[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez tego psa tracić z oczu całej reszty, chociaż od razu widziałem, że skończył gwałtowną
śmiercią. Ta twoja teoria ma plusy. I gdyby minionej nocy padał deszcz...
- Deszcz? - powtórzyłem, nie mając zielonego pojęcia, do czego zmierza.
- Tak, deszcz, teraz bowiem wszystko zależy od tego, czy na balkonie znajdziemy
ślady butów. Jeżeli nie, to samobójstwo pozostanie jedynym wyjaśnieniem. Zdrowy rozsądek
podpowiada mi jednak, że znajdziemy te ślady. Na szczęście w nocy nie padało. Najgłupszy
kapuśniaczek byłby zbawieniem dla mordercy, wówczas bowiem nie zdołalibyśmy nijak
udowodnić, że nocą ktoś zakradł się do mieszkania.
- Poza tym moja teoria samobójstwa wyjaśniłaby wszystko z psychologiczną
wiarygodnością - dodałem buntowniczo. - Mimo tego twojego psa.
- Przestań już bredzić o tej psychologii! - warknął tak gniewnie, jak gdybym
rzeczywiście trafił w jego czuły punkt. Moje mrówki na pewno już rozlazły mu się po plecach
i nie przestaną go gryzć, dopóki chłopaki nie skończą wywoływać tych swoich płyt. - Tak czy
owak jasne jest - podjął po chwili - że z mieszkania można się było wydostać jedynie przez
drzwi balkonowe. Po wyjściu na klatkę schodową nikt nie zdołałby zamknąć drzwi na zamek
od środka i na dodatek zaciągnąć łańcuch. Poza tym klucz do zamka patentowego leżał na
stoliku nocnym przy łóżku pani Skrof.
- Może ktoś odkręcił kurek gazowy póznym wieczorem, tuż przed opuszczeniem
mieszkania - poddałem myśl. - Wskutek wycięcia wola pani Skrof nie czuła smrodu, więc po
zamknięciu drzwi za swoim póznym gościem zażyła tabletkę i poszła spokojnie do łóżka.
- A pies? - zauważył zgryzliwie Palmu. - I owsianka na kuchence, którą pani Skrof z
pewnością by starła, a przy okazji dostrzegła odkręcony kurek?
- Jakkolwiek by było, należy rozważyć każdą ewentualność - wycofałem się, usiłując
zachować resztki godności. - Szukać, znalezć, stwierdzić, upewnić się i wyciągnąć wniosek,
jak mówią instrukcje...
Palmu zamachnął się na mnie, więc potulnie zamilkłem. Taksówka zatrzymała się
właśnie przed reprezentacyjną, niedawno wybudowaną kamienicą w najnowszej części Tóóló.
Przed lśniącym wejściem ze szlifowanego granitu pysznił się niebieski sportowy packard.
Palmu zagłębił się w spis mieszkańców, po czym energicznie wcisnął i długo przytrzymał
guzik dzwonka, który znajdował się w górnej części skrzynki obok nazwiska Lankella. Po
dłuższej chwili zimny, zagniewany kobiecy głos warknął mi prosto do ucha:  Kto tam? , aż
podskoczyłem ze strachu.
Palmu zbliżył usta do kratki mikrofonu i ryknął:
- Pan Lankella w domu?!
- Panowie śpią jeszcze i nie wolno ich budzić - rzucił kwaśno ten sam chłodny kobiecy
głos.
- Więc proszę wylać im na głowę wiadro zimnej wody - poinstruował ją Palmu. - Mają
zaraz stanąć na nogi! Tu komisarz Palmu z wydziału kryminalnego!
Głośnik lękliwie się zachłysnął, opryskliwy głos zamilkł. W drzwiach coś stuknęło i
nad zamkiem zapalił się czerwony napis z uprzejmą radą:  Ciągnij! .
- Osobliwy sposób spoufalania się - zgorszył się Palmu, niemniej pociągnął za uchwyt
drzwi. Weszliśmy do lśniącej jasnym niklem windy i wjechaliśmy na ostatnie piętro. Na
jedynych drzwiach, jakie tam znalezliśmy, widniała tabliczka z zupełnie innym nazwiskiem.
Schody prowadziły jednak wyżej i Palmu zdecydowanym krokiem ruszył na szczytowy taras.
Tam przed otwartymi drzwiami stała dobrze odżywiona, masywna herod-baba. Ze
skrzyżowanymi wysoko na piersiach ramionami i gniewną miną niczym wielka
niedzwiedzica broniła wstępu do mieszkania.
- Panowie śpią. O co chodzi? - warknęła groznie.
Palmu bez słowa pokazał odznakę. Niedzwiedzica prychnęła z pogardą.
- Co te biedne chłopaczyska znów takiego zbroiły? - zapytała z politowaniem.
- O której wrócili rano do domu? - Palmu jakby nie usłyszał pytania. Kobieta już miała
odpowiedzieć, lecz ugryzła się w język i spojrzała chytrze na komisarza.
- Nie wiem - odrzekła. - Spałam. Ktoś w tym domu musi czasem spać.
Palmu stracił cierpliwość.
- Jeżeli w ciągu pięciu minut nie obudzi pani i nie postawi przede mną Lankelli, to
przeklnie pani dzień, w którym mnie poznała! - ryknął z udaną wściekłością.
Wyraznie zlękniona służąca wycofała się do mieszkania. Rzuciłem okiem na drzwi, do
których w miejsce zwyczajowej tabliczki przyczepiono dwa bilety wizytowe z nazwiskami:
Kaarle Lankella i Kurt Kuurna. Wiedziałem, że to drugie nazwisko też mi się już obiło o uszy.
- No, w takim razie proszę wejść - ustąpiła. - Możecie panowie poczekać w atelier. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.