[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamarła, czekając na odpowiedz.
- No nie wiem, nie wiem& - droczyła się Zuza. A co ja będę z tego miała? Hm?
- Wszystko, wszystko, co zechcesz. Mogę na przykład postawić ci kawę.
- Kawę mówisz? A kiedy?
- Choćby zaraz, stoi? Wstała i podała przyjaciółce rękę na znak dobitego targu.
- Dobra, to chodzmy, bo nam wystygnie ta kawa zdecydowała Zuza z uśmiechem, po czym
szerokim gestem wskazała Klarze drzwi. Proszę, pani przodem.
Klara zdjęła z wieszaka płaszcz i razem wyszły na korytarz. Zanim dotarły do wyjścia, w
całej prokuraturze raz po raz rozbrzmiewały ich dzwięczne, stłumione śmiechy.
14
Po kawie i szarlotce w Belgu poszły jeszcze na pierogi do Sety. Rozmawiało im się nad
wyraz miło, jednak Klara zmuszona była się pożegnać. Bardzo jej zależało, żeby jeszcze tego
popołudnia przejrzeć chociaż część udostępnionego przez Zuzę materiału, ale jej priorytetem
była wizyta w hotelu Mercure.
Skierowała swoje ociężałe kroki w stronę Alej i zabawnie kołysząc się na boki, podążyła
deptakiem w górę. Powoli mijała dziesiątki opustoszałych kawiarni i restau racji. Mimo niezłej
jak na tę porę roku pogody ulica była niemalże pusta. Tu i ówdzie można było zauważyć
pojedyncze szare i do bólu zwykłe twarze ludzi o nieokreślonym wieku i statusie materialnym.
Nawet młodzież wysypująca się małymi grupami z liceum Sien kiewicza wyglądała na
niezmiernie zmęczoną życiem. Młodzi ludzie w pośpiechu schodzili innym przechodniom z drogi
i znikali w ciemnych bramach kamienic.
Klara przysiadła na moment na ławce i rozejrzała się wokół. Odkąd chadzała tędy na spacery
w szkole średniej, niewiele się tu zmieniło. Ponury noblista wciąż siedział na cokole
umieszczonym pośrodku niedużego trawnika. Obdarzony przez jakiegoś artystę z bożej łaski
czymś między karłowatością a wodogłowiem, z trudem dzwigał swoją przerośniętą czaszkę
ponad opasłym tomiskiem spoczywającym na jego kolanach. Wyglądał na zażenowanego,
patronując tej szkole na samym końcu świata. On, obywatel Europy, mógłby mieć swój pomnik
w jakimś miłym miejscu w Londynie czy Paryżu. Ostatecznie Kraków i Warszawa też nie byłyby
złe. Ale tu, w wiecznym cieniu klasztoru, gdzie od lat czekano, aż w końcu zamknie księgę1, nie
pozostawało mu nic innego, jak tylko cierpliwie znosić gołębie gówna, spadające śmierdzącym
gradem na jego barki, i odwracać wzrok od molocha trzymającego władzę nad umysłowością
swych poddanych. Nie zazdrościła mu. Biedny Sienkiewicz, w przeciwieństwie do niej nie miał
szansy, żeby się stąd wyrwać.
W hotelu Mercure od razu skierowała swoje kroki do recepcji. Już z daleka poznała portiera,
którego widziała tu ostatnim razem. Mimo że z pozoru człowiek ten nie wyróżniał się niczym
charakterystycznym, Klara od razu zwróciła uwagę na jego oczy. Były małe i szalenie ruchliwe,
co niesamowicie kontrastowało z twarzą tak pozbawioną emocji, że prawie martwą. Jednak
szczególnie zapadający w pamięć był ich kolor nienaturalnie błękitny, jak lazur basenów w
folderach biur turystycznych. To właśnie te oczy przykuły ostatnio uwagę Klary na tyle, że dziś,
kiedy tylko je zobaczyła, natychmiast upewniła się, że ma do czynienia z tym samym
człowiekiem co poprzednim razem. Tym odważniej podeszła do niego i zaczęła rozmowę:
- Dzień dobry, czy mogłabym zająć panu chwilę?
Portier spojrzał na nią podejrzliwie i zmarszczył niewysokie czoło, jednak po chwili jego
oblicze się rozjaśniło.
- Dzień dobry, my się znamy, prawda? Przepraszam, mam pamięć do twarzy, ale zupełnie nie
mogę sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach się spotkaliśmy.
- Ach, przepraszam, nie przedstawiłam się. Nazywam się Klara Wasowska. Jestem
dziennikarką, piszę dla Na Tropie". Zapewne pamięta mnie pan, bo byłam tu jakiś czas temu w
towarzystwie oficera policji i prokurator Zuzanny Bachledy. Tuż po tej sprawie&
- A tak! Teraz kojarzę przerwał jej portier. Czym mogę pani służyć?
- Wie pan, piszę właśnie artykuł o tym, co się tutaj stało. Gdyby mógł mi pan udostępnić
pokój, w którym miało miejsce zdarzenie. Sześćset piętnaście, prawda? Ja wiem, że śledztwo jest
jeszcze w toku, ale chcę tylko zrobić kilka zdjęć to mówiąc, wskazała swój aparat. -
Oczywiście, jeśli to nie byłby kłopot dla pana.
- Niestety, nie wolno mi. Dopóki policja nie rozpieczętuje tego pokoju, nie mogę nikogo tam
wpuszczać. Wyobraża sobie pani, że musieliśmy zamknąć całe piętro? Z uwagi na renomę hotelu,
oczywiście. Nie wszyscy goście zdają sobie sprawę z tego, co się tu stało, i dopóki te pismaki się
nie dowiedzą& o, pardon&
- W porządku, rozumiem, o czym pan mówi powiedziała Klara z łagodnym uśmiechem.
Sama niejednokrotnie złoszczę się na dziennikarzy. Tak dużo jest teraz amatorów, hien, które
piszą byle co i byle jak, żeby tylko sklecić trzy zdania, wrzucić duże zdjęcie i nazwać to
artykułem. Jak te portale plotkarskie, wszystko po jednych pieniądzach&
- Tak, tak, dokładnie tak, jak pani redaktor mówi ożywił się portier. Tu było już kilku
takich, ale przepędziłem. Wszystkich przepędziłem, jak leci!
- Podejrzewałam, że tabloidy będą tu węszyć, tym bardziej cieszę się, że pani prokurator
dała mi wyłączność. Sięgnęła do dużej torby, którą miała ze sobą i wyciągnęła z niej dokument,
złożony na czworo. Proszę, tu jest moje upoważnienie przesunęła dokument w jego stronę a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
zamarła, czekając na odpowiedz.
- No nie wiem, nie wiem& - droczyła się Zuza. A co ja będę z tego miała? Hm?
- Wszystko, wszystko, co zechcesz. Mogę na przykład postawić ci kawę.
- Kawę mówisz? A kiedy?
- Choćby zaraz, stoi? Wstała i podała przyjaciółce rękę na znak dobitego targu.
- Dobra, to chodzmy, bo nam wystygnie ta kawa zdecydowała Zuza z uśmiechem, po czym
szerokim gestem wskazała Klarze drzwi. Proszę, pani przodem.
Klara zdjęła z wieszaka płaszcz i razem wyszły na korytarz. Zanim dotarły do wyjścia, w
całej prokuraturze raz po raz rozbrzmiewały ich dzwięczne, stłumione śmiechy.
14
Po kawie i szarlotce w Belgu poszły jeszcze na pierogi do Sety. Rozmawiało im się nad
wyraz miło, jednak Klara zmuszona była się pożegnać. Bardzo jej zależało, żeby jeszcze tego
popołudnia przejrzeć chociaż część udostępnionego przez Zuzę materiału, ale jej priorytetem
była wizyta w hotelu Mercure.
Skierowała swoje ociężałe kroki w stronę Alej i zabawnie kołysząc się na boki, podążyła
deptakiem w górę. Powoli mijała dziesiątki opustoszałych kawiarni i restau racji. Mimo niezłej
jak na tę porę roku pogody ulica była niemalże pusta. Tu i ówdzie można było zauważyć
pojedyncze szare i do bólu zwykłe twarze ludzi o nieokreślonym wieku i statusie materialnym.
Nawet młodzież wysypująca się małymi grupami z liceum Sien kiewicza wyglądała na
niezmiernie zmęczoną życiem. Młodzi ludzie w pośpiechu schodzili innym przechodniom z drogi
i znikali w ciemnych bramach kamienic.
Klara przysiadła na moment na ławce i rozejrzała się wokół. Odkąd chadzała tędy na spacery
w szkole średniej, niewiele się tu zmieniło. Ponury noblista wciąż siedział na cokole
umieszczonym pośrodku niedużego trawnika. Obdarzony przez jakiegoś artystę z bożej łaski
czymś między karłowatością a wodogłowiem, z trudem dzwigał swoją przerośniętą czaszkę
ponad opasłym tomiskiem spoczywającym na jego kolanach. Wyglądał na zażenowanego,
patronując tej szkole na samym końcu świata. On, obywatel Europy, mógłby mieć swój pomnik
w jakimś miłym miejscu w Londynie czy Paryżu. Ostatecznie Kraków i Warszawa też nie byłyby
złe. Ale tu, w wiecznym cieniu klasztoru, gdzie od lat czekano, aż w końcu zamknie księgę1, nie
pozostawało mu nic innego, jak tylko cierpliwie znosić gołębie gówna, spadające śmierdzącym
gradem na jego barki, i odwracać wzrok od molocha trzymającego władzę nad umysłowością
swych poddanych. Nie zazdrościła mu. Biedny Sienkiewicz, w przeciwieństwie do niej nie miał
szansy, żeby się stąd wyrwać.
W hotelu Mercure od razu skierowała swoje kroki do recepcji. Już z daleka poznała portiera,
którego widziała tu ostatnim razem. Mimo że z pozoru człowiek ten nie wyróżniał się niczym
charakterystycznym, Klara od razu zwróciła uwagę na jego oczy. Były małe i szalenie ruchliwe,
co niesamowicie kontrastowało z twarzą tak pozbawioną emocji, że prawie martwą. Jednak
szczególnie zapadający w pamięć był ich kolor nienaturalnie błękitny, jak lazur basenów w
folderach biur turystycznych. To właśnie te oczy przykuły ostatnio uwagę Klary na tyle, że dziś,
kiedy tylko je zobaczyła, natychmiast upewniła się, że ma do czynienia z tym samym
człowiekiem co poprzednim razem. Tym odważniej podeszła do niego i zaczęła rozmowę:
- Dzień dobry, czy mogłabym zająć panu chwilę?
Portier spojrzał na nią podejrzliwie i zmarszczył niewysokie czoło, jednak po chwili jego
oblicze się rozjaśniło.
- Dzień dobry, my się znamy, prawda? Przepraszam, mam pamięć do twarzy, ale zupełnie nie
mogę sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach się spotkaliśmy.
- Ach, przepraszam, nie przedstawiłam się. Nazywam się Klara Wasowska. Jestem
dziennikarką, piszę dla Na Tropie". Zapewne pamięta mnie pan, bo byłam tu jakiś czas temu w
towarzystwie oficera policji i prokurator Zuzanny Bachledy. Tuż po tej sprawie&
- A tak! Teraz kojarzę przerwał jej portier. Czym mogę pani służyć?
- Wie pan, piszę właśnie artykuł o tym, co się tutaj stało. Gdyby mógł mi pan udostępnić
pokój, w którym miało miejsce zdarzenie. Sześćset piętnaście, prawda? Ja wiem, że śledztwo jest
jeszcze w toku, ale chcę tylko zrobić kilka zdjęć to mówiąc, wskazała swój aparat. -
Oczywiście, jeśli to nie byłby kłopot dla pana.
- Niestety, nie wolno mi. Dopóki policja nie rozpieczętuje tego pokoju, nie mogę nikogo tam
wpuszczać. Wyobraża sobie pani, że musieliśmy zamknąć całe piętro? Z uwagi na renomę hotelu,
oczywiście. Nie wszyscy goście zdają sobie sprawę z tego, co się tu stało, i dopóki te pismaki się
nie dowiedzą& o, pardon&
- W porządku, rozumiem, o czym pan mówi powiedziała Klara z łagodnym uśmiechem.
Sama niejednokrotnie złoszczę się na dziennikarzy. Tak dużo jest teraz amatorów, hien, które
piszą byle co i byle jak, żeby tylko sklecić trzy zdania, wrzucić duże zdjęcie i nazwać to
artykułem. Jak te portale plotkarskie, wszystko po jednych pieniądzach&
- Tak, tak, dokładnie tak, jak pani redaktor mówi ożywił się portier. Tu było już kilku
takich, ale przepędziłem. Wszystkich przepędziłem, jak leci!
- Podejrzewałam, że tabloidy będą tu węszyć, tym bardziej cieszę się, że pani prokurator
dała mi wyłączność. Sięgnęła do dużej torby, którą miała ze sobą i wyciągnęła z niej dokument,
złożony na czworo. Proszę, tu jest moje upoważnienie przesunęła dokument w jego stronę a [ Pobierz całość w formacie PDF ]