[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo zaskoczy rodziców. Początkowo będą boleśnie to odczuwać, ale
przecież gdy w okresie nauki w szkole dla pielęgniarek musiała mieszkać w
przyklinicznym internacie, znosili to bez trudu. Najgorszy będzie pierwszy
moment, potem jakoś pogodzą się z sytuacją.
"A więc od czego zacząć?" - zastanawiała się Becky. Z samej pensji nie
mogła przecież żyć. Miała na swym koncie pewną sumę w spadku po babce.
Początkowo zatem nie będzie musiała ograniczać swoich wydatków. Powinna
przestać martwić się o przyszłość, nauczyć się żyć z dnia na dzień.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej dwie duże walizki. Zaczęła wybierać i
pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy spakowane walizki stały już przy drzwiach, usiadła i napisała list do
rodziców. Przeprosiła ich w nim za wszystkie kłopoty i przykrości, które ich
przez nią spotkały. Potem w kilku słowach wyjaśniła, że nie czuje się już
dzieckiem i uważa, że ma prawo o sobie decydować. Nie zamierza
rezygnować z pracy i liczy na to, że rodzice zrozumieją w końcu tę decyzję.
Na koniec zapewniła jeszcze, że kocha ich bardzo i zawsze będzie ich
kochała, bez względu na to, co się wydarzy i jak potoczą się jej losy.
RS
52
Zakleiła kopertę i położyła ją na biurku. Trzymając płaszcz pod pachą, po
raz ostami rozejrzała się po swoim pokoju.
Nigdy przedtem nie wydawał jej się tak przytulny i ciepły, jak teraz.
Wszystko było tu takie ładne: lekkie mebelki, zwiewne zasłony nad dużymi
oknami, akwarele na ścianie. Jednego była pewna: żadnego pokoju nie będzie
już tak lubić.
Na specjalnej korkowej ścianie wisiały przypięte zdjęcia z czasów, gdy była
w szkole pielęgniarskiej. Każde z nich wyzwalało szereg wspomnień.
Spojrzała na jasnobłękitny telefon stojący na stoliku nocnym i na regał z
setkami książek.
Wiedziała, co zostawia za sobą, nie miała natomiast żadnego pojęcia o tym,
co czekają w przyszłości.
***
Nie było pożegnania. Drzwi do holu były zamknięte. Słyszała za nimi głosy
rodziców.
Zbiegła po schodach i wyszła na spotkanie rześkiego słonecznego dnia. Na
razie chciała zatrzymać jeszcze samochód. Pózniej, gdy już nie będzie miała
pieniędzy na jego utrzymanie, zwróci go ojcu.
Uprzytomniła sobie, że będzie musiała znalezć mieszkanie gdzieś w pobliżu
przychodni. Pojechała więc do dzielnicy graniczącej z Małym Chicago.
Architektura okolicznych budynków świadczyła o ich podeszłym wieku.
Ale mimo iż były stare i nienowoczesne, nie wyglądały bynajmniej na
zaniedbane. Wypielęgnowane trawniki i starannie przystrzyżone żywopłoty
sprawiały przyjemne wrażenie.
Becky nie zamierzała szukać miejsca w zwykłym pensjonacie. Dlatego też,
gdy zobaczyła w jakimś oknie szyldzik "pokój do wynajęcia", zatrzymała
samochód.
Staroświecki dzwonek odezwał się przeciągle gdzieś we wnętrzu domu.
Drzwi otworzyła kobieta wyglądająca na jakieś czterdzieści lat. W jej włosach
można było dostrzec wiele srebrnych nitek, a na delikatnej twarzy bruzdy
wokół ust i na czole.
Becky powiedziała:
- Przychodzę w sprawie pokoju.
Drzwi uchyliły się szerzej i Becky weszła do dużego przedpokoju. Dywan
na podłodze był wytarty, a tapety lekko wyblakłe. Ale wszędzie aż lśniło od
czystości, a w powietrzu nie wyczuwała nawet śladów owego
charakterystycznego, nieprzyjemnego odoru, będącego mieszaniną zapachu
RS
53
smażonego tłuszczu, pasty do czyszczenia mebli i mydła - woni tak często
spotykanej w ubogich domach.
Pani Forrester, tak nazywała się kobieta, wyjaśniła, że dopiero od niedawna
wynajmuje pokoje.
- Odkąd umarł mąż, muszę korzystać z tego dodatkowego zródła dochodu.
Trzeba wychować dwoje dzieci - westchnęła. - Mam dwa pokoje do wyboru.
Może je pani obejrzeć.
Weszły po schodach na górę. Pierwszy pokój, który pokazała jej pani
Ferrester, był większy od własnego pokoju Becky na Larchmere Street.
Cztery okna wychodziły na ogród i ulicę za nim.
"W zimie na pewno jest tu zimno" - pomyślała Becky. Wolała mniejszy,
który nadawał się wręcz idealnie dla samotnej dziewczyny. Był całkowicie
umeblowany, ale nie sprawiał wrażenia zagraconego.
- Czy mogę wprowadzić się od zaraz? - zapytała. - Czy wolałaby pani
zebrać o mnie trochę informacji?
Pani Forrester miała ciemne, spokojne oczy, którym na pewno niewiele
umykało.
- Myślę, że znam się trochę na ludziach, panno... Hazlett, czy tak? Zawsze
zdaję się na swój instynkt, a pani od razu mi się spodobała. Nie powiedziała
mi pani jeszcze, gdzie pani pracuje.
Becky powiedziała pani Forrester o swojej pracy u doktora Colemana.
- A więc jest pani pielęgniarką - powiedziała kobieta. - Jeszcze nigdy nie
słyszałam o pielęgniarce, która sprawiłaby kłopot swojej gospodyni. - Rzuciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
bardzo zaskoczy rodziców. Początkowo będą boleśnie to odczuwać, ale
przecież gdy w okresie nauki w szkole dla pielęgniarek musiała mieszkać w
przyklinicznym internacie, znosili to bez trudu. Najgorszy będzie pierwszy
moment, potem jakoś pogodzą się z sytuacją.
"A więc od czego zacząć?" - zastanawiała się Becky. Z samej pensji nie
mogła przecież żyć. Miała na swym koncie pewną sumę w spadku po babce.
Początkowo zatem nie będzie musiała ograniczać swoich wydatków. Powinna
przestać martwić się o przyszłość, nauczyć się żyć z dnia na dzień.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej dwie duże walizki. Zaczęła wybierać i
pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy spakowane walizki stały już przy drzwiach, usiadła i napisała list do
rodziców. Przeprosiła ich w nim za wszystkie kłopoty i przykrości, które ich
przez nią spotkały. Potem w kilku słowach wyjaśniła, że nie czuje się już
dzieckiem i uważa, że ma prawo o sobie decydować. Nie zamierza
rezygnować z pracy i liczy na to, że rodzice zrozumieją w końcu tę decyzję.
Na koniec zapewniła jeszcze, że kocha ich bardzo i zawsze będzie ich
kochała, bez względu na to, co się wydarzy i jak potoczą się jej losy.
RS
52
Zakleiła kopertę i położyła ją na biurku. Trzymając płaszcz pod pachą, po
raz ostami rozejrzała się po swoim pokoju.
Nigdy przedtem nie wydawał jej się tak przytulny i ciepły, jak teraz.
Wszystko było tu takie ładne: lekkie mebelki, zwiewne zasłony nad dużymi
oknami, akwarele na ścianie. Jednego była pewna: żadnego pokoju nie będzie
już tak lubić.
Na specjalnej korkowej ścianie wisiały przypięte zdjęcia z czasów, gdy była
w szkole pielęgniarskiej. Każde z nich wyzwalało szereg wspomnień.
Spojrzała na jasnobłękitny telefon stojący na stoliku nocnym i na regał z
setkami książek.
Wiedziała, co zostawia za sobą, nie miała natomiast żadnego pojęcia o tym,
co czekają w przyszłości.
***
Nie było pożegnania. Drzwi do holu były zamknięte. Słyszała za nimi głosy
rodziców.
Zbiegła po schodach i wyszła na spotkanie rześkiego słonecznego dnia. Na
razie chciała zatrzymać jeszcze samochód. Pózniej, gdy już nie będzie miała
pieniędzy na jego utrzymanie, zwróci go ojcu.
Uprzytomniła sobie, że będzie musiała znalezć mieszkanie gdzieś w pobliżu
przychodni. Pojechała więc do dzielnicy graniczącej z Małym Chicago.
Architektura okolicznych budynków świadczyła o ich podeszłym wieku.
Ale mimo iż były stare i nienowoczesne, nie wyglądały bynajmniej na
zaniedbane. Wypielęgnowane trawniki i starannie przystrzyżone żywopłoty
sprawiały przyjemne wrażenie.
Becky nie zamierzała szukać miejsca w zwykłym pensjonacie. Dlatego też,
gdy zobaczyła w jakimś oknie szyldzik "pokój do wynajęcia", zatrzymała
samochód.
Staroświecki dzwonek odezwał się przeciągle gdzieś we wnętrzu domu.
Drzwi otworzyła kobieta wyglądająca na jakieś czterdzieści lat. W jej włosach
można było dostrzec wiele srebrnych nitek, a na delikatnej twarzy bruzdy
wokół ust i na czole.
Becky powiedziała:
- Przychodzę w sprawie pokoju.
Drzwi uchyliły się szerzej i Becky weszła do dużego przedpokoju. Dywan
na podłodze był wytarty, a tapety lekko wyblakłe. Ale wszędzie aż lśniło od
czystości, a w powietrzu nie wyczuwała nawet śladów owego
charakterystycznego, nieprzyjemnego odoru, będącego mieszaniną zapachu
RS
53
smażonego tłuszczu, pasty do czyszczenia mebli i mydła - woni tak często
spotykanej w ubogich domach.
Pani Forrester, tak nazywała się kobieta, wyjaśniła, że dopiero od niedawna
wynajmuje pokoje.
- Odkąd umarł mąż, muszę korzystać z tego dodatkowego zródła dochodu.
Trzeba wychować dwoje dzieci - westchnęła. - Mam dwa pokoje do wyboru.
Może je pani obejrzeć.
Weszły po schodach na górę. Pierwszy pokój, który pokazała jej pani
Ferrester, był większy od własnego pokoju Becky na Larchmere Street.
Cztery okna wychodziły na ogród i ulicę za nim.
"W zimie na pewno jest tu zimno" - pomyślała Becky. Wolała mniejszy,
który nadawał się wręcz idealnie dla samotnej dziewczyny. Był całkowicie
umeblowany, ale nie sprawiał wrażenia zagraconego.
- Czy mogę wprowadzić się od zaraz? - zapytała. - Czy wolałaby pani
zebrać o mnie trochę informacji?
Pani Forrester miała ciemne, spokojne oczy, którym na pewno niewiele
umykało.
- Myślę, że znam się trochę na ludziach, panno... Hazlett, czy tak? Zawsze
zdaję się na swój instynkt, a pani od razu mi się spodobała. Nie powiedziała
mi pani jeszcze, gdzie pani pracuje.
Becky powiedziała pani Forrester o swojej pracy u doktora Colemana.
- A więc jest pani pielęgniarką - powiedziała kobieta. - Jeszcze nigdy nie
słyszałam o pielęgniarce, która sprawiłaby kłopot swojej gospodyni. - Rzuciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]