[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolanach. Pomimo bólu, biegła ile sił w nogach,
zaciskając mocno zęby. Z każdym krokiem czuła się tak,
jakby czołg łamał jej kości. Strach jednak sprawił, iż
znalazła w sobie wystarczającą siłę, by odbiec na
bezpieczną odległość, z dala od domu.
Zatrzymała się naprzeciwko fontanny nieopodal szkoły.
Przysiadła na drewnianej, zniszczonej ławce,
wybuchając przerazliwym płaczem. Zacisnęła dłonie na
kolanach, próbując powstrzymać ból. Po chwili zdjęła
prawego buta, skarpetkę i z przerażeniem spojrzała na
rozerwane szwy. Rana była niewielka, jednak głęboka.
W blasku latarni dostrzegła obrzydliwe mięso. Dwie
szwy. Niby nic wielkiego, a jednak. Przycisnęła
skarpetkę, ocierając krew. Z bólem złapała za pierwszą
nitkę i wyciągnęła ją. Z drugą zrobiła to samo
i ponownie zatamowała krew.
Potrzebowała lekarza, ale nie chciała zawracać pani
Jenkins głowy. Już i tak bardzo jej pomogła. Z kolei
Keith Knight zadawałby zbyt dużo pytań, na które nie
chciała odpowiadać. Dlatego musiała zwyciężyć
cierpienie i przetrwać, by wziąć udział w zawodach. Nie
pozwoli, aby Sal wygrał walkowerem. Jeszcze
udowodni wszystkim, że zasługiwała na szacunek.
Szkoda tylko, że własny ojciec traktował ją jak śmiecia.
Położyła głowę na niewygodnej ławce, cicho
szlochając. Dlaczego choć raz nie mogła się obudzić
z koszmaru, którym było codzienne życie? Dlaczego
z każdej strony ktoś musiał ją ranić?
Dlaczego nie była wystarczająco silna, by sobie z tym
poradzić?
Gdzie jesteś, Carmen? łkała, nawołując imię starszej
siostry. Jak mogłaś zostawić mnie samą? Dlaczego to
zrobiłaś?! Wróć! Proszę& Pomóż mi.
Odpowiedziała jedynie cisza i echo bolesnych słów.
ROZDZIAA 11.
Nie przyjdzie? Salvador uważnie rozejrzał się po
szkolnym boisku, wykonując ćwiczenia na
rozgrzanie nóg. Poranne śniadanie przygotowane
przez panią Jenkins sprawiło, iż nie brakowało mu
siły do dzisiejszej rywalizacji. Mieszkańcy Brencev
zajęli miejsca na widowni, która składała się
z rzędów krzeseł ustawionych dookoła boiska.
Dzień sportu stanowił tradycję dla miasteczka,
dlatego ludzie chętnie przychodzili.
Mecz siatkówki dobiegł końca, a Swan wciąż się nie
pojawiła. Może rzeczywiście zrozumiała, iż pojawienie
się było bezcelowe? Nie dobiegłaby za daleko
w obecnym stanie.
Zerknął na widownię. Od razu zauważył uśmiechających
się w jego stronę państwo Jenkins. Caleb wyglądał na
zmartwionego i wyraznie szukał Jae.
Blondyn westchnął, poprawiając żółty strój sportowy,
gdy usłyszał gwizdek.
Przygotujcie się. Za chwilę zaczynamy powiadomił
Navid O Colley - kapitan drużyny koszykarskiej
i główny sędzia w zawodach. Utkwił w Turnerze
zielone, wspierające spojrzenie i zerknął na czterech
pozostałych zawodników. A co z Swan?
Już idę! Przepraszam za spóznienie!
Wszystkie oczy skierowały się na biegnącą nastolatkę.
Salvador uniósł zdumiony brwi, a Jamie zajęła miejsce
obok niego. Wyglądała niesamowicie blado. Miała
czerwone oczy i włosy spięte w zdecydowanie krótszy
kucyk niż zwykle. Czyżby odwiedziła fryzjera?
Dobrze się czujesz?
Tak przytaknęła, chcąc spławić trenera.
Mężczyzna przez chwilę jeszcze jej się przyglądał, ale
w końcu odszedł na odpowiednią odległość, by
rozpocząć wyścig. Jamie wzięła głęboki oddech
i przyjęła odpowiednią pozycję, ignorując ból pięty.
Bała się, że brudna skarpetka sprawi, iż do rany wda się
zakażenie. Widziała zainteresowane spojrzenia, jednak
postanowiła sprawiać pozory. Nikt, prócz Sala,
CJ a i państwa Jenkins o niczym nie wiedział.
Po co przyszłaś?
Uniosła wzrok na rówieśnika o blond włosach z długą
grzywą i lśniących, błękitnych oczach, w których
dostrzegła coś, czego nienawidziła najbardziej na
świecie. Litość.
Zamierzam cię pokonać odpowiedziała pewnie,
spoglądając na boisko. To tylko jedno kółko. Dasz radę,
myślała, pragnąc się do tego przekonać.
Słysząc gwizdek, ruszyła przed siebie, zaciskając z całej
siły pięści. Nie mogła się poddać. Nie tym razem.
Czy nie zrezygnowała w swoim życiu ze zbyt wielu
rzeczy?
Skoków, będących jej największą miłością. Szczerą
pasją.
Dzieciństwa, które pozostawiła za sobą, by móc
pracować i jakoś trzymać koniec z końcem. Przejęła
wszystkie domowe obowiązki. Znosiła upokarzające
spojrzenia, kpiny i wytykanie palcami. Pragnęła
nawrócić Zaca ze złej ścieżki i sprawić, by stworzyli
rodzinę.
Co otrzymała w zamian? Więcej bólu, cierpienia
i przykrych słów. Nienawiść.
Jesteś silna, Jamie. Gdy mnie nie będziesz, dasz sobie
radę. Wierzę w to , wspomniała w myślach słowa matki
tuż przed śmiercią. Biegła pomimo piekącego bólu,
który z każdą chwilą stawał się coraz większy. Po
bladych policzkach spłynęły łzy. Nigdy mnie nie
zawiodłaś. Jesteś najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła mi
się trafić w życiu. Wiedz, że umieram szczęśliwa .
Potknęła się w połowie drogi, a publiczność wstała
kierowana impulsem.
Próbowała się podnieść, ale nie potrafiła. Zciskała
kostkę, chcąc zmniejszyć ból, którego nie potrafiła
przezwyciężyć. Tak przerazliwie płakała. Czuła, że
znów zawiodła siebie i wszystkich dookoła, choć tak
naprawdę była zupełnie sama.
Salvador zatrzymał się, spoglądając na nastolatkę
z mieszanym uczuciem. Był pierwszy, a zwycięstwo
znajdowało się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nawet
teraz, gdy czwórka uczniów go wyminęła, z łatwością
by ich dogonił.
Co w ciebie do cholery wstąpiło?!, pomyślał
z grymasem na twarzy i podbiegł do Jamie.
Mówiłem, żebyś nie biegła! rzucił szorstko,
nachylając się nad płaczącą dziewczyną. Widząc
zakrwawionego białego trampka, uniósł wysoko brwi.
Potrzebujesz Keitha!
Dlaczego nie biegniesz?! łkała, podnosząc na niego
zaszklone, piwne oczy. Przecież tak bardzo zależało ci
na wygranej! Nie chcę twojej litości!
To nie jest litość, a pomoc! krzyknął, podnosząc
szatynkę na ramionach. Widział zszokowane spojrzenia
uczniów z Brencev High School i ich rodziców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
kolanach. Pomimo bólu, biegła ile sił w nogach,
zaciskając mocno zęby. Z każdym krokiem czuła się tak,
jakby czołg łamał jej kości. Strach jednak sprawił, iż
znalazła w sobie wystarczającą siłę, by odbiec na
bezpieczną odległość, z dala od domu.
Zatrzymała się naprzeciwko fontanny nieopodal szkoły.
Przysiadła na drewnianej, zniszczonej ławce,
wybuchając przerazliwym płaczem. Zacisnęła dłonie na
kolanach, próbując powstrzymać ból. Po chwili zdjęła
prawego buta, skarpetkę i z przerażeniem spojrzała na
rozerwane szwy. Rana była niewielka, jednak głęboka.
W blasku latarni dostrzegła obrzydliwe mięso. Dwie
szwy. Niby nic wielkiego, a jednak. Przycisnęła
skarpetkę, ocierając krew. Z bólem złapała za pierwszą
nitkę i wyciągnęła ją. Z drugą zrobiła to samo
i ponownie zatamowała krew.
Potrzebowała lekarza, ale nie chciała zawracać pani
Jenkins głowy. Już i tak bardzo jej pomogła. Z kolei
Keith Knight zadawałby zbyt dużo pytań, na które nie
chciała odpowiadać. Dlatego musiała zwyciężyć
cierpienie i przetrwać, by wziąć udział w zawodach. Nie
pozwoli, aby Sal wygrał walkowerem. Jeszcze
udowodni wszystkim, że zasługiwała na szacunek.
Szkoda tylko, że własny ojciec traktował ją jak śmiecia.
Położyła głowę na niewygodnej ławce, cicho
szlochając. Dlaczego choć raz nie mogła się obudzić
z koszmaru, którym było codzienne życie? Dlaczego
z każdej strony ktoś musiał ją ranić?
Dlaczego nie była wystarczająco silna, by sobie z tym
poradzić?
Gdzie jesteś, Carmen? łkała, nawołując imię starszej
siostry. Jak mogłaś zostawić mnie samą? Dlaczego to
zrobiłaś?! Wróć! Proszę& Pomóż mi.
Odpowiedziała jedynie cisza i echo bolesnych słów.
ROZDZIAA 11.
Nie przyjdzie? Salvador uważnie rozejrzał się po
szkolnym boisku, wykonując ćwiczenia na
rozgrzanie nóg. Poranne śniadanie przygotowane
przez panią Jenkins sprawiło, iż nie brakowało mu
siły do dzisiejszej rywalizacji. Mieszkańcy Brencev
zajęli miejsca na widowni, która składała się
z rzędów krzeseł ustawionych dookoła boiska.
Dzień sportu stanowił tradycję dla miasteczka,
dlatego ludzie chętnie przychodzili.
Mecz siatkówki dobiegł końca, a Swan wciąż się nie
pojawiła. Może rzeczywiście zrozumiała, iż pojawienie
się było bezcelowe? Nie dobiegłaby za daleko
w obecnym stanie.
Zerknął na widownię. Od razu zauważył uśmiechających
się w jego stronę państwo Jenkins. Caleb wyglądał na
zmartwionego i wyraznie szukał Jae.
Blondyn westchnął, poprawiając żółty strój sportowy,
gdy usłyszał gwizdek.
Przygotujcie się. Za chwilę zaczynamy powiadomił
Navid O Colley - kapitan drużyny koszykarskiej
i główny sędzia w zawodach. Utkwił w Turnerze
zielone, wspierające spojrzenie i zerknął na czterech
pozostałych zawodników. A co z Swan?
Już idę! Przepraszam za spóznienie!
Wszystkie oczy skierowały się na biegnącą nastolatkę.
Salvador uniósł zdumiony brwi, a Jamie zajęła miejsce
obok niego. Wyglądała niesamowicie blado. Miała
czerwone oczy i włosy spięte w zdecydowanie krótszy
kucyk niż zwykle. Czyżby odwiedziła fryzjera?
Dobrze się czujesz?
Tak przytaknęła, chcąc spławić trenera.
Mężczyzna przez chwilę jeszcze jej się przyglądał, ale
w końcu odszedł na odpowiednią odległość, by
rozpocząć wyścig. Jamie wzięła głęboki oddech
i przyjęła odpowiednią pozycję, ignorując ból pięty.
Bała się, że brudna skarpetka sprawi, iż do rany wda się
zakażenie. Widziała zainteresowane spojrzenia, jednak
postanowiła sprawiać pozory. Nikt, prócz Sala,
CJ a i państwa Jenkins o niczym nie wiedział.
Po co przyszłaś?
Uniosła wzrok na rówieśnika o blond włosach z długą
grzywą i lśniących, błękitnych oczach, w których
dostrzegła coś, czego nienawidziła najbardziej na
świecie. Litość.
Zamierzam cię pokonać odpowiedziała pewnie,
spoglądając na boisko. To tylko jedno kółko. Dasz radę,
myślała, pragnąc się do tego przekonać.
Słysząc gwizdek, ruszyła przed siebie, zaciskając z całej
siły pięści. Nie mogła się poddać. Nie tym razem.
Czy nie zrezygnowała w swoim życiu ze zbyt wielu
rzeczy?
Skoków, będących jej największą miłością. Szczerą
pasją.
Dzieciństwa, które pozostawiła za sobą, by móc
pracować i jakoś trzymać koniec z końcem. Przejęła
wszystkie domowe obowiązki. Znosiła upokarzające
spojrzenia, kpiny i wytykanie palcami. Pragnęła
nawrócić Zaca ze złej ścieżki i sprawić, by stworzyli
rodzinę.
Co otrzymała w zamian? Więcej bólu, cierpienia
i przykrych słów. Nienawiść.
Jesteś silna, Jamie. Gdy mnie nie będziesz, dasz sobie
radę. Wierzę w to , wspomniała w myślach słowa matki
tuż przed śmiercią. Biegła pomimo piekącego bólu,
który z każdą chwilą stawał się coraz większy. Po
bladych policzkach spłynęły łzy. Nigdy mnie nie
zawiodłaś. Jesteś najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła mi
się trafić w życiu. Wiedz, że umieram szczęśliwa .
Potknęła się w połowie drogi, a publiczność wstała
kierowana impulsem.
Próbowała się podnieść, ale nie potrafiła. Zciskała
kostkę, chcąc zmniejszyć ból, którego nie potrafiła
przezwyciężyć. Tak przerazliwie płakała. Czuła, że
znów zawiodła siebie i wszystkich dookoła, choć tak
naprawdę była zupełnie sama.
Salvador zatrzymał się, spoglądając na nastolatkę
z mieszanym uczuciem. Był pierwszy, a zwycięstwo
znajdowało się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nawet
teraz, gdy czwórka uczniów go wyminęła, z łatwością
by ich dogonił.
Co w ciebie do cholery wstąpiło?!, pomyślał
z grymasem na twarzy i podbiegł do Jamie.
Mówiłem, żebyś nie biegła! rzucił szorstko,
nachylając się nad płaczącą dziewczyną. Widząc
zakrwawionego białego trampka, uniósł wysoko brwi.
Potrzebujesz Keitha!
Dlaczego nie biegniesz?! łkała, podnosząc na niego
zaszklone, piwne oczy. Przecież tak bardzo zależało ci
na wygranej! Nie chcę twojej litości!
To nie jest litość, a pomoc! krzyknął, podnosząc
szatynkę na ramionach. Widział zszokowane spojrzenia
uczniów z Brencev High School i ich rodziców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]