[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejrzenia. Pomy~l o tym!
- Wyznam szczerze, że mi to nie przyszło na myśl.
- Byłeś przekonany, że ich zamordowano. Tymczasem przypuść-my, że to nieprawda. W takim
razie uciekli przed gawiedzią, która zagrażała i szyitom i chrześcijanom. Po splądrowaniu i
spaleniu ulicy, na której mieszkali, znależli się moie za miastem w bezpiecznym miejscu, może
nawet wśród tych tysięcy pogorzelców, którzy schronili się w zamku i w mieszkaniu Abd el
Kadera. Jeżeli ukryli się za miastem, nie mogli przecież wróci~. Zamku zaś Algierczyka nie
mogli opuścić wcześniej, zanim nie zapanował ład w mieście. A spokój nastąpił dopiero po
twojej rzekomej śmierci. Nie mieli żadnych pod-staw do przypuszczenia, że egzekucja się nie
odbyła; musieli ją przyjąć jako fakt dokonany. Nie przyznasz mi racji?
- Effendi, jeżeli będziesz dalej tak mówić nie potrafię zaopono-wać. Cóż więc, według twego
zadania, uczyniła pózniej moja rodzina?
- Jeżeli przyjmiemy, że moje przypuszczenia są słuszne, opuściła z pewnością Damaszek, nie
ufając wymuszonej ciszy, po której mogła nadejść jeszcze bardziej krwawa łaznia. Dlaczegóżby
twój teść miał się czuć bezpieczniejszy od innych szyitów i chrześcijan? Binbasi niespokojnie
poruszył się na krześle. Istotnie, dziwna to rzecz, że nigdy o tym nie pomyślał.
Po długim milczeniu rzekł:
- Słuchaj effendi, teraz sam zaczynam wierzyć, że ojciec mej żony wraz ze swoją małżonką
opuścili Damaszek, o ile, oczywiście, oboje nie zginęli.
- Czy sądzisz, że mógłby zabrać ze sobą tylko swoją żonę?
- To wykluczone! Musiał wywiezć również moją żonę wraz z dziećmi.
- Dokąd?
- Któż to może wiedzieć?
- Wiedzieć trudno, ale można przypuszczać. Zastanów się nad tym.
- Chyba do Bejrutu, gdzie kiedyś mieszkał i był szczęśliwy?
-Ja na jego miejscu nie pojechałbym do Bajrutu.
= Dlaczego?
- Ponieważ powstanie przeciw innowiercom wybuchło właśnie w Libanie i tam roztoczyło
najszersze kręgi. Spokój nastąpiłjedynie pod wpływem represji. Bejrut leży pośrodku tego
niebezpiecznego obsza-ru. Należało więc liczyć się z tym, że w razie powtórnego zamieszania,
wybuchnie ono tam właśnie. Skoro więc ojciec twej żony opuścił Damaszek w obawie, aby się
krwawa łaznia nie powtórzyła, nie należy przypuszczać, żeby ruszył właśnie do ogniska
rozruchów.
- Effendi, zaskakujesz mnie!
- Nie przesadzaj! Opieram się na zdrowym rozsądku i wyciągam wnioski ze ścisłych faktów. Może
sobie na to pozwolić każdy, kto myśli swoich nie puszcza samopas.
- Powiedz mi jednak, dokąd się zwrócił, jeśli nie do Bejrutu?
- Dziwi mnie to pytanie!
- Do licha! Chyba sam przyznasz, że do odgadnięcia tego potrzeba dużej wyobrazni. Obliczyć
można wszystko, gdy się ma do dyspozycji dane, ale ódgadywać, to rzecz niesłychanie trudna!
- Nie odgadujmy więc, lecz obliczmy. Posłużmy się również dany-mi, występują one w postaci
faktów.
- Mówisz zbyt uczenie! Nie rozumiem cię, effendi.
-Zrozumiesz, gdy tylko dam przykład. Czujesz się tu nieszczęśli-wy i chciałbyś stąd odjechać.
Jakie miejsce, jaki kraj wybrałbyś na stały pobyt, gdybyś się mógł swobodnie poruszać?
- Co za pytanie! Udałbym sie do Polski, ponieważ jestem rodo-witym Polakiem. Chyba nie wątpisz
w to.
- Nie wątpisz? - rzekłem z uśmiechem. - A jednak miałeś
72 wątpliwości co do tego, do jakiego kraju udał się twój teść.
-Maszallah! Aapiesz mnie na wędkę własnych słów!
- No i cóż teraz powiesz?
- Udał się do Persji, tak, musiał się udać do Persji, ponieważ jest Persem. Nieszczęście, które go
dotknęło poza krajem, musiało go popchnąć tam, gdzie zawsze ciągnie człowieka serce, do
ojczyzny. A ja tu żyję niedaleko granicy tego kraju i nie wpadło mi na myśl to, o czym mówiłeś!
Mogłem przecież szukać, jeżeli nie sam, to przez obcych ludzi! Może byłbym odszukał tych,
których uważałem za stra-conych. Ileż zaniedbałem. Jestem niepocieszony!
- Uspokój się! Mam wrażenie, że zamieniliśmy się stanowiskami.
- Jak to?
- Przed chwilą odrzucałeś wszelką możliwość nadziei, ja zaś próbowałem oświecić twę serce jej
promieniem. I oto, zamiast smut-ku, pełen się stałeś nadziei. Muszę cię więc znowu wprowadzić
w dziedzinę dawnych wątpliwości.
- Proszę cię, zaniechaj tego. Nie możesz sobie nawet wyobraziC, jak mnie uszczęśliwiłeś, wpajając
we mnie przekonanie, że krew mych bliskich nie została przelana. 
- Mylisz się. Nie zatarłem tych krwawych śladów, gdyż byłoby to grzechem w stosunku do ciebie.
Byłem daleki od budzenia w tobie zupełnej pewności; gdyby przypuszczenia moje okazały się
mylne, rozpacz twoja powiększyłaby się w dwójnasób. Jak już mówiłem, chciałem tylko
położyć kres twej obojętności w stosunku do życia. A ty wpadasz z jednej ostateczności w drugą
i wątpliwe przypuszczenia gotów jesteś uznaE za pewnik. Przytoczę ci tedy kilka przekonywują-
cych dowodów, że ukochani twoi zostali wymordowani.
- Nie, ach nie! - zaczął się bronić. - Znam te dowody zbyt dobrze. Zabiły we mnie wszelką radość
życia; uniemożliwiły mi ko-rzystanie z najdrobniejszych choćby rozkoszy istnienia. Przyrzekam
ci, że nie będę się łudził przesadnymi nadziejami.
- Wierzaj mi, że usiłując wyrwać cię z rozpaczy, w całej pełni
73 zdawałem sobie sprawę z tego, jaką przyjmuję odpowiedzialność. Słuchałem
głosu wewnętrznego. Głos ten nie zawiódł mnie nigdy, chyba, żem go zle
zrozumiał. Często wyprowadzał mnie z wielkich, poważnych niebezpieczeństw i był [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.