[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Teraz ty tu dowodzisz. Chyba.
84
 Chyba?!
 Widzieliście, panie, ile z tajnych rozkazów zostało. Po coś nas tu przysłali,
ale po co, tego nie wiem. Nawet nie wiem, czy dokładnie tu; kapitan raz czy dwa
niechcący napomknął o Kanale i tylko dlatego na was trafiliśmy. A że cesarską
banderę na powitanie podnieśliście, kazałem okręt zatrzymać.
Vensuelli wstał, wyjrzał przez powybijane okna galerii. Kiedy się odwrócił,
miał na ustach nie bardzo ładny uśmiech.
 Tak sobie myślę i coś mi się nie zgadza. Sześć dni, mówicie? W Burzli-
wej Zatoce, mówicie? Jak znam życie, a znam, to bosman, sternik i cieśla sami
się za to sprzątanie nie wzięli. W takich razach cała załoga staje murem, cała,
podkreślam. Bo ci, co do muru się dopasować nie chcą, za burtę idą i toną, jak
to w zwyczaju cegieł. To raz. A dwa, że jakoś wierzyć mi się nie chce, by nego-
cjacje z pokładowym magiem od wody święconej i osikowego kołka zaczynać.
Zwłaszcza płynąc po oceanie i bez oficerów. Marynarze najmądrzejsi nie są, lecz
głupi też nie. Wiedzą, że drogę trzeba znalezć, pościg ominąć, burzę. Czarodziej
to skarb, nikt go, ot tak sobie, nie uśmierci.
 Ja w magii morskiej najlepszy nie jestem  wyznał spokojnie Debren.
 Zapytam wprost: widziałeś, że szykują bunt?
 Owszem. Macie rację, admirale. Przyszli do mnie jak tylko zrobiliśmy
zwrot na północ. Zaraz za cieśniną Kariatydzką.
Vensuelli, nie spiesząc się, wyjął miecz. W lewej ręce, nie wiadomo kiedy,
pojawił się nóż. Uśmiechnięty krzywo, admirał patrzył to na Debrena, to na prze-
żarte grzybem, lecz wciąż spełniające swą rolę drzwi.
 No to jesteśmy w domu. W twoim, nie da się ukryć. Ty tu karty rozdałeś,
czarodzieju, i nimi musimy grać. Ale wygrać toś jeszcze nie wygrał.
 Wyciągasz błędne wnioski.  Debren nie poruszył się, twardo siedział na
skrzynce.
 A ty przeceniasz swoje siły. Chyba wiem, jak to ma wyglądać. Wiatr od
oceanu;  Jaskółka , mimo rozpaczliwego halsowania, zepchnięta zostaje w głąb
Kanału, a wy, mając wiosła, robicie w tył zwrot i znikacie. Zgrabnie, ale dwóch
rzeczy nie uwzględniłeś.
 Nie chcę ci przerywać, ale. . .
 To nie przerywaj. Słuchaj, bo jeszcze nie jest za pózno. Po pierwsze, mnie
nie łatwo zabić.  Zamłynkował mieczem, poruszając przedramieniem i niczym
więcej.  Różni próbowali, czarodzieje też, i teraz poprzetrącane łapy zaklęciami
sobie kurują, w brody plując. Po drugie  Jaskółka nie przez romantyczną fantazję
to miano nosi. Wiatr nie wiatr, czary nie czary, zawsze potrafiła zjawić się tam,
gdzie chciałem, i zdrowo przysrać. A już w tym rejsie to pojęcia nie masz, Debren,
jak zdrowo. Prawdziwie smoczy pazur ci ukaże, jak mnie nie posłuchasz.
 Przecież słucham.
85
Vensuelli roześmiał się, kręcąc głową, spojrzał w okno, jakby biorąc krążące
wokół kasztelu rybitwy za świadków, jaki to z czarodzieja wesołek. I rzucił.
Debren zastygł. Potem, powoli i ostrożnie, obrócił głowę na tyle tylko, by
wyłowić kątem lewego oka błysk stali. Tym razem przepierzenie wytrzymało.
Belka ramy drzwiowej, spróchniała wprawdzie, była jednak gruba i solidna.
Admirał pozostał przy oknie. Miecz trzymał nisko, co dobrze wróżyło, suge-
rowało, że strategia, być może, wezmie górę nad taktyką. Z drugiej strony galera,
nie dość że stara, była jeszcze nieduża. Co oznaczało niedużą kajutę kapitańską
i bardzo niewielki dystans między zatkniętą za pas różdżką a mieczem.
 Czarem odbiłeś, przyznaj się  mruknął Vensuelli.
 A myślałeś, że jak?  równie cicho odpowiedział Debren. Głaskał różdż-
kę, ale nie wyjmował.
 Lewą ręką rzucałem. A i tak byś dostał, gdybyś wstał.  Patrzyli sobie
w oczy, mrużąc powieki.  Mógłbyś tyłek ruszyć, przyjacielu. Dziwnie tak jakoś
bić się z kimś, kto kuferka dosiada.
 To się nie bij. Albo, jeśli wola, siądz, o tam, na wiadrze. Szanse się wyrów-
nają.
 Chciałem cię jeno ranić, ale jak mnie kpinami rozzłościsz. . . Co robimy?
Bijemy się czy negocjujemy?
 Ja zawsze negocjuję, jak długo można.
 Czekając na odsiecz?  Vensuelli wymownie spojrzał na drzwi.  Cóż,
czekajmy. Ciekawe, kto pierwszy swoich doczeka. Bo ja, widzisz, ludzi nauczy-
łem, że jak na obcy pokład wchodzę i za długo znaku życia nie daję, to abordażo-
wać mają. Trochę im zejdzie, ale kręcą się pewnie tuż-tuż, a to znaczy, że ta twoja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.