[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aha, więc kochasz mnie, ale nie możesz sobie na to pozwolić?
Wiedziała, że to brzmi głupio.
Patrick, nie mogę na to pójść. Nie chcę być jak moja matka. Nie
zafunduję Loli życia w wiecznej niepewności.
Przecież nie ośmieliłbym cię nawet o to prosić. Mam nadzieję, że
znasz mnie na tyle. Wziął ją za rękę. Rozwód powinien zostać orzeczony
lada dzień.
Wiem, ale... ja nie mogę...
Wiedziała, że w tej sytuacji rozwód jest formalnością, ale dla niej był
czymś bardzo istotnym. Dotyk jego dłoni odczuła jak zaproszenie do
krętactwa, a ona chce wejść w nowe życie z podniesionym czołem. Mieć
97
R
L
T
jasność.
Nie mogę, dopóki...
Rozumiem mruknął, ściskając jej rękę.
Procedura rozwodowa rzeczywiście trwała w jego przypadku dłużej, niż
można było oczekiwać. Niemożność doręczenia Katie stosownego pisma
utrudniała sytuację, ale w końcu po wykorzystaniu niezliczonych kruczków
prawnych orzeczenie było tylko kwestią czasu.
Przepraszam. Wiem, jak bardzo się starałeś i jakie to było trudne dla
ciebie, a szczególnie dla Helen.
Jakoś to przeżyje, nie martw się o nią.
Miranda też miała taką nadzieję, choć wszystkie trzy spotkania z
teściową Patricka, jakie miały miejsce od momentu wniesienia sprawy o
rozwód, przebiegły w bardzo chłodnej i sztywnej atmosferze.
Siedzieli przez chwilę w ciemności. Patrick leciutko dotykał
obnażonego ramienia Mirandy. Z Katie nie dało się tak siedzieć. Teraz
wszystko było na swoim miejscu. Pod palcami czuł, jak robi się jej gęsia
skórka. Wdychał jej zapach, napełniał nim całe płuca. Sztucznie powstrzy-
mane jakiś czas temu pożądanie powróciło.
Zboczeniec mruknęła, zdając sobie sprawę z jego erekcji.
No to się nie ruszaj.
Ale to mnie bodzie.
Co? To?
Nie! Twoje palce. Uśmiechała się coraz szerzej.
Teraz to już chyba na pewno śpią mamrotał, ocierając się o jej szyję.
Potem przesunął po niej językiem. Boże, czy ty musisz tak niesamowicie
pachnieć?
Miranda odchyliła głowę, a już po chwili on ją całował. Ona zaś z
98
R
L
T
radością otwierała przed nim każdy zakamarek ciała. On ją kocha. Kocha ją.
Boże, jak ja ciebie pragnę wyszeptał w jej usta.
To była dla niej najpiękniejsza muzyka. Ale im piękniej ona brzmiała,
tym bardziej dokuczało jej sumienie.
Z wysiłkiem opanowała się. W głowie jej szumiało, w brzuchu tłukły się
nieszczęsne motyle, serce waliło jak oszalałe. Piersi bolały, tak bardzo
chciały, by je gładzono i pieszczono. Ona go kocha.
Ale nie mogą tego zrobić. Ich córki śpią w pokoju obok. Trzeba być
odpowiedzialnym.
Patrick patrzył na nią.
Co znowu? zapytał. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, jak wygląda ból,
przykrość i dyskomfort, powinien teraz spojrzeć na Patricka.
Wychodzisz.
Wstała, doprowadziła do porządku ubranie i wskazali drzwi.
Idziesz. Wypad, ale już.
Mimo mroku panującego w pokoju Patrick widział, jak Miranda dyszy
nakręcona. Wyczułby to zresztą nawet w czarnej jak smoła dziurze dziesięć
kilometrów pod ziemią.
Złośliwiec. Psuja burknął.
Wychodz. Uśmiechnęła się do niego cierpko.
Ociągając się, wstał z kanapy.
A wracając do mojej propozycji. Ustalmy, że jak tylko rozwód
zostanie orzeczony, mówimy o wszystkim dziewczynkom. Nie będę czekać
jeszcze pół roku. Wiem, czego chcę. Chcę ciebie.
Dobra. Wtedy o tym porozmawiamy odburknęła, mimo iż jego oczy
w kolorach jesieni wwiercały się w nią pożądliwie, co powodowało, że jej
wnętrze przypominało gorący syrop z bitą śmietaną.
99
R
L
T
Mówisz jak prawdziwa matka.
Patrzył na nią jednak nie jak na matkę, ale jak na kobietę, z której
najchętniej zerwałby odzienie.
Przestań zażądała.
Mógłbym ci jakoś w tym... eee... pomóc zakpił, przenosząc wzrok na
jej twarz.
Miranda wstrzymała oddech. Nie wiedziała, czy się śmiać, czy ściągać
bluzkę.
Wynoś się. Natychmiast.
Wzruszył ramionami i podniósł ręce.
Tak tylko powiedziałem.
Dobra.
Jak małe będą ci dokuczać w nocy, zadzwoń powiedział, opierając
się o drzwi.
Jej nabrzmiałe sutki widział świetnie mimo mroku, teraz jednak miał
poważne wątpliwości, czy w ciemnościach trafi samochodem do własnego
domu.
Nie martw się, będę spać jak zabita, ty skunksie. Spojrzała na niego,
udając bardzo zagniewaną.
Może ty, ale ja nie zmrużę oka.
W końcu wyszedł. Limit samokontroli został na dziś wyczerpany.
Po jego wyjściu uśmiechała się do siebie. Była po prostu szczęśliwa i
nie zamierzała tego głębiej analizować. Ten stan jednak trwał zaledwie około
pięciu minut.
Zajrzała do dziewczynek. Rzeczywiście spały jak aniołki, coś jej jednak
kazało spojrzeć na akwarium. Rybka, ściślej pan rybka, też spał. Nawet zbyt
mocno. Brzuszkiem do góry. Miranda ze smutkiem patrzyła na stworzenie,
100
R
L
T
które jeszcze niedawno swoją żwawością prowokowało dzieci do istnych
gejzerów śmiechu.
Może dostał zawału i utonął?
O Bud szepnęła. Znowu?
Wystukała numer Kevina. Właściciel sklepu zoologicznego miał
zwyczaj noce z piątku na sobotę spędzać na zapleczu, grając z kumplami w
pokera.
Upewniwszy się, że może się zaopatrzyć w Buda numer siedem, była
zmuszona wezwać jedynego człowieka, od którego chciałaby się teraz
trzymać z daleka. Ale cóż, babcia wyjechała na wycieczkę z grupą emerytów,
a ktoś musi popilnować dziewczynek.
Chyba nie chce mieć rano do czynienia z dwoma oszalałymi z rozpaczy
pięciolatkami?
Uśmiechnął się, gdy wysiadając z samochodu, usłyszał dzwonek
telefonu, a na wyświetlaczu pokazało się jej imię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Aha, więc kochasz mnie, ale nie możesz sobie na to pozwolić?
Wiedziała, że to brzmi głupio.
Patrick, nie mogę na to pójść. Nie chcę być jak moja matka. Nie
zafunduję Loli życia w wiecznej niepewności.
Przecież nie ośmieliłbym cię nawet o to prosić. Mam nadzieję, że
znasz mnie na tyle. Wziął ją za rękę. Rozwód powinien zostać orzeczony
lada dzień.
Wiem, ale... ja nie mogę...
Wiedziała, że w tej sytuacji rozwód jest formalnością, ale dla niej był
czymś bardzo istotnym. Dotyk jego dłoni odczuła jak zaproszenie do
krętactwa, a ona chce wejść w nowe życie z podniesionym czołem. Mieć
97
R
L
T
jasność.
Nie mogę, dopóki...
Rozumiem mruknął, ściskając jej rękę.
Procedura rozwodowa rzeczywiście trwała w jego przypadku dłużej, niż
można było oczekiwać. Niemożność doręczenia Katie stosownego pisma
utrudniała sytuację, ale w końcu po wykorzystaniu niezliczonych kruczków
prawnych orzeczenie było tylko kwestią czasu.
Przepraszam. Wiem, jak bardzo się starałeś i jakie to było trudne dla
ciebie, a szczególnie dla Helen.
Jakoś to przeżyje, nie martw się o nią.
Miranda też miała taką nadzieję, choć wszystkie trzy spotkania z
teściową Patricka, jakie miały miejsce od momentu wniesienia sprawy o
rozwód, przebiegły w bardzo chłodnej i sztywnej atmosferze.
Siedzieli przez chwilę w ciemności. Patrick leciutko dotykał
obnażonego ramienia Mirandy. Z Katie nie dało się tak siedzieć. Teraz
wszystko było na swoim miejscu. Pod palcami czuł, jak robi się jej gęsia
skórka. Wdychał jej zapach, napełniał nim całe płuca. Sztucznie powstrzy-
mane jakiś czas temu pożądanie powróciło.
Zboczeniec mruknęła, zdając sobie sprawę z jego erekcji.
No to się nie ruszaj.
Ale to mnie bodzie.
Co? To?
Nie! Twoje palce. Uśmiechała się coraz szerzej.
Teraz to już chyba na pewno śpią mamrotał, ocierając się o jej szyję.
Potem przesunął po niej językiem. Boże, czy ty musisz tak niesamowicie
pachnieć?
Miranda odchyliła głowę, a już po chwili on ją całował. Ona zaś z
98
R
L
T
radością otwierała przed nim każdy zakamarek ciała. On ją kocha. Kocha ją.
Boże, jak ja ciebie pragnę wyszeptał w jej usta.
To była dla niej najpiękniejsza muzyka. Ale im piękniej ona brzmiała,
tym bardziej dokuczało jej sumienie.
Z wysiłkiem opanowała się. W głowie jej szumiało, w brzuchu tłukły się
nieszczęsne motyle, serce waliło jak oszalałe. Piersi bolały, tak bardzo
chciały, by je gładzono i pieszczono. Ona go kocha.
Ale nie mogą tego zrobić. Ich córki śpią w pokoju obok. Trzeba być
odpowiedzialnym.
Patrick patrzył na nią.
Co znowu? zapytał. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, jak wygląda ból,
przykrość i dyskomfort, powinien teraz spojrzeć na Patricka.
Wychodzisz.
Wstała, doprowadziła do porządku ubranie i wskazali drzwi.
Idziesz. Wypad, ale już.
Mimo mroku panującego w pokoju Patrick widział, jak Miranda dyszy
nakręcona. Wyczułby to zresztą nawet w czarnej jak smoła dziurze dziesięć
kilometrów pod ziemią.
Złośliwiec. Psuja burknął.
Wychodz. Uśmiechnęła się do niego cierpko.
Ociągając się, wstał z kanapy.
A wracając do mojej propozycji. Ustalmy, że jak tylko rozwód
zostanie orzeczony, mówimy o wszystkim dziewczynkom. Nie będę czekać
jeszcze pół roku. Wiem, czego chcę. Chcę ciebie.
Dobra. Wtedy o tym porozmawiamy odburknęła, mimo iż jego oczy
w kolorach jesieni wwiercały się w nią pożądliwie, co powodowało, że jej
wnętrze przypominało gorący syrop z bitą śmietaną.
99
R
L
T
Mówisz jak prawdziwa matka.
Patrzył na nią jednak nie jak na matkę, ale jak na kobietę, z której
najchętniej zerwałby odzienie.
Przestań zażądała.
Mógłbym ci jakoś w tym... eee... pomóc zakpił, przenosząc wzrok na
jej twarz.
Miranda wstrzymała oddech. Nie wiedziała, czy się śmiać, czy ściągać
bluzkę.
Wynoś się. Natychmiast.
Wzruszył ramionami i podniósł ręce.
Tak tylko powiedziałem.
Dobra.
Jak małe będą ci dokuczać w nocy, zadzwoń powiedział, opierając
się o drzwi.
Jej nabrzmiałe sutki widział świetnie mimo mroku, teraz jednak miał
poważne wątpliwości, czy w ciemnościach trafi samochodem do własnego
domu.
Nie martw się, będę spać jak zabita, ty skunksie. Spojrzała na niego,
udając bardzo zagniewaną.
Może ty, ale ja nie zmrużę oka.
W końcu wyszedł. Limit samokontroli został na dziś wyczerpany.
Po jego wyjściu uśmiechała się do siebie. Była po prostu szczęśliwa i
nie zamierzała tego głębiej analizować. Ten stan jednak trwał zaledwie około
pięciu minut.
Zajrzała do dziewczynek. Rzeczywiście spały jak aniołki, coś jej jednak
kazało spojrzeć na akwarium. Rybka, ściślej pan rybka, też spał. Nawet zbyt
mocno. Brzuszkiem do góry. Miranda ze smutkiem patrzyła na stworzenie,
100
R
L
T
które jeszcze niedawno swoją żwawością prowokowało dzieci do istnych
gejzerów śmiechu.
Może dostał zawału i utonął?
O Bud szepnęła. Znowu?
Wystukała numer Kevina. Właściciel sklepu zoologicznego miał
zwyczaj noce z piątku na sobotę spędzać na zapleczu, grając z kumplami w
pokera.
Upewniwszy się, że może się zaopatrzyć w Buda numer siedem, była
zmuszona wezwać jedynego człowieka, od którego chciałaby się teraz
trzymać z daleka. Ale cóż, babcia wyjechała na wycieczkę z grupą emerytów,
a ktoś musi popilnować dziewczynek.
Chyba nie chce mieć rano do czynienia z dwoma oszalałymi z rozpaczy
pięciolatkami?
Uśmiechnął się, gdy wysiadając z samochodu, usłyszał dzwonek
telefonu, a na wyświetlaczu pokazało się jej imię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]