[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samej śmierci...
Ponieważ Paweł na niego nie patrzył, Feliksiak nabrał pewności siebie i dodał:
 A ja teraz jeszcze i to panu dyrektorowi powiem, że inaczej jak na brygadzistę nie przy-
stanę. Swój honor mam wszystkie ludzie ze mnie we fabryce się śmieją, że przez takiego ła-
chudrę, jak ten majster, niby Pieczątkowski, za bramę mnie wyleli...
Paweł wstał i podszedł do niego:
 Słuchajcie, Feliksiak  powiedział kładąc mu rękę na ramieniu  krzywdy od nas nie do-
znacie, ale musimy jeszcze pomówić o tej sprawie. Na razie przyjąć was do fabryki nie mogę,
ale zrobimy tak: będziecie otrzymywali dotychczasowy swój zarobek co tydzień wprost z
kasy. To chyba dla was jeszcze lepsze. Nie będziecie pracowali, a zarabiać będziecie swoją
tygodniówkę normalnie.
 Ale i z premią?  nieufnie zapytał Feliksiak.
 Oczywiście. Zaraz wydam zarządzenie i co sobotę będziecie się zgłaszali do kasy. W
zamian żądam tylko jednego: ani pary z gęby. Rozumiecie?...
 Co nie mam rozumieć, panie dyrektorze...
 Więc doskonale. Do mnie zgłosicie się za tydzień, a teraz możecie iść.
Feliksiak ukłonił się i wyszedł. Był zupełnie z siebie zadowolony. Z takim człowiekiem,
jak dyrektor Paweł Dalcz, to nawet przyjemnie gadać: raz, dwa, trzy i wszystko załatwione.
W dodatku nie będzie potrzebował pracować. Rozejrzy się, odpocznie, a może jaką pracę w
małym warsztacie po cichu znajdzie. Trzeba być ostrożnym, żeby do fabryki się nie doniosło,
ale dużo przecież jest małych warsztatów, gdzie na dniówki można sobie dorobić, jeżeli ktoś
jest takim dobrym rzemieślnikiem, jak, nie przymierzając, on.
*
Paweł Dalcz chodził po swoim gabinecie z rękami w kieszeniach. Od najmłodszych lat
przyzwyczaił się patrzeć na życie prosto, wydobywać jego prawdy z bezpośrednich obserwa-
cyj, zimnych, trzezwych, bez osobistych. Komplikacje, o których inni mówili, nie istniały
jego zdaniem wcale dla każdego, kto chciał wniknąć w motywy ludzkich działań, w niezłożo-
ną maszynerię psychiki człowieka i odróżnić sprężynki żądz, ambicyj, pragnień, nawyków i
przesądów. Na tym tle działanie człowieka było prostym następstwem jego predyspozycyj,
możliwym do ścisłego obliczenia, dającym się przewidzieć, ocenić i zważyć zawczasu. Tu po
raz pierwszy stawał wobec zagadki. Nie chciał tego nazwać tajemnicą. W ogóle w istnienie
tajemnic nie wierzył. Był zdania, że każda z nich po dokładnym zbadaniu byłaby materiałem
do studiów dla psychiatry lub też po prostu dla kryminologa.
I oto miał przed sobą tajemnicę Krzysztofa, zagadkę, którą na próżno od kilku miesięcy
starał się przeniknąć. Jej zasięg obejmował nie tylko świat zewnętrzny, lecz i własną psychikę
Pawła. Zdawał sobie sprawę, że wobec tej tajemnicy jest bezsilny, co więcej, że nie może się
tu zdobyć na ten bezosobisty stosunek, który we wszystkich innych wypadkach gwarantował
mu jasność i nieomylność sądu.
Feliksiak nie kłamał. Wynikało z tego, że stryj Karol, człowiek o nadwrażliwej uczciwości,
w danym wypadku postąpił wbrew zasadom, jakie niewątpliwie organicznie tkwiły w jego
naturze. Przekupił robotnika, by ten odbył służbę wojskową za Krzysztofa. Motyw miłości
ojcowskiej nie mógł wystarczyć dla usprawiedliwienia takiego czynu. Nie mógł wystarczyć,
zwłaszcza że pan Karol był gorącym patriotą, a zdrowie Krzysztofa nie należało do najgor-
szych. Zatem dlaczego? Jakie potężne sprężyny mogły działać w psychice stryja Karola? Co
mogło zmusić go do tak ryzykownego zejścia z drogi legalnej, ba, do wystawienia na szantaż,
zawsze w podobnych okolicznościach dający się przewidzieć?...
113
Machinacja, wziąwszy pod uwagę paraliż pana Karola, nie mogła się odbyć bez współ-
działania pani Teresy, no i na pewno Blumkiewicza. Sam Krzysztof musiał w niej też być
świadomym swej roli aktorem...
Krzysztof... Zimny, nieprzystępny, hardy, zamknięty w sobie. Pokazywał Marychnie swoją
książeczkę wojskową i teraz już było jasne, że nie robił tego przypadkowo, że był w tym cel...
Paweł zebrał wszystkie klucze, jakie miał pod ręką wyszedł na korytarz i kazał woznemu
otworzyć gabinet Krzysztofa. Niepodobna, by nie znalazł tu wyjaśnienia zagadki, lub przynajm-
niej śladów, które do jej rozwiązania doprowadzą. Gorączkowo dobierał klucze do szuflad biurka.
Zdołał otworzyć wszystkie z wyjątkiem środkowej. Nie było w nich nic, co miałoby dla niego
jakąś wartość. Pozamykał je i zadzwonił. Kazał sprowadzić ślusarza z wytrychami.
 Mój brat stryjeczny  od niechcenia wyjaśnił ślusarzowi  wyjechał na urlop i zamknął w
biurku papiery, które są mi potrzebne.
Po chwili zamek ustąpił.
 Zaczekajcie na korytarzu  powiedział ślusarzowi i gdy ten wyszedł, odsunął szufladę.
Wewnątrz leżał rewolwer, klucze od pozostałych szuflad w brązowym zamszowym wo-
reczku i nieduża czarna skórzana teczka, a w niej plik arkusików papieru listowego, zapisane-
go pięknym okrągłym pismem Krzysztofa. Były to listy, listy oczywiście pisane przez
Krzysztofa, lecz niewysłane, o czym świadczyło, że arkusiki nie były zgięte.
Paweł naliczył ich kilkadziesiąt, blizniaczo podobnych do siebie. Wszystkie nie miały ani
nagłówka, ani dat. Ponieważ zaś nie były też podpisane, sprawiały raczej wrażenie jakiegoś
rękopisu literackiego.
 Czyżby ten smarkacz zajmował się grafomanią?  skrzywił się Paweł.
W każdym razie należało tę pisaninę dokładnie przestudiować. Wziął teczkę i kazał szu-
fladę zamknąć.
Przez całe popołudnie podczas załatwiania nawału spraw fabrycznych nie mógł zapomnieć
ani na chwilę o teczce Krzysztofa i o nieprawdopodobnej, a przecież prawdziwej wiadomości
otrzymanej od Feliksiaka.
Sam dziwił się sobie, że nie umie opanować zwykłej  trzeba, do diabła, rzeczy nazywać
po imieniu  ciekawości. Faktyczny stan rzeczy przedstawiał się przecie jasno i nie pozosta-
wiał żadnych wątpliwości. Trzymał teraz w ręku nie tylko Krzysztofa, lecz i stryja Karola.
Był wszechwładnym panem sytuacji. Za posiadaną tajemnicę mógł zażądać każdej zapłaty i
każdą zapłatę otrzymać by musiał.
Mógł po prostu kazać im okupić się wszystkim, co posiadali. Mógł odebrać im fabrykę,
mógł dokonać bez najmniejszego wysiłku tego, co właśnie leżało w jego planach!
Jeszcze przed kilku godzinami śmiałby się do rozpuku, gdyby mu ktoś powiedział, że za-
wahałby się przed zrobieniem tego ze względów... rodzinnych... A jednak, dlaczego dopiero [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.