[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lauren starła litery z czoła, ale został na nim brzydki, czerwony ślad. Jej oczy pełne były
gorących łez. Ogarnął ją gniew. A więc to tak wyobrażają sobie przyjazń?
- Wiecie co? Walcie się - warknęła. - Walcie się, kaszaloty!
- Co to miało być? - spytała ostrym tonem Ashley, odkładając na bok piterek z narzędziami
do manikiuru.
- Chyba wyraznie mówię, no nie? - Lauren podniosła jeszcze głos.
-Jezu, Lauren, wyluzuj. - A. A. próbowała załagodzić sytuację. - Przecież to tylko żart.
Ale Lauren miała już dość bycia obiektem żartów ze strony Kliki.
- Mam was gdzieś. Banda frajerek i tyle. - Mówiła coraz szybciej i głośniej. Nagle poczuła
się bezkompromisowa i - wolna. Wszystkie urazy, które nagromadziły się przez lata
gnębienia oraz prześladowań, kiedy na przemian traktowały ją niczym powietrze lub
dokuczały jej bezlitośnie - a pamiętała też doskonale, jak smakowała ziemia, którą musiała
jeść - i jeszcze te wstrętne kłamstwa, które rozpowszechniały na jej temat, kiedy tak się
starała, żeby być do nich podobna: o przeszczepie ze świńskiego ryja, o mafii... Fala
goryczy wezbrała w niej i nic już nie zdołałoby jej powstrzymać. - Coś wam powiem: żal
mi was. Cała ta wasza Klika" to jeden wielki kit. Lili nawet nie może kichnąć, jeżeli nie
spyta Ashley o pozwolenie. A. A. dostaje świra na widok każdego faceta, a Ashley... Ty, ty
po prostu jesteś podła. Mogłabyś być fajną, miłą osobą. Ale nie, ty specjalnie uwzięłaś się,
żeby wszystkim robić na złość. Jesteś zarozumiałą, wstrętną żmiją.
No, wyrzuciła to z siebie. Niech mają za swoje. Odetchnęła głęboko i czekała, aż niebo
spadnie jej na głowę. Jednak nic się nie wydarzyło. Powiedziała im dokładnie to, co o nich
myślała, i żyje. Tylko co dalej?
Cisza, jaka zapanowała, była wprost nie do zniesienia. Dziewczyny siedziały jak porażone
wybuchem Lauren. Lili pobladła jak prześcieradło, A. A. unikała jej wzroku.
Tylko Ashley po prostu wstała i podciągnęła spodnie od piżamy. Nawet świeżo po
obudzeniu była taka ładna, trochę tylko potargana, co jeszcze dodawało jej uroku. Lauren
doskonale zdawała sobie sprawę, że ona sama wygląda okropnie, z włosami
przygniecionymi od snu, skołtunionymi od przewracania się w łóżku. I jeszcze te przeklęte
okulary. Znowu czuła się tym samym, brzydkim, paskudnym wręcz kaczątkiem, co kiedyś.
- Chcesz powiedzieć coś jeszcze? - spytała bezbarwnym głosem Ashley.
Lauren wzruszyła ramionami. Właściwie wygarnęła im już wszystko. Ale zaraz, dlaczego
nie miałaby postawić kropki nad i? Czy miała coś do stracenia? Spojrzała więc Ashley
prosto w oczy, stały teraz twarzą w twarz.
- Owszem, powiem ci coś jeszcze. Wszyscy w szkole cię nienawidzą. Nikt cię tak
naprawdę nie lubi. Albo się ciebie boją, albo ci się podlizują, ale nie lubi cię nikt.
Ashley uśmiechnęła się zimno, lodowato.
- Zabawne, coś mi się zdaje, że od jutra to ty nie będziesz miała żadnych przyjaciółek w tej
szkole. Kumasz?
-W dodatku nigdy ich nie miałaś - uzupełniła Lili, kręcąc smutno głową.
- Dziewczyny, przestańcie. To zaszło zbyt daleko - wtrąciła błagalnym tonem A. A. -
Proszę was. Naprawdę, musiałaś mówić to wszystko? - zwróciła się do Lauren.
Lauren przeszedł zimny dreszcz. Coś w głosie A. A. sprawiło, że straciła całą pewność
siebie.
A potem Ashley i A. A. odgarnęły grzywki. Cały gniew Lauren ulotnił się gdzieś i czuła
teraz, jak z wolna ogarnia ją obezwładniający lęk. Na ich czołach również widniały napisy
I LOVE SIKU.
O, cholera...
- Pierwsza, która się budzi, zawsze robi jakiś numer tym, które jeszcze śpią. Taka jest
tradycja - wyjaśniła lodowatym tonem Ashley. - Tym razem Lili wstała pierwsza. Jakbyś
się rozejrzała, to byś zobaczyła, że na moim łóżku i na łóżku A. A. też stoją miski z wodą.
Lauren wiedziała, że nie musi patrzeć. Na pewno stały. Totalna, kompletna porażka.
Wszystko zrozumiała na opak. No, ale skąd miała wiedzieć? Rany, przecież jest taka
inteligentna, więc jak to się dzieje, że jest taka głupia?
- Przecież nikt nie sika tak naprawdę - dodała A. A. -Polewa się pościel wodą, żeby tak
wyglądało, no nie?
- Popatrz - powiedziała Ashley i pokazała Lauren swoją komórkę. Lauren wzięła od niej
telefon i przyjrzała się temu, co widniało na ekranie. Ujrzała A. A. śpiącą z szeroko
otwartymi ustami, przy czym ktoś na zdjęciu domalował całą masę much; kolejna fotka
przedstawiała Ashley, która spała z kciukiem w ustach. - Myślisz, że cały świat się
sprzysiągł przeciwko tobie? To zajrzyj do zamrażarki. Znajdziesz tam balony A. A., mój
Chantelle i swoją własną namiastkę biustonosza - ciągnęła Ashley, a Lauren nadal w
osłupieniu przeglądała zdjęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Lauren starła litery z czoła, ale został na nim brzydki, czerwony ślad. Jej oczy pełne były
gorących łez. Ogarnął ją gniew. A więc to tak wyobrażają sobie przyjazń?
- Wiecie co? Walcie się - warknęła. - Walcie się, kaszaloty!
- Co to miało być? - spytała ostrym tonem Ashley, odkładając na bok piterek z narzędziami
do manikiuru.
- Chyba wyraznie mówię, no nie? - Lauren podniosła jeszcze głos.
-Jezu, Lauren, wyluzuj. - A. A. próbowała załagodzić sytuację. - Przecież to tylko żart.
Ale Lauren miała już dość bycia obiektem żartów ze strony Kliki.
- Mam was gdzieś. Banda frajerek i tyle. - Mówiła coraz szybciej i głośniej. Nagle poczuła
się bezkompromisowa i - wolna. Wszystkie urazy, które nagromadziły się przez lata
gnębienia oraz prześladowań, kiedy na przemian traktowały ją niczym powietrze lub
dokuczały jej bezlitośnie - a pamiętała też doskonale, jak smakowała ziemia, którą musiała
jeść - i jeszcze te wstrętne kłamstwa, które rozpowszechniały na jej temat, kiedy tak się
starała, żeby być do nich podobna: o przeszczepie ze świńskiego ryja, o mafii... Fala
goryczy wezbrała w niej i nic już nie zdołałoby jej powstrzymać. - Coś wam powiem: żal
mi was. Cała ta wasza Klika" to jeden wielki kit. Lili nawet nie może kichnąć, jeżeli nie
spyta Ashley o pozwolenie. A. A. dostaje świra na widok każdego faceta, a Ashley... Ty, ty
po prostu jesteś podła. Mogłabyś być fajną, miłą osobą. Ale nie, ty specjalnie uwzięłaś się,
żeby wszystkim robić na złość. Jesteś zarozumiałą, wstrętną żmiją.
No, wyrzuciła to z siebie. Niech mają za swoje. Odetchnęła głęboko i czekała, aż niebo
spadnie jej na głowę. Jednak nic się nie wydarzyło. Powiedziała im dokładnie to, co o nich
myślała, i żyje. Tylko co dalej?
Cisza, jaka zapanowała, była wprost nie do zniesienia. Dziewczyny siedziały jak porażone
wybuchem Lauren. Lili pobladła jak prześcieradło, A. A. unikała jej wzroku.
Tylko Ashley po prostu wstała i podciągnęła spodnie od piżamy. Nawet świeżo po
obudzeniu była taka ładna, trochę tylko potargana, co jeszcze dodawało jej uroku. Lauren
doskonale zdawała sobie sprawę, że ona sama wygląda okropnie, z włosami
przygniecionymi od snu, skołtunionymi od przewracania się w łóżku. I jeszcze te przeklęte
okulary. Znowu czuła się tym samym, brzydkim, paskudnym wręcz kaczątkiem, co kiedyś.
- Chcesz powiedzieć coś jeszcze? - spytała bezbarwnym głosem Ashley.
Lauren wzruszyła ramionami. Właściwie wygarnęła im już wszystko. Ale zaraz, dlaczego
nie miałaby postawić kropki nad i? Czy miała coś do stracenia? Spojrzała więc Ashley
prosto w oczy, stały teraz twarzą w twarz.
- Owszem, powiem ci coś jeszcze. Wszyscy w szkole cię nienawidzą. Nikt cię tak
naprawdę nie lubi. Albo się ciebie boją, albo ci się podlizują, ale nie lubi cię nikt.
Ashley uśmiechnęła się zimno, lodowato.
- Zabawne, coś mi się zdaje, że od jutra to ty nie będziesz miała żadnych przyjaciółek w tej
szkole. Kumasz?
-W dodatku nigdy ich nie miałaś - uzupełniła Lili, kręcąc smutno głową.
- Dziewczyny, przestańcie. To zaszło zbyt daleko - wtrąciła błagalnym tonem A. A. -
Proszę was. Naprawdę, musiałaś mówić to wszystko? - zwróciła się do Lauren.
Lauren przeszedł zimny dreszcz. Coś w głosie A. A. sprawiło, że straciła całą pewność
siebie.
A potem Ashley i A. A. odgarnęły grzywki. Cały gniew Lauren ulotnił się gdzieś i czuła
teraz, jak z wolna ogarnia ją obezwładniający lęk. Na ich czołach również widniały napisy
I LOVE SIKU.
O, cholera...
- Pierwsza, która się budzi, zawsze robi jakiś numer tym, które jeszcze śpią. Taka jest
tradycja - wyjaśniła lodowatym tonem Ashley. - Tym razem Lili wstała pierwsza. Jakbyś
się rozejrzała, to byś zobaczyła, że na moim łóżku i na łóżku A. A. też stoją miski z wodą.
Lauren wiedziała, że nie musi patrzeć. Na pewno stały. Totalna, kompletna porażka.
Wszystko zrozumiała na opak. No, ale skąd miała wiedzieć? Rany, przecież jest taka
inteligentna, więc jak to się dzieje, że jest taka głupia?
- Przecież nikt nie sika tak naprawdę - dodała A. A. -Polewa się pościel wodą, żeby tak
wyglądało, no nie?
- Popatrz - powiedziała Ashley i pokazała Lauren swoją komórkę. Lauren wzięła od niej
telefon i przyjrzała się temu, co widniało na ekranie. Ujrzała A. A. śpiącą z szeroko
otwartymi ustami, przy czym ktoś na zdjęciu domalował całą masę much; kolejna fotka
przedstawiała Ashley, która spała z kciukiem w ustach. - Myślisz, że cały świat się
sprzysiągł przeciwko tobie? To zajrzyj do zamrażarki. Znajdziesz tam balony A. A., mój
Chantelle i swoją własną namiastkę biustonosza - ciągnęła Ashley, a Lauren nadal w
osłupieniu przeglądała zdjęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]