[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z łóżka, zaczęła mieć mdłości. Problem polegał na
tym, że nie były to mdłości poranne, bo dopadały ją
wczesnym popołudniem, zwykle tuż po tym, jak zjad
ła lunch.
Miss Millie pojawiła się w drzwiach jej sypialni po
kilku minutach, gdy Katie wróciła do łóżka.
- To ten przystojny gość, z którym się prowa
dzałaś. Mówi, że nie odejdzie, póki z tobą nie poroz
mawia.
- Jeremy jest tutaj?
Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Nie spodziewała
się, że go jeszcze kiedyś zobaczy. Tamtego popołu
dnia, kiedy zerwała ich umowę, Jeremy zniknął, za
nim wyszła z gabinetu doktora Bradena. Spytała
przez telefon Harva, czy nie wie, gdzie on jest, ale
Harv wiedział tylko tyle, że Jeremy wyjechał tego
samego popołudnia z miasta. Katie uznała to za do
wód, że z ulgą przyjął fakt, że znów jest wolny. I choć
z rozpaczą myślała, że nie zobaczy go nigdy więcej,
skupiła się na dziecku.
- Powiedziałam mu, żeby zaczekał w salonie, a ja
zapytam, czy masz siłę przyjmować gości. - Bezzęb
ny uśmiech panny Millie wygładził kilka zmarszczek
na jej policzkach, kiedy dodała radośnie: - Pytał, jak
się czujesz, ale nie powiedziałam mu, że jesteś przy
nadziei. To twoja rzecz.
- Ja... och, dziękuję, panno Millie. Tak, chcę się
z nim zobaczyć. - Katie przygładziła włosy i zaczęła
wychodzić z łóżka. - Muszę zdjąć tę koszulę i coś na
siebie włożyć. Pewnie wyglądam, jakbym cudem wy
szła z katastrofy kolejowej.
- Nie powiem, wyglądasz trochę mizernie. Chcesz,
żebym mu powiedziała, żeby przyszedł później?
- Nie. - Katie nie chciała ryzykować, że Jeremy
nie wróci. Bez względu na to, z jak wielką ulgą zo
stawił ją i Dixie Ridge, musiała mu powiedzieć, że
zostanie ojcem. - Powiedz mu, żeby zaczekał kilka
minut.
- Dobrze, powiem mu.
- To nie będzie konieczne, proszę pani - powie
dział Jeremy zza pleców panny Millie.
Obie kobiety wzdrygnęły się i wydały przerażone
okrzyki.
- Chłopcze, ale napędziłeś mi strachu - jęknęła
panna Millie, przykładając rękę do piersi. - Nie
wiesz, że to nie uchodzi straszyć takiej starej kobiety
jak ja? Jakbym nie miała takiego mocnego serca, to
bym tu padła trupem jak nic.
- Przepraszam panią - powiedział z czarującym
uśmiechem.
- No dobrze, ja tam nie jestem skora do złości.
- Panna Millie poklepała Jeremy'ego po ramieniu.
- Wiem, że nie chciałeś źle. - Odwróciła się do Katie
z uśmiechem. - Obędziesz się beze mnie przez go
dzinkę? Poszłabym do Homera i zobaczyła, jak żyje.
Mówi, że tak go męczy ten artretyzm, że nie daj Bóg.
Katie wiedziała, że panna Millie znalazła wymów
kę, żeby zostawić ich samych. Homer Parsons był
dziarski jak zawsze.
- Oczywiście, panno Millie, poradzę sobie. Dzię
kuję, że pani wpadła, ale proszę się już dzisiaj nie
fatygować.
- Zadzwonię do ciebie jutro rano. A ty, chłopcze
- pogroziła mu palcem - opiekuj się dobrze Katie.
- Potrzebujesz stałej opieki? - spytał przestraszonym
głosem Jeremy, gdy panna Millie wyszła z domu.
- Nie... oczywiście, że nie. - Katie poczuła, że
znów ogarniają ją mdłości. Opadła na poduszkę i za
mknęła oczy, próbując nad tym zapanować. - Panna
Millie jest tak uczynna i tak bardzo chce się czuć
przydatna, że... nie mam serca jej powiedzieć, że
poradziłabym sobie... bez niej.
- Jesteś pewna? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała
opieki szpitalnej.
- Nie... nie mogę... teraz rozmawiać.
Mdłości, które próbowała powstrzymać, były sil-
niejsze od niej i Katie musiała pobiec do łazienki. Nie
mając czasu na zablokowanie zamka, uklękła przed
sedesem. Kiedy poczuła na czole rękę Jeremy'ego
i gdy potem wycierał jej twarz wilgotnym ręczni
kiem, myślała, że umrze ze wstydu.
Łzy upokorzenia ciekły jej po policzkach, gdy po
magał jej wstać.
- Proszę cię, czy możesz dać mi kilka minut...
muszę się jakoś pozbierać.
- Nie. - Podniósł ją i przytulił do swojego potęż
nego torsu. - Zaprowadzę cię do łóżka, żebyś tu nie
zemdlała.
Gdy położyła się bez protestu, Jeremy usiadł na
brzegu materaca.
- Czy to ma związek z tym, co dolegało ci dwa
tygodnie temu? - spytał, podając jej chusteczki do
wytarcia oczu.
- Tak.
- Co sądzi o tym doktor Braden?
- Że to nie powinno potrwać dłużej niż miesiąc,
może trochę więcej...
- Ale to nie do przyjęcia! Jeśli on nie potrafi ci
pomóc, będziemy musieli pójść do jakiegoś specja
listy.
- My?
- Tak, my. Nie wiem, co ci jest, ale przypilnuję,
żeby znalazła się na to jakaś rada. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
z łóżka, zaczęła mieć mdłości. Problem polegał na
tym, że nie były to mdłości poranne, bo dopadały ją
wczesnym popołudniem, zwykle tuż po tym, jak zjad
ła lunch.
Miss Millie pojawiła się w drzwiach jej sypialni po
kilku minutach, gdy Katie wróciła do łóżka.
- To ten przystojny gość, z którym się prowa
dzałaś. Mówi, że nie odejdzie, póki z tobą nie poroz
mawia.
- Jeremy jest tutaj?
Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Nie spodziewała
się, że go jeszcze kiedyś zobaczy. Tamtego popołu
dnia, kiedy zerwała ich umowę, Jeremy zniknął, za
nim wyszła z gabinetu doktora Bradena. Spytała
przez telefon Harva, czy nie wie, gdzie on jest, ale
Harv wiedział tylko tyle, że Jeremy wyjechał tego
samego popołudnia z miasta. Katie uznała to za do
wód, że z ulgą przyjął fakt, że znów jest wolny. I choć
z rozpaczą myślała, że nie zobaczy go nigdy więcej,
skupiła się na dziecku.
- Powiedziałam mu, żeby zaczekał w salonie, a ja
zapytam, czy masz siłę przyjmować gości. - Bezzęb
ny uśmiech panny Millie wygładził kilka zmarszczek
na jej policzkach, kiedy dodała radośnie: - Pytał, jak
się czujesz, ale nie powiedziałam mu, że jesteś przy
nadziei. To twoja rzecz.
- Ja... och, dziękuję, panno Millie. Tak, chcę się
z nim zobaczyć. - Katie przygładziła włosy i zaczęła
wychodzić z łóżka. - Muszę zdjąć tę koszulę i coś na
siebie włożyć. Pewnie wyglądam, jakbym cudem wy
szła z katastrofy kolejowej.
- Nie powiem, wyglądasz trochę mizernie. Chcesz,
żebym mu powiedziała, żeby przyszedł później?
- Nie. - Katie nie chciała ryzykować, że Jeremy
nie wróci. Bez względu na to, z jak wielką ulgą zo
stawił ją i Dixie Ridge, musiała mu powiedzieć, że
zostanie ojcem. - Powiedz mu, żeby zaczekał kilka
minut.
- Dobrze, powiem mu.
- To nie będzie konieczne, proszę pani - powie
dział Jeremy zza pleców panny Millie.
Obie kobiety wzdrygnęły się i wydały przerażone
okrzyki.
- Chłopcze, ale napędziłeś mi strachu - jęknęła
panna Millie, przykładając rękę do piersi. - Nie
wiesz, że to nie uchodzi straszyć takiej starej kobiety
jak ja? Jakbym nie miała takiego mocnego serca, to
bym tu padła trupem jak nic.
- Przepraszam panią - powiedział z czarującym
uśmiechem.
- No dobrze, ja tam nie jestem skora do złości.
- Panna Millie poklepała Jeremy'ego po ramieniu.
- Wiem, że nie chciałeś źle. - Odwróciła się do Katie
z uśmiechem. - Obędziesz się beze mnie przez go
dzinkę? Poszłabym do Homera i zobaczyła, jak żyje.
Mówi, że tak go męczy ten artretyzm, że nie daj Bóg.
Katie wiedziała, że panna Millie znalazła wymów
kę, żeby zostawić ich samych. Homer Parsons był
dziarski jak zawsze.
- Oczywiście, panno Millie, poradzę sobie. Dzię
kuję, że pani wpadła, ale proszę się już dzisiaj nie
fatygować.
- Zadzwonię do ciebie jutro rano. A ty, chłopcze
- pogroziła mu palcem - opiekuj się dobrze Katie.
- Potrzebujesz stałej opieki? - spytał przestraszonym
głosem Jeremy, gdy panna Millie wyszła z domu.
- Nie... oczywiście, że nie. - Katie poczuła, że
znów ogarniają ją mdłości. Opadła na poduszkę i za
mknęła oczy, próbując nad tym zapanować. - Panna
Millie jest tak uczynna i tak bardzo chce się czuć
przydatna, że... nie mam serca jej powiedzieć, że
poradziłabym sobie... bez niej.
- Jesteś pewna? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała
opieki szpitalnej.
- Nie... nie mogę... teraz rozmawiać.
Mdłości, które próbowała powstrzymać, były sil-
niejsze od niej i Katie musiała pobiec do łazienki. Nie
mając czasu na zablokowanie zamka, uklękła przed
sedesem. Kiedy poczuła na czole rękę Jeremy'ego
i gdy potem wycierał jej twarz wilgotnym ręczni
kiem, myślała, że umrze ze wstydu.
Łzy upokorzenia ciekły jej po policzkach, gdy po
magał jej wstać.
- Proszę cię, czy możesz dać mi kilka minut...
muszę się jakoś pozbierać.
- Nie. - Podniósł ją i przytulił do swojego potęż
nego torsu. - Zaprowadzę cię do łóżka, żebyś tu nie
zemdlała.
Gdy położyła się bez protestu, Jeremy usiadł na
brzegu materaca.
- Czy to ma związek z tym, co dolegało ci dwa
tygodnie temu? - spytał, podając jej chusteczki do
wytarcia oczu.
- Tak.
- Co sądzi o tym doktor Braden?
- Że to nie powinno potrwać dłużej niż miesiąc,
może trochę więcej...
- Ale to nie do przyjęcia! Jeśli on nie potrafi ci
pomóc, będziemy musieli pójść do jakiegoś specja
listy.
- My?
- Tak, my. Nie wiem, co ci jest, ale przypilnuję,
żeby znalazła się na to jakaś rada. [ Pobierz całość w formacie PDF ]