Starej Sowy.
Wałki prowadnic i liczne przekładnie maszyny poszły w ruch,
wyławiając z mechanicznego archiwum daty i dane,
fmmimmimymnmr&AmmmP^r&rp 271
^mim^PJMm^us/mmttmmjuitmiAmumy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
miejsc, w których się znajdowały Wrota Czasu. Mocował się z zamkiem
z siłą, jakiej nigdy wcześniej u siebie nawet nie podejrzewał.
Nerwowo, gniewnie otworzył zamek, po czym wyszedł do parku.
Odetchnął pełną piersią i od razu się uspokoił.
Ujrzał nad sobą niebo usiane gwiazdami. Ujrzał morze przywołujące
wspomnienia tego dnia. Ujrzał Kilmore Cove rozświetlone tysiącem
światełek elektrycznych. Ujrzał światła jakiegoś samochodu, który
pokonywał zakręty urwiska, by dojechać do Willi Argo.
- Ja jestem Rick Banner - powiedział sam do siebie. - Banner. Nie
jestem Moore. I wcale nie chcę nim być. - Obrócił się w stronę białej
powierzchni mauzoleum. - My, Ban-nerowie, jesteśmy prostymi ludzmi.
Ludzmi prawymi i szczerymi. Nie ukrywamy jakichś sekretów. Nie
opowiadamy kłamstw... - Wyciągnął palec w stronę mauzoleum, a
potem w stronę Willi Argo. - Chcę wiedzieć, gdzie jesteś, Ulyssesie!
Gdzie się ukrywasz? Powiedz mi! Musisz mi powiedzieć, kim jesteś!
Potrzebuję tego, nie rozumiesz? Nie możesz tego ciągnąć w
nieskończoność! Wierszyki, korytarze, mauzoleum, dzienniki, klucze...
dość tego! Muszę wiedzieć wszystko, wszystko! Teraz! Tam, w środku,
są Julia i Jason! I Obliwia i Manfred! Ulyssesie, czy zechcesz wyjść z
ukrycia raz na zawsze?
Mauzoleum trwało w milczeniu.
PITY
STRA%7łNICY CZASU
Projektant: j Rozdział:
PETER DEDALUg \ 29
immm&immmmmmm.mi&mma&m>
A w Wenecji Peter Dedalus przycumował przy brzegu kanału. Wysiadł
ze swojej dziwacznej gondoli na pedały, podszedł do bramy domu, nad
którą widniała tarcza herbowa w kształcie stylizowanej litery C.
Chwycił za kołatkę z brązu i mocno zastukał.
Po krótkim oczekiwaniu usłyszał radosny, młodzieńczy głos, pytujący
go, kim jest.
- Nazywam się Peter Dedalus... - przedstawił się, lecz ujadanie psa
zagłuszyło jego nazwisko.
- Diogo, spokój! Nic nie słyszę! - krzyknęła Rossella Caller.
Peter przedstawił się ponownie.
Drzwi otworzyły się i niczym rakieta wyskoczył z nich mały piesek,
skacząc dokoła zegarmistrza.
- Jaki Peter? - zapytała osłupiała pani Caller. - Ten z Wyspy Masek?
- Ten sam - odparł Peter z niskim pokłonem. - Przepraszam, że
pojawiam się u pani w taki sposób i z pustymi rękami...
- Kto to, Rossello? - spytał w tym momencie Albert Caller,
podchodząc do drzwi.
Peter raz jeszcze przywitał się i raz jeszcze się skłonił.
- Pan może szuka dzieci... - powiedziała Rossella, ściągając na
siebie surowe spojrzenie męża.
- Nie rozumiem, dlaczego zakłóca pan spokój mego domu - odezwał
się pan Caller. - Ani dlaczego pojawia się pan bez zapowiedzi, skoro
chciałby pan porozmawiać ze mną czy z moją żoną, czy z przyjaciółmi
rodziny.
Peter nerwowo potarł dłonie.
Z
- Proszę posłuchać. Nie ma potrzeby za wiele mówić. - Spojrzał
Albertowi prosto w oczy. - Pan ma zapewne w tym domu starą maszynę
drukarską.
Albert Caller zdrętwiał. W Wenecji ściśle kontrolowano wszystko, co
wychodziło drukiem, i przechowywanie maszyny drukarskiej w domu
było najlepszym sposobem, żeby zwrócić na siebie uwagę tajnej policji,
powołanej do tropienia książek zakazanych.
- Powtarzam, że pan... że pan się myli.
- Ja wiem, że ona tu jest - powiedział Peter. - To ja ją
skonstruowałem. I wyświadczyłby mi pan wielką grzeczność, gdyby mi
pan pozwolił z niej skorzystać.
Fred Zpiczuwa był umordowany po całym dniu. Przede wszystkim pracą
na stacji. Kiedy wpadł do urzędu miejskiego, żeby tylko sprawdzić, czy
nie było jakiejś pilnej sprawy do wykonania, znalazł na biurku wielki
stos zleceń z karteczką: Gdzie się do diabla podziewasz? Ja to muszę
mieć najutrol
Fred parsknął, doskonale wiedząc, że jest jedynym człowiekiem w
Kilmore Cove, który potrafi korzystać ze Starej Sowy, maszyny
drukującej wszystkie dokumenty i pozwolenia w miasteczku. Sprawdził
zlecenia i zakasał rękawy, zdecydowany stanowczo zakończyć dzień
pracy możliwie jak najszybciej. Otworzył .szufladę z perforowanymi
fiszka-mi i wybrawszy te, które jego zdaniem najlepiej się nadawały,
wszedł do archiwum. Wsunął fiszki w szparę Starej Sowy.
Wałki prowadnic i liczne przekładnie maszyny poszły w ruch,
wyławiając z mechanicznego archiwum daty i dane,
fmmimmimymnmr&AmmmP^r&rp 271
^mim^PJMm^us/mmttmmjuitmiAmumy [ Pobierz całość w formacie PDF ]