[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w opisy kla-
wiszy szybkiego wybierania na telefonicznej słuchaw-
ce. - Tu jest napisane: mama". Marcos mówił mi, że
jego mama zmarła, gdy był całkiem mały.
- Hm, ciekawe...
Nick przycisnął klawisz i przytrzymał słuchawkę
tak, żeby oboje mogli słyszeć. Po dwóch sygnałach
ktoś odebrał telefon.
- Sekretariat kapitana Emmeta oznajmiła Iris za-
chęcającym do wyznań głosem.
Nick rozłączył rozmowę i zerknął na zaskoczoną
Sophię.
S
R
- Wygląda na to, że Marcos miał przyjaciela - po-
wiedział z uśmiechem.
Godzinę pózniej ponownie dzwonili do biura kapi-
tana Johna Emmeta, tym razem z płatnego telefonu w
pubie Churchill". Nick nie zamierzał przerywać roz-
mowy, co więcej, wyraznie przedstawił się Iris. Po
dwóch sekundach usłyszał w słuchawce wrzaski swo-
jego przełożonego.
- Sloane! Niech cię szlag, gdzie się podziewałeś?! -
krzyknął kapitan. -Jeśli myślisz, że dłużej będę tolero-
wał takie...
- Kurt jest brudny-wpadł mu w słowo Nick, nie od-
rywając bacznego spojrzenia od tarczy zegarka. Do-
skonale zdawał sobie sprawę, jak szybko Emmet może
namierzyć rozmowę i wysłać patrol. - Razem z bar-
manem ze Steamu", Marcosem Cooperem, szmugluje
narkotyki.
- Cóż za zbieg okoliczności - ironicznie prychnął
kapitan. - On powiedział to samo o tobie. Nie rozesła-
łem za tobą listu gończego tylko dlatego, że chciałem
usłyszeć twoją wersję, zanim sprawą zajmie się prasa.
Powiedz, gdzie jesteś, a kogoś po ciebie przyślę.
- Nic z tego, szefie. - Nick spojrzał na Sophię, która
nerwowo przygryzała dolną wargę, i znów na zegarek.
Mieli coraz mniej czasu. - Pomaga mu ktoś z wydziału.
Do jutra będę miał dowody.
S
R
- Jakie dowody ? Jeśli coś masz, to natychmiast
przychodz z tym do mnie. Czyżbyś zapomniał o pro-
cedurze? Chyba nie oczekujesz, że...
Nick odłożył słuchawkę.
- Znikamy stąd. - Ujął Sophię pod ramię.
- I to szybko.
- Dokąd?
- Tam, gdzie będziemy mogli bezpiecznie poczekać.
Przecięli ulicę i weszli do baru szybkiej obsługi.
Usiedli przy oknie, żeby mieć dobry widok na pobliski
pub. Zdążyli zamówić kawę, kiedy pod Churchillem"
zatrzymał się nieoznakowany samochód i wyskoczył z
niego Kurt. Pędem wbiegł do pubu, lecz po dwóch
minutach wyszedł z grymasem wściekłości na twarzy,
rozejrzał się wkoło, wsiadł do wozu i odjechał z pis-
kiem opon.
- Słodki Jezu... - Sophia zamknęła oczy.
- Więc to prawda. Siedzą w tym obaj.
- Być może... - powiedział Nick, wpatrując się w
parującą kawę. - Choć to wcale nie jest pewne.
- Do diabła, więc czego mamy się trzymać? - niemal
krzyknęła. - Jak mamy się poruszać? Komu ufać?
Kiedy otworzyła oczy, Nick dostrzegł w nich łzy.
Chciał jej obiecać, że wszystko będzie dobrze, że nic
im nie grozi, ale przecież nie mógł wiedzieć, czy to
prawda. A za nic nie chciał jej okłamywać.
S
R
- Trzy przecznice stąd jest piekarnia moich rodziców
- szepnęła, patrząc przez okno niewidzącym spojrze-
niem. - Teraz akurat jest pora lunchu i z pewnością w
sklepie kłębi się dziki tłum zgłodniałych ludzi. Moja
siostra Tina wzięła mój dyżur, ale idę o zakład, że
mama przeklina mój brak odpowiedzialności w pa-
rzystych godzinach, a cygańską krew w nie parzystych.
Nick ujął jej dłonie.
- Cygańska krew?
- Od strony ojca. Przynajmniej tak mówi mama,
kiedy złości ją moje zachowanie... czyli prawie zaw-
sze. - Otarła z policzka samotną łzę.
- Doprowadza mnie do szału, ale... bardzo ją ko-
cham. Tęsknię za ojcem i siostrami... Mówiłam ci, że
moja siostra, Rachel, jest w ciąży? chlipnęła.
- Rachel? - zdziwił się, bo wcześniej wspominała o
Tinie.
- Ja jestem najstarsza, potem jest Tina i najmłodsza
Rachel. Obie w tym roku wyszły za mąż, co czyni
mnie starą panną - zakończyła niewesoło.
Nick roześmiał się, oparł wygodnie i zaczął sączyć
kawę.
- Chłopak czy dziewczynka?
S
R
- Co? - spytała niezbyt mądrze Sophia.
- Kiedy Rachel ma termin?
- Za osiem tygodni. Udało ci się odwrócić moją
uwagę od użalania się nad sobą. Dobra robota, Sloane.
Boisz się kobiecych łez?
- Panicznie. Zazwyczaj zwiewam w przeciwną stro-
nę.
- Ale nie tym razem?
- Nie tym razem. - Uśmiechnął się.
Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie bez sło-
wa. W końcu Nick przerwał ciszę: .
- A twój tata?
- Tak?
- Myślisz, że mnie polubi?
Sophia w zdumieniu uniosła brwi.
- Czyżbyś chciał, żebym cię przedstawiła rodzicom?
- Mhm. - Odstawił kubek, by nie dostrzegła, że
trzęsą mu się ręce. - Chyba tak.
Aatwiej ci będzie przyjąć kulkę na bohaterską pierś,
niż się z nim zmierzyć. - Zachichotała. - Ojciec obrzuci
cię groznymi spojrzeniami, a mama urządzi przesłu-
chanie. Wydusi z ciebie wszystko, od wysokości za-
robków, po liczbę dzieci, które zamierzasz mieć.
Większość facetów tego nie wytrzymuje. Zwiewają,
gdzie pieprz rośnie. Teraz już wiesz, dlaczego jestem
starą panną - westchnęła dramatycznie. Jednak za tą
błazenadą kryło się drugie dno. Nick wyczuł, że rodzi
S
R
ce, których szczerze kochała, dojedli jej do żywego.
- Nie należę do większości, Soph - powiedział spo-
kojnie.
Przez chwilę znów milczeli.
- Co teraz, Nick? - spytała wreszcie.
- Teraz... - Dał znak kelnerce, że chce zapłacić. -
Teraz zadzwonimy do Kurta i umówimy się na spotka-
nie.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- To szaleństwo. Po prostu ci odbiło - panikowała
Sophia, spacerując nerwowo w tę i z powrotem w ja-
dalnej części największej kajuty na łodzi. Wbiła
oskarżycielskie spojrzenie w Nicka, który spokojnie
stał przy bufecie i sprawdzał niewielkie urządzenie
alarmowe, które kupili tego popołudnia w sklepie ze
sprzętem elektronicznym. - Nie ma mowy, by Kurt
wypuścił cię żywego!
Za dwie godziny Nick miał spotkać się ze skorum-
powanym . policjantem przed knajpą Crab's Net" na
River Street, jednak największy żal miała do niego o
to, że nie chciał jej zabrać z sobą.
- Nic mi nie zrobi w zatłoczonym, publicznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w opisy kla-
wiszy szybkiego wybierania na telefonicznej słuchaw-
ce. - Tu jest napisane: mama". Marcos mówił mi, że
jego mama zmarła, gdy był całkiem mały.
- Hm, ciekawe...
Nick przycisnął klawisz i przytrzymał słuchawkę
tak, żeby oboje mogli słyszeć. Po dwóch sygnałach
ktoś odebrał telefon.
- Sekretariat kapitana Emmeta oznajmiła Iris za-
chęcającym do wyznań głosem.
Nick rozłączył rozmowę i zerknął na zaskoczoną
Sophię.
S
R
- Wygląda na to, że Marcos miał przyjaciela - po-
wiedział z uśmiechem.
Godzinę pózniej ponownie dzwonili do biura kapi-
tana Johna Emmeta, tym razem z płatnego telefonu w
pubie Churchill". Nick nie zamierzał przerywać roz-
mowy, co więcej, wyraznie przedstawił się Iris. Po
dwóch sekundach usłyszał w słuchawce wrzaski swo-
jego przełożonego.
- Sloane! Niech cię szlag, gdzie się podziewałeś?! -
krzyknął kapitan. -Jeśli myślisz, że dłużej będę tolero-
wał takie...
- Kurt jest brudny-wpadł mu w słowo Nick, nie od-
rywając bacznego spojrzenia od tarczy zegarka. Do-
skonale zdawał sobie sprawę, jak szybko Emmet może
namierzyć rozmowę i wysłać patrol. - Razem z bar-
manem ze Steamu", Marcosem Cooperem, szmugluje
narkotyki.
- Cóż za zbieg okoliczności - ironicznie prychnął
kapitan. - On powiedział to samo o tobie. Nie rozesła-
łem za tobą listu gończego tylko dlatego, że chciałem
usłyszeć twoją wersję, zanim sprawą zajmie się prasa.
Powiedz, gdzie jesteś, a kogoś po ciebie przyślę.
- Nic z tego, szefie. - Nick spojrzał na Sophię, która
nerwowo przygryzała dolną wargę, i znów na zegarek.
Mieli coraz mniej czasu. - Pomaga mu ktoś z wydziału.
Do jutra będę miał dowody.
S
R
- Jakie dowody ? Jeśli coś masz, to natychmiast
przychodz z tym do mnie. Czyżbyś zapomniał o pro-
cedurze? Chyba nie oczekujesz, że...
Nick odłożył słuchawkę.
- Znikamy stąd. - Ujął Sophię pod ramię.
- I to szybko.
- Dokąd?
- Tam, gdzie będziemy mogli bezpiecznie poczekać.
Przecięli ulicę i weszli do baru szybkiej obsługi.
Usiedli przy oknie, żeby mieć dobry widok na pobliski
pub. Zdążyli zamówić kawę, kiedy pod Churchillem"
zatrzymał się nieoznakowany samochód i wyskoczył z
niego Kurt. Pędem wbiegł do pubu, lecz po dwóch
minutach wyszedł z grymasem wściekłości na twarzy,
rozejrzał się wkoło, wsiadł do wozu i odjechał z pis-
kiem opon.
- Słodki Jezu... - Sophia zamknęła oczy.
- Więc to prawda. Siedzą w tym obaj.
- Być może... - powiedział Nick, wpatrując się w
parującą kawę. - Choć to wcale nie jest pewne.
- Do diabła, więc czego mamy się trzymać? - niemal
krzyknęła. - Jak mamy się poruszać? Komu ufać?
Kiedy otworzyła oczy, Nick dostrzegł w nich łzy.
Chciał jej obiecać, że wszystko będzie dobrze, że nic
im nie grozi, ale przecież nie mógł wiedzieć, czy to
prawda. A za nic nie chciał jej okłamywać.
S
R
- Trzy przecznice stąd jest piekarnia moich rodziców
- szepnęła, patrząc przez okno niewidzącym spojrze-
niem. - Teraz akurat jest pora lunchu i z pewnością w
sklepie kłębi się dziki tłum zgłodniałych ludzi. Moja
siostra Tina wzięła mój dyżur, ale idę o zakład, że
mama przeklina mój brak odpowiedzialności w pa-
rzystych godzinach, a cygańską krew w nie parzystych.
Nick ujął jej dłonie.
- Cygańska krew?
- Od strony ojca. Przynajmniej tak mówi mama,
kiedy złości ją moje zachowanie... czyli prawie zaw-
sze. - Otarła z policzka samotną łzę.
- Doprowadza mnie do szału, ale... bardzo ją ko-
cham. Tęsknię za ojcem i siostrami... Mówiłam ci, że
moja siostra, Rachel, jest w ciąży? chlipnęła.
- Rachel? - zdziwił się, bo wcześniej wspominała o
Tinie.
- Ja jestem najstarsza, potem jest Tina i najmłodsza
Rachel. Obie w tym roku wyszły za mąż, co czyni
mnie starą panną - zakończyła niewesoło.
Nick roześmiał się, oparł wygodnie i zaczął sączyć
kawę.
- Chłopak czy dziewczynka?
S
R
- Co? - spytała niezbyt mądrze Sophia.
- Kiedy Rachel ma termin?
- Za osiem tygodni. Udało ci się odwrócić moją
uwagę od użalania się nad sobą. Dobra robota, Sloane.
Boisz się kobiecych łez?
- Panicznie. Zazwyczaj zwiewam w przeciwną stro-
nę.
- Ale nie tym razem?
- Nie tym razem. - Uśmiechnął się.
Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie bez sło-
wa. W końcu Nick przerwał ciszę: .
- A twój tata?
- Tak?
- Myślisz, że mnie polubi?
Sophia w zdumieniu uniosła brwi.
- Czyżbyś chciał, żebym cię przedstawiła rodzicom?
- Mhm. - Odstawił kubek, by nie dostrzegła, że
trzęsą mu się ręce. - Chyba tak.
Aatwiej ci będzie przyjąć kulkę na bohaterską pierś,
niż się z nim zmierzyć. - Zachichotała. - Ojciec obrzuci
cię groznymi spojrzeniami, a mama urządzi przesłu-
chanie. Wydusi z ciebie wszystko, od wysokości za-
robków, po liczbę dzieci, które zamierzasz mieć.
Większość facetów tego nie wytrzymuje. Zwiewają,
gdzie pieprz rośnie. Teraz już wiesz, dlaczego jestem
starą panną - westchnęła dramatycznie. Jednak za tą
błazenadą kryło się drugie dno. Nick wyczuł, że rodzi
S
R
ce, których szczerze kochała, dojedli jej do żywego.
- Nie należę do większości, Soph - powiedział spo-
kojnie.
Przez chwilę znów milczeli.
- Co teraz, Nick? - spytała wreszcie.
- Teraz... - Dał znak kelnerce, że chce zapłacić. -
Teraz zadzwonimy do Kurta i umówimy się na spotka-
nie.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- To szaleństwo. Po prostu ci odbiło - panikowała
Sophia, spacerując nerwowo w tę i z powrotem w ja-
dalnej części największej kajuty na łodzi. Wbiła
oskarżycielskie spojrzenie w Nicka, który spokojnie
stał przy bufecie i sprawdzał niewielkie urządzenie
alarmowe, które kupili tego popołudnia w sklepie ze
sprzętem elektronicznym. - Nie ma mowy, by Kurt
wypuścił cię żywego!
Za dwie godziny Nick miał spotkać się ze skorum-
powanym . policjantem przed knajpą Crab's Net" na
River Street, jednak największy żal miała do niego o
to, że nie chciał jej zabrać z sobą.
- Nic mi nie zrobi w zatłoczonym, publicznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]