[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wychodz, Noelu syknęłam. Wszystko jedno jak, ale wyjdz.
Wyjrzałam zza rogu namiotu. Pan Bagnigge biegł chwiejnym krokiem pijaka w kierunku namiotu Moskwa ,
strażnik leżał bez ruchu na lodzie, a Balquidder, który stał odwrócony do mnie tyłem, rozglądał się dokoła,
82
jakby nie wiedział, co robić.
Pan Bagnigge potrafił dać sobie radę sam. Moim zadaniem było odciągnąć Balquiddera od Noela.
Przeczołgałam się wokół namiotu, złapałam piecyk za nogę i przewróciłam go. Rozżarzone węgle z sykiem
wypadły na lód, piecyk upadł na namiot, płomienie zaczynały lizać płótno. Noel był już jedną nogą poza
namiotem, zerwałam się, wyciągnęłam go na zewnątrz, za występ lodu.
Balquidder obrócił się szybko. Początkowo myślałam, że mnie nie zauważył, ponieważ kopnął strażnika, jakby
to on wywrócił piecyk. Płomienie ogarniały już cały namiot. Z namiotu Moskwa rozległy się krzyki, wypadł
z niego pan Bagnigge i wielu innych mężczyzn. Wszyscy biegli w stronę płonącego namiotu.
Wtedy Balquidder zobaczył mnie.
Zerwałam z siebie pelerynę, żeby nie hamowała mi ruchów, zarzuciłam ją na Noela i puściłam się biegiem.
Biegłam
w kierunku środka rzeki, gdzie pojawiło się nagle wąskie pasmo ciemnej wody. Lód chwiał się pod moimi
stopami. Im bliżej środka rzeki, tym głębsze były szczeliny.
Obejrzałam się. Balquidder zatrzymał się. Widać było, że chce się wycofać. Nie mogłam do tego dopuścić.
Noel nie był w stanie uciekać.
Przyłożyłam dłonie do ust i krzyknęłam Archie! . Odwrócił się szybko. Odtańczyłam na lodzie taniec
zwycięstwa i wykonałam kilka lekceważących gestów. Jeśli przedtem nie był pewien, czy to ja, teraz już
wiedział.
Z rykiem wściekłości rzucił się do przodu jak on szybko biegał.
Stephen mówił mi kiedyś, że Balquidder otrzymywał w szkole nagrody za zwycięstwo w biegach, ale mu nie
wierzyłam. Teraz wiedziałam już, że mówił prawdę. Mimo swojej wagi, biegł bardzo lekko i odległość między
nami zaczynała szybko maleć. Ja byłam zmęczona, bolała mnie posiniaczona głowa i szyja, miałam nogi jak z
ołowiu. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam.
Miałam nad nim tylko jedną przewagę byłam lekka, a on był ciężki. Musiałam go zwabić na cienki lód. Było
to ryzykowne, ale nie miałam innego wyjścia.
Widziałam teraz wyraznie pęknięcie na środku rzeki. Gwiazdy odbijały się w paśmie wody, które z każdą
chwilą się poszerzało.
Balquidder był coraz bliżej. Słyszałam jego ciężkie kroki za plecach. Kiedy dotarłam do czarnej wstążki wody,
czułam ból w płucach, brakowało mi oddechu. Zebrałam resztki sił i skoczyłam.
10
Udało mi się skoczyć na kawałek lodu po przeciwnej stronie. Wyjęłam swój sztylet i obróciłam się szybko.
Gdyby miało dojść do najgorszego, to drogo sprzedam swoje życie.
Balquidder zorientował się, że grozi mu niebezpieczeństwo. Lód popękał dokoła, a on stał na małej,
chybotliwej krze. Nie mógł skoczyć to by zakłóciło chwiejną równowagę kry. Nie mógł posunąć się do
przodu ani do tyłu, dokoła niego było coraz szersze pasmo wody. Rozległ się trzask, kiedy jego kra zderzyła się
z pokrywą lodową. Po chwili zaczęła się wolno przechylać. Balquidder poruszył się, próbując temu
przeciwdziałać. Na próżno. Kra stanęła sztorcem. Rozległ się przerazliwy krzyk i Balquidder wpadł do wody.
Kra przesunęła się nad nim, wyprostowała, a jego już nie było.
Stałam zdrętwiała z przerażenia. Dopiero po chwili zorientowałam się, że sama jestem w niebezpieczeństwie.
Mój kawałek lodu również groził oderwaniem od głównej tafli. Spojrzałam w stronę południowego brzegu
Tamizy. Może było to spowodowane kierunkiem prądu rzeki, ale lód od strony południowej był o wiele cieńszy
i mniej stabilny niż od północy. Musiałam przedostać się na północną stronę, gdzie lód był bardziej bezpieczny.
Tymczasem pasmo wody na środku rzeki stawało się coraz szersze.
Byłam tak przerażona, że dopiero po dłuższej chwili usłyszałam głośne okrzyki. Obróciłam się szybko.
Zobaczyłam w oddali dymiące szczątki namiotu Jacka Mroza i dwóch mężczyzn biegnących w moim kierunku.
Nieśli deskę. Kiedy się zbliżyli, w jednym z nich rozpoznałam pana Bagnigge.
Domyślałam się, co chcieli zrobić, ale czy to się mogło udać? Czynie było za pózno? Kiedy zbliżali się do
skraju lodu, zwolnili, uważnie wybierając drogę. Pan Bagnigge gwałtownie gestykulował. Doszłam do miejsca,
gdzie zaczęli przesuwać deskę.
Szybko, nie wolno tracić czasu! wołał pan Bagnigge.
Na jego twarzy widać było napięcie.
Starałam się uchwycić drugi koniec deski, ale dłonie miałam zmarznięte i nie mogłam jej utrzymać. Deska stale
83
wyślizgiwała mi się z rąk.
Aap ją, chłopcze popędzał mnie drugi mężczyzna.
Czułam, jak lód zaczyna uginać się pod moimi stopami. Wreszcie udało mi się chwycić deskę, która wystawała
może trzy centymetry poza wodę. To wszystko wyglądało bardzo niebezpiecznie.
Szybciej, chłopcze. Nie trać czasu. Lód pęka.
Za mną już tworzyła się szczelina. Nie wahałam się dłużej. Przebiegłam po desce. Mężczyzni złapali mnie w
momencie, kiedy deska przechyliła się i wpadła do wody.
Dotarliśmy do płonącego namiotu, chociaż chwilami musieli mnie nieść. Nogi mi się trzęsły i miałam zawroty
głowy z wyczerpania.
Kiedy dotarliśmy do bezpiecznego miejsca, opadłam na lód bez siły. Pan Bagnigge podał mi manierkę
brandy. Wypiłam łapczywie kilka łyków. Słyszałam, jak dziękował mojemu drugiemu wybawcy, zadzwięczały
monety.
Pułkownik? wykrztusiłam, kiedy zbliżył się do mnie.
Nic mu nie jest. Zanieśliśmy go na schody Queenhithe. Pojedzie stamtąd dorożką. Czy da pani radę iść?
Tak powiedziałam, wstając z lodu. Na litość boską, chodzmy stąd.
Noel czekał na nas przy Queenhithe Stairs. Siedział na worku, dwóch mężczyzn stało przy nim. Jeden z nich
zagwizdał, kiedy nas zobaczył. Podjechała zdezelowana dorożka. Noc! miał na sobie moją pelerynę, a kiedy do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Wychodz, Noelu syknęłam. Wszystko jedno jak, ale wyjdz.
Wyjrzałam zza rogu namiotu. Pan Bagnigge biegł chwiejnym krokiem pijaka w kierunku namiotu Moskwa ,
strażnik leżał bez ruchu na lodzie, a Balquidder, który stał odwrócony do mnie tyłem, rozglądał się dokoła,
82
jakby nie wiedział, co robić.
Pan Bagnigge potrafił dać sobie radę sam. Moim zadaniem było odciągnąć Balquiddera od Noela.
Przeczołgałam się wokół namiotu, złapałam piecyk za nogę i przewróciłam go. Rozżarzone węgle z sykiem
wypadły na lód, piecyk upadł na namiot, płomienie zaczynały lizać płótno. Noel był już jedną nogą poza
namiotem, zerwałam się, wyciągnęłam go na zewnątrz, za występ lodu.
Balquidder obrócił się szybko. Początkowo myślałam, że mnie nie zauważył, ponieważ kopnął strażnika, jakby
to on wywrócił piecyk. Płomienie ogarniały już cały namiot. Z namiotu Moskwa rozległy się krzyki, wypadł
z niego pan Bagnigge i wielu innych mężczyzn. Wszyscy biegli w stronę płonącego namiotu.
Wtedy Balquidder zobaczył mnie.
Zerwałam z siebie pelerynę, żeby nie hamowała mi ruchów, zarzuciłam ją na Noela i puściłam się biegiem.
Biegłam
w kierunku środka rzeki, gdzie pojawiło się nagle wąskie pasmo ciemnej wody. Lód chwiał się pod moimi
stopami. Im bliżej środka rzeki, tym głębsze były szczeliny.
Obejrzałam się. Balquidder zatrzymał się. Widać było, że chce się wycofać. Nie mogłam do tego dopuścić.
Noel nie był w stanie uciekać.
Przyłożyłam dłonie do ust i krzyknęłam Archie! . Odwrócił się szybko. Odtańczyłam na lodzie taniec
zwycięstwa i wykonałam kilka lekceważących gestów. Jeśli przedtem nie był pewien, czy to ja, teraz już
wiedział.
Z rykiem wściekłości rzucił się do przodu jak on szybko biegał.
Stephen mówił mi kiedyś, że Balquidder otrzymywał w szkole nagrody za zwycięstwo w biegach, ale mu nie
wierzyłam. Teraz wiedziałam już, że mówił prawdę. Mimo swojej wagi, biegł bardzo lekko i odległość między
nami zaczynała szybko maleć. Ja byłam zmęczona, bolała mnie posiniaczona głowa i szyja, miałam nogi jak z
ołowiu. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam.
Miałam nad nim tylko jedną przewagę byłam lekka, a on był ciężki. Musiałam go zwabić na cienki lód. Było
to ryzykowne, ale nie miałam innego wyjścia.
Widziałam teraz wyraznie pęknięcie na środku rzeki. Gwiazdy odbijały się w paśmie wody, które z każdą
chwilą się poszerzało.
Balquidder był coraz bliżej. Słyszałam jego ciężkie kroki za plecach. Kiedy dotarłam do czarnej wstążki wody,
czułam ból w płucach, brakowało mi oddechu. Zebrałam resztki sił i skoczyłam.
10
Udało mi się skoczyć na kawałek lodu po przeciwnej stronie. Wyjęłam swój sztylet i obróciłam się szybko.
Gdyby miało dojść do najgorszego, to drogo sprzedam swoje życie.
Balquidder zorientował się, że grozi mu niebezpieczeństwo. Lód popękał dokoła, a on stał na małej,
chybotliwej krze. Nie mógł skoczyć to by zakłóciło chwiejną równowagę kry. Nie mógł posunąć się do
przodu ani do tyłu, dokoła niego było coraz szersze pasmo wody. Rozległ się trzask, kiedy jego kra zderzyła się
z pokrywą lodową. Po chwili zaczęła się wolno przechylać. Balquidder poruszył się, próbując temu
przeciwdziałać. Na próżno. Kra stanęła sztorcem. Rozległ się przerazliwy krzyk i Balquidder wpadł do wody.
Kra przesunęła się nad nim, wyprostowała, a jego już nie było.
Stałam zdrętwiała z przerażenia. Dopiero po chwili zorientowałam się, że sama jestem w niebezpieczeństwie.
Mój kawałek lodu również groził oderwaniem od głównej tafli. Spojrzałam w stronę południowego brzegu
Tamizy. Może było to spowodowane kierunkiem prądu rzeki, ale lód od strony południowej był o wiele cieńszy
i mniej stabilny niż od północy. Musiałam przedostać się na północną stronę, gdzie lód był bardziej bezpieczny.
Tymczasem pasmo wody na środku rzeki stawało się coraz szersze.
Byłam tak przerażona, że dopiero po dłuższej chwili usłyszałam głośne okrzyki. Obróciłam się szybko.
Zobaczyłam w oddali dymiące szczątki namiotu Jacka Mroza i dwóch mężczyzn biegnących w moim kierunku.
Nieśli deskę. Kiedy się zbliżyli, w jednym z nich rozpoznałam pana Bagnigge.
Domyślałam się, co chcieli zrobić, ale czy to się mogło udać? Czynie było za pózno? Kiedy zbliżali się do
skraju lodu, zwolnili, uważnie wybierając drogę. Pan Bagnigge gwałtownie gestykulował. Doszłam do miejsca,
gdzie zaczęli przesuwać deskę.
Szybko, nie wolno tracić czasu! wołał pan Bagnigge.
Na jego twarzy widać było napięcie.
Starałam się uchwycić drugi koniec deski, ale dłonie miałam zmarznięte i nie mogłam jej utrzymać. Deska stale
83
wyślizgiwała mi się z rąk.
Aap ją, chłopcze popędzał mnie drugi mężczyzna.
Czułam, jak lód zaczyna uginać się pod moimi stopami. Wreszcie udało mi się chwycić deskę, która wystawała
może trzy centymetry poza wodę. To wszystko wyglądało bardzo niebezpiecznie.
Szybciej, chłopcze. Nie trać czasu. Lód pęka.
Za mną już tworzyła się szczelina. Nie wahałam się dłużej. Przebiegłam po desce. Mężczyzni złapali mnie w
momencie, kiedy deska przechyliła się i wpadła do wody.
Dotarliśmy do płonącego namiotu, chociaż chwilami musieli mnie nieść. Nogi mi się trzęsły i miałam zawroty
głowy z wyczerpania.
Kiedy dotarliśmy do bezpiecznego miejsca, opadłam na lód bez siły. Pan Bagnigge podał mi manierkę
brandy. Wypiłam łapczywie kilka łyków. Słyszałam, jak dziękował mojemu drugiemu wybawcy, zadzwięczały
monety.
Pułkownik? wykrztusiłam, kiedy zbliżył się do mnie.
Nic mu nie jest. Zanieśliśmy go na schody Queenhithe. Pojedzie stamtąd dorożką. Czy da pani radę iść?
Tak powiedziałam, wstając z lodu. Na litość boską, chodzmy stąd.
Noel czekał na nas przy Queenhithe Stairs. Siedział na worku, dwóch mężczyzn stało przy nim. Jeden z nich
zagwizdał, kiedy nas zobaczył. Podjechała zdezelowana dorożka. Noc! miał na sobie moją pelerynę, a kiedy do [ Pobierz całość w formacie PDF ]