[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy rozmowa się skończyła.
Coś w nim krzyczało, by zostać na miejscu i zająć się pracą, żeby o
niczym innym nie myśleć. Ale jego lepsza część wiedziała, że nigdy by
sobie nie wybaczył, gdyby zawiódł Jane. Nie było przeszkód, żeby wsiąść
w samolot i polecieć do Londynu, iść do szpitala i być przy Jane, gdy ona
tego potrzebuje.
W pamięci miał słowa matki: Dlaczego wreszcie sam sobie nie
przebaczysz?".
Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek uda mu się to zrobić. Ale nie chciał
znowu cierpieć i bez względu na to, co ważnego mieli do zrobienia,
postawił Jane na pierwszym miejscu.
Otworzył klapkę telefonu, znalazł numer do Hannah w rozmowach
przychodzących i nacisnął słuchawkę.
- Hannah? Tu Mitch. Wracam do kraju. W którym szpitalu jest Jane?
- W miejskim na oddziale patologii ciąży. Jej lekarzem jest Kieran Bailey.
271
- Dzięki. Powiedz Jane, że będę tak szybko, jak tylko uda mi się złapać
samolot.
- Okej.
Zakończył rozmowę i poszedł szukać Brada.
- Właśnie cię szukałem - odezwał się Brad z uśmiechem. - Zbliża się do
nas coś pięknego. Spójrz na to! - Wskazał palcem monitor laptopa. -
Zlicznotka, co?
Normalnie w takiej sytuacji adrenalina natychmiast wzburzyłaby mu
krew i jak najszybciej chciałby się znalezć w miejscu, gdzie tworzy się
tornado, i zebrać dane, które mogłyby pasować do jego teorii.
Ale nie dziś.
- Sorry, stary, ale musisz sam sobie poradzić. Muszę wracać do Londynu.
- Wszystko w porządku?
- Nie dowiem się, dopóki tam nie pojadę. Przepraszam, że cię tak nagle
zostawiam samego, ale naprawdę muszę wyjechać.
- Kiedy wracasz?
- Jak tylko będę mógł. Jane jest w szpitalu. Jej przyjaciółka, pielęgniarka,
mówi, że wszystko jest dobrze, ale nie uwierzę, dopóki sam nie zobaczę.
- Tak mi przykro.
- Nie chodzi tylko o nią. - Mitch zmusił się, żeby dodać resztę. - Ale też o
dziecko.
- Dziecko?
- Tak, urodzi się w styczniu.
- Nic dziwnego, że fruwasz tak często przez ocean. To twoje pierwsze
dziecko?
272
Tak i nie, ale łatwiej było kiwnąć głową.
- Pamiętam, jak to było z moim. Dostawałem szału z nerwów. Staraj się
nie zamartwiać za bardzo. Wszystko dobrze się ułoży. Będziemy tyrać za
ciebie.
- Tylko proszę, nie mów o tym innym, dobrze? Bo gdyby... -Mitch nie
dokończył zdania. Nie chciał kusić losu.
%7łeby tylko wszystko dobrze się skończyło, powiedział do siebie.
Zamiast bezpośredniego lotu, na który musiałby czekać sześć godzin,
wybrał połączenie z przesiadkami, byle tylko być o dwie godziny
wcześniej w Londynie. Podczas przesiadki udało mu się złapać przez
telefon Harry i poprosił ją o zamówienie transportu z lotniska.
Po przylocie wsiadł do taksówki i pojechał do szpitala. W kwiaciarni
kupił Jane kwiaty. Na oddziale patologii ciąży pojawił się nieogolony, z
podkrążonymi z niewyspania oczami i w pogniecionym po podróży
ubraniu.
- W czym mogę panu pomóc? - spytała pielęgniarka oddziałowa.
- Przyszedłem odwiedzić Jane Redmond.
- Jest pan członkiem rodziny?
- Spędziłem szesnaście godzin w podróży z Ameryki. Wiem, że
wyglądam nieciekawie, ale muszę zobaczyć się z Jane i upewnić, że nic
jej nie jest. Ani dziecku.
273
- Trudno, ale i tak muszę zadać to pytanie jeszcze raz.
- Przepraszam, nie chciałem być nieuprzejmy. Po prostu miałem okropną
podróż i bardzo martwię się o Jane. Jestem... ojcem jej dziecka. -
Pierwszy raz powiedział to głośno. - Wiem, że jej lekarzem jest Kieran
Bailey. A nazywam się Mitch Holland. Muszę się z nią zobaczyć.
- Najpierw sprawdzę te informacje.
Kilka minut pózniej pielęgniarka przyszła do czekającego w korytarzu
Mitcha.
- Jane może się z panem zobaczyć. Ale proszę jej nie przemęczać.
- Dziękuję.
Jane była bardzo blada, wyglądała kiepsko. Mitch położył kwiaty na
stoliku.
- Jak się czujesz?
- Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś gonić za jakimiś burzami?
Wyglądasz okropnie.
Mitch usiadł na brzegu łóżka i ujął dłoń Jane.
- Wiem, i tak samo się czuję. Byłem w podróży przez szesnaście godzin i
nie zmrużyłem oka. Co ci się stało?
- Zaczęłam plamić. Bałam się, że mogę...
Nie przejmując się zasadami odwiedzin, Mitch przysunął się bliżej i wziął
ją w ramiona. Trzymał ją delikatnie, mając nadzieję, że przekaże jej
trochę własnej siły. Po chwili położył ją z powrotem na poduszce i podał
szklankę z wodą.
- Hannah powiedziała przez telefon, że wszystko
274
jest w porządku, ale musiałem sam się o tym przekonać. Naprawdę już
wszystko w porządku? Jane skinęła głową.
- Więc co spowodowało plamienie?
- Nazywają to abrupcją. To niewielkie uszkodzenie łożyska. Czasem po
prostu się zdarza. Nic nie zrobiłam, żeby się na to narazić, nie podnosiłam
żadnych ciężarów ani nic takiego.
- I co teraz? Będziesz miała jakąś operację?
- Nie. Powiedziano mi, że to niewielkie rozdarcie i samo się zagoi.
Dziecko jest zdrowe. Muszę przez tydzień leżeć w łóżku. Dlatego
przeprowadzam się do dziewczyn.
- Dlaczego?
Jane przewróciła oczami.
- Czy to nie jest oczywiste? Bo nie chcę być sama. Tak na wszelki
wypadek.
- Czy to może się powtórzyć?
- Mam nadzieję, że nie. Wypisują mnie stąd jutro i Hannah ma wolny
ranek, więc przywiezie mi rzeczy z mieszkania.
- Przecież wszystkie twoje przyjaciółki pracują i przez większość dnia i
tak będziesz sama.
- To i tak lepiej niż być samą przez całą dobę.
- Nie chcę, żebyś spała w tym małym łóżku. Nie będzie ci w nim
wygodnie, szczególnie teraz.
- Wolę to, niż mieszkać w samotności - powtórzyła swój argument.
- Nie będziesz sama. Ja wezmę wolne.
- Ty? - wykrzyknęła ze zdziwienia.
275
- Ja. I sprawię, że cały czas będziesz odpoczywać w łóżku.
Jane pokręciła głową.
- Mitch, nie sądzę, żeby to był najlepszy czas na seks.
Przewrócił oczami.
- Wcale o tym nie myślałem. Potrafię z tobą spać bez kochania. Tylko nie
pomyśl sobie znowu, że cię nie pragnę, bo masz duży brzuch. Chcę
powiedzieć, że opieka nad tobą to moja rola.
- Nie robisz tego z obowiązku?
- Nie przekręcaj moich słów. Chcę się tobą opiekować i koniec.
- Naprawdę wezmiesz wolne?
- Dopóki nie poczujesz się dobrze.
- A potem?
- Na razie skoncentrujmy się na tym, co jest teraz. A teraz to ja muszę
pojechać do domu przespać się choć kilka godzin, bo padam na twarz.
Odwiedzę cię po południu. Coś ci przynieść?
- Nie.
- Okej. Zadzwoń, jakbyś zmieniła zdanie. Nie martw się tym, że mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
gdy rozmowa się skończyła.
Coś w nim krzyczało, by zostać na miejscu i zająć się pracą, żeby o
niczym innym nie myśleć. Ale jego lepsza część wiedziała, że nigdy by
sobie nie wybaczył, gdyby zawiódł Jane. Nie było przeszkód, żeby wsiąść
w samolot i polecieć do Londynu, iść do szpitala i być przy Jane, gdy ona
tego potrzebuje.
W pamięci miał słowa matki: Dlaczego wreszcie sam sobie nie
przebaczysz?".
Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek uda mu się to zrobić. Ale nie chciał
znowu cierpieć i bez względu na to, co ważnego mieli do zrobienia,
postawił Jane na pierwszym miejscu.
Otworzył klapkę telefonu, znalazł numer do Hannah w rozmowach
przychodzących i nacisnął słuchawkę.
- Hannah? Tu Mitch. Wracam do kraju. W którym szpitalu jest Jane?
- W miejskim na oddziale patologii ciąży. Jej lekarzem jest Kieran Bailey.
271
- Dzięki. Powiedz Jane, że będę tak szybko, jak tylko uda mi się złapać
samolot.
- Okej.
Zakończył rozmowę i poszedł szukać Brada.
- Właśnie cię szukałem - odezwał się Brad z uśmiechem. - Zbliża się do
nas coś pięknego. Spójrz na to! - Wskazał palcem monitor laptopa. -
Zlicznotka, co?
Normalnie w takiej sytuacji adrenalina natychmiast wzburzyłaby mu
krew i jak najszybciej chciałby się znalezć w miejscu, gdzie tworzy się
tornado, i zebrać dane, które mogłyby pasować do jego teorii.
Ale nie dziś.
- Sorry, stary, ale musisz sam sobie poradzić. Muszę wracać do Londynu.
- Wszystko w porządku?
- Nie dowiem się, dopóki tam nie pojadę. Przepraszam, że cię tak nagle
zostawiam samego, ale naprawdę muszę wyjechać.
- Kiedy wracasz?
- Jak tylko będę mógł. Jane jest w szpitalu. Jej przyjaciółka, pielęgniarka,
mówi, że wszystko jest dobrze, ale nie uwierzę, dopóki sam nie zobaczę.
- Tak mi przykro.
- Nie chodzi tylko o nią. - Mitch zmusił się, żeby dodać resztę. - Ale też o
dziecko.
- Dziecko?
- Tak, urodzi się w styczniu.
- Nic dziwnego, że fruwasz tak często przez ocean. To twoje pierwsze
dziecko?
272
Tak i nie, ale łatwiej było kiwnąć głową.
- Pamiętam, jak to było z moim. Dostawałem szału z nerwów. Staraj się
nie zamartwiać za bardzo. Wszystko dobrze się ułoży. Będziemy tyrać za
ciebie.
- Tylko proszę, nie mów o tym innym, dobrze? Bo gdyby... -Mitch nie
dokończył zdania. Nie chciał kusić losu.
%7łeby tylko wszystko dobrze się skończyło, powiedział do siebie.
Zamiast bezpośredniego lotu, na który musiałby czekać sześć godzin,
wybrał połączenie z przesiadkami, byle tylko być o dwie godziny
wcześniej w Londynie. Podczas przesiadki udało mu się złapać przez
telefon Harry i poprosił ją o zamówienie transportu z lotniska.
Po przylocie wsiadł do taksówki i pojechał do szpitala. W kwiaciarni
kupił Jane kwiaty. Na oddziale patologii ciąży pojawił się nieogolony, z
podkrążonymi z niewyspania oczami i w pogniecionym po podróży
ubraniu.
- W czym mogę panu pomóc? - spytała pielęgniarka oddziałowa.
- Przyszedłem odwiedzić Jane Redmond.
- Jest pan członkiem rodziny?
- Spędziłem szesnaście godzin w podróży z Ameryki. Wiem, że
wyglądam nieciekawie, ale muszę zobaczyć się z Jane i upewnić, że nic
jej nie jest. Ani dziecku.
273
- Trudno, ale i tak muszę zadać to pytanie jeszcze raz.
- Przepraszam, nie chciałem być nieuprzejmy. Po prostu miałem okropną
podróż i bardzo martwię się o Jane. Jestem... ojcem jej dziecka. -
Pierwszy raz powiedział to głośno. - Wiem, że jej lekarzem jest Kieran
Bailey. A nazywam się Mitch Holland. Muszę się z nią zobaczyć.
- Najpierw sprawdzę te informacje.
Kilka minut pózniej pielęgniarka przyszła do czekającego w korytarzu
Mitcha.
- Jane może się z panem zobaczyć. Ale proszę jej nie przemęczać.
- Dziękuję.
Jane była bardzo blada, wyglądała kiepsko. Mitch położył kwiaty na
stoliku.
- Jak się czujesz?
- Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś gonić za jakimiś burzami?
Wyglądasz okropnie.
Mitch usiadł na brzegu łóżka i ujął dłoń Jane.
- Wiem, i tak samo się czuję. Byłem w podróży przez szesnaście godzin i
nie zmrużyłem oka. Co ci się stało?
- Zaczęłam plamić. Bałam się, że mogę...
Nie przejmując się zasadami odwiedzin, Mitch przysunął się bliżej i wziął
ją w ramiona. Trzymał ją delikatnie, mając nadzieję, że przekaże jej
trochę własnej siły. Po chwili położył ją z powrotem na poduszce i podał
szklankę z wodą.
- Hannah powiedziała przez telefon, że wszystko
274
jest w porządku, ale musiałem sam się o tym przekonać. Naprawdę już
wszystko w porządku? Jane skinęła głową.
- Więc co spowodowało plamienie?
- Nazywają to abrupcją. To niewielkie uszkodzenie łożyska. Czasem po
prostu się zdarza. Nic nie zrobiłam, żeby się na to narazić, nie podnosiłam
żadnych ciężarów ani nic takiego.
- I co teraz? Będziesz miała jakąś operację?
- Nie. Powiedziano mi, że to niewielkie rozdarcie i samo się zagoi.
Dziecko jest zdrowe. Muszę przez tydzień leżeć w łóżku. Dlatego
przeprowadzam się do dziewczyn.
- Dlaczego?
Jane przewróciła oczami.
- Czy to nie jest oczywiste? Bo nie chcę być sama. Tak na wszelki
wypadek.
- Czy to może się powtórzyć?
- Mam nadzieję, że nie. Wypisują mnie stąd jutro i Hannah ma wolny
ranek, więc przywiezie mi rzeczy z mieszkania.
- Przecież wszystkie twoje przyjaciółki pracują i przez większość dnia i
tak będziesz sama.
- To i tak lepiej niż być samą przez całą dobę.
- Nie chcę, żebyś spała w tym małym łóżku. Nie będzie ci w nim
wygodnie, szczególnie teraz.
- Wolę to, niż mieszkać w samotności - powtórzyła swój argument.
- Nie będziesz sama. Ja wezmę wolne.
- Ty? - wykrzyknęła ze zdziwienia.
275
- Ja. I sprawię, że cały czas będziesz odpoczywać w łóżku.
Jane pokręciła głową.
- Mitch, nie sądzę, żeby to był najlepszy czas na seks.
Przewrócił oczami.
- Wcale o tym nie myślałem. Potrafię z tobą spać bez kochania. Tylko nie
pomyśl sobie znowu, że cię nie pragnę, bo masz duży brzuch. Chcę
powiedzieć, że opieka nad tobą to moja rola.
- Nie robisz tego z obowiązku?
- Nie przekręcaj moich słów. Chcę się tobą opiekować i koniec.
- Naprawdę wezmiesz wolne?
- Dopóki nie poczujesz się dobrze.
- A potem?
- Na razie skoncentrujmy się na tym, co jest teraz. A teraz to ja muszę
pojechać do domu przespać się choć kilka godzin, bo padam na twarz.
Odwiedzę cię po południu. Coś ci przynieść?
- Nie.
- Okej. Zadzwoń, jakbyś zmieniła zdanie. Nie martw się tym, że mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]