[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obowiązek - odparła skromnie.
Siostra Sigrid uśmiechnęła się.
- Ależ tak, potrafisz pracować szybko i masz pewną rękę. Wiesz, co należy robić,
a jednocześnie nie brakuje ci serca. %7ładna z pozostałych zakonnic nie może się z
tobą mierzyć. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się nawet, czy słusznie jest
przykładać tak wielką wagę do duchowości. Powinnyśmy poświęcać więcej czasu
na praktyczne spełnianie dobrych uczynków. Chorym nie wystarczy modlitwa,
musimy mieć siły, by pomagać im w inny sposób.
Kiedy Ingebjorg dotarła do kapitularza, zobaczyła, że wiele posłań jest pustych.
Dowiedziała się, że ci, którzy odnieśli lżejsze poparzenia, postanowili wrócić do
domów, by sprawdzić, co z nich zostało, i zabrać się do porządkowania. Trzy
kolejne osoby zmarły.
Ale chłopczyk wciąż tam był. Na widok Ingebjorg buzia mu się rozjaśniła.
- Mama? - spytał i znów przygasł, a chwilę potem się rozpłakał.
Ingebjorg uklękła przy nim i zaczęła gładzić go po głowie.
- Poszukam twojej mamy - próbowała go pocieszyć. Podeszła do niej siostra
Sigrid.
- Wydaje mi się, że on przeżyje - szepnęła. I z troską patrząc na malca, dodała. -
Gdybym tylko wiedziała, gdzie może być jego matka. Mężczyzna, który go
przyniósł, znalazł go gdzieś po drodze. Nie wiedział, skąd jest to dziecko.
- Chyba nietrudno się tego dowiedzieć - stwierdziła Ingebjorg. - Potrzeba nam
tylko trochę czasu. Przecież miasto nie jest aż takie duże. Ponad połowę tych, któ-
rzy tu mieszkali jeszcze dwie zimy temu, zabrała zaraza.
Siostra Sigrid w zamyśleniu pokiwała głową.
- Dziwne, że nikt o niego nie pytał. Wiele osób przychodziło tu dziś rano,
szukając krewniaków. Ale o tym malcu nikt nie potrafił mi nic powiedzieć.
Ingebjorg postanowiła, że będzie się zajmować chłopcem tyle, ile tylko będzie
mogła. A gdy poproszono ją o zastępstwo w ogrzewalni, żeby pracujące tam
siostry mogły coś zjeść, wymówiła się koniecznością zmiany opatrunku u któregoś
z poparzonych i poprosiła, by zamiast niej poszła tam inna mniszka. Przez cały
czas chłopczyk śledził ją wzrokiem, jak gdyby była dla niego jedynym
bezpiecznym punktem w życiu.
Myśli Ingebjorg często wędrowały też do Eirika, a wówczas czuła, jak oblewa ją
gorąco. Miała szczerą nadzieję, że ukochany zostanie w Nonneseter jeszcze przez
kilka dni i znów będą mogli się spotkać.
Okazja nadarzyła się jeszcze tego samego wieczoru. Chłopczykowi wyraznie się
polepszało i zasnął. Ingebjorg przyszła zastąpić inna zakonnica i wysłała ją do
refektarza, by zjadła solidny posiłek. W klasztorze wciąż panował chaos, nie
przestrzegano pór nabożeństw, a te mniszki, które czuły potrzebę Służby Bożej,
musiały modlić się w samotności. Matki przełożonej Ingebjorg nigdzie nie
widziała, a nikt inny nie zwracał na to uwagi, że wyłączona ze wspólnoty
nowicjuszka siedzi wraz z zakonnicami i je to samo co one. Ingebjorg nie
wiedziała, czy wciąż powinna trzymać się osobno, czy też w tej szczególnej
sytuacji kara została zawieszona. Postanowiła jednak wierzyć, że tak właśnie
będzie, dopóki klasztor pozostanie szpitalem. Siry Joara też nigdzie nie widziała.
Pewnie miał inne sprawy na głowie niż jej spowiedz, gdy na miasto spadło takie
nieszczęście, a mieszkańcy potrzebowali wszystkich księży, jacy tylko tu byli.
Może gdy ten koszmar się skończy, czeka mnie podwójna kara, pomyślała, lecz
postanowiła nie martwić się na zapas. Opuściła kapitularz i wyszła w mrok.
Rozdział dziesiąty.
Na szczęście po wyjściu z kapitularza na nikogo się nie natknęła. Przez chwilę
stała, rozglądając się na wszystkie strony w słabym świetle, padającym z okien i
uchylonych drzwi, po czym przemknęła za węgieł do pasażu.
Poza klauzurą było bardzo ciemno. Jedynie z kilku okienek w niskich
drewnianych budynkach pod zewnętrznym murem klasztoru i z wysokich okien
kaplicy, sączyło się słabe światło, podwórze gospodarcze i ogrody spowijał ponury
mrok. Z kaplicy dochodził przytłumiony śpiew. Pewnie krewni poparzonych mo-
dlili się do Boga o pomoc.
Serce mocno waliło jej w piersi. A jeśli to nie Eirik, tylko ktoś inny będzie spał w
tym domu gościnnym? Lepiej zapukać i zaczekać, aż otworzy.
Nasunęła kaptur jeszcze bardziej na czoło. Gdyby kogoś spotkała, uda że biegnie
do infirmerii. Pocieszała się myślą, że w te dni wiele mniszek opuszcza klauzurę.
Przed domem Eirika jeszcze raz się rozejrzała i trzy razy mocno zastukała, żeby
zrozumiał, kto przyszedł.
Nikt nie odpowiedział. Pewnie spał tak jak ostatnio.
Coraz bardziej niespokojna postanowiła, że zaczeka. W każdej chwili mógł się
ktoś pojawić. Widok nowicjuszki, pukającej do drzwi domu, przeznaczonego dla
ludzi króla, musiałby wzbudzić zdumienie, jeśli nie podejrzenia. Ostrożnie
spróbowała uchylić drzwi.
Nie dały się poruszyć, najwyrazniej zamknięto je od wewnątrz.
Serce Ingebjorg waliło tak mocno, że aż w uszach jej szumiało. Czy Eirik
zamknąłby drzwi, czekając na nią, albo przynajmniej mając nadzieję, że ona
przyjdzie?
Zapukała jeszcze raz, teraz mocniej, ale wewnątrz wciąż panowała taka sama
cisza. Poczuła rozczarowanie, nie wiedziała, czy nadarzy jej się jeszcze taka okazja.
Wszak Eirik i jego towarzysze wkrótce będą musieli wrócić do twierdzy Aker, a
gdy będzie kwaterował tak daleko, to szanse na spotkanie będą jeszcze mniejsze.
Przyjeżdżając do Oslo, sądziła, że król wciąż mieszka na królewskim dworze,
nadarzy się więc niejedna sposobność na spotkania z Eirikiem, może podczas wy-
praw na targ lub wspólnych z innymi zakonnicami wizyt w katedrze Zwiętego
Hallvarda, na przykład z okazji wielkich świąt, o których opowiadała jej matka. Te-
raz wątpiła, by mogli się w przyszłości widywać.
Podjęła jeszcze jedną próbę, zapukała i szarpnęła drzwi, ale bez skutku.
Przygnębiona odwróciła się, żeby odejść.
Nagle dostrzegła zbliżającą się postać z latarnią w ręku. Odruchowo chciała
spuścić głowę, ukryć twarz w cieniu kaptura, zanim ten ktoś ją dostrzeże, lecz w
tym momencie usłyszała w ciemności miękki, ciepły głos Eirika:
- Ingebjorg?
Poczuła w sercu wielką ulgę i radość.
- Eirik! - zawołała ściszonym głosem. - Pukałam, ale nikt nie otwierał. Już się
bałam, że cię nie spotkam.
- Dobrze, że nikt nie otworzył - odrzekł ze śmiechem. - Ty byś się wystraszyła, a
Daniel byłby bardzo zdziwiony. Zamieniliśmy się na wartę - wyjaśnił. - Nie
miałem sposobności, by cię o tym powiadomić, dlatego postanowiłem zajrzeć tu i
sprawdzić, czy się nie pojawisz. Chodz! - Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Ingebjorg posłusznie poszła za nim. Była rozczarowana, że nie będą sami tak jak
poprzedniego wieczoru, ale i tak najważniejsze, że spotkała się z Eirikiem.
Zgasił latarnię i postawił ją na progu, po czym zaprowadził dziewczynę na tyły
domu. Brodzili w liściach, a ubrania zaczepiały o kolczaste krzewy. Ingebjorg
potknęła się o kamień i byłaby upadła, gdyby Eirik jej nie podtrzymał.
- Tak niepewnie stąpasz - roześmiał się. - A zawsze byłaś taka lekka i zwinna.
- Jestem po prostu zmęczona - odpowiedziała Ingebjorg szeptem, w obawie, że
ktoś może ich usłyszeć.
Delikatnie ścisnął ją za rękę.
- Przepraszam. Powinienem to wiedzieć. Mam nadzieję, że ten koszmar wkrótce
się skończy i będziesz mogła należycie wypocząć.
- Sądzę, że do tego jeszcze daleko. Poza tym nie wiem już co gorsze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
obowiązek - odparła skromnie.
Siostra Sigrid uśmiechnęła się.
- Ależ tak, potrafisz pracować szybko i masz pewną rękę. Wiesz, co należy robić,
a jednocześnie nie brakuje ci serca. %7ładna z pozostałych zakonnic nie może się z
tobą mierzyć. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się nawet, czy słusznie jest
przykładać tak wielką wagę do duchowości. Powinnyśmy poświęcać więcej czasu
na praktyczne spełnianie dobrych uczynków. Chorym nie wystarczy modlitwa,
musimy mieć siły, by pomagać im w inny sposób.
Kiedy Ingebjorg dotarła do kapitularza, zobaczyła, że wiele posłań jest pustych.
Dowiedziała się, że ci, którzy odnieśli lżejsze poparzenia, postanowili wrócić do
domów, by sprawdzić, co z nich zostało, i zabrać się do porządkowania. Trzy
kolejne osoby zmarły.
Ale chłopczyk wciąż tam był. Na widok Ingebjorg buzia mu się rozjaśniła.
- Mama? - spytał i znów przygasł, a chwilę potem się rozpłakał.
Ingebjorg uklękła przy nim i zaczęła gładzić go po głowie.
- Poszukam twojej mamy - próbowała go pocieszyć. Podeszła do niej siostra
Sigrid.
- Wydaje mi się, że on przeżyje - szepnęła. I z troską patrząc na malca, dodała. -
Gdybym tylko wiedziała, gdzie może być jego matka. Mężczyzna, który go
przyniósł, znalazł go gdzieś po drodze. Nie wiedział, skąd jest to dziecko.
- Chyba nietrudno się tego dowiedzieć - stwierdziła Ingebjorg. - Potrzeba nam
tylko trochę czasu. Przecież miasto nie jest aż takie duże. Ponad połowę tych, któ-
rzy tu mieszkali jeszcze dwie zimy temu, zabrała zaraza.
Siostra Sigrid w zamyśleniu pokiwała głową.
- Dziwne, że nikt o niego nie pytał. Wiele osób przychodziło tu dziś rano,
szukając krewniaków. Ale o tym malcu nikt nie potrafił mi nic powiedzieć.
Ingebjorg postanowiła, że będzie się zajmować chłopcem tyle, ile tylko będzie
mogła. A gdy poproszono ją o zastępstwo w ogrzewalni, żeby pracujące tam
siostry mogły coś zjeść, wymówiła się koniecznością zmiany opatrunku u któregoś
z poparzonych i poprosiła, by zamiast niej poszła tam inna mniszka. Przez cały
czas chłopczyk śledził ją wzrokiem, jak gdyby była dla niego jedynym
bezpiecznym punktem w życiu.
Myśli Ingebjorg często wędrowały też do Eirika, a wówczas czuła, jak oblewa ją
gorąco. Miała szczerą nadzieję, że ukochany zostanie w Nonneseter jeszcze przez
kilka dni i znów będą mogli się spotkać.
Okazja nadarzyła się jeszcze tego samego wieczoru. Chłopczykowi wyraznie się
polepszało i zasnął. Ingebjorg przyszła zastąpić inna zakonnica i wysłała ją do
refektarza, by zjadła solidny posiłek. W klasztorze wciąż panował chaos, nie
przestrzegano pór nabożeństw, a te mniszki, które czuły potrzebę Służby Bożej,
musiały modlić się w samotności. Matki przełożonej Ingebjorg nigdzie nie
widziała, a nikt inny nie zwracał na to uwagi, że wyłączona ze wspólnoty
nowicjuszka siedzi wraz z zakonnicami i je to samo co one. Ingebjorg nie
wiedziała, czy wciąż powinna trzymać się osobno, czy też w tej szczególnej
sytuacji kara została zawieszona. Postanowiła jednak wierzyć, że tak właśnie
będzie, dopóki klasztor pozostanie szpitalem. Siry Joara też nigdzie nie widziała.
Pewnie miał inne sprawy na głowie niż jej spowiedz, gdy na miasto spadło takie
nieszczęście, a mieszkańcy potrzebowali wszystkich księży, jacy tylko tu byli.
Może gdy ten koszmar się skończy, czeka mnie podwójna kara, pomyślała, lecz
postanowiła nie martwić się na zapas. Opuściła kapitularz i wyszła w mrok.
Rozdział dziesiąty.
Na szczęście po wyjściu z kapitularza na nikogo się nie natknęła. Przez chwilę
stała, rozglądając się na wszystkie strony w słabym świetle, padającym z okien i
uchylonych drzwi, po czym przemknęła za węgieł do pasażu.
Poza klauzurą było bardzo ciemno. Jedynie z kilku okienek w niskich
drewnianych budynkach pod zewnętrznym murem klasztoru i z wysokich okien
kaplicy, sączyło się słabe światło, podwórze gospodarcze i ogrody spowijał ponury
mrok. Z kaplicy dochodził przytłumiony śpiew. Pewnie krewni poparzonych mo-
dlili się do Boga o pomoc.
Serce mocno waliło jej w piersi. A jeśli to nie Eirik, tylko ktoś inny będzie spał w
tym domu gościnnym? Lepiej zapukać i zaczekać, aż otworzy.
Nasunęła kaptur jeszcze bardziej na czoło. Gdyby kogoś spotkała, uda że biegnie
do infirmerii. Pocieszała się myślą, że w te dni wiele mniszek opuszcza klauzurę.
Przed domem Eirika jeszcze raz się rozejrzała i trzy razy mocno zastukała, żeby
zrozumiał, kto przyszedł.
Nikt nie odpowiedział. Pewnie spał tak jak ostatnio.
Coraz bardziej niespokojna postanowiła, że zaczeka. W każdej chwili mógł się
ktoś pojawić. Widok nowicjuszki, pukającej do drzwi domu, przeznaczonego dla
ludzi króla, musiałby wzbudzić zdumienie, jeśli nie podejrzenia. Ostrożnie
spróbowała uchylić drzwi.
Nie dały się poruszyć, najwyrazniej zamknięto je od wewnątrz.
Serce Ingebjorg waliło tak mocno, że aż w uszach jej szumiało. Czy Eirik
zamknąłby drzwi, czekając na nią, albo przynajmniej mając nadzieję, że ona
przyjdzie?
Zapukała jeszcze raz, teraz mocniej, ale wewnątrz wciąż panowała taka sama
cisza. Poczuła rozczarowanie, nie wiedziała, czy nadarzy jej się jeszcze taka okazja.
Wszak Eirik i jego towarzysze wkrótce będą musieli wrócić do twierdzy Aker, a
gdy będzie kwaterował tak daleko, to szanse na spotkanie będą jeszcze mniejsze.
Przyjeżdżając do Oslo, sądziła, że król wciąż mieszka na królewskim dworze,
nadarzy się więc niejedna sposobność na spotkania z Eirikiem, może podczas wy-
praw na targ lub wspólnych z innymi zakonnicami wizyt w katedrze Zwiętego
Hallvarda, na przykład z okazji wielkich świąt, o których opowiadała jej matka. Te-
raz wątpiła, by mogli się w przyszłości widywać.
Podjęła jeszcze jedną próbę, zapukała i szarpnęła drzwi, ale bez skutku.
Przygnębiona odwróciła się, żeby odejść.
Nagle dostrzegła zbliżającą się postać z latarnią w ręku. Odruchowo chciała
spuścić głowę, ukryć twarz w cieniu kaptura, zanim ten ktoś ją dostrzeże, lecz w
tym momencie usłyszała w ciemności miękki, ciepły głos Eirika:
- Ingebjorg?
Poczuła w sercu wielką ulgę i radość.
- Eirik! - zawołała ściszonym głosem. - Pukałam, ale nikt nie otwierał. Już się
bałam, że cię nie spotkam.
- Dobrze, że nikt nie otworzył - odrzekł ze śmiechem. - Ty byś się wystraszyła, a
Daniel byłby bardzo zdziwiony. Zamieniliśmy się na wartę - wyjaśnił. - Nie
miałem sposobności, by cię o tym powiadomić, dlatego postanowiłem zajrzeć tu i
sprawdzić, czy się nie pojawisz. Chodz! - Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Ingebjorg posłusznie poszła za nim. Była rozczarowana, że nie będą sami tak jak
poprzedniego wieczoru, ale i tak najważniejsze, że spotkała się z Eirikiem.
Zgasił latarnię i postawił ją na progu, po czym zaprowadził dziewczynę na tyły
domu. Brodzili w liściach, a ubrania zaczepiały o kolczaste krzewy. Ingebjorg
potknęła się o kamień i byłaby upadła, gdyby Eirik jej nie podtrzymał.
- Tak niepewnie stąpasz - roześmiał się. - A zawsze byłaś taka lekka i zwinna.
- Jestem po prostu zmęczona - odpowiedziała Ingebjorg szeptem, w obawie, że
ktoś może ich usłyszeć.
Delikatnie ścisnął ją za rękę.
- Przepraszam. Powinienem to wiedzieć. Mam nadzieję, że ten koszmar wkrótce
się skończy i będziesz mogła należycie wypocząć.
- Sądzę, że do tego jeszcze daleko. Poza tym nie wiem już co gorsze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]