[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zanurzył dłonie w jej włosach, owijał ciemne pukle wokół palców.
Pięknie pachną. Jak polne kwiaty w samym środku lata, pomyślał dziwiąc
się, \e przychodzą mu do głowy takie poetyckie nonsensy.
A ty powinieneś się ostrzyc bąknęła Leigh mierzwiąc jego czuprynę. Kiedy
miał za długie włosy, sterczały mu na karku. Nie lubiła tego.
Zrobisz to? zapytał, ponownie zbli\ając usta do jej warg.
Hm? Nie powinna przystawać na te pocałunki. Są niebezpieczne jak
narkotyk, kuszą jak te czekoladki, które trzymała zamknięte w szufladzie biurka.
Kaler zauwa\ył, \e jej oczy ciemnieją i zachodzą mgłą, jak zawsze wtedy, gdy
była gotowa kochać się z nim. Po\ądanie wzbierało w nim niebezpiecznie,
doprowadzając niemal do wrzenia, do bólu.
Rozchylił kolanem jej nogi, przycisnął udo do miękkiego łona.
Sama myśl o tym doprowadza mnie do szaleństwa wyszeptał.
Przecie\ tego nie chcemy. Leigh z trudem wydobywała z siebie głos.
Traciła oddech, czuła twarde udo Kalera ocierające się o jej ciało.
Mów za siebie. Trzymał ją w objęciach tak, \e mogłaby się z łatwością
wysunąć z jego ramion. Ale wcale nie miała na to ochoty, co uświadomiła sobie z
przerazliwą wyrazistością, gdy koniuszkiem języka dotykała jego ust.
Jęknął głucho. Zadr\eli oboje. Językiem rozchylił jej wargi, a jego pocałunki
stawały się coraz bardziej namiętne, gorące, podniecające. Wydawało jej się, \e
czuje je wszędzie, traciła nad sobą panowanie.
Pragnęła jeszcze mocniej przylgnąć do jego ciała, ocierać się sutkami o jego
pierś, czuć jego twardą męskość, ale nagle niechcący uderzyła go w brzuch kantem
kosmetyczki.
To ostrze\enie? Cofnął się szybko.
Myślę, \e tak będzie lepiej. Wargi miała nabrzmiałe, niemal opuchnięte.
A ty co myślisz?
Do diabła! Co ja mogę myśleć? Jestem tylko przewodnikiem.
Oparł delikatnie ręce na jej ramionach i popchnął lekko w stronę zarośli.
Daję ci pięć minut. Tym razem mówię powa\nie.
Zcie\ka wiła się w górę rozpadliną skalną między karłowatymi sosnami. Erozja
ogołociła skały niemal zupełnie. Gdzieniegdzie tylko wśród granitu wznosiła się
nieśmiało rachityczna roślinka. Wędrówka tędy była dość niebezpieczna. Kaler
zwolnił kroku. Co chwila odwracał się, by sprawdzić, czy Leigh znajduje się w
zasięgu jego wzroku.
Miała na głowie czapeczkę z daszkiem, osłaniającą twarz przed słońcem, ale
powietrze było chłodne mimo zbli\ającego się południa. Policzki Leigh zaró\owiły
się od marszu. Zatrzymał się, czekając, a\ się z nim zrówna.
Za następną skałą jest niewielka łączka. Tam odpoczniemy.
Dzięki Bogu wymamrotała, zbyt zmęczona, by się uśmiechnąć.
Kaler puścił ją przodem, dostosowując tempo do jej kroków. To był błąd.
Szorty, które miała na sobie, więcej odsłaniały ni\ zakrywały. Znów poczuł
wzbierające w nim po\ądanie.
Obserwował szczupłe uda dziewczyny. Miała tak wspaniałe nogi, \e chyba
\aden mę\czyzna nie mógł pozostać na nie obojętny. Wyobra\ał je sobie często
stojąc pod prysznicem. Pragnął dotykać wszystkich delikatnych zagłębień jej ciała,
jego najcieplejszych, najbardziej wra\liwych zakamarków.
Na ułamek sekundy zamknął oczy, usiłując pozbyć się natrętnych myśli.
Doznania seksualne mu nie wystarczały. Być mo\e dlatego, \e z Leigh nie był to
nigdy czysty seks, ale coś więcej, stwierdził po chwili namysłu.
Zaczęło się jednak od seksu, to prawda. Kiedy po raz pierwszy weszła do jego
biura i posłała mu ten wystudiowany uśmiech absolwentki najlepszej uczelni,
zapragnął sprawdzić, co kryje się za nieskazitelnymi manierami i niewątpliwą klasą
tej dziewczyny.
Sprawdził. Odkrył namiętność, ogień i ten rodzaj naturalnej zmysłowości,
której nie mo\na się wyuczyć. Debiutantka z Wirginii mogła być marzeniem
ka\dego mę\czyzny. Elegancka i powściągliwa wśród ludzi, niepohamowana i
niemal wyuzdana za zamkniętymi drzwiami sypialni. Dawała tam z siebie
wszystko, pozostawiała mu swobodny dostęp do swoich myśli, marzeń, uczuć.
Powoli ogarniała go potrzeba obdarzenia jej tak silną miłością, jaką ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Zanurzył dłonie w jej włosach, owijał ciemne pukle wokół palców.
Pięknie pachną. Jak polne kwiaty w samym środku lata, pomyślał dziwiąc
się, \e przychodzą mu do głowy takie poetyckie nonsensy.
A ty powinieneś się ostrzyc bąknęła Leigh mierzwiąc jego czuprynę. Kiedy
miał za długie włosy, sterczały mu na karku. Nie lubiła tego.
Zrobisz to? zapytał, ponownie zbli\ając usta do jej warg.
Hm? Nie powinna przystawać na te pocałunki. Są niebezpieczne jak
narkotyk, kuszą jak te czekoladki, które trzymała zamknięte w szufladzie biurka.
Kaler zauwa\ył, \e jej oczy ciemnieją i zachodzą mgłą, jak zawsze wtedy, gdy
była gotowa kochać się z nim. Po\ądanie wzbierało w nim niebezpiecznie,
doprowadzając niemal do wrzenia, do bólu.
Rozchylił kolanem jej nogi, przycisnął udo do miękkiego łona.
Sama myśl o tym doprowadza mnie do szaleństwa wyszeptał.
Przecie\ tego nie chcemy. Leigh z trudem wydobywała z siebie głos.
Traciła oddech, czuła twarde udo Kalera ocierające się o jej ciało.
Mów za siebie. Trzymał ją w objęciach tak, \e mogłaby się z łatwością
wysunąć z jego ramion. Ale wcale nie miała na to ochoty, co uświadomiła sobie z
przerazliwą wyrazistością, gdy koniuszkiem języka dotykała jego ust.
Jęknął głucho. Zadr\eli oboje. Językiem rozchylił jej wargi, a jego pocałunki
stawały się coraz bardziej namiętne, gorące, podniecające. Wydawało jej się, \e
czuje je wszędzie, traciła nad sobą panowanie.
Pragnęła jeszcze mocniej przylgnąć do jego ciała, ocierać się sutkami o jego
pierś, czuć jego twardą męskość, ale nagle niechcący uderzyła go w brzuch kantem
kosmetyczki.
To ostrze\enie? Cofnął się szybko.
Myślę, \e tak będzie lepiej. Wargi miała nabrzmiałe, niemal opuchnięte.
A ty co myślisz?
Do diabła! Co ja mogę myśleć? Jestem tylko przewodnikiem.
Oparł delikatnie ręce na jej ramionach i popchnął lekko w stronę zarośli.
Daję ci pięć minut. Tym razem mówię powa\nie.
Zcie\ka wiła się w górę rozpadliną skalną między karłowatymi sosnami. Erozja
ogołociła skały niemal zupełnie. Gdzieniegdzie tylko wśród granitu wznosiła się
nieśmiało rachityczna roślinka. Wędrówka tędy była dość niebezpieczna. Kaler
zwolnił kroku. Co chwila odwracał się, by sprawdzić, czy Leigh znajduje się w
zasięgu jego wzroku.
Miała na głowie czapeczkę z daszkiem, osłaniającą twarz przed słońcem, ale
powietrze było chłodne mimo zbli\ającego się południa. Policzki Leigh zaró\owiły
się od marszu. Zatrzymał się, czekając, a\ się z nim zrówna.
Za następną skałą jest niewielka łączka. Tam odpoczniemy.
Dzięki Bogu wymamrotała, zbyt zmęczona, by się uśmiechnąć.
Kaler puścił ją przodem, dostosowując tempo do jej kroków. To był błąd.
Szorty, które miała na sobie, więcej odsłaniały ni\ zakrywały. Znów poczuł
wzbierające w nim po\ądanie.
Obserwował szczupłe uda dziewczyny. Miała tak wspaniałe nogi, \e chyba
\aden mę\czyzna nie mógł pozostać na nie obojętny. Wyobra\ał je sobie często
stojąc pod prysznicem. Pragnął dotykać wszystkich delikatnych zagłębień jej ciała,
jego najcieplejszych, najbardziej wra\liwych zakamarków.
Na ułamek sekundy zamknął oczy, usiłując pozbyć się natrętnych myśli.
Doznania seksualne mu nie wystarczały. Być mo\e dlatego, \e z Leigh nie był to
nigdy czysty seks, ale coś więcej, stwierdził po chwili namysłu.
Zaczęło się jednak od seksu, to prawda. Kiedy po raz pierwszy weszła do jego
biura i posłała mu ten wystudiowany uśmiech absolwentki najlepszej uczelni,
zapragnął sprawdzić, co kryje się za nieskazitelnymi manierami i niewątpliwą klasą
tej dziewczyny.
Sprawdził. Odkrył namiętność, ogień i ten rodzaj naturalnej zmysłowości,
której nie mo\na się wyuczyć. Debiutantka z Wirginii mogła być marzeniem
ka\dego mę\czyzny. Elegancka i powściągliwa wśród ludzi, niepohamowana i
niemal wyuzdana za zamkniętymi drzwiami sypialni. Dawała tam z siebie
wszystko, pozostawiała mu swobodny dostęp do swoich myśli, marzeń, uczuć.
Powoli ogarniała go potrzeba obdarzenia jej tak silną miłością, jaką ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]