[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak blisko uratowania uwięzionych ludzi, a tu nadlatuje helikopter! Najmniejszy wstrząs
mógłby naruszyć delikatną równowagę budynku i zagrozić życiu wielu osób.
- Prawie się nam udało - rzedł Harry do Kirsten i skinął na pielęgniarza, który
wyciągnął nosze i zaczął przygotowywać sprzęt reanimacyjny.
- Są tutaj! %7ływi! - usłyszeli radosny krzyk.
Po kilku minutach żołnierze wynieśli pierwszego rannego, Martina Grahama.
- Niech się pani nim zajmie - rozkazał Harry. - Musimy wydostać drugiego. Jest
nieprzytomny, ale oddycha.
- Czy z Jimem wszystko w porządku? Wyciągnęliście go? - dopytywał się Martin
Graham, gdy Kirsten okryła go kocem.
- Tak, jest w dobrych rękach - zapewniła staruszka. Oparła go plecami o kamienną
bryłę, by ułatwić mu oddychanie, i założyła maskę tlenową. - Wszystko będzie dobrze.
Odpocznij. Zaraz zabierzemy was obu do szpitala.
- Skomplikowane złamanie kości udowej - oznajmił kierowca karetki, gdy
przynieśli Jima. - I na pewno poważne obrażenia wewnętrzne. Pewnie przygniotła go jakaś
szafka.
- Czy możecie zawiezć go prosto do helikoptera? - zapytała. - Chyba w Veretonie
lepiej się nim zajmą. Wyjaśnijcie, że był uwięziony pod gruzami przez kilka godzin.
Zupełnie zapomniała, że jest dwóch rannych, a nie jeden.
- Powinnam przypomnieć im, żeby wrócili po ciebie - zwróciła się do Martina,
uśmiechając się, aby dodać mu otuchy. - Czy możesz odpowiedzieć na kilka pytań? Czy
coś cię boli? Jak upadłeś? Na plecy?
- Spadliśmy dość bezpiecznie. - Staruszek przesunął maskę, by móc odpowiedzieć. -
Poszedłem do miasta tylko raz i to był błąd.
41
S
R
Kirsten wyczuła głęboki smutek w jego głosie i mocniej otuliła go kocem.
Sprawdziła puls. Nierówny. Sięgnęła po swą torbę i wyjęła z niej sok w kartoniku. To nie
był sprzęt medyczny, ale zazwyczaj zabierała go na wszelki wypadek.
- Wypij to - poleciła, wkładając słomkę w usta Martina. Jego organizm był bardzo
odwodniony.
- Dlaczego on wciąż tu jest? - poderwał ją nagle z miejsca głos Harry'ego.
Napotkała grozny wzrok majora.
- Czekamy na powrót karetki, żeby zabrać go do szpitala, ale z pana pomocą
mogłabym umieścić go w moim samochodzie.
- Pytam, dlaczego jeszcze jest w tym mieście?
- To jego dom - odparła cicho i ucieszyła się, że łoskot startującego helikoptera
zagłuszył jej słowa.
Nie tylko się powtarzała, ale była również pewna, że ta odpowiedz nie
usatysfakcjonuje majora. Nie zrozumie jej. Jednak nie usłyszała oczekiwanej riposty.
Może w końcu coś do niego dotarło?
- Zawiozę go i pomogę wnieść do pokoju - powiedział.
Nie pozostawało jej nic innego, jak wsiąść do samochodu i pojechać za Harrym. W
szpitalu podłączyła staruszka do kroplówki, sprawdziła jeszcze raz puls i ciśnienie. Potem
poprosiła o przygotowanie mu czegoś do jedzenia i zmęczona wróciła do swego biura.
- On powinien był stąd odlecieć - oświadczył Harry, stając w drzwiach.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy? Nie zgodziłby się, nawet gdybym nalegała.
Rozkazy to pański sposób działania, ale gdzie są te wspaniałe helikoptery, które miały nas
wszystkich stąd ewakuować? - zapytała ironicznie.
- Chwilowo są unieruchomione. Kłopoty z paliwem - wyjaśnił niechętnie.
Wybuchnęła śmiechem. Harry miał ochotę potrząsnąć nią mocno i... pocałować!
Miała na sobie zabłoconą koszulkę, jej włosy poszarzały od kurzu. Jednak te zniewalające,
błękitne oczy i te zaróżowione policzki...
- Kłopoty z paliwem - wykrztusiła, dusząc się od śmiechu. - Nie może się pan nas
pozbyć, bo nie ma benzyny? Więc to tak wygląda wojskowa perfekcja?
Obrzucił ją pełnym złości spojrzeniem. Zdecydowanie powinien nią potrząsnąć,
chociaż pocałunek też mógłby zadziałać...
42
S
R
- To nie tak, że nie mamy benzyny. Nie możemy jej po prostu użyć. Wszystko przez
tę przeklętą powódz!
- Czyżby? - zakpiła.
- Jakieś mikroby z brudnej wody zanieczyściły ropę wydobywaną w tej okolicy.
Niszczą paliwo, tworząc kleiste krople, które zatykają dopływ do silnika.
- I helikoptery spadają z nieba! Ale zabawne! - ironizowała. - Jak długo musicie
usuwać te kleiste krople?
- Nie usuwamy ich, po prostu dostarczamy nowe paliwo. Zaraz pani zapyta, co
dzieje się z tym zanieczyszczonym. Otóż nie mam zielonego pojęcia! Pewnie ktoś gdzieś
je oczyszcza.
Kirsten roześmiała się jeszcze głośniej. Jej oczy rozświetliły się, co zupełnie zbiło
Harry'ego z tropu.
- Więc niech im pan powie, żeby nie spieszyli się za bardzo z nowym paliwem, bo
my nigdzie się nie wybieramy.
Cóż, to Harry wiedział doskonale. Chciał zadać jej jedno pytanie, ale dzwięk
dzwonka na korytarzu przerwał ich rozmowę.
- To Chipper. Czasami żałuję, że zamontowałam mu dzwonek - mruknęła,
wybiegając z pokoju.
Harry został sam. O co chciał ją zapytać? Chyba o zamknięcie szpitala. Wyszedł do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
tak blisko uratowania uwięzionych ludzi, a tu nadlatuje helikopter! Najmniejszy wstrząs
mógłby naruszyć delikatną równowagę budynku i zagrozić życiu wielu osób.
- Prawie się nam udało - rzedł Harry do Kirsten i skinął na pielęgniarza, który
wyciągnął nosze i zaczął przygotowywać sprzęt reanimacyjny.
- Są tutaj! %7ływi! - usłyszeli radosny krzyk.
Po kilku minutach żołnierze wynieśli pierwszego rannego, Martina Grahama.
- Niech się pani nim zajmie - rozkazał Harry. - Musimy wydostać drugiego. Jest
nieprzytomny, ale oddycha.
- Czy z Jimem wszystko w porządku? Wyciągnęliście go? - dopytywał się Martin
Graham, gdy Kirsten okryła go kocem.
- Tak, jest w dobrych rękach - zapewniła staruszka. Oparła go plecami o kamienną
bryłę, by ułatwić mu oddychanie, i założyła maskę tlenową. - Wszystko będzie dobrze.
Odpocznij. Zaraz zabierzemy was obu do szpitala.
- Skomplikowane złamanie kości udowej - oznajmił kierowca karetki, gdy
przynieśli Jima. - I na pewno poważne obrażenia wewnętrzne. Pewnie przygniotła go jakaś
szafka.
- Czy możecie zawiezć go prosto do helikoptera? - zapytała. - Chyba w Veretonie
lepiej się nim zajmą. Wyjaśnijcie, że był uwięziony pod gruzami przez kilka godzin.
Zupełnie zapomniała, że jest dwóch rannych, a nie jeden.
- Powinnam przypomnieć im, żeby wrócili po ciebie - zwróciła się do Martina,
uśmiechając się, aby dodać mu otuchy. - Czy możesz odpowiedzieć na kilka pytań? Czy
coś cię boli? Jak upadłeś? Na plecy?
- Spadliśmy dość bezpiecznie. - Staruszek przesunął maskę, by móc odpowiedzieć. -
Poszedłem do miasta tylko raz i to był błąd.
41
S
R
Kirsten wyczuła głęboki smutek w jego głosie i mocniej otuliła go kocem.
Sprawdziła puls. Nierówny. Sięgnęła po swą torbę i wyjęła z niej sok w kartoniku. To nie
był sprzęt medyczny, ale zazwyczaj zabierała go na wszelki wypadek.
- Wypij to - poleciła, wkładając słomkę w usta Martina. Jego organizm był bardzo
odwodniony.
- Dlaczego on wciąż tu jest? - poderwał ją nagle z miejsca głos Harry'ego.
Napotkała grozny wzrok majora.
- Czekamy na powrót karetki, żeby zabrać go do szpitala, ale z pana pomocą
mogłabym umieścić go w moim samochodzie.
- Pytam, dlaczego jeszcze jest w tym mieście?
- To jego dom - odparła cicho i ucieszyła się, że łoskot startującego helikoptera
zagłuszył jej słowa.
Nie tylko się powtarzała, ale była również pewna, że ta odpowiedz nie
usatysfakcjonuje majora. Nie zrozumie jej. Jednak nie usłyszała oczekiwanej riposty.
Może w końcu coś do niego dotarło?
- Zawiozę go i pomogę wnieść do pokoju - powiedział.
Nie pozostawało jej nic innego, jak wsiąść do samochodu i pojechać za Harrym. W
szpitalu podłączyła staruszka do kroplówki, sprawdziła jeszcze raz puls i ciśnienie. Potem
poprosiła o przygotowanie mu czegoś do jedzenia i zmęczona wróciła do swego biura.
- On powinien był stąd odlecieć - oświadczył Harry, stając w drzwiach.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy? Nie zgodziłby się, nawet gdybym nalegała.
Rozkazy to pański sposób działania, ale gdzie są te wspaniałe helikoptery, które miały nas
wszystkich stąd ewakuować? - zapytała ironicznie.
- Chwilowo są unieruchomione. Kłopoty z paliwem - wyjaśnił niechętnie.
Wybuchnęła śmiechem. Harry miał ochotę potrząsnąć nią mocno i... pocałować!
Miała na sobie zabłoconą koszulkę, jej włosy poszarzały od kurzu. Jednak te zniewalające,
błękitne oczy i te zaróżowione policzki...
- Kłopoty z paliwem - wykrztusiła, dusząc się od śmiechu. - Nie może się pan nas
pozbyć, bo nie ma benzyny? Więc to tak wygląda wojskowa perfekcja?
Obrzucił ją pełnym złości spojrzeniem. Zdecydowanie powinien nią potrząsnąć,
chociaż pocałunek też mógłby zadziałać...
42
S
R
- To nie tak, że nie mamy benzyny. Nie możemy jej po prostu użyć. Wszystko przez
tę przeklętą powódz!
- Czyżby? - zakpiła.
- Jakieś mikroby z brudnej wody zanieczyściły ropę wydobywaną w tej okolicy.
Niszczą paliwo, tworząc kleiste krople, które zatykają dopływ do silnika.
- I helikoptery spadają z nieba! Ale zabawne! - ironizowała. - Jak długo musicie
usuwać te kleiste krople?
- Nie usuwamy ich, po prostu dostarczamy nowe paliwo. Zaraz pani zapyta, co
dzieje się z tym zanieczyszczonym. Otóż nie mam zielonego pojęcia! Pewnie ktoś gdzieś
je oczyszcza.
Kirsten roześmiała się jeszcze głośniej. Jej oczy rozświetliły się, co zupełnie zbiło
Harry'ego z tropu.
- Więc niech im pan powie, żeby nie spieszyli się za bardzo z nowym paliwem, bo
my nigdzie się nie wybieramy.
Cóż, to Harry wiedział doskonale. Chciał zadać jej jedno pytanie, ale dzwięk
dzwonka na korytarzu przerwał ich rozmowę.
- To Chipper. Czasami żałuję, że zamontowałam mu dzwonek - mruknęła,
wybiegając z pokoju.
Harry został sam. O co chciał ją zapytać? Chyba o zamknięcie szpitala. Wyszedł do [ Pobierz całość w formacie PDF ]