[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w samotności, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi...
Walczę z przeszłością
Moja babcia wyszła za mąż za człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła z nim
ponad 60 lat. %7ładna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy
niemłode już kobiety są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła
za alkoholika. Ojciec pływał na statkach dalekomorskich. Rejsy trwały kilka miesięcy. Gdy
wracał - pił. Teraz mam z nim sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie
miałam dobrego kontaktu, ale uważałam ją za świętą. Nawet gdy powodowana swoją złością
bardzo mnie raniła.
Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało.
Mój mąż to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku,
nieprzystosowania i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość
naszego życia. Mamy dwoje dzieci, życie koncentruje się wokół nich. Tamte problemy
zostały odsunięte, jakoś przysypane. A przecież wiem, że to wszystko we mnie jest. Teraz
najbardziej mnie bolą kontakty z mamą. Jest zimna, a mnie to boli. Czuję, jak mnie to
ogranicza, zabiera energię. Radzę sobie lepiej niż kilka lat temu, ale ciągle walczę
z demonami przeszłości. I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca.
Marzanna
Jestem szczęśliwy
Jestem studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W tym roku rozpoczynam
także studia na filozofii. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Od ponad trzech lat mieszkam
z moimi dziadkami. Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla
mnie nie do wytrzymania.
Już w liceum bardzo bałem się ludzi, także tych zwyczajnych, spacerujących po
chodniku. Lękałem się, że mogą mnie skrzywdzić. Nie byłem w stanie zaprezentować
publicznie swojego zdania z powodu ogromnego zdenerwowania, które przychodziło już na
samą myśl, że będę musiał coś powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej
wartości było bardzo niskie. Zacząłem uciekać w swój świat. Gdy byłem młodszy, był to
świat książek. Pózniej wewnątrz siebie byłem tak rozdygotany, że nie mogłem skupić się na-
wet na tyle, aby czytać. Gdy książki zastąpiłem komputerem i grami komputerowymi,
skończyło się to uzależnieniem od nich. Choć wewnątrz mnie panował kompletny chaos, to
na zewnątrz właściwie tego nie okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyzni nie płaczą
(niestety zapomniałem, jak to się robi, a szkoda...).
Pewnego dnia, a miałem wtedy chyba 16 lat, coś we mnie pękło. Poczułem, że nie mam
już sił dalej tak żyć. Najpierw zdobyłem się na to, by porozmawiać o swoich problemach
z koleżanką z klasy. Po tej rozmowie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. W tym czasie mój
ojciec podjął nieskuteczne leczenie w AA, a ja dołączyłem do grupki dzieci alkoholików,
które spotkały się z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii,
choć na pewno przynosiła dobre rezultaty. Wkrótce trafiłem do młodzieżowej wspólnoty
chrześcijańskiej. Myślę, że to działający przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi
powrócić do normalnego życia.
Istniało jeszcze wiele innych pozytywnych czynników. Po pierwsze, przeprowadziłem się
do dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie,
jestem z natury ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach
myślałem o tym, że za kilka lat będzie lepiej, ze kiedyś będę mógł sam decydować o swoim,
życiu, ze założę szczęśliwą rodzinę. Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że
spotkałem na swej drodze wspaniałych ludzi, od których nauczyłem się, jak wielkim darem
jest rozmowa z drugim człowiekiem. Po czwarte, chyba jestem trochę uparty. Opowieść
moja ma optymistyczne zakończenie, choć tak naprawdę jest to koniec rozdziału, a nie
książki. Cieszę się, że moje życie jest, jakie jest. Cieszę się z rzeczy, które mam i których nie
mam. Jestem całkowitym alkoholowo-nikotynowym abstynentem. Nie gram już w gry
komputerowe. Moje relacje z ojcem, który nie pije od ponad dwóch lat, kształtują się
poprawnie. Kilka lat temu, kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam
nigdy o wybaczenie nie prosił. Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia
zahartowały mnie od zewnątrz, ale od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne?
Jakub z Warszawy
7. Samotni z lęku
Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia kochanym idzie często w parze
z lękiem przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się
do kogoś i przed założeniem rodziny. Jedna z osób sformułowała to tak: Spotykałam się
z mężczyzną. Nie chciałam się zakochać, a jednocześnie pragnęłam mieć kogoś na całe
życie. Bałam się. Byłam rozbita, rozdwojona. Nie pamiętam, co myślałam o sobie, ale chyba
nie najlepiej. Nie wiedziałam, co robić. W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było
ponad moje siły . [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
w samotności, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi...
Walczę z przeszłością
Moja babcia wyszła za mąż za człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła z nim
ponad 60 lat. %7ładna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy
niemłode już kobiety są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła
za alkoholika. Ojciec pływał na statkach dalekomorskich. Rejsy trwały kilka miesięcy. Gdy
wracał - pił. Teraz mam z nim sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie
miałam dobrego kontaktu, ale uważałam ją za świętą. Nawet gdy powodowana swoją złością
bardzo mnie raniła.
Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało.
Mój mąż to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku,
nieprzystosowania i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość
naszego życia. Mamy dwoje dzieci, życie koncentruje się wokół nich. Tamte problemy
zostały odsunięte, jakoś przysypane. A przecież wiem, że to wszystko we mnie jest. Teraz
najbardziej mnie bolą kontakty z mamą. Jest zimna, a mnie to boli. Czuję, jak mnie to
ogranicza, zabiera energię. Radzę sobie lepiej niż kilka lat temu, ale ciągle walczę
z demonami przeszłości. I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca.
Marzanna
Jestem szczęśliwy
Jestem studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W tym roku rozpoczynam
także studia na filozofii. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Od ponad trzech lat mieszkam
z moimi dziadkami. Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla
mnie nie do wytrzymania.
Już w liceum bardzo bałem się ludzi, także tych zwyczajnych, spacerujących po
chodniku. Lękałem się, że mogą mnie skrzywdzić. Nie byłem w stanie zaprezentować
publicznie swojego zdania z powodu ogromnego zdenerwowania, które przychodziło już na
samą myśl, że będę musiał coś powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej
wartości było bardzo niskie. Zacząłem uciekać w swój świat. Gdy byłem młodszy, był to
świat książek. Pózniej wewnątrz siebie byłem tak rozdygotany, że nie mogłem skupić się na-
wet na tyle, aby czytać. Gdy książki zastąpiłem komputerem i grami komputerowymi,
skończyło się to uzależnieniem od nich. Choć wewnątrz mnie panował kompletny chaos, to
na zewnątrz właściwie tego nie okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyzni nie płaczą
(niestety zapomniałem, jak to się robi, a szkoda...).
Pewnego dnia, a miałem wtedy chyba 16 lat, coś we mnie pękło. Poczułem, że nie mam
już sił dalej tak żyć. Najpierw zdobyłem się na to, by porozmawiać o swoich problemach
z koleżanką z klasy. Po tej rozmowie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. W tym czasie mój
ojciec podjął nieskuteczne leczenie w AA, a ja dołączyłem do grupki dzieci alkoholików,
które spotkały się z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii,
choć na pewno przynosiła dobre rezultaty. Wkrótce trafiłem do młodzieżowej wspólnoty
chrześcijańskiej. Myślę, że to działający przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi
powrócić do normalnego życia.
Istniało jeszcze wiele innych pozytywnych czynników. Po pierwsze, przeprowadziłem się
do dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie,
jestem z natury ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach
myślałem o tym, że za kilka lat będzie lepiej, ze kiedyś będę mógł sam decydować o swoim,
życiu, ze założę szczęśliwą rodzinę. Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że
spotkałem na swej drodze wspaniałych ludzi, od których nauczyłem się, jak wielkim darem
jest rozmowa z drugim człowiekiem. Po czwarte, chyba jestem trochę uparty. Opowieść
moja ma optymistyczne zakończenie, choć tak naprawdę jest to koniec rozdziału, a nie
książki. Cieszę się, że moje życie jest, jakie jest. Cieszę się z rzeczy, które mam i których nie
mam. Jestem całkowitym alkoholowo-nikotynowym abstynentem. Nie gram już w gry
komputerowe. Moje relacje z ojcem, który nie pije od ponad dwóch lat, kształtują się
poprawnie. Kilka lat temu, kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam
nigdy o wybaczenie nie prosił. Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia
zahartowały mnie od zewnątrz, ale od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne?
Jakub z Warszawy
7. Samotni z lęku
Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia kochanym idzie często w parze
z lękiem przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się
do kogoś i przed założeniem rodziny. Jedna z osób sformułowała to tak: Spotykałam się
z mężczyzną. Nie chciałam się zakochać, a jednocześnie pragnęłam mieć kogoś na całe
życie. Bałam się. Byłam rozbita, rozdwojona. Nie pamiętam, co myślałam o sobie, ale chyba
nie najlepiej. Nie wiedziałam, co robić. W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było
ponad moje siły . [ Pobierz całość w formacie PDF ]