[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przybierać będą najrozmaitsze kształty (najczęściej jelitowe). W odpowiedniej chwili węże te napęcznieją
perwersyjnie i apoteozjańsko dzięki ciśnieniu silnego strumienia wrzącego mleka, najlepiej zwarzonego.
Niech żyje pionowy mistycyzm hiszpański, który od głębinowej łodzi podwodnej Narcisse a Monturiola65
wzniósł się prosto ku niebu dzięki helikopterowi!
11 maja
Co roku, z niezmienną regularnością, młodzi ludzie pragną się ze mną spotkać, aby zadać mi pytanie, co
należy robić, by osiągnąć sukces. Młodzieńcowi, który pojawił się dziś rano, powiedziałem: Aby cieszyć się
niezmiennie coraz to większym szacunkiem w towarzystwie, dobrze jest jeśli ma pan ku temu odpowiednie
predyspozycje -już w młodym wieku poczęstować towarzystwo, które pan lubi, solidnym kopniakiem w prawą
nogę. Następnie niech pan będzie snobem. Podobnie jak ja. Snobizmu nauczyłem się w dzieciństwie. Już wtedy
żywiłem podziw dla wyższych sfer, których uosobieniem była dla mnie pewna dama nazwiskiem Ursula Mattas.
Była to Argentynka. Zakochałem się w niej przede wszystkim dlatego, że nosiła kapelusz (w mojej rodzinie się
ich nie nosiło) i że mieszkała na drugim piętrze. Gdy minął okres dzieciństwa, snobizm mój nie ograniczał się
już do trzeciej kondygnacji. Zawsze chciałem osiągnąć najwyższe szczeble hierarchii społecznej. Kiedy
przyjechałem do Paryża, zachodziłem w głowę, czy aby będę zapraszany wszędzie tam, gdzie jak sądziłem
wypada bywać. Kiedy otrzymuję zaproszenie, moje snobistyczne ciągoty z miejsca ustępują nieco
podobnie jak pańska choroba, gdy tylko w drzwiach pojawia się lekarz. Pózniej sprawy miały się inaczej:
bardzo często nie chadzałem tam, gdzie bywałem zapraszany. A jeżeli już tam się pojawiałem, wywoływałem
skandal, dzięki któremu natychmiast mnie zauważano, po czym błyskawicznie znikałem. Dla mnie jednak
snobizm, zwłaszcza w okresie surrealizmu, snobizm, powiadam, był prawdziwą strategią, ponieważ obok Rene
Crevela byłem jedyną osobą, która pokazywała się w towarzystwie i była tam przyjmowana. Pozostali
surrealiści nie znali tego środowiska i nie byli przezeń akceptowani. W ich obecności zawsze mogłem raptownie
powstać z miejsca mówiąc: Jem kolację na mieście , dając tym samym powód do podejrzeń i domysłów
(wiedzieli już o tym nazajutrz; a jeszcze lepiej, jak dowiadywali się o tym przez pośredników), że jest to kolacja
u państwa Faucigny-Lucinge lub u osób, które oni uważali za owoc zakazany, ponieważ nie byli przez nie
zapraszani. Następnie zaś, kiedy pojawiałem się u osób z wyższych sfer, bawiłem się w snobizm innego
rodzaju, w jeszcze wymyślniejszej formie. Mówiłem: Natychmiast po kawie muszę wyjść, bo mam spotkanie z
grupą surrealistyczną , którą przedstawiałem im jako grupę o wiele bardziej hermetyczną niż arystokracja, niż
wszystkie osoby, które są im znane, ponieważ surrealiści przysyłali mi obrazliwe listy i uważali, że osoby z
wyższych sfer są durniami, którzy absolutnie na niczym się nie znają... W takiej sytuacji snobizm polegał na
tym, że można było nagle powiedzieć: Słuchajcie, udaję się na plac Blanche, gdzie odbywa się bardzo ważne
zebranie grupy surrealistycznej . Wywoływało to niebywały efekt. Z jednej strony miałem w garści ludzi z
wyższych sfer, bardzo zaintrygowanych faktem, że udaję się tam, gdzie oni nie mogą pójść, z drugiej
surrealistów. Ja zaś chadzałem cały czas tam, dokąd ani jedni, ani drudzy nie mogli się udać. Snobizm polega na
tym, że zawsze można znalezć się tani, gdzie inni nie mają dostępu, co rodzi u tych ostatnich kompleks
niższości. We wszystkich stosunkach międzyludzkich istnieje jeden sposób, aby być panem sytuacji. Była to
moja polityka wobec surrealizmu. Trzeba tu dodać jeszcze jedno: nie byłem w stanie interesować się
wszystkimi plotkami; nie wiedziałem, kto z kim jest aktualnie skłócony. Podobnie jak komik Harry Landon,
przybywałem zawsze tam, dokąd nie powinienem był przychodzić. I tak powodem, dla którego państwo
Beaumont byli poróżnieni z państwem Lopez, byłem ja sam oraz mój film Złoty wiek. Wszyscy wiedzieli, że się
powaśnili: nie pozdrawiali się ani nie widywali z mojego powodu. Ale ja, Dali, chodziłem niezmordowanie do
państwa Beaumont,.a potem udawałem się do Lopezów, nic nie wiedząc o tych kłótniach lub też jeśli było
mi to wiadome nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Podobnie rzecz się miała z Coco Chanel i Elzą
Schiaparelli, które wypowiedziały sobie wojnę w dziedzinie mody. Jadałem obiady z pierwszą, pijałem herbatę
z drugą, a wieczorem jadałem kolacje z pierwszą. Wszystko to wzniecało atmosferę zawiści. Należę do tych
nielicznych osób, które obracały się w najbardziej paradoksalnych, najbardziej zamkniętych środowiskach,
dołączając doń lub opuszczając je, jak tylko uznawały to za stosowne. Postępowałem tak z czystego snobizmu,
owładnięty obsesyjnym pragnieniem, aby ustawicznie widywano mnie we wszystkich najbardziej
niedostępnych środowiskach.
Młody człowiek wpatrywał się we mnie wyłupiastymi oczyma:
No, co jeszcze? spytałem go.
Pańskie wąsy. Są inne niż w dniu, kiedy spotkałem pana po raz pierwszy.
One ustawicznie się zmieniają i nie ma dnia, żeby były takie same. Teraz są nieco dekadenckie, ponieważ
pomyliłem godzinę pańskiej wizyty. Jeszcze nie zdążyły rozpocząć pracy. Dopiero budzą się ze snu, z życia
onirycznego.
Po głębszym zastanowieniu słowa te wydały mi się nazbyt banalne jak na Dalego i nie wprawiły mnie,
bynajmniej, w nastrój samozadowolenia, przez co musiałem uciec się do oryginalnego pomysłu. Zwracam się
do niego:
44
Niech pan zaczeka!
Po czym wybiegłem przyczepić do koniuszków wąsów dwa włókna roślinne. Owe włókna mają tę osobliwą
właściwość, że bez przerwy zwijają się i odwijają. Wracając zaprezentowałem młodzieńcowi to zjawisko.
Wynalazłem wąsy-radary.
12 maja
Krytyka to rzecz szlachetna, godna wyłącznie geniuszy. Jedynym człowiekiem, który mógł napisać
pamflet poświęcony krytyce, byłem ja sam, ponieważ jestem twórcą metody paranoiczno-krytycznej.
Dokonałem tego. Ale znów, tak jak w wypadku tego Dziennika, tak jak w wypadku Sekretnego życia, nie
powiedziałem wszystkiego, skwapliwie trzymając w rezerwie zgniłe, eksplodujące owoce granatu, a jeśli zada
mi się, na przykład, pytanie, jak się nazywa najbardziej przeciętny osobnik, jaki kiedykolwiek istniał,
odpowiem: Christian Zervos. Jeżeli usłyszę, że barwy Matisse a są komplementarne, odpowiem, że nic
dziwnego, ponieważ ich jedynym zajęciem jest prawienie sobie komplementów. A poza tym powtórzę raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
przybierać będą najrozmaitsze kształty (najczęściej jelitowe). W odpowiedniej chwili węże te napęcznieją
perwersyjnie i apoteozjańsko dzięki ciśnieniu silnego strumienia wrzącego mleka, najlepiej zwarzonego.
Niech żyje pionowy mistycyzm hiszpański, który od głębinowej łodzi podwodnej Narcisse a Monturiola65
wzniósł się prosto ku niebu dzięki helikopterowi!
11 maja
Co roku, z niezmienną regularnością, młodzi ludzie pragną się ze mną spotkać, aby zadać mi pytanie, co
należy robić, by osiągnąć sukces. Młodzieńcowi, który pojawił się dziś rano, powiedziałem: Aby cieszyć się
niezmiennie coraz to większym szacunkiem w towarzystwie, dobrze jest jeśli ma pan ku temu odpowiednie
predyspozycje -już w młodym wieku poczęstować towarzystwo, które pan lubi, solidnym kopniakiem w prawą
nogę. Następnie niech pan będzie snobem. Podobnie jak ja. Snobizmu nauczyłem się w dzieciństwie. Już wtedy
żywiłem podziw dla wyższych sfer, których uosobieniem była dla mnie pewna dama nazwiskiem Ursula Mattas.
Była to Argentynka. Zakochałem się w niej przede wszystkim dlatego, że nosiła kapelusz (w mojej rodzinie się
ich nie nosiło) i że mieszkała na drugim piętrze. Gdy minął okres dzieciństwa, snobizm mój nie ograniczał się
już do trzeciej kondygnacji. Zawsze chciałem osiągnąć najwyższe szczeble hierarchii społecznej. Kiedy
przyjechałem do Paryża, zachodziłem w głowę, czy aby będę zapraszany wszędzie tam, gdzie jak sądziłem
wypada bywać. Kiedy otrzymuję zaproszenie, moje snobistyczne ciągoty z miejsca ustępują nieco
podobnie jak pańska choroba, gdy tylko w drzwiach pojawia się lekarz. Pózniej sprawy miały się inaczej:
bardzo często nie chadzałem tam, gdzie bywałem zapraszany. A jeżeli już tam się pojawiałem, wywoływałem
skandal, dzięki któremu natychmiast mnie zauważano, po czym błyskawicznie znikałem. Dla mnie jednak
snobizm, zwłaszcza w okresie surrealizmu, snobizm, powiadam, był prawdziwą strategią, ponieważ obok Rene
Crevela byłem jedyną osobą, która pokazywała się w towarzystwie i była tam przyjmowana. Pozostali
surrealiści nie znali tego środowiska i nie byli przezeń akceptowani. W ich obecności zawsze mogłem raptownie
powstać z miejsca mówiąc: Jem kolację na mieście , dając tym samym powód do podejrzeń i domysłów
(wiedzieli już o tym nazajutrz; a jeszcze lepiej, jak dowiadywali się o tym przez pośredników), że jest to kolacja
u państwa Faucigny-Lucinge lub u osób, które oni uważali za owoc zakazany, ponieważ nie byli przez nie
zapraszani. Następnie zaś, kiedy pojawiałem się u osób z wyższych sfer, bawiłem się w snobizm innego
rodzaju, w jeszcze wymyślniejszej formie. Mówiłem: Natychmiast po kawie muszę wyjść, bo mam spotkanie z
grupą surrealistyczną , którą przedstawiałem im jako grupę o wiele bardziej hermetyczną niż arystokracja, niż
wszystkie osoby, które są im znane, ponieważ surrealiści przysyłali mi obrazliwe listy i uważali, że osoby z
wyższych sfer są durniami, którzy absolutnie na niczym się nie znają... W takiej sytuacji snobizm polegał na
tym, że można było nagle powiedzieć: Słuchajcie, udaję się na plac Blanche, gdzie odbywa się bardzo ważne
zebranie grupy surrealistycznej . Wywoływało to niebywały efekt. Z jednej strony miałem w garści ludzi z
wyższych sfer, bardzo zaintrygowanych faktem, że udaję się tam, gdzie oni nie mogą pójść, z drugiej
surrealistów. Ja zaś chadzałem cały czas tam, dokąd ani jedni, ani drudzy nie mogli się udać. Snobizm polega na
tym, że zawsze można znalezć się tani, gdzie inni nie mają dostępu, co rodzi u tych ostatnich kompleks
niższości. We wszystkich stosunkach międzyludzkich istnieje jeden sposób, aby być panem sytuacji. Była to
moja polityka wobec surrealizmu. Trzeba tu dodać jeszcze jedno: nie byłem w stanie interesować się
wszystkimi plotkami; nie wiedziałem, kto z kim jest aktualnie skłócony. Podobnie jak komik Harry Landon,
przybywałem zawsze tam, dokąd nie powinienem był przychodzić. I tak powodem, dla którego państwo
Beaumont byli poróżnieni z państwem Lopez, byłem ja sam oraz mój film Złoty wiek. Wszyscy wiedzieli, że się
powaśnili: nie pozdrawiali się ani nie widywali z mojego powodu. Ale ja, Dali, chodziłem niezmordowanie do
państwa Beaumont,.a potem udawałem się do Lopezów, nic nie wiedząc o tych kłótniach lub też jeśli było
mi to wiadome nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Podobnie rzecz się miała z Coco Chanel i Elzą
Schiaparelli, które wypowiedziały sobie wojnę w dziedzinie mody. Jadałem obiady z pierwszą, pijałem herbatę
z drugą, a wieczorem jadałem kolacje z pierwszą. Wszystko to wzniecało atmosferę zawiści. Należę do tych
nielicznych osób, które obracały się w najbardziej paradoksalnych, najbardziej zamkniętych środowiskach,
dołączając doń lub opuszczając je, jak tylko uznawały to za stosowne. Postępowałem tak z czystego snobizmu,
owładnięty obsesyjnym pragnieniem, aby ustawicznie widywano mnie we wszystkich najbardziej
niedostępnych środowiskach.
Młody człowiek wpatrywał się we mnie wyłupiastymi oczyma:
No, co jeszcze? spytałem go.
Pańskie wąsy. Są inne niż w dniu, kiedy spotkałem pana po raz pierwszy.
One ustawicznie się zmieniają i nie ma dnia, żeby były takie same. Teraz są nieco dekadenckie, ponieważ
pomyliłem godzinę pańskiej wizyty. Jeszcze nie zdążyły rozpocząć pracy. Dopiero budzą się ze snu, z życia
onirycznego.
Po głębszym zastanowieniu słowa te wydały mi się nazbyt banalne jak na Dalego i nie wprawiły mnie,
bynajmniej, w nastrój samozadowolenia, przez co musiałem uciec się do oryginalnego pomysłu. Zwracam się
do niego:
44
Niech pan zaczeka!
Po czym wybiegłem przyczepić do koniuszków wąsów dwa włókna roślinne. Owe włókna mają tę osobliwą
właściwość, że bez przerwy zwijają się i odwijają. Wracając zaprezentowałem młodzieńcowi to zjawisko.
Wynalazłem wąsy-radary.
12 maja
Krytyka to rzecz szlachetna, godna wyłącznie geniuszy. Jedynym człowiekiem, który mógł napisać
pamflet poświęcony krytyce, byłem ja sam, ponieważ jestem twórcą metody paranoiczno-krytycznej.
Dokonałem tego. Ale znów, tak jak w wypadku tego Dziennika, tak jak w wypadku Sekretnego życia, nie
powiedziałem wszystkiego, skwapliwie trzymając w rezerwie zgniłe, eksplodujące owoce granatu, a jeśli zada
mi się, na przykład, pytanie, jak się nazywa najbardziej przeciętny osobnik, jaki kiedykolwiek istniał,
odpowiem: Christian Zervos. Jeżeli usłyszę, że barwy Matisse a są komplementarne, odpowiem, że nic
dziwnego, ponieważ ich jedynym zajęciem jest prawienie sobie komplementów. A poza tym powtórzę raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]