[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mecenas Atkins podążył za rodziną z papierami w ręku. Okulary w szylkretowej oprawie
zdobiące przystojną twarz, przywiodły Patrickowi na pamięć sowę, rzucającą się na biedną,
drżącą mysz. W tym wypadku był wobec mecenasa niesprawiedliwy. Ten wielkiej zacności
człowiek z trudem tylko radził sobie z takim klientem jak Stephen Brewster i wcale nie
aprobował testamentu.
Ów zaÅ› byÅ‚ krótki i jasny. Nawet Patrick go zrozumiaÅ‚. Oaklands ma zostać sprzedane. To
doskonale! Przynajmniej nie będzie musiał w nim mieszkać! Opiekunem prawnym został
mecenas Atkins, ale mieszkać miał ze stryjem lub ciotką aż do pełnoletności. Pózniej otrzyma
taką sumę pieniędzy, że nie mógł jej sobie nawet wyobrazić. Miał nadzieję, że starczy mu na
kupienie domu podobnego do Złotego Brzegu. Musiał także wybrać krewnego, z którym
chciałby zamieszkać. Kiedy już wybierze, nie ma mowy o zmianie, chyba że wybrany krewny
umrze. Jednakże, aby dokonał trafnego wyboru, najpierw pomieszka przez trzy miesiące z
każdym stryjem i ciotką. Kiedy minie okres próbny, wskaże tego wybranego. Rekompensatą za
utrzymanie i opiekę będzie suma dwóch tysięcy dolarów, wypłacana raz w roku opiekunowi,
dopóki Patrick nie ukończy dwudziestu jeden lat.
Zdesperowany Patrick postawił stopy na poprzeczce krzesła. Pomyślał, że ciotka Lilian
może sobie do woli wytrzeszczać oczy, lecz on musi znalezć jakieś oparcie dla zdrętwiałych
nóg.
Nie chciał mieszkać u żadnego z nich. Chciał tylko zaraz pojechać do Glen St. Mary i zostać
na zawsze w Złotym Brzegu! Sama myśl o tamtym domu przynosiła pociechę. Niestety,
mieszkańcy Złotego Brzegu nie byli z nim spokrewnieni. No, może w bardzo dalekim stopniu i
to się zupełnie nie liczyło.
Nienawidził samej myśli o zamieszkaniu u któregokolwiek z krewnych. Była to głęboka,
bezsilna nienawiść, a stryj Stephen doskonale o niej wiedział.
Ciotka Melanie Hali była wdową; kobietą rosłą, niegłupią i protekcjonalną wobec otoczenia.
Pat słyszał, jak kiedyś doktor Blythe mówił, że byłaby protekcjonalna nawet wobec Pana Boga.
Stryj John Brewster zawsze klepał go po plecach, a ciotka Elizabeth miała odrażającą twarz.
Wysokie czoło, długi nos i szpiczastą, wystającą brodę. Patrick nie mógł znieść jej widoku.
Mieszkać obok takiej twarzy rok po roku! Nie, to po prostu nie do zniesienia!
Stryj Frederick Brewster, chudy, zniszczony, mały człowieczek, wcale w rodzinie nie liczył.
Za to ciotka Fanny, to ciotka co się zowie! Stryj powiedział kiedyś, że to ona powinna nosić
spodnie. Patrick nie wiedział, co to miało znaczyć, ale z całą pewnością nie pragnął mieszkać z
ciotkÄ… Fanny.
Ciotka Lilian nie miała męża i tak samo Cynthia Adams. Obie udawały, że im na tym nie
zależy, ale Patrick zdawał sobie sprawę, że jest zupełnie inaczej. Stryj Stephen nigdy nie
zapraszał ciotki Lilian i Cynthii Adams razem. Mogę znieść tylko jedną starą panną obok
siebie mawiał zwykłe.
Toż to zupełnie w stylu Stephena, taki zwariowany testament! oburzała się ciotka
Fanny. Widzę, że jednym ze świadków był doktor Blythe. Wcale bym się nie zdziwiła,
gdyby to on wpadł na ten pomysł.
W tym czasie zaś myślała: Powinni dać go do mnie. Powinien chować się wśród innych
dzieci. Wyglądał jak odmieniony, gdy wracał z wizyt w Złotym Brzegu. Nie przepadam za
doktorem Blythe em ani jego żoną, ale mają rodzinę i Patrick stawał się zupełnie normalnym
chłopcem, kiedy trochę u nich pobył. Nie sądzę, by wybrał nasz dom. Zawsze czułam, że mnie
nie lubi. Pewnie Stephen nastawił go przeciwko mnie. Ale mam te trzy miesiące& Może uda
się zdobyć jego przywiązanie, jeśli wszyscy się bardzo postaramy. Dwa tysiące& to by
załatwiło sprawę wykształcenia naszego chłopca. Inaczej& nie mam pojęcia, jak sobie
poradzimy. I moglibyśmy pojechać na wakacje. Szkoda, że nie poświęcałam mu więcej uwagi
w przeszłości, ale to takie dziwne i nieśmiałe dziecko. Bardziej przypomina Waltera Blythe a,
niż kogokolwiek z rodziny. Będą też kłopoty z chłopcami. Tak lubią dokuczać innym& Nie
mam na nich żadnego wpływu. Ach, dzieci nie są już takie jak za moich młodych lat! Wtedy
słuchały rodziców&
To pokryłoby koszty wesela Anny, myślała ciotka Elizabeth. Te okropne chłopaki nie dadzą
mu chwili spokoju. To prawdziwe małe szatany. A sama myśl o starej pannie Lilian, która
miałaby go wychowywać, jest po prostu śmieszna. Widziałam przepiękny koronkowy obrus u
Moore a i Stebbinsa. Wiem, oczywiście, że Patrick mnie nie lubi. Stephen też o tym wiedział,
ale w ciągu trzech miesięcy&
Powinien przyjść do mnie, myślała ciotka Lilian. Stephen doskonale wiedział, że potrzebuję
pieniędzy bardziej niż inni. Tak zmęczyło mnie oszczędzanie i wiązanie końca z końcem. I
gdybym miała pieniądze, to może George Imlay& Jasne, że to okropne mieć w domu chłopca,
zwłaszcza wtedy gdy zacznie dorastać. Poza tym, on się mnie boi. Nigdy tego nie ukrywał, ale
przez trzy miesiące& Tylko z Cynthią może być kłopot. Będzie udawać, że go lubi, lecz on
zaraz ją przejrzy& Prawdę mówiąc, to nie wiem, jak można w ogóle lubić dzieci. Oni wszyscy
tylko udają, a już ta pani Blythe& Robi mi się po prostu niedobrze&
Cóż, trzeba wreszcie zacząć powiedział stryj John, wybuchając rubasznym,
chrypliwym śmiechem, który tyle razy zaskakiwał Patricka. Właściwie to nie był śmiech, lecz
rechot. Klepnął chłopca po kościstych plecach pulchną, dużą dłonią.
Patrick nie cierpiał pulchnych dłoni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Mecenas Atkins podążył za rodziną z papierami w ręku. Okulary w szylkretowej oprawie
zdobiące przystojną twarz, przywiodły Patrickowi na pamięć sowę, rzucającą się na biedną,
drżącą mysz. W tym wypadku był wobec mecenasa niesprawiedliwy. Ten wielkiej zacności
człowiek z trudem tylko radził sobie z takim klientem jak Stephen Brewster i wcale nie
aprobował testamentu.
Ów zaÅ› byÅ‚ krótki i jasny. Nawet Patrick go zrozumiaÅ‚. Oaklands ma zostać sprzedane. To
doskonale! Przynajmniej nie będzie musiał w nim mieszkać! Opiekunem prawnym został
mecenas Atkins, ale mieszkać miał ze stryjem lub ciotką aż do pełnoletności. Pózniej otrzyma
taką sumę pieniędzy, że nie mógł jej sobie nawet wyobrazić. Miał nadzieję, że starczy mu na
kupienie domu podobnego do Złotego Brzegu. Musiał także wybrać krewnego, z którym
chciałby zamieszkać. Kiedy już wybierze, nie ma mowy o zmianie, chyba że wybrany krewny
umrze. Jednakże, aby dokonał trafnego wyboru, najpierw pomieszka przez trzy miesiące z
każdym stryjem i ciotką. Kiedy minie okres próbny, wskaże tego wybranego. Rekompensatą za
utrzymanie i opiekę będzie suma dwóch tysięcy dolarów, wypłacana raz w roku opiekunowi,
dopóki Patrick nie ukończy dwudziestu jeden lat.
Zdesperowany Patrick postawił stopy na poprzeczce krzesła. Pomyślał, że ciotka Lilian
może sobie do woli wytrzeszczać oczy, lecz on musi znalezć jakieś oparcie dla zdrętwiałych
nóg.
Nie chciał mieszkać u żadnego z nich. Chciał tylko zaraz pojechać do Glen St. Mary i zostać
na zawsze w Złotym Brzegu! Sama myśl o tamtym domu przynosiła pociechę. Niestety,
mieszkańcy Złotego Brzegu nie byli z nim spokrewnieni. No, może w bardzo dalekim stopniu i
to się zupełnie nie liczyło.
Nienawidził samej myśli o zamieszkaniu u któregokolwiek z krewnych. Była to głęboka,
bezsilna nienawiść, a stryj Stephen doskonale o niej wiedział.
Ciotka Melanie Hali była wdową; kobietą rosłą, niegłupią i protekcjonalną wobec otoczenia.
Pat słyszał, jak kiedyś doktor Blythe mówił, że byłaby protekcjonalna nawet wobec Pana Boga.
Stryj John Brewster zawsze klepał go po plecach, a ciotka Elizabeth miała odrażającą twarz.
Wysokie czoło, długi nos i szpiczastą, wystającą brodę. Patrick nie mógł znieść jej widoku.
Mieszkać obok takiej twarzy rok po roku! Nie, to po prostu nie do zniesienia!
Stryj Frederick Brewster, chudy, zniszczony, mały człowieczek, wcale w rodzinie nie liczył.
Za to ciotka Fanny, to ciotka co się zowie! Stryj powiedział kiedyś, że to ona powinna nosić
spodnie. Patrick nie wiedział, co to miało znaczyć, ale z całą pewnością nie pragnął mieszkać z
ciotkÄ… Fanny.
Ciotka Lilian nie miała męża i tak samo Cynthia Adams. Obie udawały, że im na tym nie
zależy, ale Patrick zdawał sobie sprawę, że jest zupełnie inaczej. Stryj Stephen nigdy nie
zapraszał ciotki Lilian i Cynthii Adams razem. Mogę znieść tylko jedną starą panną obok
siebie mawiał zwykłe.
Toż to zupełnie w stylu Stephena, taki zwariowany testament! oburzała się ciotka
Fanny. Widzę, że jednym ze świadków był doktor Blythe. Wcale bym się nie zdziwiła,
gdyby to on wpadł na ten pomysł.
W tym czasie zaś myślała: Powinni dać go do mnie. Powinien chować się wśród innych
dzieci. Wyglądał jak odmieniony, gdy wracał z wizyt w Złotym Brzegu. Nie przepadam za
doktorem Blythe em ani jego żoną, ale mają rodzinę i Patrick stawał się zupełnie normalnym
chłopcem, kiedy trochę u nich pobył. Nie sądzę, by wybrał nasz dom. Zawsze czułam, że mnie
nie lubi. Pewnie Stephen nastawił go przeciwko mnie. Ale mam te trzy miesiące& Może uda
się zdobyć jego przywiązanie, jeśli wszyscy się bardzo postaramy. Dwa tysiące& to by
załatwiło sprawę wykształcenia naszego chłopca. Inaczej& nie mam pojęcia, jak sobie
poradzimy. I moglibyśmy pojechać na wakacje. Szkoda, że nie poświęcałam mu więcej uwagi
w przeszłości, ale to takie dziwne i nieśmiałe dziecko. Bardziej przypomina Waltera Blythe a,
niż kogokolwiek z rodziny. Będą też kłopoty z chłopcami. Tak lubią dokuczać innym& Nie
mam na nich żadnego wpływu. Ach, dzieci nie są już takie jak za moich młodych lat! Wtedy
słuchały rodziców&
To pokryłoby koszty wesela Anny, myślała ciotka Elizabeth. Te okropne chłopaki nie dadzą
mu chwili spokoju. To prawdziwe małe szatany. A sama myśl o starej pannie Lilian, która
miałaby go wychowywać, jest po prostu śmieszna. Widziałam przepiękny koronkowy obrus u
Moore a i Stebbinsa. Wiem, oczywiście, że Patrick mnie nie lubi. Stephen też o tym wiedział,
ale w ciągu trzech miesięcy&
Powinien przyjść do mnie, myślała ciotka Lilian. Stephen doskonale wiedział, że potrzebuję
pieniędzy bardziej niż inni. Tak zmęczyło mnie oszczędzanie i wiązanie końca z końcem. I
gdybym miała pieniądze, to może George Imlay& Jasne, że to okropne mieć w domu chłopca,
zwłaszcza wtedy gdy zacznie dorastać. Poza tym, on się mnie boi. Nigdy tego nie ukrywał, ale
przez trzy miesiące& Tylko z Cynthią może być kłopot. Będzie udawać, że go lubi, lecz on
zaraz ją przejrzy& Prawdę mówiąc, to nie wiem, jak można w ogóle lubić dzieci. Oni wszyscy
tylko udają, a już ta pani Blythe& Robi mi się po prostu niedobrze&
Cóż, trzeba wreszcie zacząć powiedział stryj John, wybuchając rubasznym,
chrypliwym śmiechem, który tyle razy zaskakiwał Patricka. Właściwie to nie był śmiech, lecz
rechot. Klepnął chłopca po kościstych plecach pulchną, dużą dłonią.
Patrick nie cierpiał pulchnych dłoni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]