[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pstrągów, przy kuchni działa również wędzarnia. Czujesz zapach?
- Dym z drzew owocowych pachnie ładnie, ale połowy przeprowadzane w ten
sposób uważam za przerażające, choć nie mam nic przeciwko tradycyjnemu
wędkarstwu.
- Alicja weszła do ostatniej chatki!
- Domki nie mają drzwi, służą za coś w rodzaju wigwamów. Spróbujmy dostać się
ukradkiem do sąsiedniego, a będziemy mogły podpatrzeć, co ona kombinuje.
Miałam opory przed wkraczaniem na teren łowiska, ponieważ znajdowało się tam
zbyt mało miejsc, w których mogłybyśmy się ukryć. Znacznie bezpieczniej czułam się
obserwując Alicję zza ogrodzenia. Jednak nie zawsze możemy sami kierować biegiem
wydarzeń, w tym wypadku życie szybko zweryfikowało moje zamierzenia. Stało się to
w kilkanaście sekund po tym, jak uświadomiłam sobie, że szmer dobiegający z północy
to nic innego jak warkot motoru.
- Prędko! - szepnęłam.
Pociągnęłam Monikę za sobą, pobiegłyśmy wzdłuż granicy pstrągowiska,
zatrzymując się na wysokości chatki, która miała stać się naszym schronieniem. Czas
mijał, a jednostajne dzwięki silnika stawały się coraz głośniejsze. Nie miałam
wątpliwości, z kim mamy do czynienia. Na polskich drogach motory tej klasy spotyka
się równie często co ferrari! Byłam pewna, że to nie jest zbieg okoliczności!
Musiałyśmy natychmiast znalezć się w bezpiecznym miejscu, bo z szosy byłyśmy
widoczne jak na dłoni.
Podskoczyłam najwyżej jak potrafiłam. Usiłowałam chwycić górną deskę płotu, ale
zamiast tego ześlizgnęłam się po drewnianej powierzchni. Ostre ukłucie przeszyło mi
dłoń. Nie zważając na to podskoczyłam ponownie i znowu bez efektu. Dostrzegłszy, że
Monika jest już po drugiej stronie, wyobraziłam sobie, że zamiast mięśni mam w
nogach kauczuk, odbiłam się od ziemi najpierw delikatnie, wróciłam do półprzysiadu,
by wyskoczyć i z całej siły zacisnąć palce na desce. Niemałego wysiłku wymagało
wdrapanie się na wysokość, która umożliwiła przełożenie nóg i wreszcie skok.
Upadłam na trawę i parę metrów zsunęłam się w dół po stromym brzegu.
84
Zatrzymałam się wbijając pięty w piach tworzący wał. Zanim zdążyły zauważyć
mnie dzieci bawiące się na drugim brzegu stawu, przeczołgałam się za chatkę, gdzie
przykucnęła Monika.
- Udało się - szepnęła. - Parę kroków dalej, idąc przy ścianie, powinnyśmy trafić na
okno wychodzące na płot.
- Osłoni nas przed gapiami.
Przelazłyśmy niezauważone do wnętrza drewnianego domku. Usiadłyśmy przy
stoliku, w ten sposób, by z zewnątrz chatka wyglądała na pustą.
- Co teraz? - zapytałam.
- Czekamy i obserwujemy Alicję. Kątem oka widzę, że wciąż siedzi w wigwamie.
Emocje opadły i kiedy oparłam rękę o pieniek służący za krzesło, odniosłam
wrażenie, że z moją ręką nie wszystko jest w porządku. Rzeczywiście, spodnia strona
lewej dłoni wymagała pokaznej porcji wody utlenionej i sterylnego opatrunku, a
niewykluczone, że i drobnej interwencji chirurga, jeśli w skórze tkwiły drzazgi. Rana
nie wydawała się głęboka, wyglądała na otarcie, choć na pierwszy rzut oka
prezentowała się groznie ze względu na krew, która pokryła ją równomierną warstwą i
stale się sączyła.
- Kiepsko wygląda - stwierdziła Monika. Podała mi jednorazową chusteczkę. - Jest
zanieczyszczona piaskiem, może wdać się zakażenie...
- Nie kracz! - ucięłam. - Lepiej wymyśl, co zrobimy, jeśli przyjdzie tu ktoś z obsługi
pstrągowiska albo następna rodzina zechce zająć to stanowisko.
Zanim usłyszałam odpowiedz, w wejściu stanął dwumetrowy dryblas w czapce z
napisem  Wędkarz Polski i czterema lub pięcioma bambusowymi pseudowędkami w
ręce.
- Dzień dobry paniom. Biała ryba bierze dziś świetnie. Zresztą nic dziwnego, księżyc
jest akurat w fazie sprzyjającej połowom. Przyniosłem wędeczki, proponuję stanąć na
kładce obok i spróbować wyciągnąć zdobycz.
Skuliłam się za stołem, żeby mężczyzna widząc mój dres, nie zorientował się, że
przed chwilą czołgałam się po pobliskim nasypie, skutecznie go przy tym dewastując.
- Witamy - odparła Monika. - A jakieś fryteczki dałoby się zamówić?
- I surówki - dodałam.
Dryblas zerknął na nas podejrzliwie. Najwyrazniej byłyśmy ewenementem, zdaje się,
że ludzie przyjeżdżali tu przede wszystkim po to, żeby pobawić się w wędkarstwo.
- Ani nawet na małego pstrąga panie się nie skuszą?
- Poprosimy o dwie porcje frytek i surówki oraz pepsi - powiedziałam.
- Panie też są te... wedekaria...
- Wegetarianki - pomogła Monika. - Nie, lubimy mięso, ale dzisiaj nie zjemy.
- Zostawię wędki - rzucił bambusowe patyki na ziemię. - W każdej chwili mogą
panie spróbować coś złowić, bo to wielka frajda.
- Wędkarstwo to rzeczywiście frajda, ale nie w takim wydaniu - drugą część zdania
powiedziałam bardzo cicho, a mimo to Monika wzrokiem udzieliła mi reprymendy.
Miała rację, powinnam unikać pretekstu do zwady, lecz nie potrafiłam opanować
niesmaku, który wzbudzało we mnie to miejsce.
Mężczyzna nie dosłyszał wrogich słów i kontynuował przyjacielskim tonem:
- Swoją drogą, jakaś epidemia dzisiaj na te... wedekarian...
85
- Wegetarianki - uściśliłam.
- Tak, wede... A niech to! W każdym razie przed chwilą odebrałem podobne
zamówienie, tyle że pani zamiast surówki zamówiła sałatki: grecką i amerykańską.
Bardzo smaczne, może się panie skuszą?
- Poprosimy grecką - zgodziłam się, żeby nie przedłużać rozmowy.
- Służę uprzejmie.
Zostałyśmy same. Nareszcie mogłam przyłożyć do rany chusteczkę i delikatnie
zetrzeć krew. Zapiekło, jakbym smagnęła rękę żywym ogniem.
- Jestem w stanie zrozumieć nadgorliwość obsługi, ale nie mogę pojąć, skąd ten facet
wiedział, że tu siedzimy? - zapytałam. - Kamery?
- Nie wydaje mi się, żeby monitorowali obiekt.
Poczułam się jak bohaterka reality show i nie powiem, żeby przepełniło mnie to
szczęściem. Razem z Moniką zaczęłyśmy nerwowo rozglądać się po chatce,
nadwerężałyśmy wzrok, by pomiędzy balami dostrzec oko kamery.
W pewnym momencie doznałam ulgi. Okno, którym przelazłyśmy do chatki, miało
feler - tuż pod ramą zamontowano klawisz dzwonka elektrycznego.
Napis  obsługa wyjaśnił wszystko.
- Nacisnęłyśmy dzwonek nieświadomie, niewykluczone, że wielokrotnie
- Monika pokiwała głową.
- Kelner przybiegł błyskawicznie. Myślał, że ma do czynienia z kimś bardzo
niecierpliwym - uśmiechnęłam się.
Zerknęłam na dwór. Kładką prowadzącą wprost do chatki, gdzie przebywała Alicja,
kroczył ten sam mężczyzna, który przyjeżdżając na motorze do domu w lesie,
wypłoszył nas z niego. Szedł dostojnie, skórzany kombinezon w kolorze dojrzałych
jagód opinał wyprostowane jak struna ciało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.