[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzecz, jaką robił samodzielnie.
 O Boże, daj mi siłę do dalszego życia!
*
W końcu Dsire wróciła z rodzicami do domu.
Musiała zostawić Albina samego. Leżał i oddychał, nic więcej. Myli go, był sztucznie
odżywiany, leżał i oddychał.
- Nie można ustalić, czy ma jeszcze jakąkolwiek świadomość tego, co się wokół dzieje
- orzekli lekarze. - Możemy jedynie stwierdzić, że praca mózgu jest coraz słabsza. Szansa, że
się obudzi, jest niewielka.
Niewielka, ale to nie znaczy, że jest to wykluczone. Dsire chwyciła się tej ostatniej
deski ratunku. Czy gazety nie pisały czasami o takich przypadkach? Kobieta obudziła się z
długoletniej śpiączki. Mężczyzna pokonał sen śmierci. Pacjent leżący w śpiączce jest głodny!
I jeszcze ten film, o którym mówił Albin. Pewien lekarz wynalazł lekarstwo, dzięki
któremu mógł przywracać do życia pacjentów w śpiączce. Przypomniała sobie, jak bardzo
zachwycony był tym filmem. Awakenings,  Przebudzenie , taki miał tytuł. Dlaczego Albin
był tak zafascynowany właśnie tym filmem? Czy miał przeczucia co do swojego losu? Tak
jak Dennis przeczuwał swoją śmierć. A Albin? Czy zaraz po śmierci Dennisa nie powtarzał,
że jest taki zmęczony, że chciałby już tylko spać? A teraz ten film! Może któregoś dnia będzie
istniało lekarstwo, które będzie przywracać do życia pacjentów w śpiączce? Nie mogła stracić
nadziei. Albin żył. To był jej Albin, który tak leżał, spokojny, czysty. Jego śmieszne piegi,
zadziorny perkaty nos, pełne usta, delikatne dłonie, to był Albin, z którym była zaręczona.
Musi tylko otworzyć oczy i wszystko będzie dobrze.
Kontynuowała studia w Arnheim. Gdy uczyła się duńskiego, była blisko Albina.
Regularnie dzwoniła do jego rodziców. Pan i pani Wingaard codziennie odwiedzali go w
szpitalu, tak jak ona trzymając się tej ostatniej deski ratunku. On żył!
- Jest ciągle moim synem - powiedziała jego mama. - Nikt nie wie, co on teraz czuje.
Czasami wydaje mi się, że się śmieje.
- Skurcze mięśni - tłumaczył jej mąż. - Ale kto wie?
- Tak - powiedziała Dsire. - Tam, gdzie jest życie, jest też nadzieja. A Albin żyje.
Po kilku miesiącach mogli zabrać Albina do domu. Rodzice przerobili salon na pokój
dla chorego. Dzięki dopłatom z kasy chorych i specjalistycznemu wsparciu ze strony lekarzy
Albin nie musiał dłużej leżeć w surowym pokoju szpitalnym, lecz w swoim domu z
rodzicami.
- W szpitalu coraz częściej ja się nim zajmowałam - tłumaczyła mama Albina. - Teraz
czuję się tak, jakbym z powrotem miała przy sobie moje dziecko. - Zaraz dodała mocniejszym
głosem: - Jak długo będę żyła, tak długo będę się nim opiekowała.
Matka czuje się tak, jakby odzyskała swoje dziecko! Albin nie jest przecież dzieckiem,
dla Dsire to jej najdroższy przyjaciel, narzeczony, a nie dziecko, które trzeba przewijać i
opiekować się nim. A jednak tak właśnie to wyglądało. Dla matki to było pociechą, a dla niej?
Znowu poleciała do Kopenhagi. I zobaczyła swojego ukochanego. Był szczuplejszy
niż ostatnio, lecz ciągle jeszcze był to jej Albin. Ona także go myła i opiekowała się nim w
domu rodziców i zrozumiała, dlaczego było to pociechą dla jego mamy. Można było coś dla
niego zrobić, dotknąć go, poczuć jego ciepło, głaskać go. Od czasu do czasu uśmiechał się,
jego powieki drgały, jak gdyby w każdej chwili mógł otworzyć oczy i znowu z nimi być.
- Nadzieja pozostaje - napisała do Sary. - Wbrew wszystkiemu.
*
- Zapisałam się na kurs prawa jazdy - powiedziała Sarze. - Chcę być bardziej
niezależna. Jak nauczę się jezdzić autem, nie będę zawsze zdana na autobus dla
niepełnosprawnych albo taksówkę.
- Naprawdę możesz? - Sara popatrzyła na nią ze zdziwieniem. - Chodzi mi o to, czy
możesz zrobić prawko w normalnej szkole jazdy?
Dsire poczuła jakby ukłucie. Nie, nie mogła uczyć się w normalnej szkole. W jej
życiu nic już nie było normalne.
Dłuższy czas zajęło jej zdobycie informacji, jaka szkoła jazdy posiada auta
przystosowane do potrzeb niepełnosprawnych. I całkiem niedaleko znalazła szkołę
Culembourg.
- Nie ma problemu - powiedział jej instruktor. - W naszych samochodach może pani
ręcznie dodawać gazu i hamować. Poza tym mają automatyczną skrzynię biegów, nie musi
pani zmieniać ich tradycyjnie.
- Idzie mi całkiem dobrze. - Dsire spoglądała przez okno na nowe auto Sary. - A jak
będę miała prawo jazdy, będę mogła pojechać samochodem do Kopenhagi. To jest znacznie
tańsze. Rodzice chcą mi dołożyć trochę pieniędzy do nowego samochodu.
- Co u Albina? - Sara zastanawiała się, skąd Dsire bierze siłę do studiowania, nauki
jazdy, dalszego życia. Przypomniała sobie, że kiedyś zarzuciła jej, że się poddała. Wydawało
się, że Dsire po każdym kolejnym nieszczęściu jest silniejsza, jak gdyby wzrastała po
każdym cierpieniu, jakie ją spotyka. Siedzi tu w wózku inwalidzkim, blada, z jeszcze
szczuplejszą twarzą i wielkimi ciemnymi oczami pod długą grzywką. Jednak uśmiecha się,
ma nowe plany, chce zrobić prawo jazdy, kupić sobie samochód. Pomyślała o ich wspólnej
wizycie u uzdrowiciela. Powiedział jej w drzwiach, że jest silniejsza niż wielu innych.
Udowodniła, że tak właśnie jest. Każdego dnia to potwierdza. I zasłużyła na to, żeby w końcu
jej los się poprawił. Prawo jazdy było chyba dokładnie tym, czego potrzebowała.
- Podziwiam cię - powiedziała. - Nie wiem, czy miałabym siłę. Oblałabym pierwszy
egzamin.
- Mój nauczyciel, pan Meijer, mówi, że mam dobrą koordynację. To ważne, gdy
trzeba ręką dodawać gazu i hamować. A do egzaminu teoretycznego oczywiście dużo
wkuwałam.
- Oczywiście - powtórzyła Sara. - To by dopiero było dziwne, gdybyś nie dała rady.
A jednak prawie tak właśnie się stało. Ten cios to było już zbyt wiele. Wyglądało to
tak, jakby zawistni bogowie triumfowali, jakby jednak udało im się ją pokonać...
Dsire miała ostatnią lekcję jazdy przed egzaminem. Szło jej wyjątkowo dobrze. Pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.