[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tu zostać i przygotować podwieczorek!
-
Nie wierzę. Ty po prostu jesteś wiecznie głodny! - wykrzyknął Jeremy.
-
Odd ma rację. Nie ma potrzeby, żebyśmy szli wszyscy. Ja na przykład
chciałabym tu zostać, żeby sobie coś wyjaśnić z... - Yumi wskazała głową w kierunku Ulricha.
-
Zabierzcie ze mnie tego kundla! - w ciszy, która zapadła, rozległ się syk
Ulricha. - Albo go uduszę ręcznikiem!
f& 150 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
Znieg padał powoli i osiadał na ubraniach przechodniów.
Odd kichnÄ…Å‚.
-
Nie rozumiem, dlaczego w końcu wypadło na mnie i na ciebie!
-
Nie mów, że nie kapujesz - uśmiechnął się Jeremy. - Ulrich i Yumi chcą się
pogodzić, ale za nic nie zostaną sami w Pustelni. Dlatego Aelita została.
-
Ale mogłem zostać ja! Pogodziłbym ich w nanosekundę!
-
Ty? Ty byś ich tak godził, że od razu by przeszli do sparingu kung-fu -
skwitował Jeremy ze śmiechem.
Nie miał pojęcia, co zaszło między tamtą dwójką, ale mógł się założyć, że wiąże się to jakoś z
Williamem Dunbarem. Kiedy Ulrich i Yumi się kłócili, zawsze tak było.
Szare niebo powoli pociemniało i zapadł zmrok.
-
Czego dokładnie szukamy? - zapytał Odd po chwili.
-
RuedeTivoli numer117- przypomniał mu Jeremy.- Toad-res firmy budowlanej,
która nazywa się Bracia Broulet. Jeśli naprawdę pracowali przy budowie Pustelni i
pamiętają jeszcze pana Hoppera, to mogą nam dostarczyć mnóstwo informacji.
-
Ile czasu minęło, odkąd mogli pracować przy willi?
-
Co najmniej jedenaście lat. Może trochę więcej.
-
Coś mi się zdaje, że narażamy się niepotrzebnie na zapalenie płuc -
skomentował Odd.
Dwaj chłopcy przecięli na ukos kwadratowy, wyłożony ciem-
f& 151 f&
f& PDZIEMNY ZAMEK f&
nymi pÅ‚ytkami place de la Révolution. Sklepiki dookoÅ‚a niego jarzyÅ‚y siÄ™ od
bożonarodzeniowych lampek. Weszli na rue de Provence. Minęli kilka osób w
nieprzemakalnych kurtkach, czekajÄ…cych na autobus.
-
Rue de Tivoli to powinna być druga albo trzecia przecznica na lewo.
-
Jesteśmy dopiero przy numerze 2! - Odd wskazał tabliczkę z numerem
pierwszej kamienicy. - Czeka nas dużo łażenia.
Była to anonimowa ulica z biurami. W miarę jak posuwali się wzdłuż niej, eleganckie kamienice
ustępowały miejsca uboższym, zaniedbanym budynkom i smutnym,
opuszczonym magazynom.
Szło się bardzo ciężko, bo wiatr sypał im śniegiem w oczy. Chodniki zmieniły się w tafle lodu i
chłopcy poruszali się środkiem ulicy, na której była błotnista breja, gdyż jakiś pług śnieżny rozsypał
sól.
Cel ich wędrówki stanowiła stara, odrapana kamienica, chyba najbardziej zaniedbana na całej ulicy.
Fasada w czasach świetności musiała być koloru oliwkowego, ale teraz była już prawie szara. Drzwi
składały się ze zwykłych mosiężnych ram, w których
tkwiły ciemne, obrzydliwe szyby. Na domofonie było dwanaście przycisków, ale ani
jednego nazwiska.
-
Słuchaj, Einstein - powiedział Odd. - Tu nikt nie mieszka od przynajmniej stu
lat.
f& 152 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
-
Spróbujemy zadzwonić na chybił trafił. Czy wolisz od razu wrócić?
Popatrzyli w stronę rue de Provence. Westchnęli. Potem nacisnęli wszystkie guziki
naraz i nasłuchiwali.
-
Kto wie, czy to działa - wymamrotał Jeremy, ponownie na chybił trafił
naciskając jakiś przycisk, i to z całej siły.
Nagle zza szybek dał się słyszeć słaby głos:
-
Idę, idę! Po co ten pośpiech. W końcu dziś jest wolne, nie wiecie?
Klucz przekręcił się w zamku i drzwi się zakołysały, ale nie otworzyły. Odd złapał
klamkę, szarpnął w swoją stronę i w ramiona wpadła mu staruszka.
Była bardzo wątła i niska. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka. Miała skórę
naciągniętą na policzkach, prawie przezroczystą. Patrzyła zmęczonym i łagodnym
wzrokiem.
-
Ojej! - wykrzyknęła, uwalniając się delikatnie z objęć Odda. - Naprawdę wam
się śpieszy!
-Tak, proszę pani... - odpowiedział Jeremy, trochę zakłopotany. - Szukaliśmy kogoś z firmy Bracia
Brouiet. Czy to dobry adres?
Staruszka się uśmiechnęła.
-
Nie jesteś za młody, żeby zajmować się budownictwem? Tak, to dobry adres.
Wejdzcie. Na zewnątrz jest za zimno, żeby rozmawiać.
f& 153 f&
f& PDDZIEMNY ZAMEK f&
-
A pan Broulet jest tu?
Nie odpowiedziała. Zaprosiła ich tylko do środka.
-
Dopiero co zrobiłam herbatę.
Jeremy i Odd szybko wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Pomysł z herbatą nie
był zły. ,
Panna Marie Lemoine zajmowała mieszkanie na parterze kamienicy. Znajdowało się
w nim trochę starych mebli, prehistoryczny czarno-biały telewizor i ogromne radio, które ciut
trzeszczało.
Dostali herbatę w filiżankach z różnych kompletów i talerz ciastek o podejrzanym
wyglądzie. Odd włożył do ust jedno z nich i zmusił się, aby przeżuć. Jeremy
zobaczył, że przyjacielowi oczy wychodzą na wierzch. Postanowił jednak ich nie
próbować.
-
Może nie są najświeższe - przyznała staruszka. - Od dawna nie przyjmuję
gości.
Jeremy uznał, że nadszedł właściwy moment, aby wyjaśnić cel ich wizyty.
-
Tak jak wspomniałem wcześniej, panno Lemoine, szukamy pana Brouleta.
-
Z firmy Bracia Broulet - uzupełniła. - Nie mieszka tu już od bardzo dawna.
-
Pamięta go pani choć trochę?
f& 154 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
Marie wpatrzyła się w Jeremy'ego z surowym wyrazem twarzy.
-
Dla twojej informacji, młodzieńcze, byłam dozorczynią w tym domu przez
prawie dwadzieścia lat i mam doskonałą pamięć. Miałabym nie pamiętać Philippe'a,
Jean-Jacques'a i Jean-Pierre'a Brouletów? Mieli biuro na pierwszym piętrze przez
dziesięć lat, zanim... Jeszcze ciasteczko?
Staruszka z niespodziewaną zręcznością podniosła ciastko z talerza i wrzuciła je
prosto do ust Odda, który spurpurowiał i zaczął gwałtownie kasłać.
-A więc jak mówiłam, byli tu przez dobrych dziesięć lat, zanim Jean-Jacques i Jean-Pierre zmarli -
ciągnęła Marie Le-moine. - Wypadek przy pracy, niestety. Corinne,
dziewczyna, która pomagała im przy księgowości, powiedziała mi, że pracowali we
dwóch na rusztowaniu. Nie mieli wielu robotników, to była mała firma. No i
rusztowanie runęło. Philippe, najmłodszy, to był wieczny wesołek i lekkoduch. W
ciągu sześciu miesięcy sprzedał firmę i wynajął biuro panu Gastonowi, który z
pewnością nie był dżentelmenem, że tak powiem. Wyobrazcie sobie, że pewnego
razu...
-
A Philippe? Co się z nim stało? - wtrącił się Jeremy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
tu zostać i przygotować podwieczorek!
-
Nie wierzę. Ty po prostu jesteś wiecznie głodny! - wykrzyknął Jeremy.
-
Odd ma rację. Nie ma potrzeby, żebyśmy szli wszyscy. Ja na przykład
chciałabym tu zostać, żeby sobie coś wyjaśnić z... - Yumi wskazała głową w kierunku Ulricha.
-
Zabierzcie ze mnie tego kundla! - w ciszy, która zapadła, rozległ się syk
Ulricha. - Albo go uduszę ręcznikiem!
f& 150 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
Znieg padał powoli i osiadał na ubraniach przechodniów.
Odd kichnÄ…Å‚.
-
Nie rozumiem, dlaczego w końcu wypadło na mnie i na ciebie!
-
Nie mów, że nie kapujesz - uśmiechnął się Jeremy. - Ulrich i Yumi chcą się
pogodzić, ale za nic nie zostaną sami w Pustelni. Dlatego Aelita została.
-
Ale mogłem zostać ja! Pogodziłbym ich w nanosekundę!
-
Ty? Ty byś ich tak godził, że od razu by przeszli do sparingu kung-fu -
skwitował Jeremy ze śmiechem.
Nie miał pojęcia, co zaszło między tamtą dwójką, ale mógł się założyć, że wiąże się to jakoś z
Williamem Dunbarem. Kiedy Ulrich i Yumi się kłócili, zawsze tak było.
Szare niebo powoli pociemniało i zapadł zmrok.
-
Czego dokładnie szukamy? - zapytał Odd po chwili.
-
RuedeTivoli numer117- przypomniał mu Jeremy.- Toad-res firmy budowlanej,
która nazywa się Bracia Broulet. Jeśli naprawdę pracowali przy budowie Pustelni i
pamiętają jeszcze pana Hoppera, to mogą nam dostarczyć mnóstwo informacji.
-
Ile czasu minęło, odkąd mogli pracować przy willi?
-
Co najmniej jedenaście lat. Może trochę więcej.
-
Coś mi się zdaje, że narażamy się niepotrzebnie na zapalenie płuc -
skomentował Odd.
Dwaj chłopcy przecięli na ukos kwadratowy, wyłożony ciem-
f& 151 f&
f& PDZIEMNY ZAMEK f&
nymi pÅ‚ytkami place de la Révolution. Sklepiki dookoÅ‚a niego jarzyÅ‚y siÄ™ od
bożonarodzeniowych lampek. Weszli na rue de Provence. Minęli kilka osób w
nieprzemakalnych kurtkach, czekajÄ…cych na autobus.
-
Rue de Tivoli to powinna być druga albo trzecia przecznica na lewo.
-
Jesteśmy dopiero przy numerze 2! - Odd wskazał tabliczkę z numerem
pierwszej kamienicy. - Czeka nas dużo łażenia.
Była to anonimowa ulica z biurami. W miarę jak posuwali się wzdłuż niej, eleganckie kamienice
ustępowały miejsca uboższym, zaniedbanym budynkom i smutnym,
opuszczonym magazynom.
Szło się bardzo ciężko, bo wiatr sypał im śniegiem w oczy. Chodniki zmieniły się w tafle lodu i
chłopcy poruszali się środkiem ulicy, na której była błotnista breja, gdyż jakiś pług śnieżny rozsypał
sól.
Cel ich wędrówki stanowiła stara, odrapana kamienica, chyba najbardziej zaniedbana na całej ulicy.
Fasada w czasach świetności musiała być koloru oliwkowego, ale teraz była już prawie szara. Drzwi
składały się ze zwykłych mosiężnych ram, w których
tkwiły ciemne, obrzydliwe szyby. Na domofonie było dwanaście przycisków, ale ani
jednego nazwiska.
-
Słuchaj, Einstein - powiedział Odd. - Tu nikt nie mieszka od przynajmniej stu
lat.
f& 152 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
-
Spróbujemy zadzwonić na chybił trafił. Czy wolisz od razu wrócić?
Popatrzyli w stronę rue de Provence. Westchnęli. Potem nacisnęli wszystkie guziki
naraz i nasłuchiwali.
-
Kto wie, czy to działa - wymamrotał Jeremy, ponownie na chybił trafił
naciskając jakiś przycisk, i to z całej siły.
Nagle zza szybek dał się słyszeć słaby głos:
-
Idę, idę! Po co ten pośpiech. W końcu dziś jest wolne, nie wiecie?
Klucz przekręcił się w zamku i drzwi się zakołysały, ale nie otworzyły. Odd złapał
klamkę, szarpnął w swoją stronę i w ramiona wpadła mu staruszka.
Była bardzo wątła i niska. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka. Miała skórę
naciągniętą na policzkach, prawie przezroczystą. Patrzyła zmęczonym i łagodnym
wzrokiem.
-
Ojej! - wykrzyknęła, uwalniając się delikatnie z objęć Odda. - Naprawdę wam
się śpieszy!
-Tak, proszę pani... - odpowiedział Jeremy, trochę zakłopotany. - Szukaliśmy kogoś z firmy Bracia
Brouiet. Czy to dobry adres?
Staruszka się uśmiechnęła.
-
Nie jesteś za młody, żeby zajmować się budownictwem? Tak, to dobry adres.
Wejdzcie. Na zewnątrz jest za zimno, żeby rozmawiać.
f& 153 f&
f& PDDZIEMNY ZAMEK f&
-
A pan Broulet jest tu?
Nie odpowiedziała. Zaprosiła ich tylko do środka.
-
Dopiero co zrobiłam herbatę.
Jeremy i Odd szybko wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Pomysł z herbatą nie
był zły. ,
Panna Marie Lemoine zajmowała mieszkanie na parterze kamienicy. Znajdowało się
w nim trochę starych mebli, prehistoryczny czarno-biały telewizor i ogromne radio, które ciut
trzeszczało.
Dostali herbatę w filiżankach z różnych kompletów i talerz ciastek o podejrzanym
wyglądzie. Odd włożył do ust jedno z nich i zmusił się, aby przeżuć. Jeremy
zobaczył, że przyjacielowi oczy wychodzą na wierzch. Postanowił jednak ich nie
próbować.
-
Może nie są najświeższe - przyznała staruszka. - Od dawna nie przyjmuję
gości.
Jeremy uznał, że nadszedł właściwy moment, aby wyjaśnić cel ich wizyty.
-
Tak jak wspomniałem wcześniej, panno Lemoine, szukamy pana Brouleta.
-
Z firmy Bracia Broulet - uzupełniła. - Nie mieszka tu już od bardzo dawna.
-
Pamięta go pani choć trochę?
f& 154 f&
f& TAJEMNICA BUDOWNICZYCH f&
Marie wpatrzyła się w Jeremy'ego z surowym wyrazem twarzy.
-
Dla twojej informacji, młodzieńcze, byłam dozorczynią w tym domu przez
prawie dwadzieścia lat i mam doskonałą pamięć. Miałabym nie pamiętać Philippe'a,
Jean-Jacques'a i Jean-Pierre'a Brouletów? Mieli biuro na pierwszym piętrze przez
dziesięć lat, zanim... Jeszcze ciasteczko?
Staruszka z niespodziewaną zręcznością podniosła ciastko z talerza i wrzuciła je
prosto do ust Odda, który spurpurowiał i zaczął gwałtownie kasłać.
-A więc jak mówiłam, byli tu przez dobrych dziesięć lat, zanim Jean-Jacques i Jean-Pierre zmarli -
ciągnęła Marie Le-moine. - Wypadek przy pracy, niestety. Corinne,
dziewczyna, która pomagała im przy księgowości, powiedziała mi, że pracowali we
dwóch na rusztowaniu. Nie mieli wielu robotników, to była mała firma. No i
rusztowanie runęło. Philippe, najmłodszy, to był wieczny wesołek i lekkoduch. W
ciągu sześciu miesięcy sprzedał firmę i wynajął biuro panu Gastonowi, który z
pewnością nie był dżentelmenem, że tak powiem. Wyobrazcie sobie, że pewnego
razu...
-
A Philippe? Co się z nim stało? - wtrącił się Jeremy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]