[ Pobierz całość w formacie PDF ]
110
Przytaknął.
- Powiedział... powiedział, że to moja wina. %7łe po-
winienem się nią opiekować, zamiast próbować ocalić
Gmach. Jego zdaniem to przeze mnie przybiegła na
plac.
Oui-Gon popatrzył na niego w zamyśleniu.
- A jak ty uważasz?
- Nie wiem - szepnął.
- Nield oskarża ciebie, bo w duchu boi się, że wina
leży po jego stronie - stwierdził rycerz. - Gdyby nie
upierał się tak bardzo w sprawie Gmachów, dziewczyna
nadal by żyła. Obawia się też, że to on ją zabił. Tak jak
Wehutti. Każdy z nich boi się, że to on wystrzelił śmier-
telną wiązkę.
Obi-Wan skinął głową. Nie miał dość pewności sie-
bie, by przemówić. Nie potrafił myśleć o tamtym dniu
bez poczucia winy i żalu.
Oui-Gon zatrzymał się.
- Zmierć Cerasi to nie twoja wina. Nie jesteś w sta-
nie zapobiec wydarzeniom, których nie przewidziałeś.
Możesz jedynie robić to, co uważasz za słuszne w danej
chwili swojego życia. Możesz planować przyszłość, ma-
rzyć o niej, bać się jej. Ale jej nie poznasz.
Możesz jedynie robić to, co uważasz za słuszne w
danej chwili swojego życia". Czy rycerz mówił także o
postanowieniu Obi-Wana, by pozostać na tej planecie? W
chłopcu zakiełkowała nadzieja. Czyżby mu przebaczył?
Oui-Gon podjął marsz.
111
- Mamy tu dwóch przepełnionych smutkiem ludzi.
Każdy z nich boi się w skrytości ducha, że zabił osobę,
którą kochał najbardziej na świecie. Może pokój zależy
po prostu od odpowiedzi na pytanie: kto zabił Cerasi?
Czasami wielkie wojny wybuchają z powodu pojedyn-
czych tragedii.
A więc jednak nie mówił o decyzji chłopca. Cały
umysł skupił na problemie, który musiał rozwiązać teraz.
Tak powinno być. Traktował byłego ucznia ze
współczuciem, ale i z dystansem. Nie wybaczył mu.
- Ale jak mamy sprawdzić, kto wystrzelił? - spytał
Obi-Wan. - Wehutti ma rację. Panowało tam wielkie za-
mieszanie. Obaj trzymali broń gotową do strzału.
Nagle przystanęli. Chłopiec ze zdziwieniem zauważył,
że rycerz przyprowadził go na plac, na którym zginęła
Cerasi.
- A teraz opowiedz mi, co widziałeś tamtego dnia -
poinstruował go.
- Nield i jego ludzie stali tutaj - wskazał Obi-Wan -
a Wehutti tam. Ja byłem w tym miejscu. Mieli uniesioną
broń. Wymieniali pogróżki. Cerasi wyszła przez odpływ
fontanny. Zobaczyłem ją...
Coś ścisnęło go za gardło. Z trudem przełknął ślinę, po
czym mówił dalej.
- Nie mogłem uwierzyć, że się pojawiła. Zaczęła
biec. Ja też. l wtedy usłyszałem strzały z miotacza... Nie
wiedziałem, z której padły strony, więc biegłem dalej.
Bardzo się o nią bałem, ale nie byłem dość szybki. Upa-
dła. Było zimno i szaro. Drżała...
112
- Poczekaj - przerwał mu szorstko Oui-Gon. - Prze-
stań opowiadać mi tę historię z pozycji rozpaczającego
przyjaciela. - Przybrał łagodniejszy ton głosu. - Wiem,
że to trudne. Ale niczego się nie dowiem, jeśli twoją
opowieść ubarwią emocje. Musisz odtworzyć tamten
dzień, zapominając o smutku i poczuciu winy. Mów jak
Jedi. Uczucia zachowaj w sercu i powiedz, co widział
twój umysł. Zamknij oczy.
Spełnił polecenie. Minęło kilka chwil, zanim wziął się w
garść. Spróbował odzyskać spokój, żeby przywołać
wspomnienia. Wyciszył umysł i spowolnił oddech.
- Zanim ją zobaczyłem, usłyszałem zgrzyt kraty od-
pływowej. Odwróciłem się w lewo. W mgnieniu oka
oceniła sytuację. Podciągnęła się do góry. Gdy tylko jej
stopy dotknęły ziemi, zaczęła biec. Przeskoczyła nad
krawędzią fontanny. Na ułamek sekundy spojrzałem
w lewo. Nield był zaskoczony. Kątem oka zobaczyłem
Wehuttiego. On... -- przerwał, wstrząśnięty, że wspo-
mnienie jest tak wyrazne. - Opuścił miotacz - powie-
dział ze zdziwieniem. - Nie strzelił do niej.
- Mów dalej - zachęcił rycerz.
- Pobiegłem i straciłem Nielda z oczu. Miałem przed
sobą Cerasi, chciałem być przy niej jak najszybciej. Wi-
działem, jak słońce odbija się od dachów budynków
wokół placu. Pamiętam, miałem nadzieję, że nie oślepi
mnie jego odbłysk. Chciałem wszystko widzieć. Usłysza-
łem strzał z miotacza, l wtedy ona upadła.
- Otwórz oczy. Chcę ci zadać pytanie.
Obi-Wan posłusznie otworzył oczy.
113
- Czy nie mówiłeś, że dzień był szary? Pochmurny?
Skinął głową.
- Więc skąd się wzięły słoneczne refleksy na dachu?
Oui-Gon położył mu dłonie na ramionach i obrócił
go.
- Popatrz tam. Do góry. Czy widziałeś kogoś na da-
chu? Czy ten błysk mógł pochodzić z lufy miotacza?
Tak - przytaknął chłopiec podnieconym głosem. -To
możliwe.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie - ciągnął
Oui-Gon. - Twierdzisz, że Starsi mieli tego dnia broń.
Ale to było, zanim jeszcze sprowadzili broń ze wsi. Skąd
ją zatem wzięli? Skoro skonfiskowaliście im cały oręż
i trzymaliście go w magazynie... to jak zdołali się po-
nownie uzbroić?
- Nie wiem - przyznał. - Założyłem, że przemycili ją
ze wsi.
- Założyłeś? - Rycerz uśmiechnął się lodowato. - Je-
di tak nie mówią.
Obi-Wan czuł się zdruzgotany, choć starał się tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
110
Przytaknął.
- Powiedział... powiedział, że to moja wina. %7łe po-
winienem się nią opiekować, zamiast próbować ocalić
Gmach. Jego zdaniem to przeze mnie przybiegła na
plac.
Oui-Gon popatrzył na niego w zamyśleniu.
- A jak ty uważasz?
- Nie wiem - szepnął.
- Nield oskarża ciebie, bo w duchu boi się, że wina
leży po jego stronie - stwierdził rycerz. - Gdyby nie
upierał się tak bardzo w sprawie Gmachów, dziewczyna
nadal by żyła. Obawia się też, że to on ją zabił. Tak jak
Wehutti. Każdy z nich boi się, że to on wystrzelił śmier-
telną wiązkę.
Obi-Wan skinął głową. Nie miał dość pewności sie-
bie, by przemówić. Nie potrafił myśleć o tamtym dniu
bez poczucia winy i żalu.
Oui-Gon zatrzymał się.
- Zmierć Cerasi to nie twoja wina. Nie jesteś w sta-
nie zapobiec wydarzeniom, których nie przewidziałeś.
Możesz jedynie robić to, co uważasz za słuszne w danej
chwili swojego życia. Możesz planować przyszłość, ma-
rzyć o niej, bać się jej. Ale jej nie poznasz.
Możesz jedynie robić to, co uważasz za słuszne w
danej chwili swojego życia". Czy rycerz mówił także o
postanowieniu Obi-Wana, by pozostać na tej planecie? W
chłopcu zakiełkowała nadzieja. Czyżby mu przebaczył?
Oui-Gon podjął marsz.
111
- Mamy tu dwóch przepełnionych smutkiem ludzi.
Każdy z nich boi się w skrytości ducha, że zabił osobę,
którą kochał najbardziej na świecie. Może pokój zależy
po prostu od odpowiedzi na pytanie: kto zabił Cerasi?
Czasami wielkie wojny wybuchają z powodu pojedyn-
czych tragedii.
A więc jednak nie mówił o decyzji chłopca. Cały
umysł skupił na problemie, który musiał rozwiązać teraz.
Tak powinno być. Traktował byłego ucznia ze
współczuciem, ale i z dystansem. Nie wybaczył mu.
- Ale jak mamy sprawdzić, kto wystrzelił? - spytał
Obi-Wan. - Wehutti ma rację. Panowało tam wielkie za-
mieszanie. Obaj trzymali broń gotową do strzału.
Nagle przystanęli. Chłopiec ze zdziwieniem zauważył,
że rycerz przyprowadził go na plac, na którym zginęła
Cerasi.
- A teraz opowiedz mi, co widziałeś tamtego dnia -
poinstruował go.
- Nield i jego ludzie stali tutaj - wskazał Obi-Wan -
a Wehutti tam. Ja byłem w tym miejscu. Mieli uniesioną
broń. Wymieniali pogróżki. Cerasi wyszła przez odpływ
fontanny. Zobaczyłem ją...
Coś ścisnęło go za gardło. Z trudem przełknął ślinę, po
czym mówił dalej.
- Nie mogłem uwierzyć, że się pojawiła. Zaczęła
biec. Ja też. l wtedy usłyszałem strzały z miotacza... Nie
wiedziałem, z której padły strony, więc biegłem dalej.
Bardzo się o nią bałem, ale nie byłem dość szybki. Upa-
dła. Było zimno i szaro. Drżała...
112
- Poczekaj - przerwał mu szorstko Oui-Gon. - Prze-
stań opowiadać mi tę historię z pozycji rozpaczającego
przyjaciela. - Przybrał łagodniejszy ton głosu. - Wiem,
że to trudne. Ale niczego się nie dowiem, jeśli twoją
opowieść ubarwią emocje. Musisz odtworzyć tamten
dzień, zapominając o smutku i poczuciu winy. Mów jak
Jedi. Uczucia zachowaj w sercu i powiedz, co widział
twój umysł. Zamknij oczy.
Spełnił polecenie. Minęło kilka chwil, zanim wziął się w
garść. Spróbował odzyskać spokój, żeby przywołać
wspomnienia. Wyciszył umysł i spowolnił oddech.
- Zanim ją zobaczyłem, usłyszałem zgrzyt kraty od-
pływowej. Odwróciłem się w lewo. W mgnieniu oka
oceniła sytuację. Podciągnęła się do góry. Gdy tylko jej
stopy dotknęły ziemi, zaczęła biec. Przeskoczyła nad
krawędzią fontanny. Na ułamek sekundy spojrzałem
w lewo. Nield był zaskoczony. Kątem oka zobaczyłem
Wehuttiego. On... -- przerwał, wstrząśnięty, że wspo-
mnienie jest tak wyrazne. - Opuścił miotacz - powie-
dział ze zdziwieniem. - Nie strzelił do niej.
- Mów dalej - zachęcił rycerz.
- Pobiegłem i straciłem Nielda z oczu. Miałem przed
sobą Cerasi, chciałem być przy niej jak najszybciej. Wi-
działem, jak słońce odbija się od dachów budynków
wokół placu. Pamiętam, miałem nadzieję, że nie oślepi
mnie jego odbłysk. Chciałem wszystko widzieć. Usłysza-
łem strzał z miotacza, l wtedy ona upadła.
- Otwórz oczy. Chcę ci zadać pytanie.
Obi-Wan posłusznie otworzył oczy.
113
- Czy nie mówiłeś, że dzień był szary? Pochmurny?
Skinął głową.
- Więc skąd się wzięły słoneczne refleksy na dachu?
Oui-Gon położył mu dłonie na ramionach i obrócił
go.
- Popatrz tam. Do góry. Czy widziałeś kogoś na da-
chu? Czy ten błysk mógł pochodzić z lufy miotacza?
Tak - przytaknął chłopiec podnieconym głosem. -To
możliwe.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie - ciągnął
Oui-Gon. - Twierdzisz, że Starsi mieli tego dnia broń.
Ale to było, zanim jeszcze sprowadzili broń ze wsi. Skąd
ją zatem wzięli? Skoro skonfiskowaliście im cały oręż
i trzymaliście go w magazynie... to jak zdołali się po-
nownie uzbroić?
- Nie wiem - przyznał. - Założyłem, że przemycili ją
ze wsi.
- Założyłeś? - Rycerz uśmiechnął się lodowato. - Je-
di tak nie mówią.
Obi-Wan czuł się zdruzgotany, choć starał się tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]