[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaja, Peini?
- Ty to chyba powinnaś wiedzieć - skomentował
bezczelnie Tahu.
Baines roześmiał się. Hira pochyliła się w jego stronę.
- A gdzie jest ta twoja żona?
- Moja żona? - powtórzył Baines. - No, ona prowadzi
własne życie. W Hull, w Anglii.
- Jest pewnie wyjątkowo szpetna? - spytała Hira. Nie
doczekawszy się odpowiedzi, ciągnęła: - Inaczej byś od niej
nie uciekł. Potrzebujesz nowej żony. Taki skarb - zrobiła gest
w stronę jego przyrodzenia - nie powinien spać na twoim
brzuchu przez całą noc.
Kobiety gruchnęły śmiechem. Baines z dyskretnym
uśmieszkiem popatrzył na swoje pranie.
Tego popołudnia, ledwo Ada zaczęła grać, Baines, pchany
niecierpliwością, zażądał:
- Zdejmij żakiet.
Ada McGrath podniosła na niego wzrok z taką furią, że się
przeląkł, czy nie przeholował.
- Chcę zobaczyć twoje ramiona - wyjaśnił rzeczowo,
jakby to było codzienne żądanie.
Ada kiwnęła z rezygnacją głową. Rozchyliła wargi, jakby
chciała powiedzieć, że mogła się tego spodziewać. Baines
siedział w ciemnym kącie izby, tak że nie widziała dobrze
jego twarzy, Z wymuszoną uległością - umowa jest w końcu
umową - ściągnęła z szyi srebrne puzderko i ołówek. Wstała
od fortepianu i zaczęła rozpinać krótki żakiet. Zdjąwszy go,
odwróciła się, żeby go powiesić. Pod spodem, na sztywnym
gorsecie, miała miękki biały stanik o krótkich rękawach.
Obnażona skóra jej szyi i ramion, niemal przezroczysta,
czyniła ją dziwnie bezbronną. Kiedy się obróciła z powrotem
do fortepianu, oczom Bainesa ukazały się jej plecy w staniku
wyciętym na szczupłych białych łopatkach.
- Graj - zakomenderował George Baines.
Wstał i ściągnął koszulę. Miał pod nią szary podkoszulek
o długich rękawach. Skóra Ady wydawała mu się blada,
prawie przejrzysta. Na miękkiej wewnętrznej stronie jej rąk
dostrzegł subtelną siatkę niebieskozielonych żyłek. W
zestawieniu z tym wierzchy jej dłoni, jedyna część ciała
wystawiona na słońce, były prawie brązowe. Kontrast
zafascynował Bainesa.
Ada zaczęła grać. Usłyszała, jak George Baines
podchodzi, deski podłogi zaskrzypiały pod jego nogami.
Poczuła na szyi jego oddech. Pochylił się i dotknął jej,
przeciągając kanciastymi, zrogowaciałymi palcami po
wrażliwej wewnętrznej stronie jej ręki. Przestała grać, uniosła
dłonie do obnażonej szyi.
- Dwa klawisze - szepnął jej w ucho, podnosząc cenę.
Ledwo Ada zdążyła zagrać parę kulejących nut, kiedy
Baines ujął jej przegub - taki cienki, taki kruchy. Grała dalej, a
jego dłoń sunęła po jej ciele, od nadgarstka do ciepłego
zagłębienia pod ramieniem. Potem się odsunął i Ada
usłyszała, jak ściąga podkoszulek, rzuca go na podłogę.
Siedziała wpatrzona przed siebie, pragnąc nie słyszeć, nie
widzieć, nie czuć, gdy podszedł i jął wodzić wolno, delikatnie
palcami po jej szyi i ramionach, gołych, wystawionych na jego
wzrok.
Ada zmuszała się, by nie przerwać gry, aż poczuła, że nie
zniesie dłużej jego dotyku. Wzburzona intensywnością jego
pieszczoty, przeszła nagle w drwiącą gigę, szybką, niemal
parodystyczną. Baines poczuł się nagle śmieszny. Nastrój
prysł, ona go zniweczyła. Oderwał dłoń od jej ciała i z rękami
na biodrach wycofał się w ciemny kąt.
Ada zagrała tryumfalnie dalej. Wywalczyła moratorium.
Flora stała cierpliwie na krześle, poddając się zabiegom
ciotki Morag i Nessie, mocujących do jej stanika druciane
anielskie skrzydła, w których miała wystąpić w
przedstawieniu gwiazdkowym. Dwie kobiety próbowały się
od niej nauczyć niektórych znaków języka migowego, którym
się porozumiewała z matką. Demonstrując, Flora
równocześnie wyjaśniała.
- Uważam bardzo na próbach, bo mieszkam za daleko,
żeby często przychodzić.
- Nessie starała się naśladować szybkie ruchy rąk Flory.
- Który gest oznacza próbę? - zapytała ciotka Morag.
Flora pokazała, a dwie kobiety starały się powtarzać układy jej
dłoni. W chwili gdy dziewczynka podrapała się, natychmiast
się pogubiły.
- Och! - Ciotka Morag dała za wygraną. - Nie wyobrażam
sobie losu gorszego od niemoty.
- A głuchota? - spytała Nessie przybierając tragiczną
minę.
- No, tak, to też jest... okropne. - Ciotkę Morag przeszedł
dreszcz. - Straszne.
Obie kobiety powróciły do mocowania skrzydeł.
- Prawdę mówiąc - oznajmiła Flora - mamusia uważa, że
większość ludzi wygaduje straszne głupstwa i szkoda czasu na
ich słuchanie.
Morag i Nessie wymieniły spojrzenia.
- No - o - odrzekła sztywno Morag - to bardzo śmiała
opinia.
- Ta - ak - potwierdziła Flora. - Bezczelna.
Kobiety milczały skonsternowane. Przerażały je takie
zuchwałe wypowiedzi w ustach dziecka, i to wygłaszane z
taką wyższością.
Znalazłszy się w towarzystwie Bainesa przed obliczem
wodza Nihe i jego ludzi, Alisdair Stewart stał sztywno, z
napiętą twarzą. Chcąc kupić od Maorysów ziemię, musiał
wziąć do pomocy w negocjacjach Bainesa. Baines podjął się
roli pośrednika, chociaż nie pochwalał jego manii skupowania
ziemi. Stewart wiedział, że nigdy nie nabędzie swobody
Bainesa w obcowaniu z tymi ludzmi i nigdy nie nauczy się ich
okropnego języka. Zresztą wcale się do tego nie kwapił,
chociaż irytowało go, że musi używać pośrednika i zdradzać
swoje transakcje.
Wódz Maorysów miał twarz przyozdobioną
symetrycznymi wzorami moko, rozchodzącymi się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
jaja, Peini?
- Ty to chyba powinnaś wiedzieć - skomentował
bezczelnie Tahu.
Baines roześmiał się. Hira pochyliła się w jego stronę.
- A gdzie jest ta twoja żona?
- Moja żona? - powtórzył Baines. - No, ona prowadzi
własne życie. W Hull, w Anglii.
- Jest pewnie wyjątkowo szpetna? - spytała Hira. Nie
doczekawszy się odpowiedzi, ciągnęła: - Inaczej byś od niej
nie uciekł. Potrzebujesz nowej żony. Taki skarb - zrobiła gest
w stronę jego przyrodzenia - nie powinien spać na twoim
brzuchu przez całą noc.
Kobiety gruchnęły śmiechem. Baines z dyskretnym
uśmieszkiem popatrzył na swoje pranie.
Tego popołudnia, ledwo Ada zaczęła grać, Baines, pchany
niecierpliwością, zażądał:
- Zdejmij żakiet.
Ada McGrath podniosła na niego wzrok z taką furią, że się
przeląkł, czy nie przeholował.
- Chcę zobaczyć twoje ramiona - wyjaśnił rzeczowo,
jakby to było codzienne żądanie.
Ada kiwnęła z rezygnacją głową. Rozchyliła wargi, jakby
chciała powiedzieć, że mogła się tego spodziewać. Baines
siedział w ciemnym kącie izby, tak że nie widziała dobrze
jego twarzy, Z wymuszoną uległością - umowa jest w końcu
umową - ściągnęła z szyi srebrne puzderko i ołówek. Wstała
od fortepianu i zaczęła rozpinać krótki żakiet. Zdjąwszy go,
odwróciła się, żeby go powiesić. Pod spodem, na sztywnym
gorsecie, miała miękki biały stanik o krótkich rękawach.
Obnażona skóra jej szyi i ramion, niemal przezroczysta,
czyniła ją dziwnie bezbronną. Kiedy się obróciła z powrotem
do fortepianu, oczom Bainesa ukazały się jej plecy w staniku
wyciętym na szczupłych białych łopatkach.
- Graj - zakomenderował George Baines.
Wstał i ściągnął koszulę. Miał pod nią szary podkoszulek
o długich rękawach. Skóra Ady wydawała mu się blada,
prawie przejrzysta. Na miękkiej wewnętrznej stronie jej rąk
dostrzegł subtelną siatkę niebieskozielonych żyłek. W
zestawieniu z tym wierzchy jej dłoni, jedyna część ciała
wystawiona na słońce, były prawie brązowe. Kontrast
zafascynował Bainesa.
Ada zaczęła grać. Usłyszała, jak George Baines
podchodzi, deski podłogi zaskrzypiały pod jego nogami.
Poczuła na szyi jego oddech. Pochylił się i dotknął jej,
przeciągając kanciastymi, zrogowaciałymi palcami po
wrażliwej wewnętrznej stronie jej ręki. Przestała grać, uniosła
dłonie do obnażonej szyi.
- Dwa klawisze - szepnął jej w ucho, podnosząc cenę.
Ledwo Ada zdążyła zagrać parę kulejących nut, kiedy
Baines ujął jej przegub - taki cienki, taki kruchy. Grała dalej, a
jego dłoń sunęła po jej ciele, od nadgarstka do ciepłego
zagłębienia pod ramieniem. Potem się odsunął i Ada
usłyszała, jak ściąga podkoszulek, rzuca go na podłogę.
Siedziała wpatrzona przed siebie, pragnąc nie słyszeć, nie
widzieć, nie czuć, gdy podszedł i jął wodzić wolno, delikatnie
palcami po jej szyi i ramionach, gołych, wystawionych na jego
wzrok.
Ada zmuszała się, by nie przerwać gry, aż poczuła, że nie
zniesie dłużej jego dotyku. Wzburzona intensywnością jego
pieszczoty, przeszła nagle w drwiącą gigę, szybką, niemal
parodystyczną. Baines poczuł się nagle śmieszny. Nastrój
prysł, ona go zniweczyła. Oderwał dłoń od jej ciała i z rękami
na biodrach wycofał się w ciemny kąt.
Ada zagrała tryumfalnie dalej. Wywalczyła moratorium.
Flora stała cierpliwie na krześle, poddając się zabiegom
ciotki Morag i Nessie, mocujących do jej stanika druciane
anielskie skrzydła, w których miała wystąpić w
przedstawieniu gwiazdkowym. Dwie kobiety próbowały się
od niej nauczyć niektórych znaków języka migowego, którym
się porozumiewała z matką. Demonstrując, Flora
równocześnie wyjaśniała.
- Uważam bardzo na próbach, bo mieszkam za daleko,
żeby często przychodzić.
- Nessie starała się naśladować szybkie ruchy rąk Flory.
- Który gest oznacza próbę? - zapytała ciotka Morag.
Flora pokazała, a dwie kobiety starały się powtarzać układy jej
dłoni. W chwili gdy dziewczynka podrapała się, natychmiast
się pogubiły.
- Och! - Ciotka Morag dała za wygraną. - Nie wyobrażam
sobie losu gorszego od niemoty.
- A głuchota? - spytała Nessie przybierając tragiczną
minę.
- No, tak, to też jest... okropne. - Ciotkę Morag przeszedł
dreszcz. - Straszne.
Obie kobiety powróciły do mocowania skrzydeł.
- Prawdę mówiąc - oznajmiła Flora - mamusia uważa, że
większość ludzi wygaduje straszne głupstwa i szkoda czasu na
ich słuchanie.
Morag i Nessie wymieniły spojrzenia.
- No - o - odrzekła sztywno Morag - to bardzo śmiała
opinia.
- Ta - ak - potwierdziła Flora. - Bezczelna.
Kobiety milczały skonsternowane. Przerażały je takie
zuchwałe wypowiedzi w ustach dziecka, i to wygłaszane z
taką wyższością.
Znalazłszy się w towarzystwie Bainesa przed obliczem
wodza Nihe i jego ludzi, Alisdair Stewart stał sztywno, z
napiętą twarzą. Chcąc kupić od Maorysów ziemię, musiał
wziąć do pomocy w negocjacjach Bainesa. Baines podjął się
roli pośrednika, chociaż nie pochwalał jego manii skupowania
ziemi. Stewart wiedział, że nigdy nie nabędzie swobody
Bainesa w obcowaniu z tymi ludzmi i nigdy nie nauczy się ich
okropnego języka. Zresztą wcale się do tego nie kwapił,
chociaż irytowało go, że musi używać pośrednika i zdradzać
swoje transakcje.
Wódz Maorysów miał twarz przyozdobioną
symetrycznymi wzorami moko, rozchodzącymi się [ Pobierz całość w formacie PDF ]