[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapomnimy o wszystkim. Zrozumiałeś?
Mark skinął głową. Nagle z jego ust wyrwał się radosny
okrzyk;
- Polowanie, Roweno! Pojadę na polowanie! Pomyśl
tylko!
Markiz całkowicie go zawojował, pomyślała Rowena. Tak
jak Hermionę, a nawet ojca. Pozostawała tylko Lotty, która
była za mała, aby się w tej grze liczyła, oraz ona sama.
- Nie pozwolę mu wygrać! - powiedziała na głos, kiedy
dotarła do swego pokoju. - Jeśli on gotów jest użyć każdej
broni, aby tylko osiągnąć swój cel, ja muszę użyć jedynej, jaka
mi jeszcze pozostała.
Siedząc w podążającym do Londynu dyliżansie Rowena
zastanawiała się, czy wspaniały zaprzęg markiza zdoła ich
minąć, zanim dojadą na miejsce. Pora była wczesna, więc nie
przypuszczała, by markiz mógł już wyruszyć w drogę.
Zciśnięta między obfitej tuszy wieśniaczkę, a jeszcze
grubszego od niej dżentelmena reprezentującego jakąś firmę
winiarską, pocieszała się, ze jej ojciec nie będzie się martwił,
kiedy przeczyta pozostawiony przez nią list. Po raz pierwszy
od niepamiętnych czasów skłamała. Napisała, że pod
wpływem sugestii markiza jedzie do Londynu, aby zająć się
strojami Hermiony, które potrzebne jej są na wyjazd do
Florencji. Przypuszcza, że zatrzyma się w mieście na dzień lub
dwa, i ma nadzieję, iż w tym czasie poradzą sobie bez niej.
Jako człowiek z natury bardzo ufny, ojciec nigdy by nie
podejrzewał, iż jego córka nie napisała prawdy. Jeśli mi się
nie uda - pomyślała - wrócę do domu jeszcze tego samego
dnia". Była pewna, że Hermiona zacznie jej zadawać mnóstwo
dociekliwych pytań, ale że ojciec zostawi ją w spokoju.
Dyliżans z turkotem pokonywał wiejskie drogi,
wzniecając tumany kurzu. Z czasem stawały się one coraz
lepsze, przybywało coraz więcej domów, aż wreszcie dotarli
na przedmieścia Londynu. I wtedy Rowena zaczęła żałować,
że nie zdecydowała się na górne miejsce w dyliżansie. Z
pewnością nie byłoby jej tak gorąco i niewygodnie, a i widoki
byłyby znacznie ciekawsze. Ale wtedy markiz mijając
dyliżans mógłby ją zauważyć, a to mogło pokrzyżować jej
plany.
Przypadek sprawił, że wczoraj wieczorem rzuciła okiem
na kronikę towarzyską w The Morning Post", aby sprawdzić,
czy napisali coś o uroczystościach ku czci księcia
Wellingtona, o których wspominał markiz. Wiedziała, ze
wydane przez księcia regenta przyjęcie będzie opisane po
uroczystościach, ale jej nie interesowały plotki z życia
towarzyskich sfer. Jednak ta uroczystość miała być hołdem
złożonym przez zwykłych ludzi bohaterowi spod Waterloo.
Ku swemu zaskoczeniu przeczytała, że główne
uroczystości odbędą się w londyńskich parkach dla uczczenia
pierwszej rocznicy bitwy nad Nilem oraz stulecia wstąpienia
na tron angielski elektora Hanoweru.
W St. James Park zbudowano chińską pagodę i bardzo
malowniczy żółty mostek z jasnoniebieskim daszkiem; w
Green Park wspaniały gotycki zamek z basztami i murami
obronnymi; w Hyde Parku ustawiono kramy, kioski, stragany,
huśtawki i karuzele. Specjalne lampiony miały oświetlać aleje
Birdcage Walk i The Mall. Donoszono również, że pięciuset
ludzi zatrudnionych było przez miesiąc przy produkcji ogni
sztucznych, które miały zadziwić cały kraj.
The Morning Post" obiecywał widowisko o
niespotykanym przepychu, ale Rowena zastanawiała się, co
też to może mieć wspólnego z irlandzkim księciem. Po tylu
latach wojny trudno było uwierzyć, że w końcu nastał pokój i
że stopniowo znikną wszystkie dręczące ich niepokoje i
niedostatki. Może żywność stanieje, łudziła się. Wiedziała, iż
farmerzy już obawiali się, że po wojnie cena na ich produkty
znacznie spadnie. Dla jej rodziny to i tak nie będzie miało zbyt
wielkiego znaczenia, pomyślała. Rozumiała, że markiz, który
jak sam opowiadał, przez pięć lat służył pod Wellingtonem,
musi być obecny w Carlton House, skoro jego dowódca
wystąpi tam w roli honorowego gościa. Pomimo iż w Social
Gazette" nie znalazła żadnej wzmianki ani o markizie, ani o
wydawanym przez księcia przyjęciu, zainteresowała się
jednak pewną zamieszczoną tam notatką. Przeczytała ją kilka
razy, odłożyła na bok gazety i zamyśliła się nad czymś
głęboko.
Oto broń, której szukała, broń, za pomocą której może
pokonać markiza raz na zawsze. Tylko, czy zdecyduje się jej
użyć? Po chwili doszła do wniosku, że nie ma nic do stracenia.
Jeśli zostanie odtrącona, zignorowana czy obrażona, nikt
oprócz niej nie będzie o tym wiedział. Nigdy nie dopuści, aby
jej ojciec poznał prawdę. Tę prawdę, która dla niego
oznaczałaby zdradę. Myśl o ojcu sprawiła, iż Rowena zaczęła
się wahać. Ale w końcu powiedziała sobie, że musi zrobić
wszystko, aby markiz zrozumiał raz na zawsze: Nigdy nie
zgodzi się na to, czego on od niej oczekuje.
- Och, mamo, pomóż mi! - wołała, patrząc na wiszący nad
biurkiem portret matki, namalowany wkrótce po tym, jak
wyszła za mąż.
Rowena odziedziczyła po matce włosy i oczy, kształt
twarzy oraz niezwykłą słodycz. Jednak mając zaledwie
dziewiętnaście lat, czuła się pod każdym względem starsza niż
kiedykolwiek była jej matka. Nie miała już tak bezgranicznej
wiary, z jaką patrzyła na świat, zanim poznała markiza. On
pozbawił ją złudzeń i zniszczył jej ideały
Kocham go - pomyślała. - Kocham całym sercem, a
kiedy mnie całuje, wydaje mi się, że nasza miłość jest darem
samego Boga". Ale prawda była zupełnie inna. Ta miłość
okazała się zwykłym kuszeniem szatana i Rowena ponownie
powiedziała sobie, ze nienawidzi i jego, i wszystkiego, co było
z nim związane. Wtedy się zdecydowała.
- Jadę do Londynu - postanowiła. Dyliżans zajechał na
plac Two Headed Swan w Islington i wszyscy pasażerowie
wysiedli. Wprawdzie suma pieniędzy, jaką Rowena musiała
wydać, była horrendalna, zdecydowała się jednak pojechać na
Curzon Street dorożką. Zupełnie nie wiedziała, w jaki inny
sposób mogłaby się tam dostać, poza tym, jeśli straciłaby zbyt
wiele czasu, mogłaby nie zdążyć na powrotny dyliżans jeszcze
tego samego dnia.
Dorożkarz doskonale znał Dunvegan House, bo tam miał
ją zawiezć, i kiedy zatrzymali się przed wyniosłym, posępnym
pałacem, Rowena poczuła, że ręce jej drżą i zasycha jej w
gardle. Zapłaciwszy za kurs, szybko wspięła się po schodach i
zakołatała do drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
zapomnimy o wszystkim. Zrozumiałeś?
Mark skinął głową. Nagle z jego ust wyrwał się radosny
okrzyk;
- Polowanie, Roweno! Pojadę na polowanie! Pomyśl
tylko!
Markiz całkowicie go zawojował, pomyślała Rowena. Tak
jak Hermionę, a nawet ojca. Pozostawała tylko Lotty, która
była za mała, aby się w tej grze liczyła, oraz ona sama.
- Nie pozwolę mu wygrać! - powiedziała na głos, kiedy
dotarła do swego pokoju. - Jeśli on gotów jest użyć każdej
broni, aby tylko osiągnąć swój cel, ja muszę użyć jedynej, jaka
mi jeszcze pozostała.
Siedząc w podążającym do Londynu dyliżansie Rowena
zastanawiała się, czy wspaniały zaprzęg markiza zdoła ich
minąć, zanim dojadą na miejsce. Pora była wczesna, więc nie
przypuszczała, by markiz mógł już wyruszyć w drogę.
Zciśnięta między obfitej tuszy wieśniaczkę, a jeszcze
grubszego od niej dżentelmena reprezentującego jakąś firmę
winiarską, pocieszała się, ze jej ojciec nie będzie się martwił,
kiedy przeczyta pozostawiony przez nią list. Po raz pierwszy
od niepamiętnych czasów skłamała. Napisała, że pod
wpływem sugestii markiza jedzie do Londynu, aby zająć się
strojami Hermiony, które potrzebne jej są na wyjazd do
Florencji. Przypuszcza, że zatrzyma się w mieście na dzień lub
dwa, i ma nadzieję, iż w tym czasie poradzą sobie bez niej.
Jako człowiek z natury bardzo ufny, ojciec nigdy by nie
podejrzewał, iż jego córka nie napisała prawdy. Jeśli mi się
nie uda - pomyślała - wrócę do domu jeszcze tego samego
dnia". Była pewna, że Hermiona zacznie jej zadawać mnóstwo
dociekliwych pytań, ale że ojciec zostawi ją w spokoju.
Dyliżans z turkotem pokonywał wiejskie drogi,
wzniecając tumany kurzu. Z czasem stawały się one coraz
lepsze, przybywało coraz więcej domów, aż wreszcie dotarli
na przedmieścia Londynu. I wtedy Rowena zaczęła żałować,
że nie zdecydowała się na górne miejsce w dyliżansie. Z
pewnością nie byłoby jej tak gorąco i niewygodnie, a i widoki
byłyby znacznie ciekawsze. Ale wtedy markiz mijając
dyliżans mógłby ją zauważyć, a to mogło pokrzyżować jej
plany.
Przypadek sprawił, że wczoraj wieczorem rzuciła okiem
na kronikę towarzyską w The Morning Post", aby sprawdzić,
czy napisali coś o uroczystościach ku czci księcia
Wellingtona, o których wspominał markiz. Wiedziała, ze
wydane przez księcia regenta przyjęcie będzie opisane po
uroczystościach, ale jej nie interesowały plotki z życia
towarzyskich sfer. Jednak ta uroczystość miała być hołdem
złożonym przez zwykłych ludzi bohaterowi spod Waterloo.
Ku swemu zaskoczeniu przeczytała, że główne
uroczystości odbędą się w londyńskich parkach dla uczczenia
pierwszej rocznicy bitwy nad Nilem oraz stulecia wstąpienia
na tron angielski elektora Hanoweru.
W St. James Park zbudowano chińską pagodę i bardzo
malowniczy żółty mostek z jasnoniebieskim daszkiem; w
Green Park wspaniały gotycki zamek z basztami i murami
obronnymi; w Hyde Parku ustawiono kramy, kioski, stragany,
huśtawki i karuzele. Specjalne lampiony miały oświetlać aleje
Birdcage Walk i The Mall. Donoszono również, że pięciuset
ludzi zatrudnionych było przez miesiąc przy produkcji ogni
sztucznych, które miały zadziwić cały kraj.
The Morning Post" obiecywał widowisko o
niespotykanym przepychu, ale Rowena zastanawiała się, co
też to może mieć wspólnego z irlandzkim księciem. Po tylu
latach wojny trudno było uwierzyć, że w końcu nastał pokój i
że stopniowo znikną wszystkie dręczące ich niepokoje i
niedostatki. Może żywność stanieje, łudziła się. Wiedziała, iż
farmerzy już obawiali się, że po wojnie cena na ich produkty
znacznie spadnie. Dla jej rodziny to i tak nie będzie miało zbyt
wielkiego znaczenia, pomyślała. Rozumiała, że markiz, który
jak sam opowiadał, przez pięć lat służył pod Wellingtonem,
musi być obecny w Carlton House, skoro jego dowódca
wystąpi tam w roli honorowego gościa. Pomimo iż w Social
Gazette" nie znalazła żadnej wzmianki ani o markizie, ani o
wydawanym przez księcia przyjęciu, zainteresowała się
jednak pewną zamieszczoną tam notatką. Przeczytała ją kilka
razy, odłożyła na bok gazety i zamyśliła się nad czymś
głęboko.
Oto broń, której szukała, broń, za pomocą której może
pokonać markiza raz na zawsze. Tylko, czy zdecyduje się jej
użyć? Po chwili doszła do wniosku, że nie ma nic do stracenia.
Jeśli zostanie odtrącona, zignorowana czy obrażona, nikt
oprócz niej nie będzie o tym wiedział. Nigdy nie dopuści, aby
jej ojciec poznał prawdę. Tę prawdę, która dla niego
oznaczałaby zdradę. Myśl o ojcu sprawiła, iż Rowena zaczęła
się wahać. Ale w końcu powiedziała sobie, że musi zrobić
wszystko, aby markiz zrozumiał raz na zawsze: Nigdy nie
zgodzi się na to, czego on od niej oczekuje.
- Och, mamo, pomóż mi! - wołała, patrząc na wiszący nad
biurkiem portret matki, namalowany wkrótce po tym, jak
wyszła za mąż.
Rowena odziedziczyła po matce włosy i oczy, kształt
twarzy oraz niezwykłą słodycz. Jednak mając zaledwie
dziewiętnaście lat, czuła się pod każdym względem starsza niż
kiedykolwiek była jej matka. Nie miała już tak bezgranicznej
wiary, z jaką patrzyła na świat, zanim poznała markiza. On
pozbawił ją złudzeń i zniszczył jej ideały
Kocham go - pomyślała. - Kocham całym sercem, a
kiedy mnie całuje, wydaje mi się, że nasza miłość jest darem
samego Boga". Ale prawda była zupełnie inna. Ta miłość
okazała się zwykłym kuszeniem szatana i Rowena ponownie
powiedziała sobie, ze nienawidzi i jego, i wszystkiego, co było
z nim związane. Wtedy się zdecydowała.
- Jadę do Londynu - postanowiła. Dyliżans zajechał na
plac Two Headed Swan w Islington i wszyscy pasażerowie
wysiedli. Wprawdzie suma pieniędzy, jaką Rowena musiała
wydać, była horrendalna, zdecydowała się jednak pojechać na
Curzon Street dorożką. Zupełnie nie wiedziała, w jaki inny
sposób mogłaby się tam dostać, poza tym, jeśli straciłaby zbyt
wiele czasu, mogłaby nie zdążyć na powrotny dyliżans jeszcze
tego samego dnia.
Dorożkarz doskonale znał Dunvegan House, bo tam miał
ją zawiezć, i kiedy zatrzymali się przed wyniosłym, posępnym
pałacem, Rowena poczuła, że ręce jej drżą i zasycha jej w
gardle. Zapłaciwszy za kurs, szybko wspięła się po schodach i
zakołatała do drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]