[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Rio, muszę z nim pogadać. - Odstawiła talerz.
- Poradzisz sobie, jeśli pójdziemy na chwilę na
górę?
- Nie ma problemu. Po prostu jak wróci, będzie
musiał zmywać dwa razy szybciej.
196 Z NAKAZU SDU
Będę rzeczowa, obiecywała sobie Rachel, gdy
weszli na schody. BÄ™dÄ™ logiczna, bÄ™dÄ™ nad sobÄ… pa­
nować.
- Dobrze, Nick - rzekła, gdy zamknęli za sobą
drzwi. I to było wszystko, co zdążyła powiedzieć, bo
w tej samej sekundzie Nick obsypaÅ‚ jej twarz poca­
łunkami. - Przestań - wydusiła stłumionym głosem
i oparła ręce na jego ramionach.
- Tęskniłem za tobą. - Kiedy cofnęła się o krok,
Nick opuścił ręce. - Tak dawno już nie byliśmy sami.
- Och, Nick... Zrobiłam straszny błąd. Miałam
nadziejÄ™, że to siÄ™ samo rozwiąże. - Bezradnie opu­
ściła ręce. - Nie chcę ci sprawić przykrości.
- O czym mówisz?
- O mnie i o tobie. O tym, że uważasz nas za parę.
- OdwróciÅ‚a siÄ™, majÄ…c nadziejÄ™, że znajdzie wÅ‚aÅ›ci­
we słowa. - Próbowałam już raz ci to wytłumaczyć,
ale nic z tego nie wyszło. Widzisz, w pierwszej chwili
byłam zdziwiona, że myślisz o mnie... Och, teraz też
nie idzie mi lepiej.
- Dlaczego po prostu nie powiesz, o co ci chodzi?
- Zależy mi na tobie nie tylko jako kliencie, ale
jako człowieku.
- Mnie też na tobie zależy. -- W jego oczach poja­
wił się błysk, który znała aż nadto dobrze. Kiedy
zrobił krok w jej kierunku, podniosła ręce.
- Ale nie w ten sposób, Nick. Nie...
- Nie interesuję cię. - Jego twarz stężała.
Z NAKAZU SDU 197
- Ależ skąd. Interesujesz mnie, ale nie tak, jak byś
chciał.
- No, teraz rozumiem. - Starał się grać mocnego
i włożył kciuki do kieszeni spodni. - Uważasz, że
jestem za młody.
- To nie ma znaczenia. Powinno mieć, ale ty nie
jesteś typowym nastolatkiem. - Westchnęła głęboko,
przypomniawszy sobie jego pocałunki.
- A więc o co chodzi? Nie jestem w twoim typie?
W tej chwili był tak podobny do Zacka, że z trudem
powstrzymała uśmiech.
- Też nie to. - Było jej przykro, że go rani, ale nie
mogła postąpić inaczej. - Do ciebie czuję to, co do
moich braci. Nie chcesz tego, ale tylko tyle potrafiÄ™ ci
dać. - Chciała dotknąć jego ramienia, lecz bała się, że
strzÄ…Å›nie jej rÄ™kÄ™. - Przepraszam, że nie powiedzia­
łam ci tego kilka tygodni temu. Ale nie wiedziałam
jak.
- CzujÄ™ siÄ™ jak idiota.
- Nie myśl tak. - Mimo woli wyciągnęła do niego
ręce. - Nie ma powodu. Po prostu pociągałam cię,
więc pozwoliłeś sobie na szczerość. - Spróbowała się
uśmiechnąć. - Byłam zaskoczona i przestraszona, ale
pochlebiło mi to.
- Wolałbym, żebyś powiedziała, że cię kusiło.
- Może. Przez moment. Mam nadziejÄ™, że nie czu­
jesz do mnie żalu. Ja naprawdÄ™ chcÄ™ być twoim przy­
jacielem.
198 Z NAKAZU SDU
- Aha, więc to tak. - Musiał się z tym pogodzić.
WiedziaÅ‚ jednak, że trudno bÄ™dzie znalezć drugÄ… Ra­
chel. - W porzÄ…dku.
- Dobra. - Chciała go pocałować, ale doszła do
wniosku, że lepiej nie kusić losu. - Zawsze chciałam
mieć młodszego brata.
Osłupiał.
- Dlaczego?
- %7łebym mogła nim dyrygować. - Kiedy się
uśmiechnął, poczuła ulgę. - No, lepiej wracaj do
pracy.
Zeszli razem. Rachel była przeświadczona, że mają
już pewien etap za sobą. Została w kuchni przez kilka
minut. Nareszcie nie czuÅ‚a napiÄ™cia bijÄ…cego od Ni­
cka. Pózniej wyruszyła na poszukiwania Zacka.
- W biurze - powiedziaÅ‚ Pete z uÅ›miechem. - Po­
winnaś tam szybko iść.
- Dziękuję. - Zmieszała się, bo w barze wybuchł
śmiech. Kiedy się odwróciła, wszyscy mieli niewinne
miny. Zbyt niewinne, pomyślała, otwierając drzwi do
gabinetu Zacka.
ByÅ‚ tam, oczywiÅ›cie. I to nie sam. StaÅ‚ obok swoje­
go wielkiego biurka, a na jego szyi wisiała blondynka.
Rachel chÅ‚onęła tÄ™ scenÄ™ szeroko otwartymi ocza­
mi. Blondynka robiła wszystko, żeby go zdobyć.
Przyparła Zacka do biurka, on zaś daremnie usiłował
oderwać jej ręce od szyi. Na jego twarzy malowało się
pełne zdumienia zakłopotanie.
Z NAKAZU SDU 199
- SÅ‚uchaj, kochanie, doceniam twojÄ… propozycjÄ™.
NaprawdÄ™. Tylko że... - ZamilkÅ‚, gdy spojrzaÅ‚ w kie­
runku drzwi.
Ta mina jest jeszcze lepsza, pomyślała Rachel
z rozbawieniem. Ile w niej zaskoczenia, smutku i ża­
lu, a wszystko tak Å‚adnie zaprawione strachem.
- O Boże... - Udało mu się oderwać jedną rękę
blondynki od szyi, ale widocznie nie znał się na takich
kobietach.
- Przepraszam - powiedziała Rachel, z trudem
zachowując powagę. - Widzę, że przyszłam nie
w porÄ™.
- Cholera jasna! Nie zamykaj drzwi! -Jego oczy
rozszerzyły się, kiedy blondynka zalotnie uścisnęła
jego pośladki. - Rachel, nie wygłupiaj się!
- Co? - Rachel spojrzała w kierunku otwartych
drzwi, za którymi zebraÅ‚a siÄ™ grupka goÅ›ci. - SÅ‚uchaj­
cie, on mówi, że ja się wygłupiam! Oj, Zack, chyba
zaraz skręcę ci kark.
- Miej serce - jęknął. Blondynka z chichotem
szarpała mu sweter. - Pomóż mi się jej pozbyć. Jest
mocno wstawiona.
- Wydaje mi się, że taki duży, silny mężczyzna jak
ty powinien dać sobie radę sam.
- Ona się wije jak piskorz -jęknął znowu. - Babs,
puść mnie. Wezwę ci taksówkę.
Rachel westchnęła i zabraÅ‚a siÄ™ do dzieÅ‚a. Chwyci­
ła artystycznie ułożone loki blondynki i pociągnęła
200 Z NAKAZU SDU
z całej siły. Rozległ się wrzask. Przysunęła twarz do
jej twarzy.
- Kochanie, to nie twój teren.
- Nie widziaÅ‚am żadnych znaków. - Babs uÅ›miech­
nęła się do niej niewyraznie.
- Masz szczęście, że nie zobaczyłaś gwiazd przed
oczami. - Rachel pociągnęła krzyczącą dziewczynę
do drzwi. - Wychodzi się tędy.
- Ja się nią zajmę. - Lola chwyciła blondynkę
w pasie. - Chodz, kochanie. Nie wyglÄ…dasz dobrze.
- On jest taki przystojny - westchnęła Babs i dała
się zaprowadzić do toalety.
- ZadzwoÅ„ po taksówkÄ™! - krzyknÄ…Å‚ Zack. Obrzu­
cił rozbawionych klientów pełnym złości spojrzeniem
i zamknął drzwi. - Słuchaj, Rachel, to nie było to, co
myślisz.
- Tak? - Rachel postanowiła jeszcze przez chwilę
odgrywać komediÄ™. UsiadÅ‚a na krawÄ™dzi biurka i za­
łożyła nogę na nogę. - A co?
- Dobrze wiesz. - OdetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boko i machinal­
nie włożył ręce do kieszeni. - Wypiła trochę za dużo.
Przyszedłem, żeby wezwać taksówkę, a ona za mną.
- Rachel oglądała swoje paznokcie. - Rzuciła się na
mnie.
- Czy chcesz z tym wystąpić do sądu?
- Przestań. Ja próbowałem się... bronić.
- WidziaÅ‚am tÄ™ bataliÄ™. MiaÅ‚eÅ› szczęście, że wy­
szedłeś cało.
Z NAKAZU SDU 201
- Co miaÅ‚em robić? Znokautować jÄ… jednym cio­
sem? - Chodził od ściany do ściany. - Powiedziałem
jej, że mnie nie interesuje, ale nie dawała za wygraną.
- JesteÅ› taki sÅ‚odki - powiedziaÅ‚a, mrugajÄ…c za­
lotnie.
- Zmieszne - rzucił przez ramię. - Naprawdę
śmieszne. Zamierzasz rozegrać to do samego końca?
- Bingo! - Wzięła nóż do listów i zaczęła spraw­
dzać ostrze. - Jako obrońca chciałabym spytać, czy
paradowanie za barem w tych obcisłych czarnych
dżinsach...
- Nie paradujÄ™ za barem.
- W takim razie inaczej sformułuję pytanie. -
Kciukiem sprawdziła ostrość klingi. - Panie Mul-
doon, czy może mi pan powiedzieć, przypominam, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Odebrali mi wszystkie siÅ‚y, kiedy nauczyli mnie, że jestem nikim. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.