[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy obudziła się następnego dnia, słońce oświetlało jej
pokój, ptaki śpiewały, a przed łóżkiem stała matka, trzymając
w rękach tacę.
- Dzisiaj wyglądasz znacznie lepiej - zawołała radośnie. -
Widzisz, potrzeba ci było snu. A nie mówiłam? Dzwonił
Peter, kazał ci powiedzieć, że popołudnie będzie miał wolne.
O wpół do trzeciej zabierze cię na przejażdżkę samochodem.
Co ty na to?
Anne usiadła i odgarnęła włosy z czoła. Potem
uśmiechnęła się.
- Powiedziałabym, że to brzmi bosko! - odrzekła
uradowana. Nagle zarumieniła się i dodała łagodnie: - Tak
okropnie mi przykro z powodu mojego wczorajszego
zachowania, mamo. Sama nie wiem, co mnie naszło. Ale to
się więcej nie powtórzy, obiecuję. Peter tak rozsądnie ze mną
rozmawiał, i w końcu zrozumiałam, że we wszystkim miał
rację. Nie musisz się więc o mnie martwić.
Przez chwilę pani Brinton w zamyśleniu przyglądała się
córce. Wbrew oczekiwaniom Anne, na jej twarzy nie było
widać ani śladu uspokojenia i radości.
Naraz pani Brinton postawiła tacę na łóżku, pochyliła się
nad córką i czule ją pocałowała. Kiedy znów się
wyprostowała, na jej twarzy malował się wyraz dziwnej
zadumy. - Naprawdę nie, moje dziecko? - spytała. - Gdybym
tak mogła w to uwierzyć! Nikt z nas, a już najbardziej ja, nie
chciałby, żeby odbiły się na tobie kłopoty Lois. A jednak tak
się stało, nieprawdaż?
- Ależ mamo - zaniepokoiła się Anne - mój Boże, a cóż to
wszystko ma wspólnego z Lois? Peter nie żywi do niej
najmniejszej urazy, jeśli o to ci chodziło.
- To zbyt łatwe wytłumaczenie - spokojnie odparła pani
Brinton. - Dlaczego nie powiedziałaś po prostu, że on już jej
nie kocha, jeśli tobie o to chodziło? Sama wiesz, że to
niewielka pociecha, kiedy mi mówisz, że nie powinnam się
martwić. Ach, gdybyż tak wreszcie można się było pogodzić z
faktem, że inni ludzie, a nawet własne dzieci mają prawo
popełniać błędy na swój rachunek!
Anne uśmiechnęła się, spoglądając na zatroskaną minę
matki.
- Mniej więcej to samo powiedział mi wczoraj Peter -
stwierdziła. - Przekonał mnie...
- Nikt nie może cię o niczym przekonać - przerwała jej
matka. - Wcześniej czy pózniej sama będziesz musiała się
przekonać. I właśnie tego się boję. Przykro mi, ale obawiam
się, że pewnego dnia będziesz zmuszona spojrzeć prawdzie w
oczy. I możesz mi wierzyć, dziecko, że im dłużej będziesz
zwlekała, tym boleśniej odczujesz moment, kiedy wreszcie to
zrobisz i zrozumiesz, co naprawdę się z tobą dzieje.
Pani Brinton wzięła tacę i wyszła z pokoju. Anne, zupełnie
zbita z tropu, odprowadziła ją wzrokiem.
Potem opadła na poduszki. Z trudem stłumiła niemiłe
uczucie wywołane słowami matki. Starała się skoncentrować
wyłącznie na rozpoczynającym się dniu, który miała spędzić z
Peterem.
Rozdział 8
W czasie kolejnych dni Anne udało się nie myśleć o
agencji.
Peter brał wolne, kiedy tylko mógł, i choć pogoda nie była
szczególnie dobra, dni mijały w bardzo miłej atmosferze. Jeśli
Peter musiał zostać w warsztatach, Anne wybierała się na
długie spacery sama albo w towarzystwie Frazera. Przy okazji
miała mnóstwo czasu do rozmyślań, i im dłużej się
zastanawiała, tym większy ład zaczynał panować w jej
myślach.
- Urlop dobrze ci robi - stwierdziła pani Brinton po
jednym z takich spacerów. - Podejrzewam, że nie masz
wielkiej ochoty wrócić do agencji. Gdybym była na twoim
miejscu, po prostu powiedziałabym Jane, że w ogóle nie
wrócę.
- Ale nie jesteś na moim miejscu - swobodnie odparła
Anne. - Poza tym wcale nie myślę z taką niechęcią o powrocie
do agencji; zawsze lubiłam tę pracę. I na pewno nigdy
dobrowolnie z niej nie zrezygnuję.
- Po ślubie chyba będziesz to musiała zrobić...
Pani Brinton była trochę zdziwiona, gdy Anne wydała się
poirytowana tą uwagą.
- To zupełnie inna sprawa - stwierdziła niecierpliwie
Anne. - Zanim nadejdzie ten dzień, mamy jeszcze dość czasu,
żeby się zastanowić.
Nie była to zbyt mądra uwaga, i matka natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
Kiedy obudziła się następnego dnia, słońce oświetlało jej
pokój, ptaki śpiewały, a przed łóżkiem stała matka, trzymając
w rękach tacę.
- Dzisiaj wyglądasz znacznie lepiej - zawołała radośnie. -
Widzisz, potrzeba ci było snu. A nie mówiłam? Dzwonił
Peter, kazał ci powiedzieć, że popołudnie będzie miał wolne.
O wpół do trzeciej zabierze cię na przejażdżkę samochodem.
Co ty na to?
Anne usiadła i odgarnęła włosy z czoła. Potem
uśmiechnęła się.
- Powiedziałabym, że to brzmi bosko! - odrzekła
uradowana. Nagle zarumieniła się i dodała łagodnie: - Tak
okropnie mi przykro z powodu mojego wczorajszego
zachowania, mamo. Sama nie wiem, co mnie naszło. Ale to
się więcej nie powtórzy, obiecuję. Peter tak rozsądnie ze mną
rozmawiał, i w końcu zrozumiałam, że we wszystkim miał
rację. Nie musisz się więc o mnie martwić.
Przez chwilę pani Brinton w zamyśleniu przyglądała się
córce. Wbrew oczekiwaniom Anne, na jej twarzy nie było
widać ani śladu uspokojenia i radości.
Naraz pani Brinton postawiła tacę na łóżku, pochyliła się
nad córką i czule ją pocałowała. Kiedy znów się
wyprostowała, na jej twarzy malował się wyraz dziwnej
zadumy. - Naprawdę nie, moje dziecko? - spytała. - Gdybym
tak mogła w to uwierzyć! Nikt z nas, a już najbardziej ja, nie
chciałby, żeby odbiły się na tobie kłopoty Lois. A jednak tak
się stało, nieprawdaż?
- Ależ mamo - zaniepokoiła się Anne - mój Boże, a cóż to
wszystko ma wspólnego z Lois? Peter nie żywi do niej
najmniejszej urazy, jeśli o to ci chodziło.
- To zbyt łatwe wytłumaczenie - spokojnie odparła pani
Brinton. - Dlaczego nie powiedziałaś po prostu, że on już jej
nie kocha, jeśli tobie o to chodziło? Sama wiesz, że to
niewielka pociecha, kiedy mi mówisz, że nie powinnam się
martwić. Ach, gdybyż tak wreszcie można się było pogodzić z
faktem, że inni ludzie, a nawet własne dzieci mają prawo
popełniać błędy na swój rachunek!
Anne uśmiechnęła się, spoglądając na zatroskaną minę
matki.
- Mniej więcej to samo powiedział mi wczoraj Peter -
stwierdziła. - Przekonał mnie...
- Nikt nie może cię o niczym przekonać - przerwała jej
matka. - Wcześniej czy pózniej sama będziesz musiała się
przekonać. I właśnie tego się boję. Przykro mi, ale obawiam
się, że pewnego dnia będziesz zmuszona spojrzeć prawdzie w
oczy. I możesz mi wierzyć, dziecko, że im dłużej będziesz
zwlekała, tym boleśniej odczujesz moment, kiedy wreszcie to
zrobisz i zrozumiesz, co naprawdę się z tobą dzieje.
Pani Brinton wzięła tacę i wyszła z pokoju. Anne, zupełnie
zbita z tropu, odprowadziła ją wzrokiem.
Potem opadła na poduszki. Z trudem stłumiła niemiłe
uczucie wywołane słowami matki. Starała się skoncentrować
wyłącznie na rozpoczynającym się dniu, który miała spędzić z
Peterem.
Rozdział 8
W czasie kolejnych dni Anne udało się nie myśleć o
agencji.
Peter brał wolne, kiedy tylko mógł, i choć pogoda nie była
szczególnie dobra, dni mijały w bardzo miłej atmosferze. Jeśli
Peter musiał zostać w warsztatach, Anne wybierała się na
długie spacery sama albo w towarzystwie Frazera. Przy okazji
miała mnóstwo czasu do rozmyślań, i im dłużej się
zastanawiała, tym większy ład zaczynał panować w jej
myślach.
- Urlop dobrze ci robi - stwierdziła pani Brinton po
jednym z takich spacerów. - Podejrzewam, że nie masz
wielkiej ochoty wrócić do agencji. Gdybym była na twoim
miejscu, po prostu powiedziałabym Jane, że w ogóle nie
wrócę.
- Ale nie jesteś na moim miejscu - swobodnie odparła
Anne. - Poza tym wcale nie myślę z taką niechęcią o powrocie
do agencji; zawsze lubiłam tę pracę. I na pewno nigdy
dobrowolnie z niej nie zrezygnuję.
- Po ślubie chyba będziesz to musiała zrobić...
Pani Brinton była trochę zdziwiona, gdy Anne wydała się
poirytowana tą uwagą.
- To zupełnie inna sprawa - stwierdziła niecierpliwie
Anne. - Zanim nadejdzie ten dzień, mamy jeszcze dość czasu,
żeby się zastanowić.
Nie była to zbyt mądra uwaga, i matka natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]