[ Pobierz całość w formacie PDF ]
duszę. A ona była zdecydowana zachować swą duszę dla siebie!
Od kiedy opuścili lotnisko, jechali leśną drogą. Teraz las zaczął się przerzedzać, a
jej oczom ukazały się zalane popołudniowym słońcem zielone łąki oraz oliwne i owoco-
we gaje. Morze było coraz bliżej. Na skrzyżowaniu pierwszy samochód skręcił w lewo, a
oni w prawo; wyjechali na drogę ciągnącą się wzdłuż rzędu sosen, za którym rozciągała
się piaszczysta plaża. Na lśniącym morzu Zoe dostrzegła łódki - małe białe kropeczki - a
po przeciwnej stronie ulicy ze zdumieniem odkryła mały hotelik.
R
L
T
- Macie tu turystykę?
- Nie zniechęcamy turystów, ale od każdego gościa oczekujemy przestrzegania na-
szych zwyczajów.
- A jeśli się nie dostosują? Czyżby Anton wtrącał ich do lochów?
- Usuwa ich. Dzięki temu na wyspie nie ma przestępczości i samowoli. To jedyne
miejsce na świecie, gdzie Anton może się odprężyć i po prostu być sobą.
Zoe próbowała wyobrazić sobie Antona, który po prostu jest sobą". Nic więcej nie
powiedziała. Despota pozostawał despotą, niezależnie od tego, jak bardzo by się odprę-
żył.
Miejsce, do którego dojechali, było rajem położonym w zatoczce w kształcie pół-
księżyca. Zoe zdążyła dostrzec piaszczystą plażę, zanim ponownie skręcili i znalezli się
przed obiecaną wysoką bramą. Ale dlaczego ta brama tu stała, tego Zoe nie mogła pojąć,
bowiem wokół nie było żadnego płotu ani muru, a jedynie sosnowy las.
Wrota otworzyły się, a gdy przez nie wjechali, Zoe nie myślała już o płotach. Jej
oczom ukazała się piękna biała willa z błękitnym wykończeniem, kryta dachówką.
Rozejrzała się, zaciekawiona. Nie było tu śladu blichtru ani przepychu. Otaczające
sosny stanowiły majestatyczne tło dla zielonych trawników i domu.
Samochód zatrzymał się przed pomalowanymi na niebiesko drzwiami. Zoe zaczęła
odpinać fotelik brata, gdy nagle Toby przebudził się, jak gdyby instynktownie wyczuł, że
wielogodzinna podróż dobiegła końca. W jednej chwili zmienił się ze śpiącego aniołka w
głośno domagającego się uwagi brzdąca.
Zoe wzięła go na ręce i wygramoliła się z samochodu.
Kostas już stał na dużej ocienionej werandzie. Jego potężną sylwetkę ściskała
drobna kobieta o pucołowatej twarzy i lśniących brązowych oczach.
- To jest Anthea, gospodyni Antona... i moja mama - powiedział zachrypniętym
głosem twardziela, który mięknie przy pełnej uwielbienia matce. - A to thespinis Kanellis
i jej brat Toby - dokończył.
Jego mama wpatrywała się w Zoe z taką fascynacją, jak gdyby dziewczyna właśnie
spadła z Marsa.
- Piękne włosy - westchnęła. - Złociste jak słońce.
R
L
T
Nie wiedząc, jak zareagować bez oblewania się rumieńcem, Zoe odetchnęła z ulgą,
gdy Toby rozpłakał się jeszcze głośniej i znalazł się w centrum uwagi. Anthea wprowa-
dziła gości do środka, a potem na piętro. Kostas pospieszył za nimi z bagażami.
Zoe znalazła się w ładnym pokoju, do którego przez białe firanki wlewało się
słońce. Pośrodku stało duże dziecięce łóżeczko, tuż obok - inne meble dla niemowlęcia.
Dostrzegła niewielką lodówkę, na której stał czajnik elektryczny, a następnie staromodny
fotel bujany przy oknie. Przed małą niebieską kanapą stał telewizor. Było jasne, że pokój
został w pośpiechu przemeblowany na przyjęcie małego dziecka. Zoe mimo woli poczuła
wdzięczność. Wyglądało na to, że Anton starał się jak mógł, by upodobnić pokój do jej
londyńskiej kuchni.
Podeszła do nich ładna, ciemnowłosa dziewczyna o wzroście dwunastolatki. Ob-
darzyła Zoe nieśmiałym uśmiechem, a płaczącego chłopca - łagodnymi słowami pocie-
szenia.
- To moja siostra, Martha - powiedział Kostas. - Jest starsza, niż wygląda. Pomoże
pani przy bracie.
Zoe już miała go zapewnić, że poradzi sobie sama, ale powstrzymała się, widząc
zapał na twarzy Marthy. Zanim się obejrzała, płaczący kłębek znalazł się w zręcznych
ramionach dziewczyny.
Dwie następne godziny minęły jej niczym w transie. Zoe i Martha starały się
wspólnie utulić niemowlę, które jak co wieczór przechodziło fazę niepokoju. Było już po
ósmej, gdy Anthea zaprowadziła ją do sypialni oddzielonej podestem schodów od poko-
iku Toby'ego.
Pastelowy błękit ścian pokoju kontrastował z ciężkimi, ciemnymi meblami.
- Wykonane ręcznie tu, na Talii - poinformowała z dumą gospodyni. - Anton ku-
puje wyroby lokalnych rzemieślników, gdy tylko może.
Chodzący ideał z tego mężczyzny, pomyślała Zoe. Podeszła do okna, za którym
panowała nieprzenikniona ciemność. Zastanawiała się, gdzie teraz jest Anton. Może za-
szył się już w Atenach, szczęśliwy, że uciekł od jej pretensji?
Martha zaprowadziła ją do przylegającej do sypialni łazienki, pokazała, gdzie zna-
lezć przybory kąpielowe i ręczniki. Chwilę pózniej Zoe otworzyła inne drzwi, znajdujące
R
L
T
się obok tych prowadzących do łazienki. Domyśliła się, że to garderoba, ale na pewno
nie spodziewała się zobaczyć rzędów ubrań, których nigdy wcześniej nie widziała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
duszę. A ona była zdecydowana zachować swą duszę dla siebie!
Od kiedy opuścili lotnisko, jechali leśną drogą. Teraz las zaczął się przerzedzać, a
jej oczom ukazały się zalane popołudniowym słońcem zielone łąki oraz oliwne i owoco-
we gaje. Morze było coraz bliżej. Na skrzyżowaniu pierwszy samochód skręcił w lewo, a
oni w prawo; wyjechali na drogę ciągnącą się wzdłuż rzędu sosen, za którym rozciągała
się piaszczysta plaża. Na lśniącym morzu Zoe dostrzegła łódki - małe białe kropeczki - a
po przeciwnej stronie ulicy ze zdumieniem odkryła mały hotelik.
R
L
T
- Macie tu turystykę?
- Nie zniechęcamy turystów, ale od każdego gościa oczekujemy przestrzegania na-
szych zwyczajów.
- A jeśli się nie dostosują? Czyżby Anton wtrącał ich do lochów?
- Usuwa ich. Dzięki temu na wyspie nie ma przestępczości i samowoli. To jedyne
miejsce na świecie, gdzie Anton może się odprężyć i po prostu być sobą.
Zoe próbowała wyobrazić sobie Antona, który po prostu jest sobą". Nic więcej nie
powiedziała. Despota pozostawał despotą, niezależnie od tego, jak bardzo by się odprę-
żył.
Miejsce, do którego dojechali, było rajem położonym w zatoczce w kształcie pół-
księżyca. Zoe zdążyła dostrzec piaszczystą plażę, zanim ponownie skręcili i znalezli się
przed obiecaną wysoką bramą. Ale dlaczego ta brama tu stała, tego Zoe nie mogła pojąć,
bowiem wokół nie było żadnego płotu ani muru, a jedynie sosnowy las.
Wrota otworzyły się, a gdy przez nie wjechali, Zoe nie myślała już o płotach. Jej
oczom ukazała się piękna biała willa z błękitnym wykończeniem, kryta dachówką.
Rozejrzała się, zaciekawiona. Nie było tu śladu blichtru ani przepychu. Otaczające
sosny stanowiły majestatyczne tło dla zielonych trawników i domu.
Samochód zatrzymał się przed pomalowanymi na niebiesko drzwiami. Zoe zaczęła
odpinać fotelik brata, gdy nagle Toby przebudził się, jak gdyby instynktownie wyczuł, że
wielogodzinna podróż dobiegła końca. W jednej chwili zmienił się ze śpiącego aniołka w
głośno domagającego się uwagi brzdąca.
Zoe wzięła go na ręce i wygramoliła się z samochodu.
Kostas już stał na dużej ocienionej werandzie. Jego potężną sylwetkę ściskała
drobna kobieta o pucołowatej twarzy i lśniących brązowych oczach.
- To jest Anthea, gospodyni Antona... i moja mama - powiedział zachrypniętym
głosem twardziela, który mięknie przy pełnej uwielbienia matce. - A to thespinis Kanellis
i jej brat Toby - dokończył.
Jego mama wpatrywała się w Zoe z taką fascynacją, jak gdyby dziewczyna właśnie
spadła z Marsa.
- Piękne włosy - westchnęła. - Złociste jak słońce.
R
L
T
Nie wiedząc, jak zareagować bez oblewania się rumieńcem, Zoe odetchnęła z ulgą,
gdy Toby rozpłakał się jeszcze głośniej i znalazł się w centrum uwagi. Anthea wprowa-
dziła gości do środka, a potem na piętro. Kostas pospieszył za nimi z bagażami.
Zoe znalazła się w ładnym pokoju, do którego przez białe firanki wlewało się
słońce. Pośrodku stało duże dziecięce łóżeczko, tuż obok - inne meble dla niemowlęcia.
Dostrzegła niewielką lodówkę, na której stał czajnik elektryczny, a następnie staromodny
fotel bujany przy oknie. Przed małą niebieską kanapą stał telewizor. Było jasne, że pokój
został w pośpiechu przemeblowany na przyjęcie małego dziecka. Zoe mimo woli poczuła
wdzięczność. Wyglądało na to, że Anton starał się jak mógł, by upodobnić pokój do jej
londyńskiej kuchni.
Podeszła do nich ładna, ciemnowłosa dziewczyna o wzroście dwunastolatki. Ob-
darzyła Zoe nieśmiałym uśmiechem, a płaczącego chłopca - łagodnymi słowami pocie-
szenia.
- To moja siostra, Martha - powiedział Kostas. - Jest starsza, niż wygląda. Pomoże
pani przy bracie.
Zoe już miała go zapewnić, że poradzi sobie sama, ale powstrzymała się, widząc
zapał na twarzy Marthy. Zanim się obejrzała, płaczący kłębek znalazł się w zręcznych
ramionach dziewczyny.
Dwie następne godziny minęły jej niczym w transie. Zoe i Martha starały się
wspólnie utulić niemowlę, które jak co wieczór przechodziło fazę niepokoju. Było już po
ósmej, gdy Anthea zaprowadziła ją do sypialni oddzielonej podestem schodów od poko-
iku Toby'ego.
Pastelowy błękit ścian pokoju kontrastował z ciężkimi, ciemnymi meblami.
- Wykonane ręcznie tu, na Talii - poinformowała z dumą gospodyni. - Anton ku-
puje wyroby lokalnych rzemieślników, gdy tylko może.
Chodzący ideał z tego mężczyzny, pomyślała Zoe. Podeszła do okna, za którym
panowała nieprzenikniona ciemność. Zastanawiała się, gdzie teraz jest Anton. Może za-
szył się już w Atenach, szczęśliwy, że uciekł od jej pretensji?
Martha zaprowadziła ją do przylegającej do sypialni łazienki, pokazała, gdzie zna-
lezć przybory kąpielowe i ręczniki. Chwilę pózniej Zoe otworzyła inne drzwi, znajdujące
R
L
T
się obok tych prowadzących do łazienki. Domyśliła się, że to garderoba, ale na pewno
nie spodziewała się zobaczyć rzędów ubrań, których nigdy wcześniej nie widziała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]