[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uwolnienie jej.
Ale wiedziała, że jeśli wypowie chociaż sylabę, będzie zgubiona. Przygryzła wargi i mocno
zacisnęła powieki.
Jakby czytając w jej myślach, dr Hazel kontynuował:
- W przyszłości będziesz mogła poprosić o knebel. Ale dziś w nocy musisz nauczyć się
wrzeszczeć, błagać i wyć. Josephine zesztywniała.
- Och, tak moja droga - mówił dalej, obserwując jej poruszenie - będziesz żebrać o litość. I
będziesz krzyczeć, obiecuję ci to. Możesz krzyczeć, co tylko chcesz, moja droga, i tak nikt cię
nie usłyszy.
Czuła, że zbliża się do niej, jego buty wydawały odgłos na ubitej ziemi.
- Przewidziałem dla pani dziesięć batów, pani Morrow - powiedział.- Oto pierwszy.
Traach!
Uderzenie przecięło na ukos jej plecy, od prawego ramienia do pasa. Było jak wstrząs
elektryczny, nagłe i gwałtowne. Jej umysł zarejestrował je dopiero po chwili, gdy serce
przestało na moment bić, a ciało wygięło się w spazmatycznym drganiu. Dopiero gdy ból
napłynął silną falą do kręgosłupa, każdy nerw jej pleców odezwał się głośnym krzykiem.
Zdesperowana przygryzła język, aby odmówić mu przyjemności rozkoszowania się
spełnieniem jego zapowiedzi.
Bat spadł znowu, tym razem z lewej strony do prawej, przecinając jej plecy pod kątem
prostym do pierwszego ciosu. Josephine czuła, że z oczu płyną jej łzy. Ale nie krzyknęła.
Powstrzymała się.
Trzecie smagnięcie.
- Aaaaa! - wrzasnęła.
Nastąpiło szybciej niż drugie i zaskoczyło ją, nie przygotowaną do obrony, spadając poziomo
na jej talię. Całe plecy miała ścierpnięte, odczuwała w nich mrowienie i odrętwienie. Uderzył
ją ponownie, osiągając wypukłość pośladków, z lewej strony do prawej i na odwrót. Zwisała
na łańcuchu jak maltretowana kukła, a następny raz dosięgnął ją z prawej strony, powodując
lekki obrót, jakby wprost na spotkanie następnego. Kolejne uderzenie nadeszło z prawej
strony i znowu popchnęło ją jak bezradną lalkę.
Ile ich otrzymała do tej pory? W oszołomieniu straciła rachubę. Jej ramiona krzyczały o
uwolnienie, serce łomotało w piersi a łzy spływały obficie po policzkach. Gdy smagnął ją
70
ponownie, usłyszała własny, głośny krzyk. Jak mógł jej to zrobić? Wywabić z łóżka
obietnicami przyniesienia jej ulgi za pomocą maści i leków! W końcu ją znajdą. Przybędą i
wybawią ją z tego więzienia.
Kto?
Nie było nikogo takiego.
Ku własnemu przerażeniu Josephine poczuła, że się obraca. Wykonała gwałtowny ruch,
próbując zmienić kierunek obrotu. Było to całkowicie bezużyteczne: jej własny rozpęd działał
przeciwko niej. Kątem oka dostrzegła doktora z podniesioną ręka i bat szykujący się do ataku.
- Nie! Nie! - zawołała. %7łebrała. Słyszała własny głos, błagający go, aby przestał. Próbowała
obrócić się, żeby znalezć się poza zasięgiem bicza, ale brakowało jej punktu oparcia. Chciała
ustawić się plecami do niego, gdy znienawidzony bat spadł znowu. Smagnął jej prawy bok,
zahaczając o udo i pośladek. Zawyła i wyprężyła się na łańcuchu.
Przez gęstniejący dym i mgłę własnych łez ujrzała, że to już koniec. Dr Hazel oddał bat
Annabelli. Czarna pokojówka, Dawn, klęczała przed nim, zręcznie manipulując przy paskach
i zapinkach jego kostiumu. Rozpinała woreczek podtrzymujący genitalia.
Gdy Josephine wisiała przed nim, szlochając i skręcając się z bólu, zręczne palce młodej
dziewczyny wydobyły z ukrycia członek dr Hazla. Był długi, obrzezany, z czerwoną
końcówką, naprężony erekcją. Dr Hazel uśmiechnął się do Josephine z rezerwą, ponad głową
Dawn. W tym czasie dziewczyna wepchnęła sobie jego członek do ust.
Sprawiała wrażenie, że robi to ochoczo i tak perfekcyjnie, jakby obciąganie członka doktora
było jej codziennym obowiązkiem. Annabella i Janet stały spokojnie obok, przyglądając
się.
Josephine zwiesiła głowę, wyczerpana, a jej szloch pomału ustawał. Przez mgłę ognistego
bólu słyszała pochrząkiwanie dr Hazla, gdy język Dawn natrafiał na czułe miejsca. Słyszała,
jak syczy przez zęby.
Całkiem mimowolnie, nie zdając sobie sprawy dlaczego to robi, Josephine uniosła znowu
głowę, żeby popatrzeć. Doktor stał na szeroko rozstawionych nogach, zanurzając palce
głęboko w gąszcz czarnych, kręconych włosów Dawn. Stał tam, ciężko oddychając i mrucząc
sprośnie brzmiące słowa w obcym języku, podczas gdy pokojówka pracowała zawzięcie z
twarzą wtuloną w jego krocze.
Josephine odwróciła głowę, wisząc bezwładnie na łańcuchu. W tym momencie Annabella
dała znak i druga pokojówka podeszła, żeby ją podtrzymać. Postawiła ją na nogi i skierowała
twarz dokładnie na ten ponury widok, który się przed nią roztaczał. Widocznie dr Hazel
życzył sobie widzieć wypełnione łzami oczy ofiary, gdy jego podniecenie dobiegało szczytu.
Wpychał członek coraz głębiej w usta niemal dławiącej się dziewczyny.
Wkrótce nastąpił koniec.
Ledwo wydał ostatni gardłowy okrzyk triumfu, szorstko odepchnął od siebie sprawczynię
swojej rozkoszy i podszedł do Josephine. Jego członek drżał i ociekał spermą.
Kołysząc się, mdlejąc prawie z wysiłku, Josephine odwróciła głowę. Przemogła silny uchwyt
Janet. Nie straciła jeszcze wszystkich sił.
Dr Hazel wyciągnął rękę i chwycił mocno jej brodę, zmuszając, by na niego spojrzała, na jego
wilgotny i drżący narząd. Następnie zanurzył drugą rękę między jej uda. Josephine z trudem
złapała powietrze.Uśmiechając się z satysfakcją, wyjął palce z jej krocza i przytrzymał przed
oczami, by mogła się im przyjrzeć.
Były mokre.
Podsunął je pod nos Josephine. Pachniały nią, jej własnym ciałem w stanie podniecenia.
Zapach ten przylegał do jej palców za każdym razem, gdy oddawała się masturbacji. Teraz
nie czuła nic. Była oszołomiona i przestraszona.
71
Dr Hazel puścił jej podbródek i pozwolił opaść głowie w przód. Josephine nie była w stanie
trzymać jej w pionie ani chwili dłużej. Metaliczne pieczenie bicza powoli zamierało, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
uwolnienie jej.
Ale wiedziała, że jeśli wypowie chociaż sylabę, będzie zgubiona. Przygryzła wargi i mocno
zacisnęła powieki.
Jakby czytając w jej myślach, dr Hazel kontynuował:
- W przyszłości będziesz mogła poprosić o knebel. Ale dziś w nocy musisz nauczyć się
wrzeszczeć, błagać i wyć. Josephine zesztywniała.
- Och, tak moja droga - mówił dalej, obserwując jej poruszenie - będziesz żebrać o litość. I
będziesz krzyczeć, obiecuję ci to. Możesz krzyczeć, co tylko chcesz, moja droga, i tak nikt cię
nie usłyszy.
Czuła, że zbliża się do niej, jego buty wydawały odgłos na ubitej ziemi.
- Przewidziałem dla pani dziesięć batów, pani Morrow - powiedział.- Oto pierwszy.
Traach!
Uderzenie przecięło na ukos jej plecy, od prawego ramienia do pasa. Było jak wstrząs
elektryczny, nagłe i gwałtowne. Jej umysł zarejestrował je dopiero po chwili, gdy serce
przestało na moment bić, a ciało wygięło się w spazmatycznym drganiu. Dopiero gdy ból
napłynął silną falą do kręgosłupa, każdy nerw jej pleców odezwał się głośnym krzykiem.
Zdesperowana przygryzła język, aby odmówić mu przyjemności rozkoszowania się
spełnieniem jego zapowiedzi.
Bat spadł znowu, tym razem z lewej strony do prawej, przecinając jej plecy pod kątem
prostym do pierwszego ciosu. Josephine czuła, że z oczu płyną jej łzy. Ale nie krzyknęła.
Powstrzymała się.
Trzecie smagnięcie.
- Aaaaa! - wrzasnęła.
Nastąpiło szybciej niż drugie i zaskoczyło ją, nie przygotowaną do obrony, spadając poziomo
na jej talię. Całe plecy miała ścierpnięte, odczuwała w nich mrowienie i odrętwienie. Uderzył
ją ponownie, osiągając wypukłość pośladków, z lewej strony do prawej i na odwrót. Zwisała
na łańcuchu jak maltretowana kukła, a następny raz dosięgnął ją z prawej strony, powodując
lekki obrót, jakby wprost na spotkanie następnego. Kolejne uderzenie nadeszło z prawej
strony i znowu popchnęło ją jak bezradną lalkę.
Ile ich otrzymała do tej pory? W oszołomieniu straciła rachubę. Jej ramiona krzyczały o
uwolnienie, serce łomotało w piersi a łzy spływały obficie po policzkach. Gdy smagnął ją
70
ponownie, usłyszała własny, głośny krzyk. Jak mógł jej to zrobić? Wywabić z łóżka
obietnicami przyniesienia jej ulgi za pomocą maści i leków! W końcu ją znajdą. Przybędą i
wybawią ją z tego więzienia.
Kto?
Nie było nikogo takiego.
Ku własnemu przerażeniu Josephine poczuła, że się obraca. Wykonała gwałtowny ruch,
próbując zmienić kierunek obrotu. Było to całkowicie bezużyteczne: jej własny rozpęd działał
przeciwko niej. Kątem oka dostrzegła doktora z podniesioną ręka i bat szykujący się do ataku.
- Nie! Nie! - zawołała. %7łebrała. Słyszała własny głos, błagający go, aby przestał. Próbowała
obrócić się, żeby znalezć się poza zasięgiem bicza, ale brakowało jej punktu oparcia. Chciała
ustawić się plecami do niego, gdy znienawidzony bat spadł znowu. Smagnął jej prawy bok,
zahaczając o udo i pośladek. Zawyła i wyprężyła się na łańcuchu.
Przez gęstniejący dym i mgłę własnych łez ujrzała, że to już koniec. Dr Hazel oddał bat
Annabelli. Czarna pokojówka, Dawn, klęczała przed nim, zręcznie manipulując przy paskach
i zapinkach jego kostiumu. Rozpinała woreczek podtrzymujący genitalia.
Gdy Josephine wisiała przed nim, szlochając i skręcając się z bólu, zręczne palce młodej
dziewczyny wydobyły z ukrycia członek dr Hazla. Był długi, obrzezany, z czerwoną
końcówką, naprężony erekcją. Dr Hazel uśmiechnął się do Josephine z rezerwą, ponad głową
Dawn. W tym czasie dziewczyna wepchnęła sobie jego członek do ust.
Sprawiała wrażenie, że robi to ochoczo i tak perfekcyjnie, jakby obciąganie członka doktora
było jej codziennym obowiązkiem. Annabella i Janet stały spokojnie obok, przyglądając
się.
Josephine zwiesiła głowę, wyczerpana, a jej szloch pomału ustawał. Przez mgłę ognistego
bólu słyszała pochrząkiwanie dr Hazla, gdy język Dawn natrafiał na czułe miejsca. Słyszała,
jak syczy przez zęby.
Całkiem mimowolnie, nie zdając sobie sprawy dlaczego to robi, Josephine uniosła znowu
głowę, żeby popatrzeć. Doktor stał na szeroko rozstawionych nogach, zanurzając palce
głęboko w gąszcz czarnych, kręconych włosów Dawn. Stał tam, ciężko oddychając i mrucząc
sprośnie brzmiące słowa w obcym języku, podczas gdy pokojówka pracowała zawzięcie z
twarzą wtuloną w jego krocze.
Josephine odwróciła głowę, wisząc bezwładnie na łańcuchu. W tym momencie Annabella
dała znak i druga pokojówka podeszła, żeby ją podtrzymać. Postawiła ją na nogi i skierowała
twarz dokładnie na ten ponury widok, który się przed nią roztaczał. Widocznie dr Hazel
życzył sobie widzieć wypełnione łzami oczy ofiary, gdy jego podniecenie dobiegało szczytu.
Wpychał członek coraz głębiej w usta niemal dławiącej się dziewczyny.
Wkrótce nastąpił koniec.
Ledwo wydał ostatni gardłowy okrzyk triumfu, szorstko odepchnął od siebie sprawczynię
swojej rozkoszy i podszedł do Josephine. Jego członek drżał i ociekał spermą.
Kołysząc się, mdlejąc prawie z wysiłku, Josephine odwróciła głowę. Przemogła silny uchwyt
Janet. Nie straciła jeszcze wszystkich sił.
Dr Hazel wyciągnął rękę i chwycił mocno jej brodę, zmuszając, by na niego spojrzała, na jego
wilgotny i drżący narząd. Następnie zanurzył drugą rękę między jej uda. Josephine z trudem
złapała powietrze.Uśmiechając się z satysfakcją, wyjął palce z jej krocza i przytrzymał przed
oczami, by mogła się im przyjrzeć.
Były mokre.
Podsunął je pod nos Josephine. Pachniały nią, jej własnym ciałem w stanie podniecenia.
Zapach ten przylegał do jej palców za każdym razem, gdy oddawała się masturbacji. Teraz
nie czuła nic. Była oszołomiona i przestraszona.
71
Dr Hazel puścił jej podbródek i pozwolił opaść głowie w przód. Josephine nie była w stanie
trzymać jej w pionie ani chwili dłużej. Metaliczne pieczenie bicza powoli zamierało, [ Pobierz całość w formacie PDF ]