[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieraz zaleg"oÊci. CÃ³Ý to by"y za Êniadania przy wspólnym stoliku
w jego pokoju (mój zawsze by" obok), gdy rozmawialiÊmy, a rozma-
wiali, pa"aszujàc z apetytem a to jajka w szklance, a to chrupkie roga-
liki i bu"eczki, a to ÊwieÝutkà szyneczk´. Zasadniczà, warszawskà mo-
jà trasà by" pi´kny, sobie równego w Êwiecie chyba niemajàcy, Trakt
Królewski. Innà Warszaw´ pozna"am wyrywkowo tylko i nieco póê-
niej. To podczas jednej z tych bezkresnych niemal rozmów zapyta"am
wpó"doros"a juÝ wprost i odwaÝnie:
Czy ty si´ z Nelly oÝenisz?
Nie odpowiedzia" tak rzeczowo i spokojnie, Ýe zrozumia"am, iÝ
od dawna czeka" na to pytanie. Nie oÝeni´ si´. Obieca"em to Pam.
Nie chcia"a dla ciebie macochy. I Nelly jakoÊ to wyt"umaczy"em. Ale
ona u nas zostanie, bo mi potrzebna a po namyÊle dorzuci" i chyba
ja jej.
Innà, tà póêniej poznanà Warszawà, by" Grochów, a dla Êcis"oÊci Ka-
mionek. Samodzielnie jeÝdÝàc do domu, nocowa"am tam niekiedy
u pa’stwa Wegnerów. W Alejach Jerozolimskich tuÝ przy masywnej
sylwetce nowo wzniesionego, nowoczesnego gmachu BGK wsiada-
"am do czerwonego tramwaju nr 24 i przez most Poniatowskiego je-
cha"am a jecha"am bezkreÊnie d"ugo: na Pragie , na onÝe Grochów
i przez kocio"biastà jezdni´ do celu.
Celem by" niewysoki, ceglany dom, nieco cofni´ty w g"àb podwó-
rza, o Êcianach szczelnie pokrytych ciemnozielonym dzikim winem.
Wegnerów jakàÊ wspólnotà interesów po"àczonych, choç luêno, z Oj-
cem by"o trzech, a rodzina pochodzi"a z Nadrenii. Najstarszy, Ger-
hard, by" milkliwym, chudym i koÊcistym starym kawalerem. Miesz-
ka" na pi´terku, chodzi" latem czy zimà okutany w ogromny, kraciasty
szal z sutymi fr´dzlami i nie odzywa" si´ niemal wcale; Êredni, Got-
tlieb, oÝeni" si´ z Polkà i sam do cna spolonizowa" na Bogumi"a, a je-
dynemu synowi da" imi´ Stanis"aw. Najm"odszy wreszcie, Friedrich,
czyli Fryc, by" zgodnie z tradycjà rodzinnà ewangelikiem i w domu
-------
1
de rebus... ("ac.) o sprawach publicznych i róÝnych innych.
- 171 -
mówi" tylko po niemiecku, choç i polski zna" biegle. U niego to w"aÊnie
nocowa"am, gdy przed wyjazdem do domu coÊ jeszcze wypad"o mi
nazajutrz za"atwiç w Warszawie. W czyÊciutkim i jak pude"eczko wy-
sprzàtanym mieszkanku wita"a mnie Mariechen. Úona najm"odszego
z Wegnerów by"a autentycznà Szwabkà ze Szwabii i w Warszawie
czu"a si´ bardzo êle. W zawodzie swoim a by"a z"otnikiem i niejeden
raz z dumà prezentowa"a mi swà majstersztuk´: ci´Ýki, misternie ple-
ciony z"oty "a’cuch wysadzany ametystami pracowaç nie mog"a, bo
z trudem ledwo kilka polskich s"ów zdo"a"a sobie przyswoiç. Cierpia-
"a teÝ z racji mieszkajàcej w sàsiedztwie szwagierki, co dzie’ obrzuca-
jàcej jà wyzwiskami, które nieodmiennie ko’czy"y si´ wrzaskliwà ra-
dà, Ýeby Szwabka do Szwabów si´ wreszcie wynios"a. Pop"akiwa"a
wi´c po kàtach, nia’czy"a ma"à córeczk´ Trudk´, a z czasem pochoro-
wa"a si´ tak ci´Ýko na nostalgi´, Ýe zn´kany Fryc zabra" jà z dzieckiem
i na dobre wyw´drowa" do szwabskich swoich teÊciów jeszcze przed
olimpijskim 1936 rokiem.
Ale czas juÝ zako’czyç wàtek Nelly.
Biedna Nelly. Stara"a si´ rzetelnie sprostaç swemu zadaniu, czy te-
mu, co sobie jako zadanie wyobraÝa"a, a wynika"y z tego coraz gorsze
nieporozumienia. Od pierwszego juÝ zetkni´cia przy którym spre-
zentowa"a mi par´ bliêniaczek lalek (lalek!) w Êlicznym, ceratowym
wózku z poÊcielà i ca"ym pud"em w"asnor´cznie przez nià jak zwy-
kle nienagannie uszytej, haftowanej, szyde"kowanej i na drutach ro-
bionej wyprawki.
Potem g"´boka niezgoda z racji Babci.
Z kolei Nelly szowinistka natrzàsajàca si´ z polskich tradycji, po-
traw, obyczajów. Otrzàsa"a si´ ze wstr´tu, gdy nieco przekornie
pod niebiosa wynosi"am smak i wszelkie inne zalety naszych barsz-
czy, Ýurków czy kapuÊniaków. O karpiu na wili´ ani s"yszeç nie chcia-
"a, bo obyczaj niemiecki karpia jeÊç kaÝe w sylwestra. Papierowe i wy-
dmuszkowe ozdoby dawno znik"y z choinki po"yskiwa"a tylko kup-
nymi cackami. Dzielenie si´ op"atkiem, Êwi´cone do koÊcio"a noszone,
rezurekcja cÃ³Ý to za barbarzy’skie obyczaje! A procesje! A kult Êwi´-
tych!
Nelly ewangeliczka (jak twierdzi"a, bo do koÊcio"a w najwi´ksze
nawet Êwi´ta nie chodzi"a) wyszydza"a wreszcie teÝ i mój owalny,
ci´Ýki, na jasnoniebieskiej wstàÝce z szyi zwisajàcy srebrny medal So-
- 172 - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl chiara76.opx.pl
nieraz zaleg"oÊci. CÃ³Ý to by"y za Êniadania przy wspólnym stoliku
w jego pokoju (mój zawsze by" obok), gdy rozmawialiÊmy, a rozma-
wiali, pa"aszujàc z apetytem a to jajka w szklance, a to chrupkie roga-
liki i bu"eczki, a to ÊwieÝutkà szyneczk´. Zasadniczà, warszawskà mo-
jà trasà by" pi´kny, sobie równego w Êwiecie chyba niemajàcy, Trakt
Królewski. Innà Warszaw´ pozna"am wyrywkowo tylko i nieco póê-
niej. To podczas jednej z tych bezkresnych niemal rozmów zapyta"am
wpó"doros"a juÝ wprost i odwaÝnie:
Czy ty si´ z Nelly oÝenisz?
Nie odpowiedzia" tak rzeczowo i spokojnie, Ýe zrozumia"am, iÝ
od dawna czeka" na to pytanie. Nie oÝeni´ si´. Obieca"em to Pam.
Nie chcia"a dla ciebie macochy. I Nelly jakoÊ to wyt"umaczy"em. Ale
ona u nas zostanie, bo mi potrzebna a po namyÊle dorzuci" i chyba
ja jej.
Innà, tà póêniej poznanà Warszawà, by" Grochów, a dla Êcis"oÊci Ka-
mionek. Samodzielnie jeÝdÝàc do domu, nocowa"am tam niekiedy
u pa’stwa Wegnerów. W Alejach Jerozolimskich tuÝ przy masywnej
sylwetce nowo wzniesionego, nowoczesnego gmachu BGK wsiada-
"am do czerwonego tramwaju nr 24 i przez most Poniatowskiego je-
cha"am a jecha"am bezkreÊnie d"ugo: na Pragie , na onÝe Grochów
i przez kocio"biastà jezdni´ do celu.
Celem by" niewysoki, ceglany dom, nieco cofni´ty w g"àb podwó-
rza, o Êcianach szczelnie pokrytych ciemnozielonym dzikim winem.
Wegnerów jakàÊ wspólnotà interesów po"àczonych, choç luêno, z Oj-
cem by"o trzech, a rodzina pochodzi"a z Nadrenii. Najstarszy, Ger-
hard, by" milkliwym, chudym i koÊcistym starym kawalerem. Miesz-
ka" na pi´terku, chodzi" latem czy zimà okutany w ogromny, kraciasty
szal z sutymi fr´dzlami i nie odzywa" si´ niemal wcale; Êredni, Got-
tlieb, oÝeni" si´ z Polkà i sam do cna spolonizowa" na Bogumi"a, a je-
dynemu synowi da" imi´ Stanis"aw. Najm"odszy wreszcie, Friedrich,
czyli Fryc, by" zgodnie z tradycjà rodzinnà ewangelikiem i w domu
-------
1
de rebus... ("ac.) o sprawach publicznych i róÝnych innych.
- 171 -
mówi" tylko po niemiecku, choç i polski zna" biegle. U niego to w"aÊnie
nocowa"am, gdy przed wyjazdem do domu coÊ jeszcze wypad"o mi
nazajutrz za"atwiç w Warszawie. W czyÊciutkim i jak pude"eczko wy-
sprzàtanym mieszkanku wita"a mnie Mariechen. Úona najm"odszego
z Wegnerów by"a autentycznà Szwabkà ze Szwabii i w Warszawie
czu"a si´ bardzo êle. W zawodzie swoim a by"a z"otnikiem i niejeden
raz z dumà prezentowa"a mi swà majstersztuk´: ci´Ýki, misternie ple-
ciony z"oty "a’cuch wysadzany ametystami pracowaç nie mog"a, bo
z trudem ledwo kilka polskich s"ów zdo"a"a sobie przyswoiç. Cierpia-
"a teÝ z racji mieszkajàcej w sàsiedztwie szwagierki, co dzie’ obrzuca-
jàcej jà wyzwiskami, które nieodmiennie ko’czy"y si´ wrzaskliwà ra-
dà, Ýeby Szwabka do Szwabów si´ wreszcie wynios"a. Pop"akiwa"a
wi´c po kàtach, nia’czy"a ma"à córeczk´ Trudk´, a z czasem pochoro-
wa"a si´ tak ci´Ýko na nostalgi´, Ýe zn´kany Fryc zabra" jà z dzieckiem
i na dobre wyw´drowa" do szwabskich swoich teÊciów jeszcze przed
olimpijskim 1936 rokiem.
Ale czas juÝ zako’czyç wàtek Nelly.
Biedna Nelly. Stara"a si´ rzetelnie sprostaç swemu zadaniu, czy te-
mu, co sobie jako zadanie wyobraÝa"a, a wynika"y z tego coraz gorsze
nieporozumienia. Od pierwszego juÝ zetkni´cia przy którym spre-
zentowa"a mi par´ bliêniaczek lalek (lalek!) w Êlicznym, ceratowym
wózku z poÊcielà i ca"ym pud"em w"asnor´cznie przez nià jak zwy-
kle nienagannie uszytej, haftowanej, szyde"kowanej i na drutach ro-
bionej wyprawki.
Potem g"´boka niezgoda z racji Babci.
Z kolei Nelly szowinistka natrzàsajàca si´ z polskich tradycji, po-
traw, obyczajów. Otrzàsa"a si´ ze wstr´tu, gdy nieco przekornie
pod niebiosa wynosi"am smak i wszelkie inne zalety naszych barsz-
czy, Ýurków czy kapuÊniaków. O karpiu na wili´ ani s"yszeç nie chcia-
"a, bo obyczaj niemiecki karpia jeÊç kaÝe w sylwestra. Papierowe i wy-
dmuszkowe ozdoby dawno znik"y z choinki po"yskiwa"a tylko kup-
nymi cackami. Dzielenie si´ op"atkiem, Êwi´cone do koÊcio"a noszone,
rezurekcja cÃ³Ý to za barbarzy’skie obyczaje! A procesje! A kult Êwi´-
tych!
Nelly ewangeliczka (jak twierdzi"a, bo do koÊcio"a w najwi´ksze
nawet Êwi´ta nie chodzi"a) wyszydza"a wreszcie teÝ i mój owalny,
ci´Ýki, na jasnoniebieskiej wstàÝce z szyi zwisajàcy srebrny medal So-
- 172 - [ Pobierz całość w formacie PDF ]