[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stole i zdawało jej się, że słyszy, jak klnie pod nosem. Potem odwrócił
się i znowu zrobił krok w jej stronę. Pokręciła głową.
- Nie, już nie! Proszę. Ja...
- Hester, na miłość boską, wybacz mi! Przepraszani. Nie wiem,
jak to się stało. Straciłem głowę. Doprawdy trudno mi w to uwierzyć.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio tak mnie poniosło. Wiesz... -
Znów odwrócił się do niej plecami, a kiedy się odezwał, w jego głosie
było słychać zawstydzenie. - Pewnie pomyślisz, że jestem wcale nie
lepszy od Canforda.
Hester podniosła głowę.
- Och, nie! Nigdy! Pan jest bardzo uprzejmy. To moja wina.
Wciąż nie umiem się zachować.
Obrócił się do niej z bardzo zdziwioną miną.
- Ty naprawdę nie wiesz, co tu się stało, prawda? - powiedział
schrypniętym głosem. - Na tym swoim stryszku żyjesz jak zakonnica.
Omal nie straciłem panowania nad sobą, chociaż powinienem
dodawać ci otuchy i pomagać, żebyś zapomniała o pocałunku
Canforda. Nie wiem, co mnie naszło. Chyba sobie tego nie wybaczę. -
Podszedł bliżej. - Możesz mi wierzyć, że nie ponosisz najmniejszej
winy za to, co się stało.
Hester pokręciła głową.
- Niech pan nic więcej nie mówi. Proszę! Naprawdę wołałabym
o tym zapomnieć. - Zastanawiała się, czy jej serce jeszcze kiedyś
będzie biło normalnym, spokojnym rytmem. - Czy nie możemy
wymazać tego z pamięci i zachowywać się, jakby nic się nie stało?
Rysy mu złagodniały, znowu podszedł bliżej.
- Proszę tak na mnie nie patrzeć. Robert Dungarran znowu jest
sobą, słowo daję. Nic pani nie grozi. To się nie powtórzy, przyrzekam.
- Wpatrywał się w nią przenikliwym wzrokiem, póki nie skinęła
głową i nie uśmiechnęła się trochę niepewnie. - Ten ostatni pocałunek
panią wstrząsnął, Hester - odezwał się znowu. - Mną też. Nie taki
miałem zamiar i zgadzam się, że powinniśmy o tym zapomnieć. Taki
triumf emocji nad rozumem do nas nie pasuje, czyż nie?
- Nie - przyznała kwaśno Hester. - A więc nadał jesteśmy
przyjaciółmi?
Gdy skinęła głową, wyciągnął do niej rękę, a ona po krótkim
wahaniu ją ujęła.
- Mimo wszystko powinna się pani dowiedzieć tego i owego o
życiu - ciągnął, nie puszczając jej ręki. - Przez ostatnie sześć lat
siedziała pani na strychu pochłonięta liczbami, odcięta od świata.
Wstyd mi, bo mam poczucie, że lwia część odpowiedzialności za ten
stan spada na mnie. Powiedziała pani ubiegłej nocy, że pomogłem, to
znaczy, Zenon pomógł pani odzyskać pewność siebie. Czy nie może
pani pozwolić, żeby draga połowa tego ja, czyli Robert Dungarran,
nauczyła panią, jak czerpać przyjemność z kontaktów ze światem?
Powodzenie, jakim się pani wczoraj cieszyła, sprawiło przyjemność,
prawda? Proszę się przyznać.
- No, tak.
- Najwyższy czas, żeby się pani nauczyła, jak przyjemne mogą
być drobne oznaki poufałości, delikatne pocałunki między
przyjaciółmi.
- Nie sądzę, żebym chciała się jeszcze całować. Pocałunki są...
zbyt rozpraszające.
Lord Dungarran wydawał się tego żałować.
- Bez pocałunków? %7ładnych? Nawet takich przyjacielskich?
- Bez takich jak ten ostatni - odrzekła niepewnie. - Te dwa
pierwsze były całkiem przyjemne. Musimy brać się z powrotem do
pracy. Szyfry czekają. - Usiadła i z determinacją położyła przed sobą
kartkę.
Robert patrzył, jak Hester pochyla głowę nad tekstem.
- Naturalnie ma pani rację. Po to tutaj jesteśmy. - Wrócił do stołu
i ujął pióro. Po kilku minutach powiedział w zadumie: - Ten
dokument szyfrowany pentagramem wydaje się całkiem inny niż
reszta. Nie sądzi pani, Hester?
- Jeszcze niewiele odcyfrowałam, ale tak, wydaje mi się, że to
jest raport streszczający korespondencję... - Gdy pojawiła się lady
Martindale, oboje wydawali się zajęci swoimi sprawami, a w pokoju
było słychać tylko skrzypienie piór.
Wieczorem wybrali się na kameralne tańce w domu jednej z
przyjaciółek lady Martindale. Zaproszono tam również Lowella i jego
bliskich znajomych, więc Hester cieszyła się na spotkanie z
niekrępującymi towarzyszami zabaw. Dungarran zaprosił ją do
pierwszego tańca, a ona jak zwykle przyjęła zaproszenie z
ostentacyjnym ociąganiem. Tym razem jednak nie wszystko było
udawane. Wprawdzie przez cały dzień pracowali zgodnie, zjednoczeni
wagą zadania, ale gdy tylko wyszli z pokoju pracy, Hester
przypomniała sobie, co czuła, gdy Dungarran ją obejmował, i jak
zaskakująco entuzjastycznie odpowiedziała na jego pocałunki. Bardzo
ją to zakłopotało.
- Proszę na mnie popatrzeć, panno Perceval - powiedział
Dungarran, gdy przechodzili pod rękami innych tancerzy - nie jestem
potworem.
- Och, naturalnie. Tylko że... że...
- Bez wątpienia przypomniał się pani dzisiejszy ranek. Zdawało
mi się, że pani postanowiła o nim zapomnieć i że znowu jesteśmy
przyjaciółmi.
- To nie takie łatwe - powiedziała energicznie. - W odróżnieniu
od pana nie jestem przyzwyczajona do takich zdarzeń.
Przez chwilę znajdowali się w stosunkowo mało zatłoczonym
miejscu, przy końcu szeregu.
- Jeśli mówi pani o pierwszych dwóch zdarzeniach , to
owszem, przyznaję pani rację. Z wiekiem i nabywanym
doświadczeniem staje się to nieuniknione. Ale ten trzeci pocałunek... -
Pokręcił głową, przypomniawszy sobie poranne uczucie oszołomienia.
- Czy uwierzyłaby mi pani, gdybym przyznał, że skutek był dla mnie
równie niepożądany jak dla pani? Powtórzenie się takiej sytuacji jest
bardzo mało prawdopodobne.
- Powiem panu - odrzekła Hester, gdy znów przechodzili pod
rękami - że to bardzo dobrze!
Gdy taniec się skończył, przeprosiła lady Martindale i
przyłączyła się do grupki Lowella, zgromadzonej w drugim końcu
sali. Tam odetchnęła z ulgą. Wreszcie była z kimś
nieskomplikowanym, dobrze znanym i bardzo jej drogim. Z Lowellem
mogła być sobą bez udawania. Kilka minut pózniej śmiała się wesoło
razem z pozostałymi członkami tego grona.
- Czarująca, prawda?
Dungarran się odwrócił. Przy nim stał hrabia de Landres,
śledzący wzrokiem postać w czerwieni i bieli w drugim końcu sali.
Hester miała na sobie białą muślinową suknię, ale narzuciła na nią
aksamitne bolerko w kolorze burgunda. Złociste włosy i kontrastowy
strój pozwalały łatwo ją znalezć wśród młodzieży.
Dungarran patrzył na tę grupkę dość kwaśno. Hester zatańczyła
z bratem, po czym oboje spędzili kilkanaście minut na ożywionej
rozmowie. Potem Hester zwróciła się z uśmiechem do znajomego
Lowella i wyszła z nim na parkiet. Gdy wrócili do grupki, włączyli się
do ogólnej rozmowy. W tej chwili Dungarran zakończył obserwację i
zaprosił do kadryla uznaną piękność, jedną z królowych sezonu.
Dziewczę szczebiotało mu przez wszystkie figury tańca, więc oddał ją
pod opiekę przyzwoitki z głębokim uczuciem ulgi. Gdy rozejrzał się
po sali, szukając Hester, okazało się, że tańczy teraz z innym
gołowąsem. Co, u diabła, ona w nich wszystkich widzi? Lowell był jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
stole i zdawało jej się, że słyszy, jak klnie pod nosem. Potem odwrócił
się i znowu zrobił krok w jej stronę. Pokręciła głową.
- Nie, już nie! Proszę. Ja...
- Hester, na miłość boską, wybacz mi! Przepraszani. Nie wiem,
jak to się stało. Straciłem głowę. Doprawdy trudno mi w to uwierzyć.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio tak mnie poniosło. Wiesz... -
Znów odwrócił się do niej plecami, a kiedy się odezwał, w jego głosie
było słychać zawstydzenie. - Pewnie pomyślisz, że jestem wcale nie
lepszy od Canforda.
Hester podniosła głowę.
- Och, nie! Nigdy! Pan jest bardzo uprzejmy. To moja wina.
Wciąż nie umiem się zachować.
Obrócił się do niej z bardzo zdziwioną miną.
- Ty naprawdę nie wiesz, co tu się stało, prawda? - powiedział
schrypniętym głosem. - Na tym swoim stryszku żyjesz jak zakonnica.
Omal nie straciłem panowania nad sobą, chociaż powinienem
dodawać ci otuchy i pomagać, żebyś zapomniała o pocałunku
Canforda. Nie wiem, co mnie naszło. Chyba sobie tego nie wybaczę. -
Podszedł bliżej. - Możesz mi wierzyć, że nie ponosisz najmniejszej
winy za to, co się stało.
Hester pokręciła głową.
- Niech pan nic więcej nie mówi. Proszę! Naprawdę wołałabym
o tym zapomnieć. - Zastanawiała się, czy jej serce jeszcze kiedyś
będzie biło normalnym, spokojnym rytmem. - Czy nie możemy
wymazać tego z pamięci i zachowywać się, jakby nic się nie stało?
Rysy mu złagodniały, znowu podszedł bliżej.
- Proszę tak na mnie nie patrzeć. Robert Dungarran znowu jest
sobą, słowo daję. Nic pani nie grozi. To się nie powtórzy, przyrzekam.
- Wpatrywał się w nią przenikliwym wzrokiem, póki nie skinęła
głową i nie uśmiechnęła się trochę niepewnie. - Ten ostatni pocałunek
panią wstrząsnął, Hester - odezwał się znowu. - Mną też. Nie taki
miałem zamiar i zgadzam się, że powinniśmy o tym zapomnieć. Taki
triumf emocji nad rozumem do nas nie pasuje, czyż nie?
- Nie - przyznała kwaśno Hester. - A więc nadał jesteśmy
przyjaciółmi?
Gdy skinęła głową, wyciągnął do niej rękę, a ona po krótkim
wahaniu ją ujęła.
- Mimo wszystko powinna się pani dowiedzieć tego i owego o
życiu - ciągnął, nie puszczając jej ręki. - Przez ostatnie sześć lat
siedziała pani na strychu pochłonięta liczbami, odcięta od świata.
Wstyd mi, bo mam poczucie, że lwia część odpowiedzialności za ten
stan spada na mnie. Powiedziała pani ubiegłej nocy, że pomogłem, to
znaczy, Zenon pomógł pani odzyskać pewność siebie. Czy nie może
pani pozwolić, żeby draga połowa tego ja, czyli Robert Dungarran,
nauczyła panią, jak czerpać przyjemność z kontaktów ze światem?
Powodzenie, jakim się pani wczoraj cieszyła, sprawiło przyjemność,
prawda? Proszę się przyznać.
- No, tak.
- Najwyższy czas, żeby się pani nauczyła, jak przyjemne mogą
być drobne oznaki poufałości, delikatne pocałunki między
przyjaciółmi.
- Nie sądzę, żebym chciała się jeszcze całować. Pocałunki są...
zbyt rozpraszające.
Lord Dungarran wydawał się tego żałować.
- Bez pocałunków? %7ładnych? Nawet takich przyjacielskich?
- Bez takich jak ten ostatni - odrzekła niepewnie. - Te dwa
pierwsze były całkiem przyjemne. Musimy brać się z powrotem do
pracy. Szyfry czekają. - Usiadła i z determinacją położyła przed sobą
kartkę.
Robert patrzył, jak Hester pochyla głowę nad tekstem.
- Naturalnie ma pani rację. Po to tutaj jesteśmy. - Wrócił do stołu
i ujął pióro. Po kilku minutach powiedział w zadumie: - Ten
dokument szyfrowany pentagramem wydaje się całkiem inny niż
reszta. Nie sądzi pani, Hester?
- Jeszcze niewiele odcyfrowałam, ale tak, wydaje mi się, że to
jest raport streszczający korespondencję... - Gdy pojawiła się lady
Martindale, oboje wydawali się zajęci swoimi sprawami, a w pokoju
było słychać tylko skrzypienie piór.
Wieczorem wybrali się na kameralne tańce w domu jednej z
przyjaciółek lady Martindale. Zaproszono tam również Lowella i jego
bliskich znajomych, więc Hester cieszyła się na spotkanie z
niekrępującymi towarzyszami zabaw. Dungarran zaprosił ją do
pierwszego tańca, a ona jak zwykle przyjęła zaproszenie z
ostentacyjnym ociąganiem. Tym razem jednak nie wszystko było
udawane. Wprawdzie przez cały dzień pracowali zgodnie, zjednoczeni
wagą zadania, ale gdy tylko wyszli z pokoju pracy, Hester
przypomniała sobie, co czuła, gdy Dungarran ją obejmował, i jak
zaskakująco entuzjastycznie odpowiedziała na jego pocałunki. Bardzo
ją to zakłopotało.
- Proszę na mnie popatrzeć, panno Perceval - powiedział
Dungarran, gdy przechodzili pod rękami innych tancerzy - nie jestem
potworem.
- Och, naturalnie. Tylko że... że...
- Bez wątpienia przypomniał się pani dzisiejszy ranek. Zdawało
mi się, że pani postanowiła o nim zapomnieć i że znowu jesteśmy
przyjaciółmi.
- To nie takie łatwe - powiedziała energicznie. - W odróżnieniu
od pana nie jestem przyzwyczajona do takich zdarzeń.
Przez chwilę znajdowali się w stosunkowo mało zatłoczonym
miejscu, przy końcu szeregu.
- Jeśli mówi pani o pierwszych dwóch zdarzeniach , to
owszem, przyznaję pani rację. Z wiekiem i nabywanym
doświadczeniem staje się to nieuniknione. Ale ten trzeci pocałunek... -
Pokręcił głową, przypomniawszy sobie poranne uczucie oszołomienia.
- Czy uwierzyłaby mi pani, gdybym przyznał, że skutek był dla mnie
równie niepożądany jak dla pani? Powtórzenie się takiej sytuacji jest
bardzo mało prawdopodobne.
- Powiem panu - odrzekła Hester, gdy znów przechodzili pod
rękami - że to bardzo dobrze!
Gdy taniec się skończył, przeprosiła lady Martindale i
przyłączyła się do grupki Lowella, zgromadzonej w drugim końcu
sali. Tam odetchnęła z ulgą. Wreszcie była z kimś
nieskomplikowanym, dobrze znanym i bardzo jej drogim. Z Lowellem
mogła być sobą bez udawania. Kilka minut pózniej śmiała się wesoło
razem z pozostałymi członkami tego grona.
- Czarująca, prawda?
Dungarran się odwrócił. Przy nim stał hrabia de Landres,
śledzący wzrokiem postać w czerwieni i bieli w drugim końcu sali.
Hester miała na sobie białą muślinową suknię, ale narzuciła na nią
aksamitne bolerko w kolorze burgunda. Złociste włosy i kontrastowy
strój pozwalały łatwo ją znalezć wśród młodzieży.
Dungarran patrzył na tę grupkę dość kwaśno. Hester zatańczyła
z bratem, po czym oboje spędzili kilkanaście minut na ożywionej
rozmowie. Potem Hester zwróciła się z uśmiechem do znajomego
Lowella i wyszła z nim na parkiet. Gdy wrócili do grupki, włączyli się
do ogólnej rozmowy. W tej chwili Dungarran zakończył obserwację i
zaprosił do kadryla uznaną piękność, jedną z królowych sezonu.
Dziewczę szczebiotało mu przez wszystkie figury tańca, więc oddał ją
pod opiekę przyzwoitki z głębokim uczuciem ulgi. Gdy rozejrzał się
po sali, szukając Hester, okazało się, że tańczy teraz z innym
gołowąsem. Co, u diabła, ona w nich wszystkich widzi? Lowell był jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]