[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W pobli\u rozległ się trzask łamanych gałęzi. Ewa spojrzała w tamtym kierunku i
raczej wyczuła ni\ zobaczyła jakiś czarny przedmiot toczący się w ich stronę. Drgnęła i
cofnęła się ku drzwiom pod osłonę miotacza promieni. Szawrow zapalił latarkę i w jej świetle
zobaczyli zieloną kulę przetaczającą się wolno obok ganku. Wkrótce pokazała się jeszcze
jedna, a za nią następna... Tajemniczy mieszkańcy Alfy toczyli się w ciemności obok
samotnej ludzkiej siedziby, uciekając przed dopędzającą ich suszą.
11. OSTATNIA ZAGADKA
Piątego dnia Ahmed wreszcie otworzył oczy. Przez dłu\szą chwilę le\ał nieruchomo,
gapił się na biały sufit, cieszyło go światło i ciepło. Prze\ył i był zdrowy - wyczuł to od razu -
ale nie wiedział, jak długo le\ał nieprzytomny i nie miał ochoty się nad tym zastanawiać, bo
gdzieś w głębi pamięci kryły się strzępy wspomnień o bólu, strachu, rozpaczy. Przy łó\ku
siedziała Ewa Stadniuk i patrzyła na niego z uśmiechem.
Ahmed chciał się z nią przywitać, ale głos jeszcze odmawiał mu posłuszeństwa, więc
tylko coś wymamrotał.
- Nie wolno ci mówić! - powiedziała basem i roześmiała się, po czym dodała ju\
zwyczajnym głosem: - Winszuję ci powrotu do zdrowia, ale z rozmowami będziesz musiał
jeszcze trochę poczekać. Pole\ysz jeszcze z dzień, a jutro mo\e wypuszczę cię na spacer, jeśli
będziesz słuchał lekarzy i jadł kleiki... - Znów się roześmiała. - Pójdę zawiadomić Burtona i
zawołam Maszeńkę. Właśnie zbiera dla ciebie kwiaty.
Ahmed mrugnął do Ewy, obiecując zachowywać się przykładnie, ale gdy tylko
wyszła, natychmiast odrzucił koc i usiadł na łó\ku. W głowie mu się zakręciło, po chwili
jednak wszystko wróciło do normy i spróbował wstać. Wyjrzał przez okno i zobaczył
Maszeńkę idącą w stronę domu z naręczem fioletowych kwiatów. Poruszała ustami,
najwidoczniej śpiewała. Zapukał w szybę, ale dziewczyna nie usłyszała. Coś poruszyło się w
pobli\u niej. Ahmed przyjrzał się temu uwa\niej i zdrętwiał z przera\enia. Zza krzewów
wytoczyła się wielka zielona kula, która nagle rozwarła się i zniknęła w trawie.
Wtedy wszystko sobie przypomniał. Krzyknął i zaczął bębnić pięściami w okno, ale
szyba, która oparła się czarnemu huraganowi, nawet nie drgnęła. Wówczas na uginających się
nogach rzucił się ku drzwiom. Korytarz był pusty i nikt nie zareagował na jego zduszony,
ledwie słyszalny krzyk, tylko gdzieś daleko rozlegał się cichy śpiew miękkiego barytonu. We
wszystkich gniazdach stojaka tkwiła broń. Ahmed nie miał czasu zastanawiać się, co to
znaczy. Chwycił miotacz i wyskoczył na ganek. Jaskrawe słońce oślepiło go, ale nie zwa\ając
na to popędził w kierunku Maszeńki, która szła z bukietem kwiatów i beztrosko śpiewała, nic
nie wiedząc o straszliwej pułapce. Pędził jej na pomoc i czuł, jak z ka\dą chwilą wracają mu
siły. Tu\ za rogiem domu zatrzymał się, bo zobaczył jeszcze jedną kulę toczącą się wolno
niespełna sto kroków od niego, a zza domu wyłoniła się następna... Tymczasem nieświadoma
niczego Maszeńka wcią\ radośnie podśpiewywała. Ahmed uniósł miotacz i wystrzelił.
Płomień atomowej błyskawicy przyćmił słońce, z krzewów buchnął czarny dym. W bok od
wypalonego śladu z nagłym trzaskiem zwinęła się kula i zaczęła się oddalać. Ahmed schwytał
ją na muszkę, ale zanim ponownie wystrzelił, lufa broni szarpnęła się do góry i wiązka
promieni trysnęła w niebo. Jakiś nieznajomy wyrwał mu miotacz. Ahmed chciał odebrać
broń, gdy nagle rozpoznał nieznajomego i zdumiony przestał się opierać. To był Kuleszow,
którego głowę, zawsze przypominającą bilardową kulę, teraz zdobiła gęsta czupryna.
Maszeńka objęła go z płaczem, podbiegła zaniepokojona Ewa, i wszyscy jedno przez drugie
zaczęli go uspokajać, i nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na przetaczające się w pobli\u
kule, jakby to istotnie były nieszkodliwe dynie. Ahmed poczuł nagle, \e zaraz upadnie.
Próbował jeszcze coś powiedzieć, przed czymś przestrzec, ale myśli mu się mąciły, gdy\ Ewa
zdą\yła mu ju\ ukradkiem wstrzyknąć środek nasenny. Ostatnią rzecz, jaką zobaczył, uznał
za przywidzenie i zamknął oczy. Ale to wcale nie było przywidzenie - w towarzystwie
Burtona wszedł na ganek jeden z tych, których Ahmed widział nocą na bagnie.
Pózniej, kiedy ju\ prawie zapomniał o chorobie, dowiedział się wszystkiego.
Opowiedziano mu, jak kierownik wyprawy wędrował nocą po bagnie szukając mieszkańców
Alfy towarzyszących ogromnej kuli, która uparcie nie chciała się otwierać. Jak ich znalazł i
zdumiała go troska, z jaką oczyszczali jej drogę, pomagali pokonywać nierówności gruntu...
Zaczęło się od tego, i\ Burton zaczął podejrzewać, jaki to szkielet wykryło
prześwietlenie kuli. Wszyscy byli przekonani, \e kula trawi pokarm, ale kierownik wyprawy
zwrócił uwagę na to, jaką czułą wręcz troską otaczają ją tubylcy. Doskonale pamiętał film z
nocnych łowów i zachodził w głowę, dlaczego Alfianie zachowują się teraz zupełnie inaczej.
Tyle czułości okazywać mo\e matka dzieciom. Wreszcie doszedł do wniosku, \e w szczelnie
zakrytej kuli rośnie nowe \ycie, któremu nie pora jeszcze przyjść na świat... Podczas choroby
Ahmeda stwierdzono, \e kule polują na drobne zwierzęta i \e same są zródłem pokarmu dla
tubylców. Alfianie przedkładają to po\ywienie nad wszelkie inne ze względu na
zdumiewające właściwości tkanek i płynów ustrojowych zielonych kul. Leczą swoich
chorych i najcię\ej rannych, owijając ich powłoką upolowanej kuli. Kuleszow z dumą
zademonstrował mu swoją kędzierzawą głowę i powiedział, \e dzięki wyciągowi z kul mo\na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
W pobli\u rozległ się trzask łamanych gałęzi. Ewa spojrzała w tamtym kierunku i
raczej wyczuła ni\ zobaczyła jakiś czarny przedmiot toczący się w ich stronę. Drgnęła i
cofnęła się ku drzwiom pod osłonę miotacza promieni. Szawrow zapalił latarkę i w jej świetle
zobaczyli zieloną kulę przetaczającą się wolno obok ganku. Wkrótce pokazała się jeszcze
jedna, a za nią następna... Tajemniczy mieszkańcy Alfy toczyli się w ciemności obok
samotnej ludzkiej siedziby, uciekając przed dopędzającą ich suszą.
11. OSTATNIA ZAGADKA
Piątego dnia Ahmed wreszcie otworzył oczy. Przez dłu\szą chwilę le\ał nieruchomo,
gapił się na biały sufit, cieszyło go światło i ciepło. Prze\ył i był zdrowy - wyczuł to od razu -
ale nie wiedział, jak długo le\ał nieprzytomny i nie miał ochoty się nad tym zastanawiać, bo
gdzieś w głębi pamięci kryły się strzępy wspomnień o bólu, strachu, rozpaczy. Przy łó\ku
siedziała Ewa Stadniuk i patrzyła na niego z uśmiechem.
Ahmed chciał się z nią przywitać, ale głos jeszcze odmawiał mu posłuszeństwa, więc
tylko coś wymamrotał.
- Nie wolno ci mówić! - powiedziała basem i roześmiała się, po czym dodała ju\
zwyczajnym głosem: - Winszuję ci powrotu do zdrowia, ale z rozmowami będziesz musiał
jeszcze trochę poczekać. Pole\ysz jeszcze z dzień, a jutro mo\e wypuszczę cię na spacer, jeśli
będziesz słuchał lekarzy i jadł kleiki... - Znów się roześmiała. - Pójdę zawiadomić Burtona i
zawołam Maszeńkę. Właśnie zbiera dla ciebie kwiaty.
Ahmed mrugnął do Ewy, obiecując zachowywać się przykładnie, ale gdy tylko
wyszła, natychmiast odrzucił koc i usiadł na łó\ku. W głowie mu się zakręciło, po chwili
jednak wszystko wróciło do normy i spróbował wstać. Wyjrzał przez okno i zobaczył
Maszeńkę idącą w stronę domu z naręczem fioletowych kwiatów. Poruszała ustami,
najwidoczniej śpiewała. Zapukał w szybę, ale dziewczyna nie usłyszała. Coś poruszyło się w
pobli\u niej. Ahmed przyjrzał się temu uwa\niej i zdrętwiał z przera\enia. Zza krzewów
wytoczyła się wielka zielona kula, która nagle rozwarła się i zniknęła w trawie.
Wtedy wszystko sobie przypomniał. Krzyknął i zaczął bębnić pięściami w okno, ale
szyba, która oparła się czarnemu huraganowi, nawet nie drgnęła. Wówczas na uginających się
nogach rzucił się ku drzwiom. Korytarz był pusty i nikt nie zareagował na jego zduszony,
ledwie słyszalny krzyk, tylko gdzieś daleko rozlegał się cichy śpiew miękkiego barytonu. We
wszystkich gniazdach stojaka tkwiła broń. Ahmed nie miał czasu zastanawiać się, co to
znaczy. Chwycił miotacz i wyskoczył na ganek. Jaskrawe słońce oślepiło go, ale nie zwa\ając
na to popędził w kierunku Maszeńki, która szła z bukietem kwiatów i beztrosko śpiewała, nic
nie wiedząc o straszliwej pułapce. Pędził jej na pomoc i czuł, jak z ka\dą chwilą wracają mu
siły. Tu\ za rogiem domu zatrzymał się, bo zobaczył jeszcze jedną kulę toczącą się wolno
niespełna sto kroków od niego, a zza domu wyłoniła się następna... Tymczasem nieświadoma
niczego Maszeńka wcią\ radośnie podśpiewywała. Ahmed uniósł miotacz i wystrzelił.
Płomień atomowej błyskawicy przyćmił słońce, z krzewów buchnął czarny dym. W bok od
wypalonego śladu z nagłym trzaskiem zwinęła się kula i zaczęła się oddalać. Ahmed schwytał
ją na muszkę, ale zanim ponownie wystrzelił, lufa broni szarpnęła się do góry i wiązka
promieni trysnęła w niebo. Jakiś nieznajomy wyrwał mu miotacz. Ahmed chciał odebrać
broń, gdy nagle rozpoznał nieznajomego i zdumiony przestał się opierać. To był Kuleszow,
którego głowę, zawsze przypominającą bilardową kulę, teraz zdobiła gęsta czupryna.
Maszeńka objęła go z płaczem, podbiegła zaniepokojona Ewa, i wszyscy jedno przez drugie
zaczęli go uspokajać, i nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na przetaczające się w pobli\u
kule, jakby to istotnie były nieszkodliwe dynie. Ahmed poczuł nagle, \e zaraz upadnie.
Próbował jeszcze coś powiedzieć, przed czymś przestrzec, ale myśli mu się mąciły, gdy\ Ewa
zdą\yła mu ju\ ukradkiem wstrzyknąć środek nasenny. Ostatnią rzecz, jaką zobaczył, uznał
za przywidzenie i zamknął oczy. Ale to wcale nie było przywidzenie - w towarzystwie
Burtona wszedł na ganek jeden z tych, których Ahmed widział nocą na bagnie.
Pózniej, kiedy ju\ prawie zapomniał o chorobie, dowiedział się wszystkiego.
Opowiedziano mu, jak kierownik wyprawy wędrował nocą po bagnie szukając mieszkańców
Alfy towarzyszących ogromnej kuli, która uparcie nie chciała się otwierać. Jak ich znalazł i
zdumiała go troska, z jaką oczyszczali jej drogę, pomagali pokonywać nierówności gruntu...
Zaczęło się od tego, i\ Burton zaczął podejrzewać, jaki to szkielet wykryło
prześwietlenie kuli. Wszyscy byli przekonani, \e kula trawi pokarm, ale kierownik wyprawy
zwrócił uwagę na to, jaką czułą wręcz troską otaczają ją tubylcy. Doskonale pamiętał film z
nocnych łowów i zachodził w głowę, dlaczego Alfianie zachowują się teraz zupełnie inaczej.
Tyle czułości okazywać mo\e matka dzieciom. Wreszcie doszedł do wniosku, \e w szczelnie
zakrytej kuli rośnie nowe \ycie, któremu nie pora jeszcze przyjść na świat... Podczas choroby
Ahmeda stwierdzono, \e kule polują na drobne zwierzęta i \e same są zródłem pokarmu dla
tubylców. Alfianie przedkładają to po\ywienie nad wszelkie inne ze względu na
zdumiewające właściwości tkanek i płynów ustrojowych zielonych kul. Leczą swoich
chorych i najcię\ej rannych, owijając ich powłoką upolowanej kuli. Kuleszow z dumą
zademonstrował mu swoją kędzierzawą głowę i powiedział, \e dzięki wyciągowi z kul mo\na [ Pobierz całość w formacie PDF ]