[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Karta Stuarta Smytha znajdowała się w przegródce pokoju 1066. Spojrzawszy
ukradkiem na pielęgniarki, wyjął ją i wycofał się do względnie spokojnego
sąsiedniego pokoju. Był tam jakiś lekarz, ale właśnie umawiał się przez
telefon na tenisa.
Usiadłszy przy biurku, Adam przeczytał ze zdumieniem, że u Smytha stwierdzono
opóznioną dyskinezę. Zledząc historię choroby dowiedział się, że Smyth nigdy
nie brał leków psychotropowych. Przyczynę choroby określono jako nieznaną, a
wysiłki lekarzy koncentrowały się przede wszystkim na skomplikowanych próbach
wyizolowania wirusa.
Jedynym badaniem, które cokolwiek wykazało, było EEG mózgu, ale opisujący je
lekarz stwierdził, że wyniki, choć odbiegają od normy, nie pozwalają na żadną
konkretną diagnozę. Krótko mówiąc, pacjenta kłuto, pobierano mu krew i męczono
niezliczoną ilością badań, a przyczyna jego dolegliwości wciąż pozostawała
niewyjaśniona. Przebywał w szpitalu z przerwami już dwa i pół miesiąca.
Optymistycznie dopisano, że stan jego zdrowia się polepszył, choć nikt nie
wiedział dlaczego.
Adam odłożył kartę na miejsce i poszedł do pokoju 1066. W odróżnieniu od
innych pomieszczeń drzwi były tu zamknięte. Chłopak zapukał. Usłyszał coś
jakby "proszę", otworzył wiec drzwi i wszedł do środka.
Stuart Smyth siedział koło okna, obłożony książkami i czasopismami. Gdy Adam
wszedł, spojrzał na niego i poprawił okulary.
Chłopak od razu zauważył, że Christine miała rację: byli do siebie podobni.
Sprawiło mu to przyjemność, gdyż doktor był dość przystojnym mężczyzną.
Adam przedstawił się jako student medycyny i Smyth - którego twarz wykrzywiał
co chwila dziwny grymas - poprosił go, by usiadł. Lekarz wyjaśnił, że stara
się jak najlepiej wykorzystać czas choroby i próbuje sobie powtórzyć całą
wiedzę z ginekologii i położnictwa. Trudno było zrozumieć poszczególne słowa,
gdyż jego usta i język także były nękane skurczami.
Mimo trudności w mówieniu lekarz miał wyrazną ochotę na towarzystwo, a jego
choroba wcale go nie onieśmielała. Adam słuchał cierpliwie, jak opowiadał o
wszystkich szczegółach, które znał już z karty. Doktor nie wspomniał nic o
rejsie, więc Adam postanowił posuwać się do celu okrężną drogą. Zaczął od
tego, że Jennifer jest pod opieką Vandermera.
- To wspaniały położnik - stwierdził Smyth.
- Polecił mi go jeden z lekarzy. O ile dobrze się orientuję, to doktor
Vandermer ma wiele pacjentek z rodzin tutejszych pracowników.
Smyth przytaknął.
- Przypuszczam, iż słyszał pan, że właśnie wrócił z rejsu zorganizowanego
przez Arolen?
Lekarz skinął głową, a twarz wykrzywił mu kolejny skurcz.
- Czy był pan kiedyś na takim rejsie? - spytał Adam. Książka, którą Smyth
czytał, ześlizgnęła mu się z kolan i spadła na podłogę. Schylił się i podniósł
ją, ale gdy spróbował się odezwać, język odmówił mu posłuszeństwa, więc po
prostu pokiwał głową.
Adam nie chciał go dłużej męczyć pytaniami, jednak gdy wstał, szykując się do
wyjścia, lekarz zatrzymał go ruchem ręki, dając wyraznie do zrozumienia, że
chciałby jeszcze porozmawiać.
- Te rejsy są fantastyczne - zdołał w końcu wydukać. - Byłem na jednym z nich
sześć miesięcy temu, a w tym tygodniu miałem jechać znowu. Tym razem
zapraszano mnie nawet do Puerto Rico. Bardzo się na to cieszyłem, ale
oczywiście w tej sytuacji wyjazd jest niemożliwy.
- Gdy wypiszą pana ze szpitala, to na pewno będzie pan mógł pojechać w innym
terminie.
- Może i tak - odparł Smyth. - Lecz nie tak łatwo jest uzyskać miejsce,
szczególnie do Puerto Rico.
Adam spytał jeszcze o Klinikę Juliańską. Doktor wygłosił parę ogólnych
pochwał, ale potem chwyciła go seria tak gwałtownych skurczów, że skinieniem
ręki odprawił gościa.
Chłopak rozważał, czy nie wrócić tam za kilka minut, jednak miał takie
zaległości w sprawach służbowych, że uznał, iż lepiej będzie wziąć się do
roboty. Nawet jeśli żywił jakieś podejrzenia w stosunku do Arolenu, to nie
chciał, żeby go zwolniono z pracy.
Wrócił do domu po szóstej i zastał mieszkanie w takim samym nieładzie, w jakim
je zostawił. Jego kartka: "Witaj w domu. Przepraszam. Kocham cię", wciąż
leżała na wycieraczce, tam gdzie ją zostawił.
Otwierając lodówkę, przypomniał sobie, że jest pusta i że będzie musiał zjeść
coś na mieście. Przed wyjściem postanowił zadzwonić do rodziców Jennifer,
mając nadzieję, że to ona odbierze telefon.
Niestety, słuchawkę podniosła jej matka.
- Adam? Miło, że dzwonisz - powiedziała lodowatym tonem.
- Czy jest Jennifer? - spytał najuprzejmiej, jak potrafił.
- Tak - odparła pani Carson. - Przez cały dzień próbowała się do ciebie
dodzwonić.
- Pracowałem - wyjaśnił Adam, ucieszony, że chciała się z nim skontaktować.
- To się chwali. Chcę cię poinformować, że Jennifer miała dziś rano
amniopunkcję. Wszystko poszło gładko.
Adam omal nie upuścił słuchawki.
- O mój Boże, jak ona się czuje?
- Dobrze, choć nie ma w tym twojej zasługi.
- Czy mogę z nią porozmawiać?
- Przykro mi - oznajmiła pani Carson bez cienia żalu - ale w tej chwili
Jennifer śpi. Kiedy się obudzi, powiem jej, że dzwoniłeś.
Adam usłyszał trzask odkładanej słuchawki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siły, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.